- Boże, ile ja spałam? - mruknęłam sama do siebie i odłożyłam telefon, a następnie poczłapałam do łazienki odświeżyć się trochę. Wzięłam szybki zimny prysznic i wykonałam resztę tych samych czynności co każdego dnia, po obudzeniu się. Ubrana zeszłam na dół. W domu panowała cisza, przerażająca cisza. Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam pełno pustych butelek, porozwalane chipsy, zbity wazon, dwie rozerwane poduszki i pełno piór i waty. Jednym słowem, salon wyglądał jak chlew, chociaż świnie by się obraziły, bo one nawet w takim syfie nie mieszkają.
Zrezygnowana poszłam do kuchni w poszukiwaniu aspiryny. Od razu wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą. Nie chciało mi się zbytnio jeść, więc postanowiłam ogarnąć ten syf w salonie. Zaczęłam od powywalania pustych butelek.
Nie minęły dwie godziny, a wszystko było posprzątane. Wzięłam wszystkie worki i ruszyłam wyrzucić śmieci, a że dziś była niedziela to musiałam iść do kontenerów na drugą ulicę. Oczywiście zabrałam ze sobą Fox'a, no bo kto go wyprowadzi skoro wszyscy jeszcze śpią.
- Dzień dobry, kochanie - usłyszałam nad uchem ten znienawidzony głos, a następnie poczułam ręce na swojej tali. Fox momentalnie zaczął szczekać, a mi stanęło serce.
- Zostaw mnie - warknęłam próbując ukryć swój drżący głos.
- Czyżbyś się mnie bała? - szepnął wrednie, a jego ręce zaczęły jeździć po moim brzuchu szukając wejścia pod bluzkę. Gwałtownie się odsunęłam i zobaczyłam Luck'a.
- Nigdy - warknęłam pewniej, a on przycisnął mnie do pobliskiego muru.
- Pociągasz mnie, skarbie - sapnął i zaczął całować mnie po szyi. Zaczęłam się szarpać, ale on przycisnął mnie jeszcze bardziej.
- Puść mnie! - warknęłam i zaczęłam się szarpać.
- I stracić taką okazję? Nigdy. -zaśmiał się kpiarsko, a jego ręce zaczęły jeździć po moich pośladkach i pod moją bluzką. Jego chłodne wargi dotykały mojej szyi i dekoltu, a szorstkie dłonie błądziły po moim ciele. Wykorzystałam moment jego nie uwagi i odepchnęłam od siebie. Szybko wzięłam Fox'a na ręce i zaczęłam biec. Usłyszałam tylko głośny krzyk.
- I tak dostanę to czego chcę!
Jak opętana wpadłam do domu. Dysząc zjechałam po drzwiach, a po moim policzku spłynęła łza, a za nią zaraz kolejna. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
- Nigdy się go nie pozbędę - szlochałam żałując, że żyję.
Po jakiś dziesięciu minutach wróciłam do kuchni. Nalałam Fox'owi wody do miski i wzięłam się za śniadanie. Zrobiłam sobie dwie kanapki, ale po jednym gryzie odechciało mi się jeść. Po chwili w kuchni stanęła Halston.
- Hej - mruknęła. - Długo nie śpisz?
- Jakieś cztery godziny - mruknęłam patrząc na zegarek, który wskazywał 7:00pm.
- Ale widziałam, że ogarnęłaś salon,ale czy tam przypadkiem nie brakuje wazonu?
- Tak. Brakuje - zaśmiałam się.
- Chłopcy?
- Chłopcy.
- Mogę cos ci powiedzieć? - spytała nagle.
- Pewnie.
- Ale to tajemnica, jak na razie.
- Okay - uśmiechnęłam się.
- Ja i James zaręczyliśmy się - gdy to powiedziała momentalnie moje oczy się powiększyły. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Ona i James. Nie. To nie możliwe. Chyba, że... Przecież on nie jest aż tak głupi, żeby iść po pierwszym spotkaniu z dziewczyną do łóżka. Nie, no jest, ale... To nie może być prawdą. Nie może. Nie przeżyję tego.
- Hej, Vivi? - Halston pomachała mi ręką przed twarzą.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Wszystko gra? - spytała.
- Tak, tak - mruknęłam i wyszłam z kuchni. Od razu wzięłam Fox'a i poszłam z nim na spacer. Zadzwoniłam po Vanessę. Spotkałyśmy się w parku. Musiałam z kimś pogadać. Musiałam.
Oczami Jamesa
- Hej, misiek - pocałowałem swoją narzeczoną. - Jak się spało?
- A dobrze - zarzuciła mi ręce na szyję. - Powiemy im dzisiaj?
- Jeśli chcesz to tak - uśmiechnąłem się.
- Kocham Cię - pocałowała mi krótko.
- Ja ciebie też - już miałem złożyć na jej delikatnych ustach pocałunek, kiedy do kuchni weszła cała reszta. Szybko się od siebie odsunęliśmy i udawaliśmy, że nic się nie stało.
- A wam co? - zdziwił się Kendall i zaczął robić sobie śniadanie.
- Nie nic - mruknąłem i zrobiłem sobie kawę.
Po śniadaniu chciałem pogadać z Vivienne, ale nie mogłem jej znaleźć. Musiałem poczekać, aż wróci. Innego wyjścia nie miałem.
~*~
Wybaczcie, że taki krótki, ale wena jakoś mnie opuściła i jak na razie nie zamierza wrócić, więc nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział. ;/
Sorki ;/
Zrezygnowana poszłam do kuchni w poszukiwaniu aspiryny. Od razu wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą. Nie chciało mi się zbytnio jeść, więc postanowiłam ogarnąć ten syf w salonie. Zaczęłam od powywalania pustych butelek.
Nie minęły dwie godziny, a wszystko było posprzątane. Wzięłam wszystkie worki i ruszyłam wyrzucić śmieci, a że dziś była niedziela to musiałam iść do kontenerów na drugą ulicę. Oczywiście zabrałam ze sobą Fox'a, no bo kto go wyprowadzi skoro wszyscy jeszcze śpią.
- Dzień dobry, kochanie - usłyszałam nad uchem ten znienawidzony głos, a następnie poczułam ręce na swojej tali. Fox momentalnie zaczął szczekać, a mi stanęło serce.
- Zostaw mnie - warknęłam próbując ukryć swój drżący głos.
- Czyżbyś się mnie bała? - szepnął wrednie, a jego ręce zaczęły jeździć po moim brzuchu szukając wejścia pod bluzkę. Gwałtownie się odsunęłam i zobaczyłam Luck'a.
- Nigdy - warknęłam pewniej, a on przycisnął mnie do pobliskiego muru.
- Pociągasz mnie, skarbie - sapnął i zaczął całować mnie po szyi. Zaczęłam się szarpać, ale on przycisnął mnie jeszcze bardziej.
- Puść mnie! - warknęłam i zaczęłam się szarpać.
- I stracić taką okazję? Nigdy. -zaśmiał się kpiarsko, a jego ręce zaczęły jeździć po moich pośladkach i pod moją bluzką. Jego chłodne wargi dotykały mojej szyi i dekoltu, a szorstkie dłonie błądziły po moim ciele. Wykorzystałam moment jego nie uwagi i odepchnęłam od siebie. Szybko wzięłam Fox'a na ręce i zaczęłam biec. Usłyszałam tylko głośny krzyk.
- I tak dostanę to czego chcę!
Jak opętana wpadłam do domu. Dysząc zjechałam po drzwiach, a po moim policzku spłynęła łza, a za nią zaraz kolejna. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
- Nigdy się go nie pozbędę - szlochałam żałując, że żyję.
Po jakiś dziesięciu minutach wróciłam do kuchni. Nalałam Fox'owi wody do miski i wzięłam się za śniadanie. Zrobiłam sobie dwie kanapki, ale po jednym gryzie odechciało mi się jeść. Po chwili w kuchni stanęła Halston.
- Hej - mruknęła. - Długo nie śpisz?
- Jakieś cztery godziny - mruknęłam patrząc na zegarek, który wskazywał 7:00pm.
- Ale widziałam, że ogarnęłaś salon,ale czy tam przypadkiem nie brakuje wazonu?
- Tak. Brakuje - zaśmiałam się.
- Chłopcy?
- Chłopcy.
- Mogę cos ci powiedzieć? - spytała nagle.
- Pewnie.
- Ale to tajemnica, jak na razie.
- Okay - uśmiechnęłam się.
- Ja i James zaręczyliśmy się - gdy to powiedziała momentalnie moje oczy się powiększyły. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Ona i James. Nie. To nie możliwe. Chyba, że... Przecież on nie jest aż tak głupi, żeby iść po pierwszym spotkaniu z dziewczyną do łóżka. Nie, no jest, ale... To nie może być prawdą. Nie może. Nie przeżyję tego.
- Hej, Vivi? - Halston pomachała mi ręką przed twarzą.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Wszystko gra? - spytała.
- Tak, tak - mruknęłam i wyszłam z kuchni. Od razu wzięłam Fox'a i poszłam z nim na spacer. Zadzwoniłam po Vanessę. Spotkałyśmy się w parku. Musiałam z kimś pogadać. Musiałam.
Oczami Jamesa
- Hej, misiek - pocałowałem swoją narzeczoną. - Jak się spało?
- A dobrze - zarzuciła mi ręce na szyję. - Powiemy im dzisiaj?
- Jeśli chcesz to tak - uśmiechnąłem się.
- Kocham Cię - pocałowała mi krótko.
- Ja ciebie też - już miałem złożyć na jej delikatnych ustach pocałunek, kiedy do kuchni weszła cała reszta. Szybko się od siebie odsunęliśmy i udawaliśmy, że nic się nie stało.
- A wam co? - zdziwił się Kendall i zaczął robić sobie śniadanie.
- Nie nic - mruknąłem i zrobiłem sobie kawę.
Po śniadaniu chciałem pogadać z Vivienne, ale nie mogłem jej znaleźć. Musiałem poczekać, aż wróci. Innego wyjścia nie miałem.
~*~
Wybaczcie, że taki krótki, ale wena jakoś mnie opuściła i jak na razie nie zamierza wrócić, więc nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział. ;/
Sorki ;/