piątek, 23 sierpnia 2013

127 " (...) Jasne, jutro? (...) "

Hej ;p Tak, tak., Wiem, że za ten rozdział wszystkie Maslowerki mnie znienawidzą do końca, no ale cóż... :D W końcu kochacie mnie za te zmiany w związkach i brutalność:D Na razie cierpi tylko James, ale nie martwcie się ;p Pozostali też do niego dołączą ;d 

Miłego czytania ;*

 ... Ręce Jamesa zaczęły błądzić po moich plecach i wchodzić pod koszulkę. Poczułam jego ręce na swoich plecach. Co chwila zahaczał o zapięcie od mojego stanika. Przeszedł mnie dreszcz, zupełnie jak kiedyś. Kiedy Maslow już miał dobrać się do górnej części mojej bielizny, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Nie odbieraj - mruknął szatyn i wrócił do pocałunku.
 Odsunęłam się od niego i odebrałam połączenie od Roberto.
 - Hej mała - uśmiechnął się. - Masz czas by spędzić ze mną dzień?
 - Jasne, jutro? - zapytałam.
 - Ok, będę w Los Angeles o 3:00 pm.
 - To będę czekać na ciebie na lotnisku, ok?
 - Ok. Do zobaczenia - uśmiechnął się.
 - Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Jamesa. Miał minę, która nie wróżyła nic dobrego.
 - Czyli nie dokończymy tego co zaczęliśmy? - mruknął wściekły.
 - Pamiętaj, że nie jesteśmy razem - warknęłam.
 - I tylko to? - prychnął.
 - Liczyłeś, że po tym jak mnie potraktowałeś będę uprawiała z tobą seks? I w dodatku, że nie jesteśmy razem? James zacznij myśleć racjonalnie. Masz dziewczynę, więc zajmuj się nią, a nie mną - warknęłam.
 - Ale ja wolę ciebie - mruknął podszedł do mnie i przycisnął do ściany.
 - Puść mnie - warknęłam i zaczęłam się szarpać.
 - Nie bój się, kochanie - mruknął i zaczął gładzić mnie po policzku. Tak jakby mój sprzeciw go nakręcał. Zaczął mnie dotykać po całym ciele. Niby robił to delikatnie  ale ja tego nie chciałam. Odepchnęłam go i wtedy zobaczyłam, że jest totalnie piany. Kiedy znów chciał się do mnie zbliżyć spoliczkowałam go, a on z podwójną siłą oddał mi. Z bólu zaczęłam płakać. Czułam jak mój policzek mnie piecze, tak jakby ktoś mi odrywał skórę,tak jakby przykładano do niego rozrzażony metal. Spojrzałam na niego spod włosów i zobaczyłam wściekłość w jego oczach. Znam go tyle czasu, ale nigdy nie widziałam czegoś takiego. Szatyn znów zaczął do mnie podchodzić zaciskając pięści. Jedyne co poczułam to tylko kopnięcie w brzuch i kolejny cios w twarz. Po tym już nie funkcjonowałam. Nie wiedziałam zbytnio co się dzieje, powoli traciłam przytomność.



 Obudziłam się na podłodze w tym samym pomieszczeniu, gdzie byłam wczoraj. Rozejrzałam się gwałtownie w poszukiwaniu Maslowa, ale go nie znalazłam... na szczęście. Chciałam się podnieść i wtedy poczułam okropny ból brzucha i pieczenie prawego policzka. Lekko do dotknęłam i syknęłam z bólu. Po raz pierwszy od zmiany Jacka poczułam tak straszny ból. Chciałam, żeby to był zły sen i, żebym zaraz obudziła się w swoim cieplutkim łóżku, ale jednak nie był...
 Podniosłam się i podeszłam do drzwi. Delikatnie nacisnęłam klamkę, a one ustąpiły. Pp cichu wyszłam i delikatnie zamknęłam je z powrotem. Powoli przemieszczałam się do łazienki, w której się zakluczyłam ze strachu. Bałam się, że sytuacja z wczoraj się powtórzy, a tego nie chciałam. Obmyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Mój policzek był cały czerwony. Przejechałam opuszkami palców po czerwonej skórze i poczułam okropne pieczenie. Szybko zabrałam rękę i spojrzałam na przykryty brzuch. Bałam się unieś bluzkę. W końcu mój policzek był zmasakrowany, a co dopiero brzuch. Cała się zaczęłam trząść  Powoli zaczęłam unosić moją bluzkę, a wtedy ukazał się kawałek mojego ciała. Myliłam się. Nie wyglądał najgorzej. Kilka siniaków i tylko tyle. Odetchnęłam z ulgą. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam szykować sobie gorącą kąpiel.  Powoli ściągałam każdy fragment mojego stroju, sprawdzając przy tym pozostałe część mojego ciała. Jednak najbardziej ucierpiał mój policzek i brzuch. Powoli zanurzyłam się w ciepłej wodzie i odetchnęłam z ulgą. Czułam tak jakby obmywała moje ciało z wszystkiego co złe. Każdy najmniejszy centymetr mojej skóry został zalany wodą. Był mokry i czysty.
 Wzięłam głęboki oddech i zanurzyłam się cała w wannie. Kiedy się wynurzyłam poczułam ulgę i oczyszczenie.
 Jeszcze jakieś dziesięć minut siedziałam w wannie rozkoszując się wolnością i błogością. Następnie wyszłam owinięta w ręcznik do swojego pokoju, który zaraz po wejściu zakluczyłam na każdy możliwy sposób i wzięłam się za maskowanie mojego policzka. Zajęło mi to sporo czasu. Włosy rozpuściłam i ubrałam się w jeansy i za dużą koszulkę. Zadowolona wzięłam komórkę i okulary przeciwsłoneczne, a następnie zeszłam na dół.
 - Hej - przywitałam się z przyjaciółmi jedzącymi śniadanie. - O czym tak zawzięcie dyskutujecie?
 - Słyszałaś wczoraj może wieczorem jakieś krzyki i hałasy? - zapytał mnie Logan. Przeraziłam się. A jeśli on wszystko to słyszał? Co teraz? Przecież to niemożliwe, prawda?
 - Niby jakie? - zapytałam obojętnie i porwałam Carlosowi kanapkę.
 - Tak jakby ktoś kogoś bił - powiedział Kendall.
 - Straszenie bił - dodała Meg.
 - Bez litości - powiedziała Christina i wzięła łyka soku.
 - Nie, a wy coś słyszeliście? - czy James,aż tak mnie sponiewierał?
 - Tak, i to nie mało - dodał Pena i zaczął jeść drugą kanapkę.
 - Pewnie wam się przyśniło - machnęłam ręką dopijając sok.
 - Wszystkim? - zapytał Henderson.
 - Albo to albo ja spałam jak zabita - wzruszyłam ramionami. - Dobra ja uciekam, pa.
 Szybko poszłam założyć czerwone conversy i wyszłam z domu. Mam nadzieję, że nic nie podejrzewają, pomyślałam.


Oczami Victorii

Kiedy Vivienne wyszła spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. A do kuchni wszedł James. Było widać, że wczoraj się strasznie schlał. Miał podkrążone oczy i czuprynę jak Chopin.
 - Siema - mruknął niemrawo. Nalał sobie kawy i usiadł przy barze.
 - A ty gdzie się tak upiłeś? - zapytał Logan.
 - Co? Nigdzie - mruknął, a do kuchni weszła Katniss z walizką.
 - Po co ci ta walizka? - zapytałam.
 - Wracam do domu - wzruszyła ramionami. - Bo jakiś dupek mnie nie kocha! - wrzasnęła prosto w twarz Jamesa i czekała na jego reakcję. Z resztą jak my wszyscy. Ten tylko wykrzywił twarz w grymasie i mruknął:
- Nie drzyj się. Głowa mnie boli - ta oburzona wyszła trzaskając drzwiami. - No co? 
- Nie, nic - powiedzieliśmy równo, na co chciało mi się śmiać z naszej zgodności. 
- Ej, a gdzie Vivienne?  zapytał. 
- Poszła na miasto. Mówiła, że musi coś załatwić - powiedział Carlos i wstał.
- Fajnie - mruknął i poszedł z powrotem na górę, zabierając wcześniej szklankę soku. 
- Okay, o co tu chodzi? - zapytałam opadając na krzesło. 
- Ja nie ogarniam, ale idę na sesję zdjęciową z panią Droke - powiedział Carlos wstając. 
- Chwila, ale jaką sesję? - zapytała Christi.
 - Mam zastąpić kolegę do wieczora - cmoknął ją w policzek.
 - Jadę z tobą - powiedziała pewnie.
 - Nie. Zostajesz. Przecież poradzę sobie - uśmiechnął się i wyszedł.
 - Może nawet za bardzo sobie poradziesz - mruknęła i wbiła swój wzrok w kubek.z kawą.
 - Co powiecie na dzień nad basenem? - zapytałam. - Jest piękna pogoda.
 - Okay, idę po Jamesa - powiedział Logan i wyszedł krzycząc. - Tej! Chopin! Idziesz z nami do basenu?! 
 - Zastanowię się! 
 - No to idziemy się przebrać - powiedziałam i razem z Meg zaciągnęłam Christi do góry. Złożyłyśmy stroje i już po chwili opalałyśmy się. 



 Oczami Vivienne



Siedziałam w Coffe-mix i czekałam na blondynke. Nie minęło dziesięć minut, a przyszła.
 - Hej - przywitała się ze mną. - Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam się wyrwać.
 - Spoko - uśmiechnęłam się. - Chcesz coś?
 - Kawę - uśmiechnęła się. Zawołałam kelnerke.
 - Poproszę dwie kawy z mlekiem - uśmiechnęłam się, a ona odeszła.
 - Więc? Dlaczego chciałaś się spotkać? - zapytała.
 - Pogadać. Nie można zaprosić przyjaciółki z dzieciństwa na kawę?
 - Vivienne. Nie urodziłam się wczoraj - zaśmiała się. - Czegóż pragniesz od mojej skromnej osoby?
 - Skromnej? Jesteś znana w  całym USA. Gdzie nie spojrzeć tan Halston Sage - zaśmiałam się.
 - A o tobie to nie głośno?
 - Dobra - zaśmiałam się. - Jesteśmy skromnymi gwiazdami.
 Zaśmiałyśmy się a kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
- Więc? Masz do mnie sprawę? - zapytała blondynka popijając kawę.
 - Wiesz, że BTR musi wrócić na szczyt?
 - Tak, ale co ja mam do tego?
 - Otóż. Pomożesz mi w tym - wyszczerzyłam się.
 - Ale jak? - zdziwiła się.
 - Zobaczysz, ale się zgadzasz? - upewniałam się.
 - Jeśli to ma im pomóc to owszem - uśmiechnęła się.
 - To chodź - powiedziałam i położyłam 20$ na stoliku i wyciągnęłam Sage z kawiarenki. Ruszyłyśmy w stronę domu.



Oczami Carlosa



- Carlos? - zapytała Samantha kiedy robiłem jej kolejne zdjęcie.
 - Tak?
 - Włączysz jakąś muzykę?
 - Jasne - uśmiechnąłem się i włączyłem coś z jej laptopa.
- A dlaczego ty robiesz mi tą sesję?
-Ponieważ nasz wspólny znajomy nie mógł. Weź się odwróć.
- Ale wiesz, że nasze sesje tak nie wyglądają? - zapytała.
- A jak?  - zapytałem i się wyprostowałem.
- Zamknij oczy - szepnęła, a ja wykonałem jej prośbę. Nagle poczułem jak zawiązuje mi ręce.
- A ty co robisz?  zapytałem i próbowałem rozerwać materiał, ale za mocno go związała.
- Szykuje naszą sesję - uśmiechnęła się i ściągnęła moją koszulę. A następnie zaczęła jeździć palcem po moim torsie
- Odwiąż mi ręce - warknąłem
- Po co? - szepnęła i mnie pocałowała. Szybko odwróciłem twarz.
- Bo mam dziewczynę - warknąłem.
- Aaa... to już inna sprawa - uśmiechnęła się i odpieła mój pasek.
- Odczep się - warknąłem i się odsunąłem. Ta podeszła do mnie i przycisnęła mnie do pobliskiej ściany. Zachaczyła moje związane ręce o jakiś haczyk nademna i kontynuuowała
- Skoro masz dziewczynę to będzie lepsza zabawa - uśmiechnęła się cwanie i wbiła w moje usta...



wtorek, 20 sierpnia 2013

Czy prawdziwa miłość przetrwa wszystko? cz.1

Hej ;* to jest moja kolejna jednorazówka, tym razem o Loganie ;d Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim Hendersonkom i nie tylko ;d
 Zapraszam <3333



 Dwa lata wcześniej





Przed chwilą odebrałam telefon z wojska. Mój ukochany został zabity. Mówił, że wróci, że weźmiemy ślub, że kupimy nowe auto, że będziemy mieli piękny dom, w którym wychowamy nasze wspólne dzieci. Po co mu pozwoliłam jechać na tą misję? Dlaczego dałam sobie wmówić, że będzie bezpieczeny? Po co mu uwierzyłam? Teraz nie ma go przy mnie... i już nigdy nie będzie.
Siedziałam  w salonie i płakałam. Z tęsknoty, pustki, złości, miłości... miałam takie mieszane uczucia. Byłam na siebie wściekła, że pozwoliłam mu jechać. Brakowało mi jego głosu i bliskości. Kochałam go i nie mogłam sobie wybaczyć, że pozwoliłam na coś takiego...


Teraz...

 - Kochanie, nie widziałaś mojej białej koszuli? - zapytał mój narzeczony wchodząc do kuchni.
 - A widziałam - zaśmiałam się. Tak, zawsze mu ją zabierałam. Tak ślicznie pachniała, Nim.
 - Wiem, że uwielbiasz mieć ją na sobie, ale... - zaczął odpinać guziki. - Muszę ci ją niestety zabrać.
 - A to niby dlaczego? - zaczęłam gładzić jego policzek.
 - Ponieważ spotykamy się dzisiaj z radą i chciałem ją założyć - dodał całując mnie po szyji i ściągając koszule.
 - I mam siedzieć w samej bieliźnie? - zapytałam podejrzliwie.
 - Powiedziałbym tak, ale nie powiem, bo nie możesz się przeziębić, tak jak i naszego malucha - powiedział i pocałował mój brzuch. Tak byłam w dziewiętnastym tygodniu ciąży.
 - To ja idę się ubrać, a ty dokończ śniadanie - pocałowałam go krótko i pobiegłam na górę założyć sukienkę, którą dostałam od niego na urodziny. Na mój widok uśmiechnął się i mnie przytulił.
 - Wiesz, że ślicznie wyglądasz? - zapytał patrząc mi w oczy.
 - Dziękuję - szepnęłam i się lekko zarumieniłam.
 - Wiesz co jest najlepsze na rumieńce? - zapytał i podprowadził mnie do stołu i posadził na krześle. - Świeży sok wyciskany przeze mnie i do tego moje kanapeczki i twoja sałateczka - pocałował mnie w policzek.
 - Logan.
 - Tak kwiatuszku? - zapytał pochylając się w moją stronę.
 - Kocham cię jak jakaś szesnastolatka - zaśmiałam się.
 - Ale jesteś tylko cztery lata starsza - zaśmiał się. - I wyglądasz jak szesnastolatka - skradł mi pocałunek i zaczął jeść.
 - Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
 Śniadanie minęło nam jak zwykle. Czyli dużo śmiechu i rozmowy, a także komplementów.
 - Obiecuję, że wrócę jak najszybciej - cmoknął mnie w policzek.
 - Jedź ostrożnie i się nie śpiesz - powiedziałam i go przytuliłam.
 - Tak jest skarbie - zaśmiał się i mnie krótko pocałował, a następnie wsiadł do auta i odjechał machajac mi.
 Głośno westchnęłam i poszłam sprzątać po śniadaniu. Nie minęło dziesięć minut, a kuchnia liśniła się.
 - No, Viola, przeszłaś samą siebie - zaśmiałam się. - Teraz tylko ci pozostało ogarnąć dom i zrobić pranie.
 Szybko włączyłam pralkę pełną naszych ciuchów i wzięłam się za sprzątanie. Kiedy skończyłam, a pranie było poskładanie i gotowe do ułożenia zadzwonił telefon. Odebrałam go bez wahania i spokojnie. Nie sądziłam, że może to być początek powtórki z rozrywki.
 - Halo? - zapytałam.
 - Dzień dobry. Z tej strony Margaret Wilson pielęgniarka szpitala na Winterburn. Pański narzeczony jest u nas i... - nie pozwoliłam jej dokończyć tylko szybko zabrałam torebkę, kurtkę i kluczyki od mojego auta. Jechałam ze zwariowaną prędkością. Po jakiś dziesięciu minutach byłam pod szpitalem. Szybko podeszłam do recepcji.
 - Logan Henderson! Jest tutaj? - mówiłam przerażona.
 - O pani Violetta - podeszła do mnie jakaś pielęgniarka. - Ja panią wzywałam.
 - Co z Loganem? - zapytałam idąc za nią.
 - Miał bardzo poważny wypadek. Ma kilka złamań i poważnych ran. Głównie głowy - powiedziała i weszliśmy na jakąś salę. Szybko podbiegłam do łóżka, na którym leżał brunet.
 - Sakrbie - powiedziałam i zaczęłam  płakać.
 - Violetta - szepnął i spojrzał na mnie z trudem. - Samochód... on jest... zniszczony... totalnie...
 - Nie obchodzi mnie jakieś durne auto - powiedziałam i zaczęłam całować jego rękę.
 - Ale to był prezent... od ciebie.
 - Logan teraz ty jesteś najważniejszy. Samochód można zreperować albo kupić nowy. Ważne, że żyjesz.
 - Violetta, k... - nie dokończył, bo jego serce przestało bić. Zaczęłam jeszcze głośniej płakać, a lekarze go próbowali ratować.
 - Proszę stąd wyjść - powiedział lekarz.
 - Nie, ja muszę być przy nim - płakałam.
 - Margaret, zabierz ją stąd - powiedział, a kobieta zaczęła mnie prowadzić siłą do wyjścia.
 - Ja muszę tam być - szepnęłam, kiedy pielęgniarka  zamknęła mi drzwi przed nosem. - Muszę być przy nim...
 Siedziałam pod tą salą jak głupia i czekałam aż lekarz stamtąd wyjdzie. W tym czasie przyjechali wszyscy i zrobiło się ciemno na dworze. Po kolejnej godzinie zostałam sama z Kendallem. Kiedy na zegarach wybiła 11 pm lekarz wyszedł. Nie miał dobrej miny i ja też. W końcu był tam kilka godzin.
 - I co z Loganem? - poderwałam się z miejsca, kiedy drzwi ustąpiły.
 - Pański narzeczony ma krwiaka mózgu - powiedział. - I napękniętą czaszkę.
 - Co? To nie możliwe - złapałam się za głowę.
 - Przykro mi, naprawdę.
 - Ale to da się leczyć, prawda? - zapytał Schmidt.
 - Tak, owszem. Ale w tym przypadku jest potrzebna pani zgoda na operację.
 - Jasne, a jeśli się nie zgodzi? - zapytał blondyn.
 - Inaczej kwestią czasu jest śmierć pana Hendersona.
 - Co muszę podpisać? - zapytałam bez wahania.
 - Proszę za mną - powiedział mężczyzna w białym fartuchu i zaprowadził mnie do swojego gabinetu gdzie podpisałam papiery.
 - Jest to bardzo skomplikowana operacja, podczad której będziemy otwierać czaszkę pańskiemu narzeczonemu.
 - I usunięcie krwiaka? - upewniałam się.
 - Tak.
 - I będzie mógł dalej żyć normalnie?
 - Tak oczywiście.
 - A czy nasze dziecko...?
 - Nie proszę pani. Krwiak nastąpił w skutek wypadku, więc nie ma się pani czego obawiać.
 - Dziękuję - szepnęłam i wróciłam na korytarz gdzie siedziałam z Kendallem i czekałam aż operacja dobiegnie końca. Gdy nagle do szpitala wpadła...



















Mam nadzieję, że podobała się pierwsza część. Ale nie martwcie się. Będzie jeszcze gorzej ;d xD Bay ;*

czwartek, 15 sierpnia 2013

126 " (...) Żartujesz, prawda? (...) "

... Roberto. Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Czy panienka ma ochotę zwiedzić wyspę? - zapytał i podał mi rękę.
 - Pewnie, ale nie powinieneś pracować? - zapytałam i pomógł mi wstać.
- Ale ja mogę zrobić sobie przerwę, no nie?
- No chyba tak - zaśmiałam się.
 - To załóż na strój jakąś sukienkę i widzimy się na brzegu, ok?
- Yhym - uśmiechnęłam się i jak powiedziałam, tak zrobiłam. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na jakiejś łodzi.
- Kogo jest ta łódź? - zapytałam.
- Moja - uśmiechnął się. - Dostałem ją od mamy na osiemnaste urodziny.
- To ile ty masz lat? - zdziwiłam się.
- Dwadzieścia trzy, a co? - zapytał i usiadł obok mnie i opisaliśmy się razem, a łodzią zajął się jego znajomy.
- Nie nic.Bo myślałam, że skoro na osiemnaste urodziny to miałeś je niedawno.
- Ta jakieś pięć lat temu - wyszczerzył się. - A ty?
- Co ja?
- Ile masz lat? Wiem, że kobiet się nie pyta, ale muszę wiedzieć ile ta piękna twarzyczka przeżyła - uśmiechnął się.
- Nawet nie wiesz jak wiele - mruknęłam. - Mam dwadzieścia, lat - uśmiechnęłam się.
 - To nie tak wiele, co? - uśmiechnął się. - Jesteś jeszcze młoda.
 - Dzięki - zaśmiałam się. - Ale chodziło mi raczej o przeżycia, wiesz? Wylane łzy, przeżyte dramaty, wzloty i upadki... Sporo rego było i jest - westchnęłam.
 - Może mogę ci jakoś pomóc? 
 - Spraw, żeby mój chłopak, a raczej eks był taki jak kiedyś, a większość zmartwień zniknie.
 - A co on ci takiego robi?
 - Denerwuje, sprawia, że płacze, że cierpię... Każde jego słowo jest dla mnie ciosem, zagłębieniem noża wbitego w moje serce.
 - Skoro tak to wszystko przeżywasz to oznacza, że nadal coś do niego czujesz - uśmiechnął się.
 - Co?! Nie! Nigdy! 
 - Hah, jak uważasz - uśmiechnął się.

Tydzień później

Właśnie wylądował nasz samolot w Los Angeles. Zadowolona z powrotu poszłam po swoje bagaże i zamówiłam taksówkę. Czekając na swój środek transportu wspominałam chwile spędzone z Roberto.
 Okazało się, że to bardzo fajny chłopak. Miły, troskliwy, pełen emocji, z wieloma pasjami, wesoły i dobrze korzystający z życia. Spędzałam z nim każdą wolną chwile. Nurkowaliśmy, serfowaliśmy, pływaliśmy, gadaliśmy. Dużo by mówić. Było niesamowicie. Ten blondyn sprawił, że poczułam znów w sobie życie, że wracam naładowana pozytywną energią i pełną nadzieji na lepszą przyszłość. Dzięki Robercie teraz wiem jak mam postępować z Jamesem i jego nową lala, jak mam sprawić, by BTR wróciło na szczyt.
 Rozmyślając o tym wszystkim nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam pod dom. Zapłaciłam i weszłam do domu. Panowała dzika cisza. Normalnie jak przed burzą i wojną w jednym. Było słychać lot muchy i nikogo więcej.
 Nagle do salonu wparował wściekły James, a za nim Katniss.
 - Mowiłaś, że go nie znasz, a teraz "kochanie" ?! - wrzeszczał Maslow.
 - To nie tak jak myślisz - mówiła.
 - A jak?! Może zaraz mi powiesz, że nie jesteś dziwką i nie sypiasz z Luck'iem?!
 - Nie sypiam z nim! - oburzyła się. - Robimy tylko to w czym ty jesteś kiepski!
 - Przepraszam, co?!
 - Nie moja wina, że masz małego! - krzyknęła i wymijając mnie wyszła z domu. Spojrzałam na szatyna, a on na mnie, p czym pobiegł na górę. A z kuchni wyłoniła się reszta.
 - A to co było? - zapytałam po przywitaniu się ze wszystkimi.
 - Oni tak co dziennie - mruknęła Vicki.
 - Żartujesz, prawda? - wytrzeszczyłam na nią gały.
 - Nie. Zaraz po otworzeniu bazyliszkowatych ślepi, Katniss, robi awantury, czepia się, a James się nie daje no i efektem są całe dniowe - mówił Logan
 - A w nocy siedzą do późna i robią nie wiadomo co - Carlos zrobił minę typu ''niedobrze mi''.
 - Ale są nadal razem? - zapytałam.
 - Tak - mruknęła Christina.
 - Proszę - Kendall przede mną klęknął. -  Oświadcz się mu i niech wszystko będzie po staremu.
 - To nie jest takie proste.
 - Właśnie, że jest. Idziesz do jubilera i kupujesz pierścionek, a potem się oświadczasz. To chyba nie takie trudne, co?
 - Nie, jeśli kochasz swojego wybranka, a ja go już nie kocham - mruknęłam i poszłam do swojego pokoju.
 Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki, gdzie opukałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro, a w nim zobaczyłam odbicie Jamesa w samym reczniku i mokrym. Kiedy się odwróciłam i zobaczyłam jak po jego umięśniony ciele spływają krople wody, aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Tak dawno nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał tak seksownie. Chciałam go dotknąć, przejechać palcami po wyrzeźbionym ciele i posmakować jego ust. W tej chwili pragnęłam, żeby mnie dotknął i pożądał jak kiedyś. Kurde, o czym ja myślę?! Ja go nie kocham i taki widok nie powinien robić na mnie wrażenia.
 - Nie wiedziałam, że bierzesz kąpiel - powiedziałam obojętnie.
 - Bo już nie biorę - wzruszył ramionami. - Chcesz się napić?
 - Chętnie - powiedziałam i poszłam do naszego barku, przy którym czekałam na Maslowa. Po jakiś dziesięciu minutach przyszedł ubrany w czarne jeansy i biały T-shirt przylegający do jego ciała. Zaraz nam nalał po lampce wina i razem zasiedliśmy na kanapie.
Piliśmy lampce po lamce wiem, że James zawsze mógł wiecej wypić ode mnie i tego mu zazdrościłam.
 - Ej, a ja serio mam małego? - zapytał nagle.
 - Ale co? - zapytałam wyrwana z kontekstu.
- No wiesz - mruknął.
 - Nie - powiedziałam.
 - Serio? - zapytał.
 - Yhym - mruknęłam, a on zakluczył drzwi. Usiadł obok mnie i pochylił się w moją stronę. Nagle poczułam ten upragniony i stęskniony smak. James całował z taką delikatnością, czułością, stanowczością i namiętnością. Nie spodziewałam się tego co zrobił...

Hejooo :p sorki za błędy itd, ale rozdział pisałam na fonie, więc jest krótki i byle jaki -,- przerpaszam i pzdr ;**