środa, 29 maja 2013

121 " (...) Nie. (...) "

James zaczął mnie ciągnąć w jakieś miejsce. Po jakiś dziesięciu minutach bieganiny dotarliśmy do jakiegoś ogromnego budynku. Niepewnie weszłam za chłopakiem. Kiedy przeszliśmy długi korytarz dopiero zobaczyłam, że jesteśmy w tatrze. Wszędzie było ciemno i prawie nic nie widziałam, a James gdzieś zniknął. Zaczęłam się w koło rozglądać, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Nagle na scenie zabłysło światło i wtedy zobaczyłam tam stolik, a przy nim Jamesa. Z lekka zaskoczona podeszłam bliżej, a on odsunął jedno z krzeseł. Usiadłam, a on zaraz  zajął drugie.
- James? Co to ma znaczyć? - zapytałam kiedy dwie dziewczyny przyniosły nam talerze z jedzeniem. 

- Chciałem ci się o coś zapytać - powiedział i wziął od jednej z dziewczyn czerwone pudełeczko  i klęknął obok mnie. - Vivienne... wyjdziesz za mnie?? 
Zaskoczył mnie tym totalnie. Wmurowało mnie. Ale wiedziałam co mam mu powiedzieć.

Oczami Logana

- Ja nie zamierzam być jeszcze ojcem! - krzyczałem uciekając przed kuzynką Victorii.
- Ale to jest twoja lalka! Sam ją urodziłeś! - nie odpuszczała. 

- Ja nie potrafię rodzić! A zwłaszcza lalek! - krzyknąłem i minąłem Barack'a Obame. 
- To jak wytłumaczysz tą wpadkę?! - krzyknęła i tupnęła nogą. 
- To pewnie jego wpadka - wskazałem na ojca Vicki. Tak, jestem na ty z prezydentem. Dziwne i to bardzo, ale cóż. Od kilku miesięcy bardzo często się spotykaliśmy i znaleźliśmy wiele wspólnych tematów, więc przeszliśmy na ty. 
- CO?! ON?! PRZECIEŻ ON JEST JUŻ ZA STARY NA TAKIE RZECZY!!! -  krzyknęła. 
- Jak na swój dojrzały wygląd jestem bardzo młody - zakomunikował prezydent. 
- Ta, a ja to Lady Gaga - mruknęła Michelle. 
- W tym bardziej nie uwierzę - mruknęła mała Katniss. ( dop.aut. możecie ją zobaczyć w bohaterach :D )
- Hej, co tu się dzieje? - do ogrodu weszła moja dziewczyna. - Słychać was na drugim końcu ulicy. 

- To ona mi próbuje wmówić, że jestem ojcem twojej starej lalki - chlipnąłem wskazując na brunetkę.
- Jak to? - zapytała rozbawiona. - Przecież jej ojcem jest Pan Coala.
- Pfff... Foch - wyprostowałem się. 

- Przecież nie chciałeś być ojcem - dodała niebieskooka podchodząc do nas.
- Ale zmieniłem zdanie - mruknąłem i usiadłem na kolana Michelle. - Mamusiu, powiedz im coś. Oni się ze mnie śmieją - wskazałem na wszystkich obecnych w tym ogrodzie.
- Nie dziwne skoro poszły ci spodnie na d... pupci - dodała ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- CO?! MÓJ BATMAN UJRZAŁ ŚWIATŁO DZIENNE?! - szybko wstałem, zasłoniłem tyłek poduszką i pobiegłem do środka.

Oczami Meg


Właśnie z Kendallem przylecieliśmy do Los Angeles. Wzięliśmy swoje walizki i ruszyliśmy do naszego starego domu. Kiedy tam się znaleźliśmy Kendall wyciągnął walizki i zapłacił kierowcy, a on odjechał. Ja tam stałam jak ostatnia kretynka. Bałam się. Bałam się wracać do przeszłości. Teraz nawet żałuję, że nie pozwoliłyśmy sprzedać tego domu. Nagle poczułam czyjeś ręce na ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna. 
- Kendall, boję się - szepnęłam. 
- Czego?  
- A jeśli to nie był dobry pomysł? A jeśli wracanie do przeszłości, odbudowywanie jej... 
- Skarbie, nie masz czego się bać. To co się stało to pozwoli nam zacząć wszystko od nowa. Zaczniemy z czystym kontem. Wszyscy razem, tak jak kiedyś. Zobaczysz będzie dobrze - pocałował mnie w policzek. 
- Jasne - mruknęłam. 
- Chodź. Trzeba zacząć ogarniać bałagan zanim wszyscy się zlecą - uśmiechnął się i zabrawszy walizki poszedł do białej willi. Ogród przed domem był zarośnięty, szyby całe brudne, ściany miejscami też. To wszystko wyglądało jak jedna, wielka ruina. W środku nie wyglądało lepiej. Wszystko było trzeba wymienić. Dosłownie czekało nas sporo roboty. Na sam początek trzeba było załatwić jakieś kontenery na nasze budowlane śmieci. Gdzieś tak około dwudziestej drugiej cały dom był opróżniony ze sprzętów, ale to nie był koniec naszych męczarni. Razem z moim chłopakiem siedziałam w kuchni pod ścianą i popijałam kawę.
- Będzie trzeba załatwić kogoś do pomocy - mruknął. 

- Mam nawet pomysł - powiedziałam i sięgnęłam po komórkę. Wybrałam numery naszych przyjaciół i włączyłam na rozmowę grupową. 
- No cześć - dodał Logan. 
- Cześć mała - dodał Carlos. 
- Hej kochana - powiedziała Vicki. 
- Cześć słonko - dodała Vivienne. 
- Hej milejdi - dodała Christi. 
- Siema - dodał James. 
- Widzimy się jutro w naszym starym domu, ok? - powiedziałam szybko. 
- Dlaczego? - zdziwiła się Christine. 
- Trzeba zrobić remont, a jednak sama z Kendallem sobie nie poradzę - wyjaśniłam. 
- Ok, jeśli chcesz to zabiorę ze sobą Katniss - dodała Vicki. 
- Pewnie. Szybciej skończymy - ucieszyłam się. 
- No to idziemy do samolotu! - zarządził Logan. 
- Tylko zmień spodnie! - krzyknęła Victoria. 
- Co? - zaśmiała sie Vivi. 
- Wyjaśnię wam to jutro. Pa - zaśmiała się i razem z Loganem się rozłączyła. 
- Będziemy jutro. Narazie - dodała Christi z Carlosem. 
- Ja będę - dodała Vivi i się rozłączyła. 
- A nie zabijecie mnie tam? - zapytał James. 
- Uważaj, bo oberwiesz workiem cementu i zdechniesz pod jego ciężarem - powiedziałam z ironią. - Pewnie, że nie. 
- No to będę. 
No i się rozłączyli. 
- No to pomoc załatwiona - uśmiechnęłam się. 
- To się cieszę. Idziemy spać? 
- Nie. Teraz już nie zasnę. Wolę zająć się projektowaniem naszej sypialni - powiedziałam i pobiegłam na górę, a on zaraz za mną. 

Oczami Vivienne 

- To jak? - zapytał kiedy się rozłączyliśmy z Meg. 
- Nie. 
- Co? Dlaczego? 
- James, nie potrafiłabym z tobą tworzyć związku po tym co zrobiłeś. Nie potrafiłabym ci zaufać. Bałabym się, rozumiesz? Nie mam zamiaru znowu cierpieć, bo tobie zachce się bawić w dilera. 
- Gdybyś znała prawdę mówiłabyś inaczej - mruknął i poszedł. 
Po jakiś trzech godzinach byliśmy w samolocie do Los Angeles. A po kolejnych pięciu godzinach w taksówce. 
- No siemka ludzie! - ucieszyłam się na widok przyjaciół w resztkach salonu. 
- Vivienne! - dziewczyny się na mnie rzuciły przez co wylądowałyśmy na podłodze. 
- Tak dawno cię nie widziałyśmy - jęknęła Christi i chyba złamała mi żebro. o.O
- Właśnie - dodała Meg i chyba przestawiła mi płuco. O.o
- Menda z ciebie, wiesz? - dodała Vicki. 
- AŁA!!! RATUJCIE MNIE, BO NA OSTRY DYŻUR BĘDZIE TRZA JECHAĆ! - krzyknęłam, a one ze mnie zeszły. - Dziękuję. 
- Vivi, kiki! - ucieszył się Carlos i mnie przytulił. 
- Czemu kiwi? - zdziwiłam się kiedy się odsunęliśmy od siebie. 
- Bo lubię kiwi, a ty mi przypominasz je, bo jesteś taka słodka jak ono - powiedział i uszczypnął mnie w policzek. 
- Aghtaghtaght... - mruknęła Christi. 
- Też cię kocham - powiedział i ją pocałował. 
- Cześć blondi - powiedziałam i poczochrałam Schmidta włosy. 
- Cześć brązowooka - pocałował mnie w policzek. 
- Cześć mały - podeszłam do Logana i przywitałam się całusem w policzek. 
- Cześć duża - dodał i objął mnie ramieniem kiedy stanęłam obok niego. 
- A to kto? - zapytałam wskazując na niebieskooką brunetkę. 
- Poznaj proszę moją kuzynkę Katniss z krzywą psychiką - powiedziała ze śmiechem Bell. 
- No cześć - uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń. 
- Ty jesteś Vivienne? Prawda? 
- Tak - uśmiechnęłam się. 
- I, że ja mam mieszkać z tobą pod jednym dachem? 
- Yhym. 
- Aaaaaaaaaa!!!!! Marzyłam, żeby cię spotkać, ale nigdy nie myślałam, że będę z tobą mieszkać. 
- Jest twoją fanką - Logan szepnął mi na ucho. 
- To wiele wyjaśnia - mruknęłam. - Ja też się cieszę, ale teraz czas wziąć się za robotę. 
- Właśnie, bo nigdy tego nie skończymy - uśmiechnął się James. 
- Ciekawe czy nasz napis jeszcze jest, nie? - spojrzałam na niego. 
- Pewnie tak, skoro był poprawiany twoją szminką. 
- I utrwalane twoim perfumem - znacząco poruszałam brwiami. 
- Jasne - zaśmiał się. 
Po jakiejś godzinie gadania wzięliśmy się za pracę. Zaczęliśmy od kuchni. 



Jeśli macie ochotę wziąć udział w moim konkursie wejdźcie w zakładkę "Konkurs" Tam wszystko jest wyjaśnione, są zasady, a także nagroda. :) Pzdr ;****

piątek, 10 maja 2013

120 " (...) No, dawaj. (...) "

Szybko się przebrałam w czarną mini i tego samego koloru szpilki. Włosy lekko zakręciłam i powstały niewielkie loki. Zrobiłam jeszcze mocny, wzywający makijaż i wyszłam do Jamesa, który posłuchał mojej rady. Miał na sobie czarną koszulę ode mnie, marynarkę i dobrze dobrane spodnie i buty. Na mój widok wstał z kanapy.
- Wow. Wyglądasz bosko. - wykrztusił.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się. - Idziemy?
- Pewnie. - zaśmiał się i razem ruszyliśmy do wybranego celu. 


Już po chwili tańczyliśmy na środku parkietu. Po kilku piosenkach poszliśmy się napić. Wypiliśmy chyba po trzy drinki i wróciliśmy na parkiet. Zakręciłam seksownie biodrami do rytmu, a James popatrzył na mnie  jakby chciał mnie zgwałcić i podszedł do mnie, a następnie zaczął ze mną tańczyć.  `Miałam śmiesznie, bo  był trochę schlany no, ale cóż. Mniejsza z tym. Sama przyznam, że po tym tańcu urwał mi się film. 

Next day

Obudziłam się z dużym bólem głowy. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Był tak jakby cały jasny. Dosyć, że jego ściany były ściany, to jeszcze przez okno wpadały rażące promienie słońca. Spojrzałam na drugą część łóżka i zobaczyłam... Jamesa? A co on tutaj robi? Chwila i dlaczego jestem w samej bieliźnie? Co tu się wczoraj stało?! Tylko mi nie mówcie, że ja i on... Nie... Tylko nie to... 
Leniwie się podniosłam i założyłam swoją bluzkę i powoli ruszyłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i po jakiejś godzinie wyszłam gotowa. Wychodząc zauważyłam, że James już nie śpi. Schowałam swoją luźną bluzkę i poszłam do salonu. No i on tam był. Siedział przy laptopie i coś oglądał. Stanęłam za nim i zobaczyłam... nas z wczoraj. Ja zachowywałam się jak dziwka. Traktowałam go jak pierwszego lepszego. Całowałam, wszędzie dotykałam, robiłam striptiz. Nie... to nie może być prawda... Ja się tak nie zachowuję... Nie... to nie ja...
- OMG... - zasłoniłam usta ręką. 

- Huh... - James się odwrócił. 
Spojrzałam na niego przerażona. 
- Co... to... było?
- Nie przejmuj się... Byliśmy piani... - uśmiechnął się nieśmiało. - Przecież do niczego nie doszło.
- ... Pewnie masz rację. - dodałam. - Co chcesz na śniadanie? 

- Nie mam zbytniej ochoty na śniadanie. Może spacer i lody? 
- Lody na  śnia... - nie dokończyłam, bo spojrzałam na zegarek. - Dobra jest druga, więc nie ma  sprawy - uśmiechnęłam się. 
- Daj mi dziesięć minut i będę z powrotem - dodał i poszedł się przebrać. Wrócił w luźnej fioletowo, białej koszuli w paski i jeansach. Założyliśmy buty i ruszyliśmy do parku. Chcieliśmy jeszcze pogadać, no ale także zjeść lody.
- To pewnie jesteś znana już na całym świecie, skoro przez te lata pracowałaś w Europie. 

- Nie, nie powiedziałabym - zaczęłam kręcić nosem i wtedy podeszliśmy do budki z lodami.
- Czym mogę państwu... James? - uśmiechnął się starszy mężczyzny. - Jak ja cię tu dawno nie widziałem. Ale pewnie byłeś zajęty tą piękną panią - wskazał na mnie.
- Marco - mruknął szatyn.

- No co? - zapytał jakby nigdy nic. - Chwila. Czy ty jesteś... Vivienne Justice? 
- Tak, to ja. - zaśmiałam się.
- To o tobie on zawsze tyle opowiadał. 

- Marco - Maslow powtórzył. 
- Widzę, że wszystkim powiedziałeś o mnie i naszym związku - uśmiechnęłam się cwanie. 
- Nie, nie prawda - powiedział i się zarumienił.
- Jak to nie? Przecież... 

- Marco. Mógłbyś nam dać lody? 
- No pewnie. Czekoladowe i truskawkowe - powiedział i już po chwili nam dał deser. 
- Dziękuję. 
- Dzięki. - powiedział Maslow i zapłacił, a następnie ruszyliśmy dalej. 
- Skąd wiedział, że kocham truskawkę? 
- yyy... nie wiem... pewnie... yyy... przeczytał w internecie, albo gazecie. 
- Taa jasne. - zaśmiałam się. 
- No, taa jasne. 
- A powiedzieć ci coś? 
- No, dawaj. 
- Miranda mi o wszystkim powiedziała. O tym robiłeś każdego dnia, o każdej godzinie. 
- Co? A skąd ona to wiedziała? 
- A to już nasza mała tajemnica - powiedziałam. 
- Okay, ale i tak to z ciebie wyciągnę.
- Ciekawe jak. 
- Przekonasz się... Już nie długo. 
- Hę? - spojrzałam na niego uważnie. 
- Co? 
- Nie nic.  
- Okay. 
- Chodź coś ci pokażę. - powiedział i kiedy zjedliśmy lody gdzieś mnie zaczął ciągnąć. - Spodoba ci się to. 

czwartek, 2 maja 2013

119 " (...) Cieszę się. (...) "

Wiem, że teraz pewnie mnie znienawidzicie i to podwójnie, no ale cóż... tak czasem bywa ;d Możecie mnie uważać za wariatkę, zakręconą dziewczynę, która ma nie po kolei, ale taka już jestem i już. Mam nadzieję, że nie będziecie się wściekać na mnie za to iż Wam powiedziałam, że to koniec bloga, ale myślałam, że wena mnie na niego opuściła, a tu proszę. Wróciła i to z hukiem :D Myślę, że teraz będziecie zadowoleni z nowej przygody Vivienne Justice i Big Time Rush. Powiedzmy, że rozdział 118 był końcem części pierwszej :) Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z tego faktu. :D 
Więc tak: 
Już nie przynudzam tylko zapraszam na nową notkę części drugiej mojego opowiadania :D :) ;****


Oczami Vivienne

16.07. Urodziny Jamesa. 
Właśnie wylądowałam na lotnisku w Nowym Yorku. Wzięłam telefon i wybrałam numer Jamesa.
- Tu James Maslow, znienawidzony przez cały świat. Zostaw z  łaski swojej wiadomość. - usłyszałam sekretarkę. Rozłączyłam się i wybrałam numer Logana. 

- Tu Logan Henderson. Zostaw wiadomość po sygnale. Jeśli świat przetrwa to oddzwonię. - kolejna sekretarka. Obdzwoniłam wszystkich, ale za każdym razem odbierała sekretarka. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do apartamentowca, w którym miał mieszkać James. Po jakiejś godzinie marszu doszłam pod apartamentowiec. Podeszłam do recepcji. 
- Przepraszam, w którym pokoju mieszka pan Maslow? 
- Trzecie piętro pokój numer 2134. 
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. 
- Proszę bardzo. - dodała kobieta i uśmiechnęła się ciepło. - Czy mam poinformować, że pani przyjdzie?
- Nie. To ma być niespodzianka. - uśmiechnęłam się.

- Dobrze. - dodała, a ja odeszłam i poszłam do windy. 
Kiedy stanęłam przed drzwiami jego pokoju delikatnie zapukałam. Powtórzyłam tę czynność kilka razy, ale nikt nie otworzył. Zrezygnowana ruszyłam do windy, ale kiedy miałam do niej wsiadać wpadłam na... Jamesa. 
- Hej. - uśmiechnęłam się. 
- H... Hej. - odwzajemnił to. - Przyszłaś do mnie? 
- Tak, ale nie było cię, więc chciałam iść. 
- Wejdziesz? - zapytał z nadzieją. 
- Jasne. 
No i poszliśmy do jego pokoju. Tam zostawiłam bagaż i trochę się odświeżyłam. Ubrana w luźną bluzkę i spodenki wróciłam do pokoju . 
- Wow. Wyglądasz ślicznie. - uśmiechnął się szatyn, kiedy wróciłam do salonu. 
- Przecież mam tylko luźną bluzkę i spodenki. No i mokre włosy. - powiedziałam i usiadłam po turecku na kanapie. 
- Wiem, ale bardzo dawno cię nie widziałem. 
- Pełne trzy lata. - mruknęłam i wzięłam łyka herbaty. 
- Zmieniłaś się. 
-  Ty też. 
- Hah. - spuścił głowę. - Masz rację, już nie handluję narkotykami, bo przez to straciłem to co najważniejsze. 
- Cieszę się, że zrozumiałeś swój błąd. 
- Ale zbyt późno, bo straciłem ciebie. - spojrzał na mnie. 
- O właśnie! - krzyknęłam. - Mam coś dla ciebie. 
Szybko podeszłam do torby i z jednej kieszeni wyciągnęłam małą torbę z prezentem. 
- Proszę. - powiedziałam i mu ją wręczyłam. 
- Dziękuję, ale to z jakiej okazji? - zapytał zdziwiony i wyciągnął z torby koszulę i zegarek w pudełku. 
- Dzisiaj są twoje urodziny. Zapomniałeś? 
- A tak. Przepraszam. Dawno ich nie obchodziłem. 
- To może to zmienimy? - zapytałam z błyskiem w oku. 
- Jak? - zdziwił się. 
- Zapraszam cię na imprezę. Dziś wieczór. 
- Okay, ale dokąd? 
- Jak to? Do klubu. - powiedziałam i wzięłam łyka herbaty. - A i włóż tą koszulę, bo z tego co pamiętam to wyglądasz seksownie w czarnym. 
- Hah. - uśmiechnął się. - Dziękuję, za wszystko. - dodał i lekko musnął mój policzek. Czułam jakby robił to w zwolnionym tempie. Jego wargi nadal były tak miękkie i ciepłe jak parę lat temu. Nagle gwałtownie się odsunął. 
- Przepraszam. Nie powinienem. 
- Nie masz za co przepraszać. - uśmiechnęłam się - To tylko całus. 
- Może, ale nie jesteśmy już razem, więc... 
- Nie jesteśmy razem, ale przyjaciółmi owszem. - uśmiechnęłam się. - Głowa do góry i na przód. To co było zostaw z tyłu i gnaj do przodu jak najdalej. 
- Dzięki. 
- Od tego mnie masz. - uśmiechnęłam się. - No to gdzie idziemy do klubu? 
- Tu jest taki w pobliżu. 
- No to ja lecę się szykować. - uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki.