sobota, 29 marca 2014

Hej.
Jest Was bardzo mało.
Aż dwie osoby to czytają. 

Ale cóż. Sama sobie jestem winna. Ciągłe zawieszanie, beznadziejne rozdziały, zamęt w ich treści, pełno błędów, nielogiczna treść.
Wszystko jest moją winą i ja o tym wiem, ale...
Cholernie za Wami tęsknię. Za tym jak wchodziłam na bloga z radością, bo wiedziałam, że to Wam się podoba, że jest dla kogo pisać, a teraz? Zostałam sama i to przez własną głupotę.
Nie dziwię się Wam, bo sama pewnie bym porzuciła takiego idiotycznego bloga jak ten. ;/
Pewnie macie mnie dość i to BARDZO, ale... chcę skończyć tego bloga, a dużo już nie zostało...
Dlatego chciałabym, żebyście byli ze mną do końca... Proszę... Wasze opinie dają mi porządnego kopa i chęć do pisania... Pomożecie mi??? :C Ten ostatni raz??? :C





133 " (...) Gdzie byłaś? (...) " 




Oczami Meg



Kolejna nieprzespana nocka. Jedynie tego mi brakowało. Bezsenności. Cały czas przewracałam się z boku na bok. Wierciłam się. Szukałam miejsca. Lewy bok, nie. Prawy bok, nie. Brzuch, nie. Plecy, nie. U Kendalla, nie. Nigdzie mi nie było wygodnie. Za bardzo martwiłam się o Vivienne. Ostatnio jak z nią rozmawiałam to nie była zbyt wesoła. Może znowu się pokłóciła z Jamesem? Albo coś się stało? W mojej głowie formowały się najgorsze scenariusze. Miałam wrażenie, że coś się stanie. Coś złego, bardzo złego.
- Kochanie, gdzie idziesz? - Kendall się przebudził. Pewnie moje wiercenie go obudziło.
- Idę się napić wody. Śpi. - pocałowałam go w czoło.
Po cichu otworzyłam drzwi sypialni, a następnie je zamknęłam. Cicho zeszłam na dół. Moje kroki były miękkie i zwinne. Nie chciałam obudzić ani Logana ani Victorii. Oboje spali w salonie. Bell się uparła i nie mieliśmy na nią rady. Weszłam do kuchni i jak nalałam do szklanki wody, najciszej jak tylko potrafiłam. Wzięłam łyka i ruszyłam w drogę powrotną do sypialni. Kiedy byłam w salonie usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają. Gwałtownie się zatrzymałam... Serce mi przyśpieszyło, a tętno zaraz podskoczyło. Adrenalina wzrastała z każdą sekundą. No chyba nikomu nie przypomniało się, że o trzeciej nad ranem trzeba wrócić do domu... To musiał być ktoś inny... Obcy...
Po chwili moim oczom ukazał się blond kucyk.  Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to Halston. Ale chwila. Gdzie ona była? I dlaczego wraca dopiero nad ranem? Przecież nawet nie zauważyłam kiedy wychodziła. Co jest grane? 

- Gdzie byłaś? - zmarszczyłam brwi, a ona na dźwięk mojego głosu podskoczyła ze strachu. 
- Nie muszę ci się tłumaczyć. - powiedziała pewnie, ale było widać, że się boi. 
- Gdzie byłaś? - powtórzyłam. - Jamesa nie ma, a ty się bawisz w najlepsze? Jesteś idealną narzeczoną na śmietnik. - syknęłam. 
- Uważaj na słowa! - fuknęła. 
- Bo co mi zrobisz? Powiesz Jamesowi? - prychnęłam i ruszyłam z powrotem na górę. - Nie rusza mnie to. Serio. 
- Wyrzuci cię stąd! - krzyknęła za mną, a je ledwo powstrzymałam śmiech. To ona jest tak zapracowana, że nawet nie wie iż dom, w którym mieszka należy do Logana. Obecnie pijanego, ale to nie ważne.
- Kotku, - położyłam się z powrotem obok Kendalla. Mocno się do niego przytuliłam. - Wiesz, że Halston coś ukrywa?
- Kochanie, śpi. - przytulił mnie. - Jest trzecia nad ranem. Śpi już.
Po mimo próśb Kendalla nie zmrużyłam oka. Nie mogłam. Wciąż się zastanawiałam, dlaczego ona tak późno wraca i skąd wraca. Może to jest to zło, które ma się wydarzyć? Nie. To zło wydarzyło się, wraz z jej przybyciem i oświadczynami Jamesa. To będzie coś gorszego. Znacznie coś gorszego. Coś czego nie da się już naprawić...

Kendall się przeciągnął, a ja na ten widok się uśmiechnęłam. Uwielbiałam patrzeć jak się budzi. To był widok, za który mogłabym oddać wszystko. Dosłownie wszystko. 

- Dzień dobry. - szepnęłam nadal mu się przyglądając.
- Cześć kochanie. - musnął moje usta. - Nie spałaś. - powiedział, kiedy się odsunął. Pewnie wyglądałam strasznie. Te sine worki pod oczami.
- Coś się stanie. - mruknęłam, a on momentalnie mnie do siebie przytulił. 

- Dlaczego tak uważasz? - pocałował mnie w czubek głowy. 
- Po prostu to czuję. Coś strasznego się stanie. Bardzo strasznego. - spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Zawsze mnie hipnotyzowały i uwodziły na nowo. Były przepiękne. Najcenniejsze na świecie.
- Skarbie, - zaczął gładząc mój policzek. - Niech się dzieje co chce. Ja jestem szczęśliwy, bo mam ciebie i nic tego nie zmieni. Nawet najgorsza rzecz na świecie. Zawsze będę z tobą.
- Kocham cię. - uśmiechnęłam się i go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunki. Jednym ruchem posadził mnie na swój brzuch i zaczął badać moje plecy. W pewnym momencie ugryzłam go w dolną wargę, a on się tylko cicho zaśmiał. Szybko się znalazł nade mną i przyssał się do mojej szyi. Zaczęłam się śmiać pojękując od czasu do czasu. Nagle drzwi naszej sypialni się otworzyły, a do środka weszła Vicki.
- Ken... Przepraszam. - powiedziała, kiedy zobaczyła jak Kendall ukradkiem siedzi na mnie. 

- Nie Vicki, zaczekaj! - powiedziałam spychając go z siebie. - Coś się stało?
- Nie nic. Kontynuujcie, bo najwyraźniej wam przerwałam.
- W niczym nie przerwałaś. - powiedział Kendall, a ona dopiero wtedy weszła z powrotem. Zamknęła cicho drzwi i usiadła na łóżku.
- Myślałam o tym co wczoraj mówiliście. - powiedziała, a ja z Kendallem spojrzeliśmy na siebie. 

- Tak? - zdziwił się blondyn. 
- Tak i postanowiłam, że zaprowadzę go na ten odwyk.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko. 

- Ej, no on dopiero upił się drugi raz. - Kendall zaczął go bronić. - Może poczekajmy jeszcze z tym odwykiem, co?
- Wiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale on musi się leczyć. - powiedziałam twardo. 

- Rozumiem to, ale trzeba z nim najpierw o tym pogadać, a nie tak z dnia na dzień go zabierać na odwyk. Pogadam z nim i postawię mu ultimatum. 
- Jakie? - Bell się zaciekawiła. 
- Jeżeli nie rzuci picia przez najbliższe dwa tygodnie zabieramy go na odwyk. - powiedział dość poważnie. 
- Wątpię, żeby to się udało, ale niech będzie. - powiedziałam zrezygnowana. 
- Dzięki. - blondynka uściskała nas i wesoła wyszła z naszego pokoju. Najwyraźniej nie chciała, żeby Logan ją zostawił. Była od niego uzależniona.
- To na czym skończyliśmy? - Kendall zaczął całować mnie po szyi.
- Na prysznicu. - zaśmiałam się wstając.
- Czyli przenosimy się pod prysznic? - znacząco poruszał brwiami. 

- Co? Nie. - zaśmiałam się. - Ja idę pod prysznic, a ty tu trochę ogarnij, bo niedługo nie będzie widać komody pod tą warstwą kurzu. 
- Bo nie sprzątasz. - udał nafochanego.
- Bo ty to robisz lepiej, zwłaszcza jak masz motywacje.
- Dobra. - wyszczerzył się, a ja poszłam pod prysznic.



Oczami Carlosa


- Dlaczego wciąż jej bronisz? - znowu ten sam temat. Christine nie odpuszczała. Wciąż mnie posądzała o zdradę z Vicki, że to ją kocham, a nie swoją dziewczynę. Owszem kocham Vicki, ale jak młodszą siostrę, tak samo jak Vivienne i Meg. - A może teraz sypiasz z Droke?
- O co ci znowu chodzi? - westchnąłem wstając z łóżka.  

- O twoje zdrady. - syknęła. 
- Nie zdradziłem cię. - mruknąłem grzebiąc w komórce. 
- A Droke? - syknęła. 
-  Nie przespałem się z nią. - nie wytrzymałem. - Zdążyłem uciec. Powstrzymać ją i dobrze o tym wiesz.
- Nie kłam. Na pewno nie mówisz mi prawdy. - powiedziała, a ja założyłem czarne jeansy i biały T-shirt. 
- Dlaczego wciąż wywołujesz kłótnie? Jeśli masz mnie dość to mi to po prostu powiedz. Zerwij i się wyprowadź. Wtedy będziesz mieć spokój.... Oboje go będziemy mieć ... - ostanie zdanie wyszeptałem. 
- Nie dam ci tej satysfakcji. Będziesz się męczyć tak długo jak ja... Do końca życia... 
- Chyba, że ci się nie oświadczę.  - mruknąłem i wyszedłem z pokoju. Christin była bardzo denerwująca, ale ją kochałem. Przynajmniej tak czułem... 


Oczami Vivienne 


Razem z Austinem i Jamesem byliśmy na plaży. Maslow nie ukrywał swojej nie chęci do brązowookiego. Cały czas mu dogryzał, obrażał. 
- Nie rozumiem jak możesz się z nim zadawać? Jest idiotą. - mruknął Maslow, kiedy Mahone poszedł nam po deski do surfingu. 
- Nie rozumiem jak możesz być zaręczony z Sage? Jesteś idiotą. - mruknęłam. 
- To nie to samo. - warknął. - Nie znasz go. Może zrobić ci krzywdę. 
- I kto będzie cię pilnował. - udałam smutek. - W przeciwieństwie do ciebie on potrafi zaproponować trasę. 
- Macie wspólną trasę koncertową. 
- Nie. - powiedziałam szybko. - Zaproponował mi, żebym pojechała z nim. 
- No chyba nie pojedziesz! - oburzył się.
- Wolałabym jechać z nim niż spędzić chociaż jedną chwilę dłużej z tobą......




......

czwartek, 27 marca 2014

132 " (...) Zabronisz mi? (...) "

- Nie możesz się z nim zadawać. - chodziłem za nią po całym jej apartamencie. - Może być niebezpieczny. Nie znasz go. 
- A skąd wiesz? Może właśnie znam go bardzo dobrze, ale nigdy ci o nim nie mówiłam? Nie pomyślałeś? 
- Nie prawda. Nie znałaś go. Nigdy o nim nie mówiłaś. 
- Może dlatego, że nie chciałam, żebyś był zazdrosny? - wzięła spodenki i poszła od łazienki. 
- Nie było nic o nim w twoim pamiętniku. - powiedziałem pewnie. 
- Czytałeś mój pamiętnik? - warknęła. 
- Nie miałem wyjścia. Nie chciałaś ze mną rozmawiać. Musiałem wiedzieć co się dzieje w twoim życiu. 
- To trzeba było się zapytać. - syknęła wracając do pokoju.
- I ty byś mi powiedziała. - wywróciłem oczami. 
- Tak. Dobrze, wiesz, że nigdy cię nie okłamywałam. - szepnęła. - Ale chyba zacznę. - dodała cicho i wyszła z apartamentu. 
Dosyć, że się ze mną zgodziła pojechać to jeszcze ją denerwuje. Miała odpocząć, a nie być przesłuchiwana. Przecież jej życie nie powinno mnie obchodzić. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Może nie powinienem tu z nią być? Może byłoby jej lepiej beze mnie? 


Oczami Carlosa 


- Logan, do cholery, uspokój się! - krzyknąłem, kiedy po raz kolejny dopierał się do Victorii. Był totalnie schlany i myślał tylko o jednym.
 - Jest moja! Mogę uprawiać z nią seks, kiedy tylko chcę! - ryknął. - Chcę właśnie teraz! 
- Uspokój się! - krzyknął Kendall próbując go posadzić na fotelu. Bez skutecznie. Był za silny. Ruchem głowy rozkazałem Christine zabrać Meg i Vicki. Musiałem z Kendallem sobie sam poradzić z nim. Teraz by się przydał James.
- Dajcie mi tu Maslowa! - krzyknął. Najwyraźniej mu się odmieniło. Jednak szczerze wątpię, żeby ten miał ochotę na "rozrywkę" z Hendersonem. - Obije mu ten ryj!
- Logan, uspokój się! - znowu krzyknąłem. Tym razem głośniej. Znacznie głośniej. 
- Zabije go! - szarpał się. Kiedy się uwolnił z naszego uścisku ruszył ku wyjściu. Na szczęście w połowie zemdlał. Nie powiem. Razem z Kendallem cieszyliśmy się. Położyliśmy go na kanapie, a Vicki przykryła go kocem. Kiedy ta przy nim siedziała i pilnowała by sobie czegoś nie zrobił, my obgadywaliśmy sprawy w kuchni.
- Trzeba zadzwonić do jej rodziców. - mruknęła Christi. 

- I co im powiesz? - prychnąłem. - Panie prezydencie facet pańskiej córki zamienił się w  świnię? Nie możemy do nich zadzwonić. 
- Carlos ma rację. - Meg mnie poparła. - Jeśli zadzwonimy do jej rodziców to ją stąd zabiorą. Jeśli zadzwonimy do rodziców Logana ojciec go zabije. 
- Racja. - Kendall przytulił się do Meg. - Wiecie, że jego ojciec nie toleruje pijaństwa, a w salonie leży pijak JEGO SYN. 
- Musimy sobie sami poradzić. - szepnęła Brown.
- Może weźmiemy go na odwyk? - palnęła Christi. 
- Ta, bo on pójdzie na odwyk. Prędzej cię zabije niż pozwoli się tam zaprowadzić. - podrapałem się w tył głowy. - Trzeba coś wymyślić, bo on wykończy tą biedną Vicki. 
- Ona jest tak zakochana, że nie widzi, że to co robi Logan jest złe. Nie chce od niego odejść, bo się boi, że tego nie przeżyje. W końcu to on ją jako pierwszy z was zaakceptował. - powiedziała blondynka patrząc to na mnie to na swojego chłopaka. 
- A to... coś za każdym razem zrobi słodkie oczka i ona mu ulega. - dodałem zaciskając szczękę. 
- Nie ważne co zrobi. Ona mu wybaczy. - Kendall przyjął ten sam ton co ja. 


Oczami Vivienne


- Hej. - przywitałam się z Austinem. Tak Austin Mahone. Jest bardzo zdolny i wiele osiągnie. 
- Hej. - przytulił mnie, a następnie ruszyliśmy do jego salonu. 
- Co się stało? - zapytał siadając na sofie. 
- Nic. - uśmiechnęłam się. - Kiedy jedziesz w trasę? 
- Za dwa dni. A co? Chcesz jechać ze mną? - zaśmiał się.
- Nie mogę. Muszę dzieci pilnować.
- Chciałaś to masz czwórkę. 
- I to jeszcze takie nierozwydrzone. - udałam załamanie.
- I ja mam wystąpić w nich serialu. - znacząco poruszał brwiami.
- Ty się tak nie ciesz. - skarciłam go. - Nie wyrwiesz tam żadnej dziewczyny.
- Dobrze mamo. - zaśmiał się cicho. 
I tak nam zleciało większość wieczoru. Śmialiśmy się,a potem  Austin mnie odwiózł pod sam hotel.


Oczami Halston


Nie przerywając pocałunku ściągnęłam jego T-shirt. Moje ręce zjeżdżały po jego torsie, badając każdy szczegół. Jego silne dłonie przyciągały mnie do siebie. Pieszcząc moje pośladki. Chwyciłam go za pasek od spodni i zaczęłam ruszać się w rytm  jego gorących pocałunków. Jego dłoń gładziłam mój policzek, pilnując bym nie przerwała pocałunku. Po chwili poczułam jak mnie unosi. Oplotłam nogami jego tułów i pozwoliłam się nieść. Nie minęło dużo czasu, a moje ciało ogarnął chłód. Ściana. Mocno mnie przydusił do ściany. Lekko się od niej odbiłam wydając przy tym cichy jęk. Ramka ze zdjęciem spadła. Nie zwróciliśmy na to uwagi. Zaczął całować mnie po szyji. Przyssał się do niej. Pieścił ją językiem, pocałunkami i delikatnie przygryzał skórę. Jęknęłam z rozkoszy. To było niesamowite uczucie. Dawno nie odczuwałam takiej rozkoszy. Nagle oderwał mnie od ściany i rzucił na łóżko. Tylko na to czekałam... 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Żyje ktoś jeszcze na tym blogu? Czy tylko ja? Odezwijcie się. Plissss. ;)

poniedziałek, 24 marca 2014

131 " (...) Już idę. (...) "

O dziwo Vivienne się zgodziła ze mną pojechać. Ale dlaczego? Tutaj ma fanów, przyjaciół... A jednak zgodziła się pojechać ze mną. Może nadal mnie kocha? Może tylko udaje niechęć do mnie? Może uważa, że jestem szczęśliwy nie będąc z nią? Nie wiem. Naprawdę nie wiem co mam już myśleć.
Tego samego dnia, poznałem Halston i się jej oświadczyłem. To naprawdę trzeba być idiotą. Logicznie myśląc to ja jej wcale nie znam. Poprosiłem o rękę po pijanemu. A przecież jak budzisz się obok "narzeczonej"  to nie wypada powiedzieć, że ma wypierdalać. Zwłaszcza kiedy oboje byliśmy nadzy. Mam tylko nadzieję, że nie zaszła w ciążę.
Teraz muszę udawać miłość,ale może sama przyjdzie? Przecież z czasem mogę ją pokochać.



Oczami Victorii


- On jest naprawdę nienormalny? - siedziałam na łóżku w pokoju przyjaciółki i pomagałam się jej pakować.
- Najwyraźniej. - włożyła kolejne rzeczy do walizki. - Tylko kompletny idiota oświadcza się nieznajomej. W dodatku robi to po pijaku,
- Dokładnie. Robi jej tylko nadzieję. I jeszcze tchórz teraz ucieka...
- Tego tchórza trzeba przypilnować. - mruknęła. - Jeszcze może sobie coś zrobić w tym Miami.
- Dobrze, że ty z nim jedziesz. Może przemówisz mu do rozsądku.
- Wiesz co mu przemówi do rozsądku? - zapięła walizkę. - Kij baseballowy.
Zaśmiałam się cicho, a brunetka do mnie dołączyła. Uwielbiałam z nią rozmawiać. Jako jedyna traktowała mnie normalnie. Logan, który kochał mnie niby nad życie, mówił do mnie "córko prezydenta", "bo powie tacie". Czasami nawet "żartował", że teraz ma szanse zostać prezydentem. Żartował. Tak uważał. Nie sadzę, żeby to brzmiało jak żart. Nawet już ze mną nie chce się kochać. Uważa, że ktoś nas obserwuję, albo że kamery są zamontowane w pokoju. Niech nie przesadza. Już nigdzie razem nie wychodzimy, ciągle tylko siedzimy w domu. To znaczy, on jeszcze jeździ od czasu do czasu do studia. Raz mnie nawet zakluczył w naszej sypialni, bo stwierdził, że mogę mieć kochanka. Jednym słowem. To nie jest mój Logan.




- Hahaha... - postawiłyśmy jej walizki w wejściu. - Tego nigdy nie zapomnę.
- Ja też nie. - zawtórowałam brunetce.  
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytał Carlos odwracając się do nas na fotelu. 
- I tak nie zrozumiesz. - powiedziałam chichocząc jak opętana.
- Damy z białego domu nie zrozumiecie. - mruknął Logan gapiąc się w telewizor. Od razu przestałyśmy się śmiać, a on dopiero wtedy spojrzał na nas. - Powiedziałem coś nie tak?
- Nigdy nie myślisz za nim coś powiesz? - do salonu wszedł Kendall. 
- Przecież nic złego nie powiedziałem. - bronił się. 
- Jesteś idiotą. - warknęła Vivienne. 
- Bo zaraz nigdzie nie pojedziesz. - pogroził mi palcem.
- A kto mi zabroni? Ty? - prychnęła. 
- Jestem twoim kuzynem. Starszym. Jesteś niepełnoletnia. 
- Zjebanym kuzynem. - warknęła, a wszyscy na nią spojrzeli zszokowani. Przecież ona nigdy nie klęła. Zawsze była spokojniejsza od nas, a teraz? Zmieniła się i to bardzo. 
- Vivienne, taksówka już jest? - do salonu wszedł James. 
- Już idę. - mruknęła i się ze mną pożegnała. - Będę co dziennie dzwonić. 
- Trzymam cię za słowo. - uściskałam ją. 
- Pa. - pomachała reszcie i razem z Jamesem wyszła. Chłopak włożył jej walizki do bagażnika, a następnie odjechali. Jeszcze raz jej pomachałam, a następnie wróciłam do salonu. Usiadłam w fotelu i głośno wypuściłam powietrze. 
- Aż tak się zmęczyłaś? - zaśmiał się Latynos. 
- Carlos... - zrobiłam minę słodkiego szczeniaczka. - A zrobiłbyś mi ten swój deser lodowy? 
- Nie mam wyboru, prawda? - zaśmiał się cicho wstając i kierując do kuchni. 
- Dziękuję! - krzyknęłam za nim. 
- Ja też chcę! - krzyknęli pozostali. 




Oczami Jamesa 


Odkąd weszliśmy do samolotu nie spojrzała na mnie ani razu. Cały czas siedziała i patrzyła w okno. Tak jakby chmury były ciekawszą rzeczą niż rozmowa ze mną. Może dla niej były? Pewnie nie chciała ze mną tam lecieć i zgodziła się tylko z litości. To na pewno była litość. Nic innego, tylko litość, której nienawidziłem. 
- Zrobiłaś to z litości? - spojrzałem na nią, a ona nawet nie drgnęła. - Vivienne? - lekko ją szturchnąłem. 
- Hmm? Mówiłeś coś? - zapytała powoli odwracając się do mnie. 
- Zrobiłaś to z litości? - powtórzyłem. 
- Ale co? - zmarszczyła brwi. 
- Zgodziłaś się ze mną tam pojechać. 
Nie odpowiedziała. Włożyła słuchawki w uszy i znów spojrzała w okno. 
- Nigdy nie litowałam się na tobą i nie zamierzam. - mruknęła i to były jej ostatnie słowa skierowane do mnie. Potem zasnąłem. Śniłem o plaży. O Vivienne. Byliśmy razem na plaży. Leżeliśmy na kocu. Przytulała się do mnie. Całowała moją dłoń. Czułem zapach jej miękkich włosów. Jej brązowe oczy badały każdy szczegół mojej dłoni...


- Proszę pana. Proszę pana. - usłyszałem jak przez mgłę. Powoli otworzyłem oczy. Przede mną stała nachylona stewardesa. Spojrzałem w bok. Nie było jej. - Proszę wysiąść. Pańska dziewczyna czeka na pana w środku. 
 - Co? - zapytałem przecierając oczy. 
- Pańska dziewczyna jest już w budynku. 
Szybko wstałem i skierowałem się do wyjścia. Nie minęło dużo czasu,a  mogłem zobaczyć jak Vivienne rozmawia z jakimś chłopakiem. Chyba był od niej młodszy. Nie wiem. Nie znałem go, ale ona przeciwnie... Może to jej nowy chłopak? Może dlatego się zgodziła?



~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* ~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Hejj ;* Pojawiła się nowa zakładka "Konkurs" Prosiłabym, żeby chętni do niej zajrzeli. Wicie co? Chyba znów powracam do akcji. xd Notki będą się pojawiać w miarę regularnie, ale niczego nie obiecuję, bo zbliżają się egzaminy. Mam nadzieję, że moi czytelnicy wciąż są ze mną. :) Dajce o sobie trochę znać, bo tęsknię za wami. Bardzo... ;ccc
Lofffkii ;*