poniedziałek, 29 lipca 2013

125 (...) Nie poznaje cię (...)

James z szybką prędkością podążał w nieznane mi dzielnice Los Angeles. Wszędzie było ciemno i ponuro, a po ulicach chodzili dziwnie podejrzani ludzie. Niektórym chłopką nawet wystawały noże z tylnych kieszeń albo trzymali w ręku metalowe rurki. W pewnym momencie nawet minęliśmy mężczyznę w podeszłym wieku z rozwalonym nosem. To wszystko tak przerażająco wyglądało, że cała się trzęsłam. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a przez głowę przelatywały okropne myśli. W pewnym momencie Maslow zatrzymał się pod jakimś budynkiem. Światło jego neonów z okien i szyldu padały na nasz wóz. Oświetlając wszystko w okół, kiedy uliczne lampy gasły co chwila. Wychyliłam się i ujrzałam napis " Casino ". Spojrzałam przerażona na szatyna, a on nie wykazywał żadnych uczuć. Tak, jakby z cudownego chłopka zamienił się w bezdusznego cyborga. 
- Wysiadaj - warknął nie patrząc na mnie i opuścił wóz. 
Zawahałam się, ale powoli wysiadłam.
 - Słuchaj - zwrócił się do mnie ukazując swój chłodny i pusty wzrok.
 - Kiedy tylko tam wejdziemy masz robić to co ci każę i nie odzywać się. Rozumiesz? 
- Tak - szepnęłam. 
- A i jeszcze jedno - dodał. - Nie martw się o nic. Nie stanie ci się krzywda - dodał uśmiechając się słodko wzbudzając we mnie obrzydzenie. 
Po chwili wrócił do poprzedniego wyrazu twarzy i razem weszliśmy do środka. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg poczułam dym papierosów, cygar i... alkohol. Bałam się najgorszego widząc jak ci wszyscy spici mężczyźni się na mnie gapili. Czułam ich wzrok na sobie. Wzrok, który palił i robił w moim ciele głębokie rany. 
- Oto twoja wygrana - wychrypiał Maslow do jakiegoś faceta. - Masz pięć minut. 
Po tych słowach podstarzały mężczyzna chwycił mnie za rękę i mocno szarpnął na zaplecze. Tam pchnął mnie na jakieś skrzynie i zaczął napierać swoim ciałem na moje. Jego usta wędrowały z moich policzków na żuchwę i dekolt. Czułam jak jego ręce badają najmniejszy szczegół mojego ciała. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, które on zlizywał. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. Wtedy on wymierzył mi cios w twarz, uderzył kilka razy w brzuch i z całej siły pokopał po nogach. Czułam się okropnie. Nagle poczułam jak jego ręce zaczęły odpinać moje spodnie. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic. Był za silny. 
- Pięć minut się skończyło - usłyszałam zachrypnięty i cichy głos. Dziwne, ale w tej chwili pragnęłam, żeby go usłyszeć, a jego właściciel, żeby mi pomógł. 
- Nie skończyłem - sapnął mężczyzna. 
- A ja tak - warknął Maslow i wymierzył mu cios w twarz, a następnie szybko mnie stamtąd wyciągnął. Ruszył z piskiem opon na drugi koniec miasta. Cały czas płakałam. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. On... On przegrał mnie w casino'nie. Nie.. To jest niemożliwe. Pomyślałam i poczułam jak siniaki wykonane przez mojego napastnika dają o sobie znać. 
- Nic ci nie jest? - zapytał tym samym, troskliwym głosem co kiedyś. 
- N... Nie - chlipnęłam. Chłopak szybko zjechał na pobocze i spojrzał na mnie groźnie. 
- Na pewno? Nic ci nie zrobił? - Kilka siniaków, nic poza tym - szepnęłam. - Możemy jechać do domu? 
- Nie. Jeszcze mam kilka spraw do załatwienia - dodał i ruszył 
- Ale po co ci ja? 
- Jesteś mi potrzebna i tyle. 
- Nie poznaję cię. Jesteś taki...obcy - szepnęłam. 
- A wiesz przez kogo? - zapytał śmiejąc się kpiarsko. 
- Nie. - Przez ciebie. To ty mnie tak zmieniłaś. Ten dzień spędzony w Malibu. - Ale co ja mam do tego? Nie kazałam ci być chamem! - uniosłam się. 
- Powiedziałaś, że nie masz zamiaru się ze mną pokazywać. Nie chcesz, żeby świat myślał, że jesteśmy znowu razem.
- I to cię tak zmieniło? 
- Nie przerywaj jak mówię, księżniczko - warknął. 
- Po tym spotkałem małą dziewczynkę, która chciał mój autograf i jest nadal moją fanką. To właśnie ona dała i do zrozumienia, że muszę walczyć o to na czym mi zależy... 
- Niszcząc wszystko i wszystkich dookoła? 
- Nie, naprawiając każdy swój błąd po kolei. 
- Skoro chcesz naprawiać to dlaczego? Dlaczego pozwoliłeś by ten obleśny facet mnie dotykał? 
- Kiedy ze mną zerwałaś i wyszedłem z więzienia zacząłem grać i po pianemu przegrałem cię - powiedział ponuro. 
- Żałowałem tego, więc przestałem grać i wyjechałem do Nowego Jorku, gdzie zacząłem nowe życie, pozostawiając problemy tu, w Los Angeles. Wraz z powrotem muszę naprawić błędy i wypić piwo, którego naważyłem. Inaczej się nie da. - Gdzie teraz jedziemy? - zapytałam niepewnie. 
- Do klubu Go Go.
- Po co? 
- Zrezygnować z posady 
- A potem? 
- Na policję. - Po co? - zdziwiłam się.
 - Złożyć prawdziwe zeznania. 
- Prawdziwe zeznania? O czym ty mówisz? 
- Dowiesz się w swoim czasie - mruknął i przyśpieszył. 
Głośno westchnęłam i miałam siedzieć tak długo cicho w samochodzie dopóki Maslow nie wróci. Minęła chyba z godzina od kiedy James poszedł do posterunku policji. Obawiałam się najgorszego. Albo go zamknęli, albo narobił sobie jeszcze większych kłopotów. Kiedy już miałam wysiadać i sprawdzić co się tam dzieje on wyszedł w towarzystwie policjanta. Nie powiem, trochę się przeraziłam na ten widok. 
- Jeszcze raz dziękuję panu za wyjaśnienie wszystkiego - powiedział policjant. 
- Nie ma sprawy - dodał Maslow i wsiadł do auta. 
- Zostanie pan oczyszczony z zarzutów i zlikwidujemy pańską kartotekę.
- Dziękuję - dodał szatyn i uścisnęli dłonie. 
- Do widzenia. - Do wiedzenia - dodał policjant i szybko odjechaliśmy. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy w domu. Zanim wysiedliśmy chciałam z nim porozmawiać. 
- James? - zaczęłam niepewnie. 
- Co? 
- O co chodziło z tą policją? - zapytałam. 
- Powiedziałem ci. Dowiesz się w swoim czasie - dodał i dotknął mojego policzka.
- A teraz nie martw się, księżniczko - dodał i wysiadł. 
- Yhym - mruknęłam i weszłam do salonu, gdzie zastałam pijanego Logana, który szykował się do bójki z Jamesem. Przyznam, Henderson wyglądał śmiesznie. Skakał jak kangur, a Maslow jak jakiś bokser z piekła rodem. 
 - Hej, chłopaki przestańcie - powiedział Kendall i dostał z poduszki od Logana. W tym momencie Carlos wskoczył Jamesowi na plecy, a ten zaczął trykać jak wściekły byk na rodeo.
- Spadnij! Spadnij! Ciężki jesteś! Złaź grubasie! - śmiał się Maslow. Tym mnie totalnie zaskoczył, bo myślałam, że już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, a tu proszę. Szybko pobiegłam po aparat i wszystko zaczęłam nagrywać.



Po jakiś dwóch godzinach wygłupów wszyscy się uspokoili i usiedli w zgodzie przed telewizorem. W środku filmu stanęłam przed ekranem zasłaniając wszystkim i zaczęłam się głupio uśmiechać. - On coś chce nam pokazać - powiedziała z lekka przerażona Meg. 
- A żebyś wiedziała, że pokażę! - wyszczerzyłam się jeszcze bardziej i włączyłam MTV. 
- Jak pewnie wszyscy wiecie boysband Big Time Rush rozpadł się trzy lata temu, ale jak widać chłopcy nie stracili dobrej energii, a także poczucia humoru. Wynika to z filmu, który pojawił się dziś w internecie. Wstawiła go Vivienne i naprawdę dobrze, że on się ukazał. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Otóż został on opublikowany godzinę temu, a ma już ponad trzy miliony wyświetleń i same pozytywne komentarze. Z resztą sami zobaczcie. 
Powiedziała prezenterka, a na ekranie pojawiły się dzisiejsze wygłupy chłopaków. - Aaaaa!!! On zaraz mnie zwali i nie zostanę światowej sławy pogromcą byków! - krzyczał Carlos, a James zaczął się bardziej rzucać i dyszeć. 
- Zaraz go uspokoję swoim oddechem - powiedział Logan jak mądrzejące się dziecko i chuchnął Maslowowi prosto w twarz. Ten wywrócił oczami i się przewrócił. 
- Ups... Chyba za bardzo go uspokoiłem - powiedział Henderson. - Ale zaraz go uratuję swoim magicznym palcem - powiedział i oblizał swój palce wskazujący, a następnie wsadził mu do ucha. - Aaaaa!!! Myłem dzisiaj uszy! - krzyknął szatyn. - Nie musisz sprawdzać!
- Chciałem się upewnić - wyszczerzył się brunet. - James nie widziałeś Alfreda? - zapytał Carlos. 
- Kogo? - zdziwił się. 
- Mojego jednorożca - wyszczerzył się. - Ma róg, kolorową grzywę i tęczowy ogon. A! No i jest biały. 
- Yyyy...
- Wypił Red Bula i pobiegł ku końcowi tęczy - powiedział poważnie Kendall. 
- Po garnek złota? - powiedział James.
- A nie po gorące panienki? - zapytał Logan.

- Nie?! - zapytał James i Kendall. 
- A poza tym on ma karę na panny - powiedział Carlos. - Po ostatniej wizycie w ich szkolnej szatni ma zakaz się zbliżania do jakiejkolwiek panny, bo inaczej pójdzie do jednorożecowatego więzienia, o Skittles'ach i wodzie.
- Hahahahahhaha!!! - cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- No co? - zdziwił się Carlos.

- Skoro to twój jednorożec to on jest w raju - powiedział Logan. 
- Czep się swojego - mruknął. - Twój tylko jeździ po mieście na motorze w czarnej skórze i wyrywa panny. Jest złyyyyyy - Carlos przybrał taki wyraz twarzy, że nie dało się nie zaśmiać. 
- Bad Boy! - zaśmiał się Kendall. 
- Eeee tam. Mój to całymi dniami siedzi w bibliotece na fioletowym wzgórzu i kuje - powiedział James.
- Ciekawe po kim to ma - powiedział Carlos szturchając Logana.
- Przestań - powiedział ze łzami w oczach odtrącając jego łokieć. - Ranisz mnie tym swoim szpikulcem.
Kendall zrobił się cały czerwony i razem z Jamesem wybuchnęli śmiechem. 
Film dobiegł końca, a my wszyscy nadal się śmialiśmy. Wyłączyliśmy telewizor i dostaliśmy totalnej głupawki. 

- Dlaczego to nagrałaś? - śmiał się Carlos.
- A tak sobie - wzruszyłam ramionami. 
- Jesteś zła, księżniczko - powiedział Maslow. 
- Nie nazywaj mnie księżniczką - mruknęłam. 
- Oczywiście, myszko - uśmiechnął się. 

- Vivienne - do salonu weszła Katniss z moim białym bikini w ręku. - Lepiej ci to zabiorę.
- Nie, nie zabierzesz mi tego. 
- Ale jeśli je założysz to szwy pójdą i cały kostium pójdzie do kosza. Jesteś na niego za gruba - powiedziała, a Maslow zaczął się śmiać.
Wściekła wstałam i ruszyłam do wyjścia. 

- Oj nie wciekaj się, księżniczko! - śmiał się Maslow. - Przecież to nic złego być grubym! 
Szybko założyłam buty i wyszłam. Ruszyłam w kierunku domu Jack'a i Mirandy. Po jakiś dwudziestu minutach waliłam wściekła do ich drzwi. Otworzyła mi Miranda. Była zaskoczona na mój widok. 
- Vivienne?- Cześć - mruknęłam i weszłam do środka. Od razu poszłam do kuchni, gdzie siedział mój przyjaciel i jadł obiad. 
- Co się stało? - zapytał rozbawiony. - James, Katniss, bikini... Aghaghagh!!! 
- Co? - zapytała Miranda. - Jaka Katniss? Jakie bikini? O co chodzi?
Wzięłam głęboki oddech i wszystko im opowiedziałam od samego początku. 
- Widzę, że przyda ci się odpoczynek i relaks - powiedział Jack. 
- A żebyś wiedział - mruknęłam i opadłam na stół.
- Lecimy dzisiaj na Karaiby. Jeśli chcesz to możesz lecieć z nami - powiedziała Miranda. 

- Serio? 
- Pewnie. I tak mamy wolny bilet, bo koleżanka Mirandy zrezygnowała - powiedział Jack. - Będzie fajnie.
- A nie będę wam przeszkadzać? - zapytałam.
- No coś ty! - oboje zaprzeczyli. 

- Tylko jak chcesz to musisz się iść pakować - powiedziała Miranda. 
- No to jedziemy - powiedział Jack i skończył jeść. 
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku naszego domu. Zaraz po zaparkowaniu weszliśmy do środka i poszliśmy do mojego pokoju. Ja z Mirandą pakowałyśmy mnie, a Jack oglądał mój pokój, czytał teksty, chodził w tą i z powrotem. 
- Wyjeżdżasz? - w pokoju pojawiły się dziewczyny.
- Tak - powiedziałam i schowałam kolejne ubrania do walizki. - Lecę z nimi na Karaiby. 
- Dlaczego? - zapytała Meg.
- Muszę odpocząć - westchnęłam. 
- Rozumiem cię - mruknęła Christine. 
- Chciałyśmy wszystkie razem lecieć do Las Vegas i tam się zabawić, ale jeśli chcesz to leć z Jackiem i Mirandą - uśmiechnęła się Victoria. 
- Dzięki - uśmiechnęłam się. 

- Ale masz co dziennie dzwonić - zagroziła Meg. 
- Właśnie - dodała Vicki. - Będziemy sobie na wzajem składać raporty o każdym dniu.- Pewnie - wyszczerzyłam się. 
- Tylko się tam nie zakochaj - Meg znacząco poruszała brwiami, a ja w nią rzuciłam poduszką. - Musiałabym być tobą - wystawiłam jej język. - Kendall powinien na ciebie uważać. 
- Ciii... Bo mnie jeszcze do Las Vegas nie puści - zaśmiała się. 
- I dobrze by zrobił - zaśmiałam się. 
- Świnia.- Ale twoja - wyszczerzyłam się. 
- Dobra. Jeśli masz wszystko to pojedziemy jeszcze na chwilę do nas i na lotnisko, ok? - powiedział Jack. 
- Jeszcze tylko spakuję torbę podręczną i torebkę, ok? - zapytałam, a on przytaknął. 
Dziewczyny pomogły dokończyć mi pakowanie i już po chwili stałyśmy we wejściu i się żegnałyśmy. 
- Masz codziennie dzwonić - powiedziała Meg i mnie przytuliła. 
- Wróć do nas wypoczęta, ok? - dodała Vicki i mnie przytuliła. 
- I z chłopakiem - dodała Christine. 
- Hahaha... ale śmieszne - zaśmiałam się. 
- Idź, bo cię nie zabiorą - dodały równo i mnie wypchnęły z domu. 
Po tym jak zabraliśmy walizki Mirandy i Jack'a pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Od razu weszliśmy na pokład samolotu i odlecieliśmy. Spojrzałam jeszcze raz na Los Angeles z uśmiechem, po czym włożyłam słuchawki w uszy i zasnęłam. 



- Vivienne, Vivienne - usłyszałam jak przez mgłę. - Wstawaj, jesteśmy. 
Leniwie się przeciągnęłam i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą Mirandę. 
- Co? - zapytałam zaspana. 
- Jesteśmy na Karaibach - dodała ze śmiechem. - Wstawaj. 
- Już, już - powiedziałam i wyszłam razem z nią z samolotu. 
- Jack poszedł po nasze walizki - dodała kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz. 
- Yhy. Wyglądam strasznie? - zapytałam, a obok nas przeszła kobieta z dzieckiem. 
- Mamusiu, a co to za czarownica? - chłopiec wskazał na mnie, a ja szybko zaciągnęłam Mirandę do łazienki. 
- Zrób coś z tą czarownicą - powiedziałam, a ona się zaśmiała  i wykonała moją prośbę. 
- Dzięki - powiedziałam, kiedy wyszłyśmy z łazienki. 
- Ej, a wy gdzie byłyście? - zapytał Jack. 
- Nasza mała czarownica chciała się ogarnąć - zaśmiała się Miranda. 
- Ale śmieszne - mruknęłam i wzięłam swoje walizki i ruszyłam do taksówki. 
Po jakiś dziesięciu minutach jazdy z tymi moimi wariatami dotarliśmy do hotelu, w którym mieliśmy mieszkać.
- Dobra ja idę po klucze - powiedziałam i podeszłam do recepcji. - Przepraszam , chciałabym odebrać klucze do pokoi. - Nazwiska? - odwrócił się do mnie. 
- Foster - uśmiechnęłam się, a młody chłopak to odwzajemnił, czym ukazał rząd białych zębów. 
- Proszę - dodał uśmiechając się i podał mi karty. 
- Dziękuję - dodałam i chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Swoją drogą to państwo są na podróży poślubnej? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. 
- Nie. Jestem tu z przyjacielem i jego dziewczyną. 
- Aha, a tak to ma pani chłopaka? 
- Hahaha... Nie, nie mam - zaśmiałam się. - A swoją drogą nie mów do mnie pani tylko Vivienne. Czuję się potem staro - uśmiechnęłam się. 
- Roberto - uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń. - Zobaczymy się potem?
- Może - wyszczerzyłam się i wróciłam do przyjaciół.
- Tej, jesteśmy tu niecałą godzinę, a ty już flirtujesz/ - zaśmiała się Miranda.
- Może - zaśmiałam się i poszliśmy do pokoi.

Oni mieli razem, a ja sama. Umówiliśmy się, że jak się rozpakujemy to idziemy prosto na basen i też tak zrobiliśmy. Powietrze było boskie i do tego to słońce. Czułam się jak w raju. 
Nagle ktoś przysłonił mi moje słoneczko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam....




Kurczę ;/ nie wyszedł mi :( mam nadzieję, że mi wybaczycie :) no i moją krótką przerwę, która teraz nastąpi, ponieważ.... (werbel pliss ;p ) muszę nadrobić zaległości jeśli chodzi o Wasze blogi ;d mam nadzieję, że już nie długo zobaczymy się ;* a tymczasem bywajcie ;** ;p 

PS: W zakładce Bohaterowie pojawiła się nowa twarzyczka ;p 

czwartek, 25 lipca 2013

124 " (...) JUŻ!!! (...) "

Hejoo ;* Tak, tak wiem. Miałam dodać jednorazówkę z Carlosem, ale... jestem w połowie i jakoś nie potrafię jej skończyć :( Naprawdę, strasznie mi się podoba i chciałabym Wam już ją pokazać, ale nie mogę, bo nie jest skończona :( Dlatego teraz Was zanudzę ;p Mam nadzieję, że mi wybaczycie moje nie ogarnięcie i nie zanudzicie się na tym rozdziale ;) 

Zapraszam ;* 



Wróciłem do hotelu około 9:00 pm. W tym czasie dużo sobie przemyślałem i postanowiłem. Zdeterminowany wszedłem do pokoju i zobaczyłem jak Vivienne ogląda telewizor. Natychmiast go wyłączyłem. 

- Oglądałam to - mruknęła niezadowolona. 
- Pakuj się. Wracamy - powiedziałem stanowczo. 
- Co? Ty chyba sobie żartujesz! - wrzasnęła. - Mieliśmy być tutaj tydzień, a nawet jednego dnia nie spędziliśmy!- Pakuj się! - warknąłem.

- Nie.
- Za dziesięć minut masz być gotowa - syknąłem olewając jej wcześniejszą wypowiedź. Poszedłem do swojej sypialni, gdzie się szybko spakowałem, układając w głowie już plan działania. Chcę wszystko naprawić. Nie dam się już poniżać. Harry pożałuje tego, że wplątał mnie w te całe narkotyki. Nie będę już mu chronił jego tyłka. Jest w końcu dorosły, więc mam to w nosie czy go zamkną czy nie. Mam też już plan jak wrócić na szczyt. Big Time Rush powróci na szczyt. 
Tak jak powiedziałem Vivienne była gotowa w dziesięć minut i czekała na mnie. Szybko ją wyprowadziłem z apartamentu  poszedłem oddać klucz. 
Już po chwili pakowałem nasze bagaże do samochodu. 
- A tobie co odbiło? - zapytała brunetka kiedy zamknąłem bagażnik. 
Szybko chwyciłem ją za rękę i wsadziłem do samochodu. 
- Wiesz, że to bolało? - zapytała kiedy usiadłem obok niej i ruszyłem z piskiem opon. 
Szybko wyjechałem na autostradę, więc przed północą mieliśmy być w domu.
- Powiesz mi w końcu co ci odbiło? - zapytała brązowooka. 

- A interesuje cię to w ogóle? - warknąłem. - W końcu nie chcesz się ze mną zadawać. Chcesz mnie unikać. 
- James, to nie tak. 
- A jak? Może zaraz mi powiesz, że to dla mojego dobra, co? Daruj sobie. 
- Co cię ugryzło?
- Prawda - warknąłem i dodałem gazu.
- Ej! - krzyknęła, kiedy wjechaliśmy do miasta. - Zwolnij! 

- Jak sobie życzysz - uśmiechnąłem się cwanie i gwałtownie skręciłem na nasz podjazd, a następnie ostro zahamowałem. - Proszę bardzo - uśmiechnąłem się wrednie. 
- Idiota - skwitowała i wyszła z auta. 

Oczami Vivienne


- Nie zapominaj, że ten idiota cię kochał - dodał, uśmiechając się wrednie. I tym trafił w mój czuły punkt. Jak to kochał? Przecież mówił, że mnie kocha. To niemożliwe. 
- Rusz się księżniczko - mruknął i wziąwszy nasze bagaże pchnął mnie w stronę drzwi. - Otwieraj. Na co liczysz? - Na... Na nic - szepnęłam i wykonałam jego polecenie. Kiedy weszliśmy do salonu rzucił nasze bagaże na podłogę i poszedł do kuchni, a ja za nim.
- James, co ci odbiło? Ty taki nie jesteś - szepnęłam kładąc rękę na jego ramieniu.
Gwałtownie ją strącił i ścisnął mój nadgarstek. Poczułam jakby mi kości miażdżył. Zawsze zapominam ile on ma siły. 
- Nie dotykaj mnie - wycedził przez zęby. - Nigdy mnie nie dotykaj, nie patrz mi w oczy i nie stawiaj oporu - syknął i puścił mnie, a następnie wyszedł trzaskając drzwiami. Słyszałam jak stawia ciężkie kroki na schodach, a następnie wchodzi do swojego pokoju. 

Powoli wyszłam z kuchni i wzięłam swoje walizki, a następnie ruszyłam na górę. Oczywiście jak to ja musiałam się potknąć i pobudzić przyjaciół. 
- Co się dzieje? - z pokoju wyszedł zaspany Carlos.   
- Ktoś jest w domu? - zapytał śpiący Kendall.
- Początkujący złodziej? - zapytał ledwo przytomny Logan, ale kiedy wszyscy zobaczyli, że to ja zaczęli się śmiać.
- Ona by się na złodzieja nie nadawała - zaśmiała się Christine. - Dzięki - mruknęłam z uśmiechem. - Pomożecie? 
- Jasne - dodali chłopcy i wzięli ode mnie bagaże, a następnie zanieśli je do mojego pokoju. - Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Nie ma sprawy - dodał Kendall czochrając moje włosy. 
- Następnym razem jak będziesz się włamywać to rób to ciszej - dodał Logan i cmoknął mnie w policzek. - Dobranoc. 
- Dobranoc - szepnęłam i razem z blondaskiem sobie poszedł. 
- Śpi dobrze mała - dodał Latynos i pocałował mnie w czoło. 
- Ty też - uśmiechnęłam się i zniknęliśmy w sowich sypialniach. 
Z uśmiechem położyłam się spać i o dziwo po chwili odpłynęłam.



Obudziły mnie promienie słońca. Przeciągnęłam się jak kotka i wstałam. Wzięłam ubrania i poszłam się przebrać. Gotowa zeszłam na dół. W salonie siedział Carlos i oglądał telewizor.
- Hej - uśmiechnęłam się. - Gdzie wszyscy?
- Cześć księżniczko - uśmiechnął się. - James gdzieś wybył, dziewczyny na zakupach, a Kendall i Logan poszli do kina.

- A ty dlaczego zostałeś? - zapytałam i poszłam do kuchni. Pena wyłączył TV i poszedł za mną 
- Bo chciałem z tobą porozmawiać - dodał i usiadł do stołu. 
- O czym? - zdziwiłam się. 
- Co się wydarzyło w Malibu? 
- Nic - wzruszyłam ramionami. - A co miało się wydarzyć?
- Twoje słowa mogą mnie oszukać, ale wzrok tego nie zrobi - powiedział i stanął na przeciw mnie. - Co tam się wydarzyło?
- No nic.

- Chcesz mi powiedzieć, że James od tak zmienił się w nieczułego gościa, a ty się go zaczęłaś bać? - uniósł brew do góry.
- Wcale się go nie boję! - zaprzeczyłam szybko. 
- Vivienne, przecież widzę. 
- Nic nie widzisz! - warknęłam. 
- Nie wmówisz mi, że od tak się tak zmienił! - podniósł głos, ale szybko wrócił do poprzedniego tonu. - Vivienne, martwię się. Rozumiesz? Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. 
- Carlos - szepnęłam i bez zastanowienia go do siebie przytuliłam.
- Hej, nie płacz - szepnął i zaczął gładzić mnie po plecach. - Powiedz mi co się dzieje.
- No dobra - szepnęłam  i poszliśmy do mojego pokoju. 

Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca. Podziwiam go, że potrafi tak dobrze słuchać. 
- Najgorsze jest to, że chyba nadal go kocham, ale ja tego nie chcę - szepnęłam. 
- Rozumiem - dodał. - Ale to minie. Zobaczysz. 
- Skąd wiesz? 
- Bo sam tak miałem z Stephanie - uśmiechnął się. 
- Jesteś wspaniały - uśmiechnęłam się i przytuliłam go do siebie. 
- Wybaczcie, że przeszkadzam tą ckliwą chwilę, ale jesteś mi potrzebna księżniczko - mruknął Maslow. - Po co? - zdziwiłam się.
- Załóż coś skąpego i za dziesięć minut widzę cię w aucie - warknął i wyszedł. 
- Widzisz? - zwróciłam się do Peny. - I weź się go nie bój. 
- Pogadam z nim - dodał i wstał. 
Usłyszałam tylko jak coś ciężkiego upada na ziemię. Szybko wybiegłam z pokoju i zobaczyłam jak Carlos leży na ziemi ze złamanym nosem. Wszyscy już tam byli. 
- Nigdy się tak do mnie nie odzywaj - warknął i zwrócił się do mnie. - Gdzie miałaś być?! 
- J... Już - jąkałam się i ze łzami w oczach poszłam do samochodu. Po jakiś dziesięciu minutach chłopak do mnie dołączył.
- Jedyne co masz robić to wyglądasz seksownie.  Czaisz? 

- Tak, ale...- Żadnych pytań - warknął. - Masz siedzieć cicho! 
- Yhym...
- A i możesz czuć się jak panienka do towarzystwa - uśmiechnął się cwanie. 
- Ty chyba żartujesz?! - poniosłam głos. 
Jedną ręką chwycił mnie za włosy i porządnie szarpnął, a drugą ręką ścisnął mi twarz. 
- Nie podnoś na mnie głosu, bo twoja buźka ucierpi na tym - warknął i puścił mnie, a następnie gwałtownie ruszył w kierunku nieznanych mi dzielnic Los Angeles.





No i jest! ;p Mam nadzieję, że nie zasnęliście ;p Postaram się skończyć Hate is my environment   i dodać w najbliższym czasie ;p a jeśli nie to napazgram 125 xd ;p ;) Do zobaczyszka kochani ;* <3 




piątek, 12 lipca 2013

Life in shadow... 2

Kolejne dwa miesiące minęły o dziwo szybko i spokojnie. Zaprzyjaźniłam się, a raczej staliśmy się sobie baaardzoo bliscy z Blondaskiem, ale i tak nie zmieniłam swojego stylu. Czyli nadal czarny to mój znak rozpostgrzegawczy. Tak samo jak ciemny makijaż czy mowa. Najgorsze jest teraz życie w szkole. Kendall razem z chłopakami wyjechał w trasę, więc od jakiś sześciu miesięcy mam przesrane. Wszyscy się na mnie uwzięli. Nie mam życia. Jestem ciągle poniżana... Jednak życie w cieniu nie jest takie dobre. Muszę coś z tym zrobić. Moje rozmyślania skończyły się kiedy wpadłam na jakąś dziewczynę. 
- Hej, uważaj - oburzyła się. - Złamałaś mi paznokieć. 
- Przepraszam, że teraz jesteś o jeden palec mniej plastikowa - warknęłam. 
- Uważaj na słowa mała - warknęła.   
- Bo co mi zrobisz?   
- Chcesz się przekonać? - powiedziała i podeszła bliżej mnie. 
- Pragnę tego wręcz - warknęłam. 
- Naprawdę nie wiem, co Kendall widzi w tym czyś - zaśmiała się kpiarsko cofając się. - Jesteś nikim. Matka nie żyje, a ojciec to morderca. Jesteś taka jako oni dwoje.
 - Nic o mnie nie wiesz - warknęłam.
- Zdziwiłabyś się. Jesteś na wpół martwa i na wpół mordercą. Kwestią czasu jest twoje morderstwo...
- Skoro już tak wymyślasz to nie stać cię na więcej? - prychnęłam i wywołałam najgorsze. 
- Jestem ciekawa czy Kendall wie, że jesteś dziwką - udała, że się zastanawia. 
- Zamknij się - warknęłam. 
- Nie powiedziałaś mu, że byłaś dziwką? Nie wiesz, że szczerość to najważniejsze w związku? Skoro nie jesteś z nim szczera to po co z nim jesteś? - pytała, a zaraz dodała. - A no tak! W ten sposób zarabiałaś!
- Angel... - usłyszałam ten cichy, kochany i stęskniony głos. - Czy to jest prawda? 
Zacisnęłam oczy, a z nich popłynęły łzy. Odwróciłam się i ujrzałam ten smutny wzrok. 
- Kendall to nie tak - jęknęłam i chciałam się do niego przytulić, ale odsunął się. 
- A jak? Wytłumacz mi to, bo nie rozumiem - szepnął smutno.  
- Ja... - z moich oczu popłynął potok łez. 
- Tak myślałem - mruknął i odszedł. 
- Kendall zaczekaj! - krzyknęłam i pobiegłam za nim, ale ten tylko na mnie spojrzał smutno i odszedł załamany. Długo stałam tak i patrzyłam się w przestrzeń. Miałam nadzieję, że to nie koniec. 
Po lekcjach od razu skierowałam się do domu, gdzie zastałam ojca i jakąś laskę, która go karmiła. Na ten widok jeszcze bardziej się rozpłakałam i pobiegłam na górę. Zakluczyłam się i rzuciłam na łóżko. Wszystko się pieprzy. Po jaką cholerę byłam tą dziwką?! Tak bardzo chciałam, żeby to się nigdy nie wydało. Teraz chciałabym tylko umrzeć. Płakałam tak długo,aż nie zasnęłam. 


   
   
   
Od kilku miesięcy nie chodzę do szkoły, nie wychodzę ze swojego pokoju. Mam totalnego doła. Nie chcę już żyć. 
 Z samego rana weszłam na twittera, a tam zobaczyłam wpis Kendalla. 

" Kocham cię moja gwiazdko. Przynosisz mi największe szczęście. 
  Kocham cię Madison. ;* " 
   
  
Kiedy tylko to przeczytałam wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Rzuciłam laptopem o ścianę tak, że rozpadł się na kawałki. Nagle do pokoju wbiegł mój tata. Tak odkąd wyszedł z więzienia stał się kochającym ojcem i codziennie powtarza mi jak bardzo mnie kocha i jak żałuje swojego czynu. 
- Słonko co się stało? - zapytał i usiadł obok mnie. 
- On... - przytuliłam się do niego. 
- Nie myśl o tym - szepnął. - Wiem co ci pomoże - powiedział i włączył telewizor  akurat trafił na wywiad Schmidt'a. Chciał wyłączyć, ale go powstrzymałam. 
- Więc Kendall. Jak tam twoja nowa dziewczyna? - zapytała prezenterka. 
- Dziękuję, że pytasz Syndy. Wspaniale. Jeszcze nie byłem tak szczęśliwy jak teraz. Kocham tę dziewczynę i nie zamieniłbym jej na żadną inną. 
- A co z nią? - zapytała, a na ekranie obok nich pojawiło się moje zdjęcie. 
- Nie znam tej dziewczyny - powiedział, a moje oczy zrobiły się wielkości piłeczek ping - pong' owych. 
- Nie znasz Angeliny Monrow'e ? 
- Przykro mi, ale nie. Może widziałem z dwa razy w życiu, ale nigdy mnie z nią nic nie łączyło - wzruszył ramionami i wyszczerzył się jak gdyby nic.    
- To był Kendall Schmidt, tu w Make It Shine - powiedziała, a program się skończył.
- Ja się zabiję! - krzyknęłam i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. - Ja go kochałam, a on powiedział, że mnie nie zna. 
- Ciii... Nie płacz... Nie warto... - szepnął. 
- Idę się przejść - szepnęłam i wyszłam. 
Szłam uliczkami miasta, aż zaszłam nad stare jezioro. Tam usiadłam na mostku i zaczęłam wpatrywać się w taflę wody. Ona jedyna mnie rozumiała. W pewnym momencie wstałam i wskoczyłam. Zanurkowałam i czekałam, aż stracę tlen. W końcu udało mi się. Umarłam. Moje ciało wypłynęło na powierzchnię, a dusza uleciała wraz z wiatrem. 
Moje ciało znalazł jakiś rybak. Pogrzeb odbył się bardzo szybko. Przyszli na niego prawie wszyscy członkowie BTR. Właśnie prawie wszyscy. Oczywiście nie było Blondaska. 
W niebie spotkałam swoją kochaną mamę i razem śledziłyśmy dalsze życie ojca i Schmidt'a. 
- Ty naprawdę nie masz mózgu! - krzyczał Maslow.
- Ale o co ci chodzi? - zdziwił się blondyn.
- O co mi chodzi? O co mi chodzi? - chodził z miejsca w miejsce. - Trzymajcie mnie, bo jak mu...
- Widzisz co narobiłeś? Przez ciebie nie żyje, a ty żyjesz jak gdyby nic - dodał Carlos.
- Ale o co wam chodzi?
- Przez brak mózgu Angel zabiła się. O to nam chodzi! - dodał Logan.
- Niby dlaczego przeze mnie? 
- A kto powiedział, że jej nie zna? - zapytał James.- A kto nie chciał z nią rozmawiać? A kto z niej zrobił wariatkę? A kto doprowadził ją do załamania? Hmm? No kto?! 
- To nie moja wina - wzruszył ramionami. 
- Mogłeś chociaż powiedzieć prawdę! Mogłeś nie kłamać, że jej nie znasz! Mogłeś z nią porozmawiać! Przeprosić! Ale nie... Kendall wolał znaleźć sobie blond idiotkę, którą chciał wywołać zazdrość! - darł się Maslow i do niego podszedł. - Powiem ci coś. Świetnie ci to wyszło - warknął i wyszedł. 
- Jesteś beznadziejny - dodał Carlos i  wyszedł. 
- Logan? 
Już miał coś powiedzieć, ale pokręcił głową i wyszedł. 
 - Boże, dlaczego nie potrafiłem z tobą porozmawiać? Dlaczego musiałaś to zrobić? Tak bardzo cię kochałem...

  
^^

Okay! :D To koniec jednorazówki o Kendall'u :D Mam nadzieję, że się podobała ;) Zostawcie po sobie ślad. ;*** A już niedługo jednorazówka o Carlosie. ;) Kocham Was ;**

czwartek, 11 lipca 2013

Life in shadow... 1

No hej, hej ;* Przed Wami pierwsza część jednorazówki o Kendall'u. ;d  

A teraz info ;d Otóż nie chce mi się pisać na razie bloga >,<  Więc na razie dodam tylko tą jednorazówkę i być może potem zawieszę bloga na.... rok. Zrobię to albo po wakacjach, albo jeszcze w ciągu nich. Ale pamiętajcie. Wszytko co robię to tylko z miłości do Was ;* <3 
Pzdr i  zapraszam na pierwszą część opo ;* 

  




Wszyscy wokół mnie są ubrani na czarno. Kobiety płaczą, a mężczyźni starają się tego nie robić. Wszyscy są przygnębieni. Panuje cisza. Słychać tylko zimne krople deszczu opadające na ziemię, parasole, słychać głośne szlochanie, które jest przerywane przez zimny wiatr i… księdza. Pewnie pytacie po co tu ksiądz? Otóż dziś jest pogrzeb mojej mamy. Wszyscy przyszli, prócz… jej męża i mojego ojca.


Wszystko to przez mojego ojca. To on jest winny śmierci mamy. To on ją zabił. Prosiła, krzyczała, szarpała się, ale to nice nie dało. Każdy zadany jej cios bolał coraz bardziej. Ją i mnie. Najpierw zaczął ją okładać po twarzy, a potem już nie kontrolował się. Kiedy ledwo już oddychała zadał ostateczny cios… wbił jej nóż w serce…


Zacisnęłam zęby, żeby nie wydać z siebie głośnego krzyku, który był odzwierciedleniem mojego ogromnego bólu. Moje swobodne dłonie zamieniły się w pięści, a zamknięte oczy zniknęły pod zaciśniętymi powiekami i taflą łez. Słona woda wypływająca z moich oczy mieszała się z kroplami deszczu. Kiedy tylko opuszczono trumnę wszyscy położyli kwiaty i się pomodlili, a następnie… odeszli. Jedna chwila, minuta, a pozostałam sama na cmentarzu.  Ale zdążyłam się już przyzwyczaić do samotności.


Nagle poczułam czyjeś ręce na ramionach, a następnie cichy, delikatny głos.
- Chodź – szepnął Mark i delikatnie mnie objął ramieniem, a następnie zaprowadził do swojego auta i zawiózł do mojego domu.  Mark – jest to mężczyzna w podeszłym wieku, który zawsze mi pomagał, zawsze mogłam z nim porozmawiać, o wszystkim. Teraz nawet jego nie chcę znać.


Siedziałam skulona w ciemnym kącie salonu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dwa dni temu. To właśnie z tego miejsca widziałam śmierć mojej matki. Za każdym razem ten obraz odtwarza się ze zdwojoną siłą. Każdy zadany cios boli coraz bardziej i bardziej. Z każdą kolejną wizytą w tym pomieszczeniu wszystko powraca na nowo, tak jakby to się działo właśnie w tej chwili.


^^



Następnego dnia obudziłam się w salonie, tam gdzie zasnęłam poprzedniego dnia.  Ledwo podniosłam się i wzięłam prysznic, a następnie ubrałam TO. Wzięłam swoją torbę i powoli ruszyłam do szkoły. Kiedy tam dotarłam od razu poszłam do łazienki zrobić sobie makijaż.  Kiedy skończyłam pochowałam wszystko do torby i wyszłam z łazienki. Zaraz po tym ktoś mnie potrącił. Najwidoczniej się gdzieś spieszył, tak jak cała szkoła. Powoli ruszyłam w tym samym kierunku co cała szkoła. Po jakiś paru minutach dotarłam na naszą halę sportową. Usiadłam w kącie i podciągnęłam kolana pod siebie. Chwilę po tym na salę weszło czterech chłopaków. Wszyscy zaczęli bić brawa i gwizdać. Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, bo ich nie znałam. Tak jestem jak jakiś odludek, bo nie lubię tego samego co wszyscy, czyli boysband’ów. Wolę rap i hip - hop.  
- Witajcie  - powiedział blondyn. 
- Jak wiecie przyjechaliśmy do Was na małą pogawędkę - dodał najwyższy. 
- Więc zaczniemy z Wami gadać - wyszczerzył się Latynos. 
- Ale prosimy o pokazanie prawdziwych siebie - dodał brunet, a wszyscy zaczęli bić brawa. 
- To może zaczniemy od prawdzie? - zapytał blondyn, a wszyscy zaczęli krzyczeć Tak
- Świetnie - powiedzieli wszyscy czterej równo. 
- Jak wiecie prawda jest najważniejsza w życiu. Jeśli nie mówisz prawdy o sobie nie możesz mówić jej o innych. Takie jest prawo, bo skoro okłamujesz ich, siebie samego to po co masz mówić prawdę o tych, którzy tego nie chcą - powiedział brunet. 
- Pokazuj światu jaki jesteś naprawdę i nigdy nie udawaj kogoś innego. Zawsze bądź sobą... po mimo wszystko, nigdy nie trać swojego szczęścia wewnętrznego, ale też nie pozwól go zabić  - powiedział blondyn. 
- A jeśli ktoś nie chce być sobą? - zapytałam głośniej, niż tego chciałam. 
- To okłamuje samego siebie - odpowiedział zielonooki. 
- A może boi się reakcji ludzi? Albo porostu nie może pokazać prawdziwego siebie, bo... bo nie ma dla kogo żyć, ale to robi, bo boi się śmierci? Nie pomyślałeś? 
- Taka osoba powinna szukać pomocy. 
Czasami tej pomocy nie otrzymuje od nikogo, bo jest sama i... sama musi sobie radzić z całym złem tego popieprzonego świata - warknęłam. 
- Angel! Wyrażaj się przy nich! - skarciła mnie szkolna barbie. 
- Bo co? 
- Bo oni nie zasłużyli na to - mówiła szybko swoim piszczącym głosem. 
- Większość z nas nie zasłużyła na to pojebane życie, a i tak żyją - warknęłam i posłałam jej mordercze spojrzenie, a następnie wyszłam trzaskając drzwiami. Byłam wściekła, a zarazem zagubiona, ale nawet nie wiem co bardziej. nie miałam ochoty nikogo widzieć, więc poszłam do domu, gdzie zmieniłam swój wygląd ze słodkiej dziewczynki, na zupełnie INNY. Od tamtej pory zaczęłam malować oczy na czarno, paznokcie też, a także chodziłam w ciemnych kolorach. Opuściłam się w nauce, z szóstkowej uczennicy stałam się dwójkową. Chciałam dołączyć do mamy, ale bałam się, bałam się śmierci jak cholera. 


^^

Minął tydzień od wizyty tych czterech bałwanów, a nadal wszyscy tym żyją. Dlatego kiedy wchodzę do szkoły nachodzi mnie ochota zwymiotowania.  Właśnie mam zajęcia w teatrze i znów nauczycielka czepia się o mój STRÓJ.
- Angelina, kiedy zaczniesz się inaczej ubierać? 
- Nigdy - warknęłam i zaczęłam bawić się nitką
- Kiedyś byłaś taka miła, miałaś taki ładny styl - mówiła przesłodzonym głosem. 
- I to już nie wróci, nigdy!
- Chyba będę musiała porozmawiać z twoim ojcem - kiedy to powiedziała automatycznie rozerwałam nitkę, którą miałam w rękach, spuściłam wzrok i warknęłam. 
- Nigdy więcej nie wspominaj o moim ojcu.
- Ale nic takiego nie powiedziałam. 
- Nigdy więcej, rozumiesz?! - krzyknęła, a do środka wszedł ten sam blondyn co był u nas tydzień temu. - A ten kurwa po co tu?!
- Angelina wyrażaj się! - wrzasnęła nauczycielka. 
- A co? Nie wyrażam? - prychnęłam. 
- Słuchajce! Kendall pomoże nam w kolejnym przedstawieniu. Muzyka i tak dalej - uśmiechnęłam się Charllote. 
- Tak!!! - krzyknęli wszyscy kiedy ja krzyknęłam Nie. 
- Szlak! - warknęłam pod nosem. 
- No to pokażcie mi co macie - uśmiechnął sie blodnyn.
- Ja muszę mamie pomóc - powiedziałam i zaczęłam się zbierać. 
- Idziesz znowu na cmentarz? - zaśmiała się barbie. - W końcu twoja matka wącha kwiatki od dołu.
Kiedy to powiedziała rzuciłam się na nią i pewnie gdyby nie blodnyn zabiłabym.
- Puść mnie! - szarpałam się. - Zabije tą suke!
- Nie. Uspokój się - szepnął.
- Puść mnie do cholery! 
- Nie.
- Póść mnie pedale jeden! 
- Nie - powiedział, a ja z całej siły kopnęłam go w kostkę, syknął z bólu, ale i tak nie póścił. - Jak się uspokoisz to cię puszczę. 
- Już - powiedziałam spokojnie, a on mnie puścił. 
- Jeszcze trochę, a pozabija nas tak jej ojciec zrobił to z jej matką - dodała barbie. 
- Za głośno szczekasz suko jak na swoją rasę - wycedziłam przez zęby. 
- Angelina - upomniała mnie nauczycielka. 
- Suką to była twoja matka, a nie ja.
- Zabiję cię dziwko. Obiecuję ci to - warknęłam i spojrzałam na nią, a blondyn złapał mnie za nadgarstek, który szybko mu wyrwałam. 
- Angelina do dyrektora, natychmiast! 
- Bo co?! Bo ta dziwka za dużo sobie pozwala?! Najlepiej strzelcie mi w łeb! Wszyscy by się cieszyli  - krzyknęłam i wyszłam. 
Szłam szybko przez korytarze szkolne i kiedy chciałam wejść do damskiej łazienki zostałam pociągnięta do tyłu i przytulona. Zdezorientowana szybko od siebie odepchnęłam napastnika i zobaczyłam blondyna. 
- Co ty do cholery odpierdalasz?! 
- Chcę ci pomóc.
- Molestując mnie?! 
- Angel...
- Nie mów tak do mnie - warknęłam. - Nikt nie ma prawa tak do mnie mówić. 
Chłopak głośno westchnął i dodał.
- Wiem jak to jest stracić bliską osobę. Sam straciłem brata w wypadku.
- Tssa jasne... - prychnęłam.
- Serio, i wiem co czujesz. Ale... ale nie możesz tak reagować na świat, bo on nie jest niczemu winien. Tak miało być i koniec. Nic nie zrobisz. 
- Aha. Czyli ojciec miał zakatować moją mamę? Dzięki, pocieszyłeś mnie jak cholera. 
- Nie, nie wiem, ale nie możesz rozwiązywać problemów agresją, bo one potem narastają. 
- Co ty o tym możesz wiedzieć?! Śpiewasz w jakiś tanim zespole i masz wszystko podstawione pod nos! Tylko, żebym Pan Blondasek nie był smutny! Nie wiesz co to prawdziwe życie, bo nigdy się źle nie czułeś! Miałeś matkę! Ojca! A ja?! Nie mam rodziców! 
- Ale przecież ich miałaś.
- Tak! Ojca alkoholika i katowaną matkę, która zawsze mnie broniła i temu stracił życie! Miałam Zajebiste dzieciństwo! 
- Agelina...
- Co?! - krzyknęłam, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy, od śmierci matki. Chłopak nic nie powiedział tylko bez słowa mnie przytulił. Nawet nie wiedziałam czemu, ale odwzajemniłam to. Tak bardzo mi tego brakowało.  Tej bliskości... Nawet mnie to nie interesowało, że go nie znałam... Ważne, że był obok...