niedziela, 26 lutego 2012

9 " (...) Podoba ci się? (...) "


Nie wiem dlaczego,ale mi to się podobało. Ale czy on mnie pocałuje? Czy będzie wierny swojej dziewczynie? Czy moje marzenie się spełni? James zamknął oczy i zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- Kaszlu-kaszlu (nie wiedziałam jak to napisać dop.aut)
James wstał,a ja zrobiłam podobnie jak on. Nie jestem całkiem pewna,ale na moich policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Spuściłam głowę w dół  i okazałam skruchę. Dla Jamesa to chyba nie był kłopot, bo śmiało zaprosił ich na śniadanie. Chłopacy poszli,a Camill stanęła przede mną i sama nie wiedziałam co będzie,ale wiedziałam jedną rzecz, oberwie mi się za ten widok. Podniosłam ze strachem głowę. Jej wzrok nie wróżył nic dobrego. Bałam się odezwać, powiedzieć słowo,ale wolałabym,żebym powiedziała jedno słowo niż ona to zrobiła.
- Źle to wyglądało?
- Źle? Dziewczyno. James Maslow chciał cię pocałować na podłodze. Ty chyba nie wyobrażasz sobie jaki to był widok.
- Przepraszam,ale to nie miało tak wyjść.
- Ale za co ty przepraszasz?
- On ma dziewczynę,a ja się bym z nim całowała.
- Oj tam. Nie przesadzaj. On jej i tak nie kocha.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem,a ona pociągnęła mnie do kuchni. Nie chętnie tam weszłam,no bo co miałabym powiedzieć. Ja nie mogłam,ale Camill postawiła na swoim. Zdziwiłam się, bo chłopacy nic nie mówili,nie zaatakowali mnie,ale pochwalili za naleśniki.
- Robisz dobre naleśniki.-powiedział Carlos z pełną buzią.
- Połknij,a potem mów.-Logan uczył go dobrych manier
- Nie przesadzajcie,to zwykłe naleśniki.
- Ale pyszne.
- Ale pochwały należą się też Jamesowi.
- James nie umie robić naleśników, mu tylko wychodzą desery.
- Co ty umiesz piec?
- Ale zimne desery.
- Aha.
- Dobra kończcie śniadanie i zapraszam na przejażdżkę.
- Co?
- Vivien musi zobaczyć uroki Los Angeles.
- Ale ja już widziałam.
- Ale to nie wszystko.
Dokończyliśmy śniadanie Camill i chłopacy poszli się przebrać. Po 10 minutach byli gotowi,a my wyszliśmy na dwór. To co zobaczyłam mnie zadziwiło. Przed domem stała ogromna limuzyna. I my mieliśmy ją jechać. To chyba był jeszcze sen. Dosyć,że mieszkałam z BTR to jeszcze miałam jechać ich limuzyną. Wsiadłam choć nie byłam tego pewna. W samochodzie było pięknie. Czerwone, miękkie pokrowce i podłoga. Marzenia. Siedziałam obok Jamesa. Byłam troch skrępowana. No,bo przecież wy chyba też byli byście po takich wydarzeniach. Myślałam,że przez całą drogę będę milczeć jak ten grób. Ale jednak. Dużo czasu nie minęła,a ja zaczęłam się znowu śmiać. Nie przejmowałam się już tym,że siedzę obok niego. Był to jeszcze mały szok,ale no co. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Ciekawe po co tu przyjechaliśmy. Nie wiedziałam z Camill, bo napis na budynku był zasłonięty. Kiedy weszliśmy do środka. Było tam wiele ścian wspinaczkowych. Byłyśmy zaskoczone.Nigdy jeszcze w takim centrum nie byłam. To chyba było centrum. Sama nie wiem czy byłam dość odważna by się wspiąć.
- Podoba ci się?
- Czy wy zwariowaliście? Ja się w to nie bawię.
- Nie ma,że się nie bawisz. Będziesz się wspinać.
- Nie zmu...
Nie mogłam dokończyć zdania,bo James wziął i przerzucił mnie przez ramię. Byłam naprawdę nie zadowolona,ale nie mogłam nic zrobić. Jakaś dziewczyna mu upsząsz,a on zaczął się wspinać. Nie mogłam nic zrobić prócz krzyku. Tylko mogłam krzyczeć i nic po za tym. Kiedy James zejdzie to go zabiję.

niedziela, 19 lutego 2012

8 " (...) Ładnie wyglądasz (...) "


Obudziłam się wcześnie. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 6:00. Leniwie się przeciągnęłam i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Miałam na sobie  ciemne, w niektórych miejscach przetarte jeansy, białą bluzkę z krótkim rękawkiem, czarne baleriny i kolczyki z piór. Włosy rozpuściłam. Zeszłam po cichu na dół. Było wcześnie więc nie chciałam nikogo obudzić. Weszłam do kuchni i się mocno zdziwiłam. James siedział na szafie w samej piżamie i popijał wodę z szklanki. No to był szok.
- A co ty tu robisz, w piżamie?-spytałam bez zastanowienia
- Siedzę i się nudzę,a co nie widać?
- Nie to bardzo wyraźnie widać, tylko czemu tak wcześnie?
- Miranda mnie obudziła.
- Miranda?
- Moja...dziewczyna.
Dziewczyna?! No tu mnie zaskoczył. Tylko czemu się zawahał?
- To ty masz dziewczynę? Nic o tym nie wspominałeś.
- A co miałem powiedzieć?
- No nie wiem, może się pochwalić?
- Czym? Dziewczyną,która budzi mnie o 5 rano,a sama śpi do 12?
- Że co? Po co tak długo i czemu cię budzi?
- Długo, bo musi być piękną,a sen jej w tym pomaga, a budzi to sam nie wiem czemu. Chyba uważa,że ją zdradzam.
- Ale jak byłeś u mnie to nie dzwoniła.-powiedziałam biorąc szklankę wody i siadając obok niego.
- Tak, bo dzisiaj zrobiła to pierwszy raz.
- To czym się przejmujesz?
- Że nie śpię i się nudziłem.
- Nudziłeś?
- Tak, teraz już się nie nudzę, bo przyszłaś i ze mną rozmawiasz.
- Aha. Dobra kończ się rozczulać nad sobą i biegi się ubrać.
- Ale po co?
- Trzeba zrobić śniadanie.
- Ok.-James już powoli wychodził,ale się jeszcze zatrzymał-A ładnie wyglądasz.
- Naprawdę? Sama to uszyłam.
- Serio?
- Nie no coś ty. Ale dzięki.
James wszedł,a ja zaczęłam się uśmiechać. Sama nie wiem z czego,ale śmiałam się. Po kilku minutach był z powrotem. Miał na sobie szaro-białe jeansy, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, czarną skórzaną kurtkę z czerwonymi strzałkami na rękawach i czarno-białych tenisówkach. Spojrzałam na niego od samych czubków butów aż po sam czubek głowy. Jego wzrok dobrze nie wróżył.
- Czy coś nie tak?
- Nie wszystko w porządku.
- To czemu tak dziwnie się na mnie spojrzałaś? Nadal boisz się tamtego filmu?-jego brwi znowu zaczęły się unosić. Nie wiedziałam co zrobić więc rzuciłam w niego ręcznikiem.
- Nie, nie boję się.
- Co robimy?
- A co lubicie?
- Hmm...naleśniki.
- Ok.
 Szybko nam to poszło. Kiedy skończyliśmy postawiliśmy wszystko na stole i donieśliśmy talerze i kubki. Śniadanie było gotowe. Oparłam się o szafę obok zlewu,a James usiadł niedaleko. Zaczęliśmy znowu gadać. Ale ta rozmowa się dobrze nie skończyła, bo James był cały mokry od wody,a ja leżąca na ziemi w salonie i łaskocząca przez niego. Nawet nie myślałam wtedy o tym,że chłopacy i Camilla jeszcze śpią. To było męczące,ale też śmieszne. James zdążył wyschnąć,a ja zaprezentować swój śmiech i siłę. Nie sądziłam,że uda mi się to,ale musiałam spróbować. Przeturlałam się z Jamesem na środek salonu i wylądowałam ja na niem. Byłam szczęśliwa, bo mogłam się odegrać na nim za to co zrobił.
- I co teraz?
- To.
James przerzucił mnie i wylądował na mnie. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Ciekawe co teraz zrobi. Może mnie pocałuje? Przecież on ma dziewczynę. Nie zrobi tego. Nie, nie ma  szans. Jednak nasze twarze zaczęły zbliżać się do siebie. I co teraz? Co teraz będzie? Co się stanie? Czy to będzie pocałunek?

niedziela, 12 lutego 2012

7 " (...) Całe wakacje spędzisz tu z nami (...) "


Wesołych Świąt...
Może jest trochę mało wejść,ale i tak was kocham...
Mokrego Dyngusa...
Podawajcie w komentarzach linki na swoje blogi...napewno wpadnę...
Wesołych Świąt...
A i trochę teraz będzie pisane oczami bochaterów...ciekawy taki styl...
Zapraszam na notkę...
Pozdrawiam wszystkich...

~*~

Oczkami Vivienne

Sam nie wiem czy to mi się śni czy to rzeczywistość. Właśnie teraz jestem w Los Angeles z Jamesem Maslowem i Loganem Hendersonem. W czwórkę jedziemy do ich domu. Powiedziałam w czwórkę? Tak, bo jest z nami moja koleżanka, Camill Roberts. Mówiła mi,że zna BTR,ale jej nie wierzyłam aż do wczoraj. Dobra mniejsza z tym. Mam nadzieję,że te wakacje będą najlepszymi w moim życiu. Już są, bo rodzice pozwolili mi jechać do Los Angeles z Jamesem i Loganem. Myślę,że to nie koniec tych wrażeń. Mam poznać jeszcze Kendalla i Carlosa, no i Jo. Ciekawe jaka ona jest. Czym się zajmuje. Żadne z pism,które czytałam nie wspomniało,że Kendal Schmidt ma dziewczynę. Może to ukrywają? Kto wie? Wow... To Los Angeles jest przepiękne. Chociaż wiele nie widziałam. Jaki ogromny dom. Ciekawe do kogo należy. Hej, my zawlniamy? Czy to jest ten dom? To chyba sen. James się zatrzymał,a Logan wyciągnoł walizki z bagażnika. Ja i Camill wziełyśmy plecaki i torbki. Stanełam jak wryta przed furtką. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle usłyszałam jego głos za plecami.
- Zdziwiona?
- Trochę. Ale Logan nie uważasz,że on jest trochę za duży.
- Nie, to tylko tak sie wydaje.
- Aha.
Weszliśmy do srodka. Samo wejście mnie zdziwiło. Po jednej stronie stał mały stolik na klucze, a nad nim wisiało lustro. Na przeciwko stała szafa, napewno na buty. Ciekawe jaki będzie salon. Po lewej stronie były schody. To chba były schody. Była metalowa, srenrana poręcz i białe stopnie. Obok stał kwiat. Na przeciwko był salon wpuszczony w podłogę. Był też bar,który wskazywał,że tam jest kuchnia. Były dwa skórzane fotele i kanapa. Na ścianie wisiała plazma. W ścianie było duże okno,a raczej ściana była dużym oknem z widokiem na basen. Weszliśmy do kuchni. Po środku stał mały stół. Były tam szafki, lodówka i gazówka jak w każdej kuchni. Na dole była łazienka z prysznicem,toaletą i zlewem. Normalne. Na górze było sześć pokoi. Chłopacy mieli osobne,a dziewczyny w dwójkę. Camill wybrała obok Logana, więc mi pozostał obok Jamesa. Zaniosłyśmy walizki i wróciłyśmy do chłopaków.
- No to teraz trzeba dokończyć zwiedzanie.
- A to nie koniec?
- Co? Nie, jeszcze ogród.
Wyszliśmy na zewnątrz. Obok szklanej ściany był basen. A ogród? Ogród jak ogród. Cały zielony. Tu roślinki,tam roślinki. Wróciliśmy do salonu.
- I co podoba Ci się?
- Czy podoba? James ja nigdy nie widziałam takiego domu.
- To się ciesz, bo całe wakacje spędzisz tu, z nami.- jego bri się zaczeły poruszać.
- Czuj się jak u siebie.
- Ok.
Usiadłam się na kanapę,a James obok mnie. Logan i Camill na fotelach. James przyniósł wodę i gadaliśmy do wieczora.
- Ej wiecie gdzie jest Ke...
Logan nie dokończył, bo ktoś wpadł do domu. Dało się tylko słyszeć krzyki.
- Szybko zamykaj to!!!
- Próbuje!!!
- Pchaj!!!
- Daj im coś!!!
- Rzuć to.
- Kwiata?! Serio?!
- Co? Skuteczne.
- Dobra. Do góry!!!
Przez salon przebiegli Kendall i Carlos. Mieli całe ubrania podarte.
- Hej Kendall, Carlos!!!-krzykneła Camill
- O nie weszły do domu!!! AAAAAA!!!!!
Wszyscy pobiegliśmy na górę. Nikogo tam nie było. Zobaczyliśmy tylko jak drzwi do pokoju Kendalla zamykają się. James podszedł do nich i próbował otworzyć,ale to nic nie dało. Logan też próbował. W końcu się odezwali.
- Kendall otwórz.
- James?
- Tak.
Z pokoju wybiegł przerażony Carlos i rzucił się Jamesowi na szyję.
- One były takie małe,a takie złe.
- Ale co się stało?
- Był złe...
- Dobra przebierzcie sie...
- AAAAAAAA!!!!Ona jest tu,ale większa!!!
Carlos rzucił się na mnie z doniczką w ręku. Oboje wylądowaliśmy na ziemi.
- Co ty robisz?-zaczełam wrzeszczeć- Złaź ze mnie!!!
- Nigdy.
- Złaź! James.
- Carlos co ty wyprawiasz?
- To ona.
- Ale co Vivienne ci zrobiła?
- Vivienne? Sory,myślałem,że to taka jedna świruska. Wybacz. Podobne jeseście.
- Spoko. Napewno pomyliłeś mnie z moją kuzynką.
- To ty masz kuzynkę w L.A
- Tak,ale wole się do niej nie przyznawać, bo ostatnio przez nią wylądowałam na komisariacie.
- Dlaczego?
- Prowała Justina Bibera.
- Co?
- No.
- Przebieście się i będziemy oglądać film.
My zeszliśmy na dół. Usiadłam wygodnie na kanapie,a James obok mnie. Logan i Camil przed nami. Fotele były dla Carlosa i Kendalla. Kiedy zeszli Kendall podszedł do stojaka z płytami.
- Moze jakiś horror?
- Tak.
- Nie.-powiedziałam
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Ok, to horror.
Kendall włożył płytę,a na ekranie pojawił się napis Dom woskowych ciał. Po moim ciele przeszły dreszcze. James gdzieś poszedł i wrócił z dwoma miskami popcornu. Camill i Logan chcieli się zamienić miejscami na początku. Siedziałam przed kanapą i obok Jamesa, trzymałam miskę z popcornem i oglądałam potwornie straszny film. James objął mnie ręką. Spojrzałam na niego,a on tylko wyszeptał.
- Nie bój się. To nic nie znaczy.
Uśmiechnęłam się. No, bo co miałam zrobić? W połowie filmu zadzwonił telefon Jamesa. Ja zaczęłam krzyczeć jak wariatka i wyrzuciłam miskę z popcornem na głowę Camill. Potworność....

~*~

Pozdrawiam i Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa.

niedziela, 5 lutego 2012

6 " (...) Spodoba ci się (...) "


Oczkami Vivienne

Siedziałam z Jamesem w kuchni. Panowała cisza,ale musiałam ja przerwać i zadać mu to pytanie.
- Jak tam jest?
- Hmm...?
- W L.A.
- Słonecznie, jest to magiczne miejsce i może zdażyć się tam wszystko. Dosłownie. Spodoba ci się - na jego twarzy pojawił się rząd białych zębów.
Odwzajemniłam uśmiech. Nagle poczułam na swojej ręce jego delikatny uścisk. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach.
- Czym się tak zamartwiasz?
- Co? Ja się wcale nie zamarwiam.
- Przecież widze.
- Vivienne pomożesz mi?
- Tak już idę.
Chciałam mu powiedzieć,ale nie mogłam, bo tata nam przerwał, no cóż tak to bywa. Dokończymy to kiedy idziej.
Oczentami Jamesa
Vivienne wyszła, a przyszła jej mama. Głośno westchnołem.
- Co się stało, że tak wzdychasz?- spytała bez zastanowienia.
- Vivienne nie chce mi powiedzieć co ją dręczy.
- Chcesz wiedzieć?
- Tak, chcę jej pomóc. Jest moją przyjaciółka.
- Więc tak zrobimy ciastka i porozmawiamy. Dobrze?
- Dobrze, tylko ja nie umiem piec.-przyznałem się niechętnie.
- Masz tylko utrzec mi ten ser.
- Aha. To zgoda.
Usiadłem na taborecie i zaczołem kręciś ser, podany przez panią Marię. Nagle zaczeła teamat.
- Vivienne boi się tego waszego wyjazdu.
- Ale czemu?
- Boi się,że Jack ją znajdzie i znowu skrzywdzi albo zrobi to ktoś inny.
- Ale ja nie pozwolę,żeby to się stało.
- Ona boi się też,że zostanie tam sama i nikt już jej nie pomoże.
- Nie zostawię jej samej,a i ona też nie będzie sama. Pozna Kendalla, Carlosa i Jo.
- Co za Jo?
- To jest dzwieczyna Kendalla. Wszyscy  razem będziemy mieszkać w domu po rodzicach Logana.
-To on nie ma rodziców?
- Nie, ma tylko, że oni kupili inny dom, a ten mu oddali.
- Aha. Cieszę się,że nie będzie sama.
Na tym nasza rozmowa się skończyła. A ja zakończłem ucieranie sera i ruszyłem w kierunku podwórka. Kiedy wyszedłem odrazu szykowałem wszystko do żniw.

Oczentami Logana

Leżałem z Camill na tej łące już ponad od godziny. Było słychać ćwierkot ptaków i szum wody. Nagle Camill się odezwała i wstała do pozycji siedzącej.
- Czy Vivienne pojedzie z nami?
- Tak, a czemu pytasz?- byłem zdziwiony pytaniem Camill, skąd ona je wzieła?. Mniejsza z tym.
- Jesteście tego pewni, tak?- naciskała dalej, tak jak ja.
- Tak jesteśmy pewni. Ale, dlaczego miała by z nami nie jechać?
- Bo może sie bać.
- Czego? Nas?
- Tak, że porzucicie ją i zostanie sama na pastwę losu. Ona tego się obawia.
- Ale my? My mieli byśmy porzucić ją? Camill szanuję cię,ale to co teraz powiedziałaś było największą bzdurą jaką słyszałem,a było tego wiele.
- To fakt na przykład...Logan będzie świetnym Robinem...hahahahaha....
- Hej uważasz,że byłem kiepski?
- Logan przez ciebie reżyser wylądował w szpitalu.
- To fakt. Biedny Chris...
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo (...) James (...) ok,ale co się stało (...) a nie możesz mi powiedzieć? (...) tylko powiedz mi co z krowami (...) ale jesteś mądry (...) głowa cię boli? Nie zrobię tego (...) dziękuję Vivienne (...) ok,ale gdzie ona jest? (...) dobra, jak chcecie...(...) na razie.
Wszystkie krowy zagnaliśmy do obory jak kazał James. Zmęczeni ganianiem za nimi usiedliśmy na chwilę. Kiedy odsapnęliśmy ruszyliśmy w kierunku domu. Kiedy tam dotarliśmy zobaczyliśmy jak Vivienne i James oblewają się wodą.
- Po co nas tu ściągnęliście?
- Jedziemy do L.A.
- Co?
- Tak. Jeszcze dzisiaj.
Moja radość nie trwała zbyt długo.
- Ale jest jeden minus.
- A mianowicie?
- Musze wrócić na koniec wakacji.
- To na co czekamy?! Do pakowania.

Oczami Vivienne

Kiedy się pakowałyśmy chłopcy weszli.
- Gotowe?
- Na wakacje? Zawsze. - powiedziałam szczęśliwa.
Wszyscy się pożegnaliśmy z rodzicami i ruszyliśmy w kierunku Los Angeles.