sobota, 29 marca 2014

Hej.
Jest Was bardzo mało.
Aż dwie osoby to czytają. 

Ale cóż. Sama sobie jestem winna. Ciągłe zawieszanie, beznadziejne rozdziały, zamęt w ich treści, pełno błędów, nielogiczna treść.
Wszystko jest moją winą i ja o tym wiem, ale...
Cholernie za Wami tęsknię. Za tym jak wchodziłam na bloga z radością, bo wiedziałam, że to Wam się podoba, że jest dla kogo pisać, a teraz? Zostałam sama i to przez własną głupotę.
Nie dziwię się Wam, bo sama pewnie bym porzuciła takiego idiotycznego bloga jak ten. ;/
Pewnie macie mnie dość i to BARDZO, ale... chcę skończyć tego bloga, a dużo już nie zostało...
Dlatego chciałabym, żebyście byli ze mną do końca... Proszę... Wasze opinie dają mi porządnego kopa i chęć do pisania... Pomożecie mi??? :C Ten ostatni raz??? :C





133 " (...) Gdzie byłaś? (...) " 




Oczami Meg



Kolejna nieprzespana nocka. Jedynie tego mi brakowało. Bezsenności. Cały czas przewracałam się z boku na bok. Wierciłam się. Szukałam miejsca. Lewy bok, nie. Prawy bok, nie. Brzuch, nie. Plecy, nie. U Kendalla, nie. Nigdzie mi nie było wygodnie. Za bardzo martwiłam się o Vivienne. Ostatnio jak z nią rozmawiałam to nie była zbyt wesoła. Może znowu się pokłóciła z Jamesem? Albo coś się stało? W mojej głowie formowały się najgorsze scenariusze. Miałam wrażenie, że coś się stanie. Coś złego, bardzo złego.
- Kochanie, gdzie idziesz? - Kendall się przebudził. Pewnie moje wiercenie go obudziło.
- Idę się napić wody. Śpi. - pocałowałam go w czoło.
Po cichu otworzyłam drzwi sypialni, a następnie je zamknęłam. Cicho zeszłam na dół. Moje kroki były miękkie i zwinne. Nie chciałam obudzić ani Logana ani Victorii. Oboje spali w salonie. Bell się uparła i nie mieliśmy na nią rady. Weszłam do kuchni i jak nalałam do szklanki wody, najciszej jak tylko potrafiłam. Wzięłam łyka i ruszyłam w drogę powrotną do sypialni. Kiedy byłam w salonie usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają. Gwałtownie się zatrzymałam... Serce mi przyśpieszyło, a tętno zaraz podskoczyło. Adrenalina wzrastała z każdą sekundą. No chyba nikomu nie przypomniało się, że o trzeciej nad ranem trzeba wrócić do domu... To musiał być ktoś inny... Obcy...
Po chwili moim oczom ukazał się blond kucyk.  Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to Halston. Ale chwila. Gdzie ona była? I dlaczego wraca dopiero nad ranem? Przecież nawet nie zauważyłam kiedy wychodziła. Co jest grane? 

- Gdzie byłaś? - zmarszczyłam brwi, a ona na dźwięk mojego głosu podskoczyła ze strachu. 
- Nie muszę ci się tłumaczyć. - powiedziała pewnie, ale było widać, że się boi. 
- Gdzie byłaś? - powtórzyłam. - Jamesa nie ma, a ty się bawisz w najlepsze? Jesteś idealną narzeczoną na śmietnik. - syknęłam. 
- Uważaj na słowa! - fuknęła. 
- Bo co mi zrobisz? Powiesz Jamesowi? - prychnęłam i ruszyłam z powrotem na górę. - Nie rusza mnie to. Serio. 
- Wyrzuci cię stąd! - krzyknęła za mną, a je ledwo powstrzymałam śmiech. To ona jest tak zapracowana, że nawet nie wie iż dom, w którym mieszka należy do Logana. Obecnie pijanego, ale to nie ważne.
- Kotku, - położyłam się z powrotem obok Kendalla. Mocno się do niego przytuliłam. - Wiesz, że Halston coś ukrywa?
- Kochanie, śpi. - przytulił mnie. - Jest trzecia nad ranem. Śpi już.
Po mimo próśb Kendalla nie zmrużyłam oka. Nie mogłam. Wciąż się zastanawiałam, dlaczego ona tak późno wraca i skąd wraca. Może to jest to zło, które ma się wydarzyć? Nie. To zło wydarzyło się, wraz z jej przybyciem i oświadczynami Jamesa. To będzie coś gorszego. Znacznie coś gorszego. Coś czego nie da się już naprawić...

Kendall się przeciągnął, a ja na ten widok się uśmiechnęłam. Uwielbiałam patrzeć jak się budzi. To był widok, za który mogłabym oddać wszystko. Dosłownie wszystko. 

- Dzień dobry. - szepnęłam nadal mu się przyglądając.
- Cześć kochanie. - musnął moje usta. - Nie spałaś. - powiedział, kiedy się odsunął. Pewnie wyglądałam strasznie. Te sine worki pod oczami.
- Coś się stanie. - mruknęłam, a on momentalnie mnie do siebie przytulił. 

- Dlaczego tak uważasz? - pocałował mnie w czubek głowy. 
- Po prostu to czuję. Coś strasznego się stanie. Bardzo strasznego. - spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Zawsze mnie hipnotyzowały i uwodziły na nowo. Były przepiękne. Najcenniejsze na świecie.
- Skarbie, - zaczął gładząc mój policzek. - Niech się dzieje co chce. Ja jestem szczęśliwy, bo mam ciebie i nic tego nie zmieni. Nawet najgorsza rzecz na świecie. Zawsze będę z tobą.
- Kocham cię. - uśmiechnęłam się i go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunki. Jednym ruchem posadził mnie na swój brzuch i zaczął badać moje plecy. W pewnym momencie ugryzłam go w dolną wargę, a on się tylko cicho zaśmiał. Szybko się znalazł nade mną i przyssał się do mojej szyi. Zaczęłam się śmiać pojękując od czasu do czasu. Nagle drzwi naszej sypialni się otworzyły, a do środka weszła Vicki.
- Ken... Przepraszam. - powiedziała, kiedy zobaczyła jak Kendall ukradkiem siedzi na mnie. 

- Nie Vicki, zaczekaj! - powiedziałam spychając go z siebie. - Coś się stało?
- Nie nic. Kontynuujcie, bo najwyraźniej wam przerwałam.
- W niczym nie przerwałaś. - powiedział Kendall, a ona dopiero wtedy weszła z powrotem. Zamknęła cicho drzwi i usiadła na łóżku.
- Myślałam o tym co wczoraj mówiliście. - powiedziała, a ja z Kendallem spojrzeliśmy na siebie. 

- Tak? - zdziwił się blondyn. 
- Tak i postanowiłam, że zaprowadzę go na ten odwyk.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko. 

- Ej, no on dopiero upił się drugi raz. - Kendall zaczął go bronić. - Może poczekajmy jeszcze z tym odwykiem, co?
- Wiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale on musi się leczyć. - powiedziałam twardo. 

- Rozumiem to, ale trzeba z nim najpierw o tym pogadać, a nie tak z dnia na dzień go zabierać na odwyk. Pogadam z nim i postawię mu ultimatum. 
- Jakie? - Bell się zaciekawiła. 
- Jeżeli nie rzuci picia przez najbliższe dwa tygodnie zabieramy go na odwyk. - powiedział dość poważnie. 
- Wątpię, żeby to się udało, ale niech będzie. - powiedziałam zrezygnowana. 
- Dzięki. - blondynka uściskała nas i wesoła wyszła z naszego pokoju. Najwyraźniej nie chciała, żeby Logan ją zostawił. Była od niego uzależniona.
- To na czym skończyliśmy? - Kendall zaczął całować mnie po szyi.
- Na prysznicu. - zaśmiałam się wstając.
- Czyli przenosimy się pod prysznic? - znacząco poruszał brwiami. 

- Co? Nie. - zaśmiałam się. - Ja idę pod prysznic, a ty tu trochę ogarnij, bo niedługo nie będzie widać komody pod tą warstwą kurzu. 
- Bo nie sprzątasz. - udał nafochanego.
- Bo ty to robisz lepiej, zwłaszcza jak masz motywacje.
- Dobra. - wyszczerzył się, a ja poszłam pod prysznic.



Oczami Carlosa


- Dlaczego wciąż jej bronisz? - znowu ten sam temat. Christine nie odpuszczała. Wciąż mnie posądzała o zdradę z Vicki, że to ją kocham, a nie swoją dziewczynę. Owszem kocham Vicki, ale jak młodszą siostrę, tak samo jak Vivienne i Meg. - A może teraz sypiasz z Droke?
- O co ci znowu chodzi? - westchnąłem wstając z łóżka.  

- O twoje zdrady. - syknęła. 
- Nie zdradziłem cię. - mruknąłem grzebiąc w komórce. 
- A Droke? - syknęła. 
-  Nie przespałem się z nią. - nie wytrzymałem. - Zdążyłem uciec. Powstrzymać ją i dobrze o tym wiesz.
- Nie kłam. Na pewno nie mówisz mi prawdy. - powiedziała, a ja założyłem czarne jeansy i biały T-shirt. 
- Dlaczego wciąż wywołujesz kłótnie? Jeśli masz mnie dość to mi to po prostu powiedz. Zerwij i się wyprowadź. Wtedy będziesz mieć spokój.... Oboje go będziemy mieć ... - ostanie zdanie wyszeptałem. 
- Nie dam ci tej satysfakcji. Będziesz się męczyć tak długo jak ja... Do końca życia... 
- Chyba, że ci się nie oświadczę.  - mruknąłem i wyszedłem z pokoju. Christin była bardzo denerwująca, ale ją kochałem. Przynajmniej tak czułem... 


Oczami Vivienne 


Razem z Austinem i Jamesem byliśmy na plaży. Maslow nie ukrywał swojej nie chęci do brązowookiego. Cały czas mu dogryzał, obrażał. 
- Nie rozumiem jak możesz się z nim zadawać? Jest idiotą. - mruknął Maslow, kiedy Mahone poszedł nam po deski do surfingu. 
- Nie rozumiem jak możesz być zaręczony z Sage? Jesteś idiotą. - mruknęłam. 
- To nie to samo. - warknął. - Nie znasz go. Może zrobić ci krzywdę. 
- I kto będzie cię pilnował. - udałam smutek. - W przeciwieństwie do ciebie on potrafi zaproponować trasę. 
- Macie wspólną trasę koncertową. 
- Nie. - powiedziałam szybko. - Zaproponował mi, żebym pojechała z nim. 
- No chyba nie pojedziesz! - oburzył się.
- Wolałabym jechać z nim niż spędzić chociaż jedną chwilę dłużej z tobą......




......

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Super rozdział. Bardzo mi się podobał. Mam nadzieje że Logan przestanie pić z własnej woli i nie będzie musiał iść na odwyk. Mam nadzieje że kolejny rozdział pokaże się szybko z niecierpliwością czekam :D

Unknown pisze...

czytam tw bloga od poczontku a nie kometuje bo mam nawet malo czasu na przeczytanie nie rezygnuj z niego rozdzial zajebisty oby tak dalej . Logan na odwyku...niezle

. pisze...

Nie kończ tego bloga !!!! Niektórzy nie wchodzą, bo może nie mają czasu. Rozdziały są boskie i nie waże ile osób ciebie czyta ważne, że ktoś ciebie czytam ty to lubisz. Proszę nie kończ bloga, bo to ty właśnie mnie zainspirowałaś do pisania bloga. Proszę kocham twojego bloga. Pozdro :*

. pisze...

Ps. Ale mnie wku*wia ta Sage. Nie dość, że grozi Meg to jeszcze zdradza James'a. S*ka !!!!

Ola...Rusher pisze...

Ten rozdział jest świetny tak jak blog. Nie kończ go ,bo masz talent do pisania.
Czekam na nexta ;)

Roksyy pisze...

Wspaniały blog!!!!
Czemu kończysz w tak ciekawych momentach?
Rozdział boski *_*
Z niecierpliwością czekam na następny :)