Jest Was bardzo mało.
Aż dwie osoby to czytają.
Ale cóż. Sama sobie jestem winna. Ciągłe zawieszanie, beznadziejne rozdziały, zamęt w ich treści, pełno błędów, nielogiczna treść.
Wszystko jest moją winą i ja o tym wiem, ale...
Cholernie za Wami tęsknię. Za tym jak wchodziłam na bloga z radością, bo wiedziałam, że to Wam się podoba, że jest dla kogo pisać, a teraz? Zostałam sama i to przez własną głupotę.
Nie dziwię się Wam, bo sama pewnie bym porzuciła takiego idiotycznego bloga jak ten. ;/
Pewnie macie mnie dość i to BARDZO, ale... chcę skończyć tego bloga, a dużo już nie zostało...
Dlatego chciałabym, żebyście byli ze mną do końca... Proszę... Wasze opinie dają mi porządnego kopa i chęć do pisania... Pomożecie mi??? :C Ten ostatni raz??? :C
133 " (...) Gdzie byłaś? (...) "
Oczami Meg
Kolejna nieprzespana nocka. Jedynie tego mi brakowało. Bezsenności. Cały czas przewracałam się z boku na bok. Wierciłam się. Szukałam miejsca. Lewy bok, nie. Prawy bok, nie. Brzuch, nie. Plecy, nie. U Kendalla, nie. Nigdzie mi nie było wygodnie. Za bardzo martwiłam się o Vivienne. Ostatnio jak z nią rozmawiałam to nie była zbyt wesoła. Może znowu się pokłóciła z Jamesem? Albo coś się stało? W mojej głowie formowały się najgorsze scenariusze. Miałam wrażenie, że coś się stanie. Coś złego, bardzo złego.
- Kochanie, gdzie idziesz? - Kendall się przebudził. Pewnie moje wiercenie go obudziło.
- Idę się napić wody. Śpi. - pocałowałam go w czoło.
Po cichu otworzyłam drzwi sypialni, a następnie je zamknęłam. Cicho zeszłam na dół. Moje kroki były miękkie i zwinne. Nie chciałam obudzić ani Logana ani Victorii. Oboje spali w salonie. Bell się uparła i nie mieliśmy na nią rady. Weszłam do kuchni i jak nalałam do szklanki wody, najciszej jak tylko potrafiłam. Wzięłam łyka i ruszyłam w drogę powrotną do sypialni. Kiedy byłam w salonie usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają. Gwałtownie się zatrzymałam... Serce mi przyśpieszyło, a tętno zaraz podskoczyło. Adrenalina wzrastała z każdą sekundą. No chyba nikomu nie przypomniało się, że o trzeciej nad ranem trzeba wrócić do domu... To musiał być ktoś inny... Obcy...
Po chwili moim oczom ukazał się blond kucyk. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to Halston. Ale chwila. Gdzie ona była? I dlaczego wraca dopiero nad ranem? Przecież nawet nie zauważyłam kiedy wychodziła. Co jest grane?
- Gdzie byłaś? - zmarszczyłam brwi, a ona na dźwięk mojego głosu podskoczyła ze strachu.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. - powiedziała pewnie, ale było widać, że się boi.
- Gdzie byłaś? - powtórzyłam. - Jamesa nie ma, a ty się bawisz w najlepsze? Jesteś idealną narzeczoną na śmietnik. - syknęłam.
- Uważaj na słowa! - fuknęła.
- Bo co mi zrobisz? Powiesz Jamesowi? - prychnęłam i ruszyłam z powrotem na górę. - Nie rusza mnie to. Serio.
- Wyrzuci cię stąd! - krzyknęła za mną, a je ledwo powstrzymałam śmiech. To ona jest tak zapracowana, że nawet nie wie iż dom, w którym mieszka należy do Logana. Obecnie pijanego, ale to nie ważne.
- Kotku, - położyłam się z powrotem obok Kendalla. Mocno się do niego przytuliłam. - Wiesz, że Halston coś ukrywa?
- Kochanie, śpi. - przytulił mnie. - Jest trzecia nad ranem. Śpi już.
Po mimo próśb Kendalla nie zmrużyłam oka. Nie mogłam. Wciąż się zastanawiałam, dlaczego ona tak późno wraca i skąd wraca. Może to jest to zło, które ma się wydarzyć? Nie. To zło wydarzyło się, wraz z jej przybyciem i oświadczynami Jamesa. To będzie coś gorszego. Znacznie coś gorszego. Coś czego nie da się już naprawić...
Kendall się przeciągnął, a ja na ten widok się uśmiechnęłam. Uwielbiałam patrzeć jak się budzi. To był widok, za który mogłabym oddać wszystko. Dosłownie wszystko.
- Dzień dobry. - szepnęłam nadal mu się przyglądając.
- Cześć kochanie. - musnął moje usta. - Nie spałaś. - powiedział, kiedy się odsunął. Pewnie wyglądałam strasznie. Te sine worki pod oczami.
- Coś się stanie. - mruknęłam, a on momentalnie mnie do siebie przytulił.
- Dlaczego tak uważasz? - pocałował mnie w czubek głowy.
- Po prostu to czuję. Coś strasznego się stanie. Bardzo strasznego. - spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Zawsze mnie hipnotyzowały i uwodziły na nowo. Były przepiękne. Najcenniejsze na świecie.
- Skarbie, - zaczął gładząc mój policzek. - Niech się dzieje co chce. Ja jestem szczęśliwy, bo mam ciebie i nic tego nie zmieni. Nawet najgorsza rzecz na świecie. Zawsze będę z tobą.
- Kocham cię. - uśmiechnęłam się i go pocałowałam. Odwzajemnił pocałunki. Jednym ruchem posadził mnie na swój brzuch i zaczął badać moje plecy. W pewnym momencie ugryzłam go w dolną wargę, a on się tylko cicho zaśmiał. Szybko się znalazł nade mną i przyssał się do mojej szyi. Zaczęłam się śmiać pojękując od czasu do czasu. Nagle drzwi naszej sypialni się otworzyły, a do środka weszła Vicki.
- Ken... Przepraszam. - powiedziała, kiedy zobaczyła jak Kendall ukradkiem siedzi na mnie.
- Nie Vicki, zaczekaj! - powiedziałam spychając go z siebie. - Coś się stało?
- Nie nic. Kontynuujcie, bo najwyraźniej wam przerwałam.
- W niczym nie przerwałaś. - powiedział Kendall, a ona dopiero wtedy weszła z powrotem. Zamknęła cicho drzwi i usiadła na łóżku.
- Myślałam o tym co wczoraj mówiliście. - powiedziała, a ja z Kendallem spojrzeliśmy na siebie.
- Tak? - zdziwił się blondyn.
- Tak i postanowiłam, że zaprowadzę go na ten odwyk.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się lekko.
- Ej, no on dopiero upił się drugi raz. - Kendall zaczął go bronić. - Może poczekajmy jeszcze z tym odwykiem, co?
- Wiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale on musi się leczyć. - powiedziałam twardo.
- Rozumiem to, ale trzeba z nim najpierw o tym pogadać, a nie tak z dnia na dzień go zabierać na odwyk. Pogadam z nim i postawię mu ultimatum.
- Jakie? - Bell się zaciekawiła.
- Jeżeli nie rzuci picia przez najbliższe dwa tygodnie zabieramy go na odwyk. - powiedział dość poważnie.
- Wątpię, żeby to się udało, ale niech będzie. - powiedziałam zrezygnowana.
- Dzięki. - blondynka uściskała nas i wesoła wyszła z naszego pokoju. Najwyraźniej nie chciała, żeby Logan ją zostawił. Była od niego uzależniona.
- To na czym skończyliśmy? - Kendall zaczął całować mnie po szyi.
- Na prysznicu. - zaśmiałam się wstając.
- Czyli przenosimy się pod prysznic? - znacząco poruszał brwiami.
- Co? Nie. - zaśmiałam się. - Ja idę pod prysznic, a ty tu trochę ogarnij, bo niedługo nie będzie widać komody pod tą warstwą kurzu.
- Bo nie sprzątasz. - udał nafochanego.
- Bo ty to robisz lepiej, zwłaszcza jak masz motywacje.
- Dobra. - wyszczerzył się, a ja poszłam pod prysznic.
Oczami Carlosa
- Dlaczego wciąż jej bronisz? - znowu ten sam temat. Christine nie odpuszczała. Wciąż mnie posądzała o zdradę z Vicki, że to ją kocham, a nie swoją dziewczynę. Owszem kocham Vicki, ale jak młodszą siostrę, tak samo jak Vivienne i Meg. - A może teraz sypiasz z Droke?
- O co ci znowu chodzi? - westchnąłem wstając z łóżka.
- O twoje zdrady. - syknęła.
- Nie zdradziłem cię. - mruknąłem grzebiąc w komórce.
- A Droke? - syknęła.
- Nie przespałem się z nią. - nie wytrzymałem. - Zdążyłem uciec. Powstrzymać ją i dobrze o tym wiesz.
- Nie kłam. Na pewno nie mówisz mi prawdy. - powiedziała, a ja założyłem czarne jeansy i biały T-shirt.
- Dlaczego wciąż wywołujesz kłótnie? Jeśli masz mnie dość to mi to po prostu powiedz. Zerwij i się wyprowadź. Wtedy będziesz mieć spokój.... Oboje go będziemy mieć ... - ostanie zdanie wyszeptałem.
- Nie dam ci tej satysfakcji. Będziesz się męczyć tak długo jak ja... Do końca życia...
- Chyba, że ci się nie oświadczę. - mruknąłem i wyszedłem z pokoju. Christin była bardzo denerwująca, ale ją kochałem. Przynajmniej tak czułem...
Oczami Vivienne
Razem z Austinem i Jamesem byliśmy na plaży. Maslow nie ukrywał swojej nie chęci do brązowookiego. Cały czas mu dogryzał, obrażał.
- Nie rozumiem jak możesz się z nim zadawać? Jest idiotą. - mruknął Maslow, kiedy Mahone poszedł nam po deski do surfingu.
- Nie rozumiem jak możesz być zaręczony z Sage? Jesteś idiotą. - mruknęłam.
- To nie to samo. - warknął. - Nie znasz go. Może zrobić ci krzywdę.
- I kto będzie cię pilnował. - udałam smutek. - W przeciwieństwie do ciebie on potrafi zaproponować trasę.
- Macie wspólną trasę koncertową.
- Nie. - powiedziałam szybko. - Zaproponował mi, żebym pojechała z nim.
- No chyba nie pojedziesz! - oburzył się.
- Wolałabym jechać z nim niż spędzić chociaż jedną chwilę dłużej z tobą......
......