niedziela, 1 stycznia 2012

1 " (...) Dzień dobry (...) "


Oczami Jamesa

Spałem sobie smacznie w cieplutkim łóżeczku, gdy nagle obudziły mnie krzyki z dołu.
- James, otwórz!- krzyczał Kendall.
- Ktoś dzwoni do drzwi!- krzyczał Carlos.
Logan nawet nie słyszał dzwonka, tak był pochłonięty swoją pracą.
- Idę! Idę! Co się drzecie?! - z rezygnacją zszedłem na dół otworzyć.
- Dzień dobry - powiedział listonosz.
- Dzień dobry. Czy jest coś dla nas?
- Tak owszem - listonosz dał gwiazdorowi cztery worki.
- Wow...o worek więcej.
- Ale to nie wszystko - mężczyzna pokazał mi czerwony sportowy samochód.
- Wow...a to cudeńko, to dla kogo?
- Samochód jest dla Jamesa Maslowa i Logana Hendersona, od ich mam.
- No, to się nazywa prezent.
- Proszę tu podpisać. Do widzenia.
- Do widzenia.-  zadowolony wszedłem do domu.
- Hej, Logan, mamy samochód!- Samochód?! - zdziwili się wszyscy.
- Skąd? - dopytywał się Henderson.- Od naszych mam.
- Aha. Siadajcie do stołu, bo jest już śniadanie.
Wszyscy usiedli. Panowała niezręczna cisza, ale przerwałem ją swoją propozycją.
- Ej, może zrobimy sobie jednodniowe wakacje? Co wy na to?
- Super!
- To gdzie jedziemy?
- Na plażę! - krzyknął Carlos.
- Myślałem bardziej, że na wieś.
- Na wieś? - zdziwili się.
- No tak... Spokój, cisza, prawdopodobnie nie ma walniętych fanek. Same plusy.
- James, ale tam się nie rozerwiemy. Brak imprez, plaży, słońca, a przede wszystkim oceanu. Gdzie tu masz plusy?!
- Kendall, ale James ma dobry pomysł. Będziemy mogli odprężyć się, zrelaksować, a na plaży, to tylko uciekać przed fankami.
- Logan i James jadą na tą swoją wieś, a ja i ty Carlos na plażę.
- Zgoda.
Reszta śniadania przebiegła w ciszy. Kiedy skończyliśmy jeść razem z Loganem posprzątałem gadając o wyjeździe.
- Skąd przyszedł ci ten pomysł do głowy?
- Jaki pomysł?
- No ten z tym wyjazdem.
- Aaa...sam jakoś nie wiem...tak mnie nakłoniło...chcę po prostu odpocząć, a jak znam życie to plaża, to nie jest najlepsze miejsce na relaks, a zwłaszcza jak jesteś sławny... - zaśmiałem się.
- Masz rację. A kiedy wyjeżdżamy?
- Myślę, że dobrze by było jeszcze dzisiaj.
- A gdzie jedziemy?
- Bell Air Wedding Ceremony?
- Dobra. To idziemy się pakować.
Poszliśmy się pakować. Po 30 minutach byliśmy gotowi. Szczęśliwi i pełni nadziei wyruszyliśmy w trasę. Logan włączył radio. Była mowa o naszych piosenkach. Henderson pogłośnił. Pierwsza to ,,Paralyzed" i ,,Music sounds better with u". Czas szybko zleciał, bo kiedy skończyła się muzyka byliśmy blisko swojego celu.
- Patrz już niedługo będziemy.
- Jedziemy! - krzyknął James.
Przyśpieszyłem. Nie minęło 30 minut, a dotarliśmy na miejsce. Mięliśmy łąkę.
- Może się już zatrzymasz?
Wjechałem na łąkę. Kiedy zatrzymałem się z silnika zaczął wydobywać się dym. Szybko wysiedliśmy z przerażoną miną.
- Bierz gaśnicę!!! - wrzasnąłem z paniką.
- Już!!!! - Henderson podbiegł do bagażnika.- Aaaaaaa!
- Co się stało?! - podbiegłem do niego.
- Nie ma!
- Czego znowu?! Nie marudź, tylko dawaj mi tą gaśnicę!
- W tym właśnie problem, że jej NIE MA! - krzyknął Logan, mocno akcentując ostatnie dwa słowa.
- Co?! Jak to nie ma?!
- No nie ma!
Nagle dym przestał ulatywać. Odetchnęliśmy z ulgą, lecz za chwilę byliśmy bardziej przerażeni niż wcześniej. Silnik płonął. Zacząłem się rozglądać. Zauważyłem jezioro. Pobiegłem tam, nabrałem w ręce wody i próbowałem ugasić ogień.
- I co myślisz, że to zadziała?!
- Nie! Ale całe się nie spali!
Logan pomógł mi. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się strumień wody. Pożar został ugaszony, a my poznaliśmy nową dziewczynę.

~*~

No i jest pierwszy. Mam nadzieję, że się spodobał :p

Brak komentarzy: