Siedzieliśmy na łące i rozmawialiśmy.
- Tak naprawdę to my się w ogóle nie znamy. Wiem tylko,że się nazywasz Vivienne Justice i masz 19 lat. Nic więcej nie wiem.
- A chcesz wiedzieć coś więcej?
- Chyba tak.
- Chyba?
- Tak. Skoro mamy być przyjaciółmi muszę znać twoją przeszłość.
- Chodź.
- Gdzie?
- Poznawać moją przeszłość.
Na mojej twarz pojawił się delikatny uśmiech. Szliśmy przez dębową aleję. Rozglądałem się dookoła.
- Jak tu pięknie.
- Tak.
- Ale czemu akurat tutaj przyszliśmy?
- Bo tu od wszystkiego się zaczęło.
- To znaczy?
- Kiedyś miałam chłopaka. Był nim Jack Foster. Był kochany. Zawsze tu przychodziliśmy. Pomagał moim rodzicom jak tylko mógł. Ale nigdy nie miał czasu dla mnie. Raz na jakiś czas tu przychodziliśmy, a dokładnie każdego piątku wieczorem o zachodzie słońca. Siedzieliśmy do późna, patrzyliśmy w gwiazdy i rozmawialiśmy. Ale to wszystko zmieniło się trzy lata temu. Jack zrobił się chamski. Miał mnie już w nosie. Bardzo rzadko tu przychodziliśmy,a kiedy chciałam z nim o czymś pogadać to zawsze był czymś zajęty. Ale ostatniego lata przeszedł sam siebie. Poprosił mnie bym przyszła do niego, dokładnie niedaleko miejsca gdzie siedzieliśmy. Kiedy przyszłam pocałował mnie,ale później przyszli jego koledzy i związali mnie...rozcieli ubrania i...
- Dobrze nie musisz mówić nic więcej, rozumiem.
- Ale to nie koniec.-dziewczyna była bliska płaczu.
- Na drugi dzień kiedy poszłam do niego z tym to mnie uderzył.
- Co? Uderzył Cię?
- Tak.
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i zaczeła płakać. Po chwili James przytulił ją.
- Nie martw się nie pozwolę by cię znowu skrzywdzono.
- Dziękuję.
Dziewczyna odsuneła się od chłopaka i otarła łzy.
- Dobra wracajmy, bo słońce już zachodzi.
- Chodź.
Ruszyliśmy dalej w ciszy. Nagle przerwał ją delikatny głos Vivienne.
- Przepraszam.
- Ale za co?
- Za to,że widziałeś mnie jak płacze.
- Nie wygłupiaj się.
- Ale ja się nie wygłupiam.
- Jak nie jak tak.
- Chcesz zobaczyć jak się wygłupiam?
- Już widział...- nie dokończyłem, bo zacząłem turlać się z górki razem z Vivienne.
Nagle na przeciw nas wyszedł Logan z Camill. Vivienne wylądowała na mnie.
- Złaź!
- I co teraz mi wierzysz?
- Nie.
- Jesteś pewien?
- Tak.
Dziewczyna zaczęła mnie łaskotać.
- Nie...przestań...Vivienne..hahahaha
- Wierzysz...aaaa...
- Nie...poczuj jak to jest...
- James...nie przestań...prosze...przestań...aaaa...przestań hahahaha
- Jak uwierzysz.
- No dobra...wierze...że nie widziałeś...
Znowu zacząłem łaskotać dziewczynę,ale ta mnie szybko przeturlała i usiadła na mnie. Przycisnęła moje ręce tak by nie mógł nimi ruszać.
- Uwierz.
- Wow...masz siłę...
-Sie wie...
- Uwierzę, ale po jednym warunkiem.
- Jakim?- nasze twarze były blisko siebie.
Wyszeptałem jej coś na ucho.
- No dobra,ale to wieczorem, bo inaczej to nam nie wyjdzie.
- Spoko...A teraz złaź!!!
- Hmm...niech pomyślę...nie...
Przerzuciłem dziewczynę i wylądowałem na niej.Nasze twarze były blisko siebie.
- Koniec.
Wstałem,a następnie pomógłem dziewczynie. Wszyscy weszliśmy do domu. Ujerzeliśmy jak tata Vivienne siedzi przy stole, razem z panią Justice.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór.
- A gdzie wy byliście?
- Ja i James na spacerze,a Logan i Camill...
- Kto to może wiedzieć.-powiedział James,a następnie poruszął brwiami.
- Ej, my tu jesteśmy.
- Wybaczcie.
- Dobrze siadajcie i jedzcie,a później pokarze wam wasze pokoje.
Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Kiedy atmosfera zaczęła być coraz luźniejsza zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
- Mama?
- Słonko gdzie ty się podziewasz?
- Na wakacjach jestem.
- Na wsi? Ty chyba zwariowałeś. Lepiej pojechałbyś na plaże jak Carlos i Kendall,a nie na jakąś wieś. Jeszcze czymś się zarazisz.
- Ja wolę spokój i dobrą zabawę. I niby czym miałbym się zarazić?
- Biedotą od wieśniaków.
- Mamo to,że jestem w zespole to nie oznacza,że jestem lepszy od innych.
- Właśnie.-potwierdził Logan.
-Pa.
Rozłączyłem się, a następnie zabrałem za jedzenie. Kiedy skończyliśmy wszyscy poszliśmy do swoich pokoi. Przez to, że Camill chciała być blisko Logana to Vivienne miała pokój ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz