niedziela, 29 stycznia 2012

5 " (...) Boisz się? (...) "


Trochę przyśpieszymy akcję.
----------------------------------------------------
Wszyscy już leżeliśmy w łóżkach. Razem z Vivienne powoli wprawialiśmy w życie swój plan. Dziewczyna zajrzała do pokoju Logana i Camill.
- Śpią. Możemy zaczynać.
- Masz, przyda ci się.
- Ok. Ja biore Logana,a ty Camill.
- Jasne, tylko się nie zdemaskuj.
- Wątpisz we mnie?
- No co ty, nie śmiała bym.
- Dobra my tu gadu gadu,a kawał czeka.
Wyszliśmy z pokoju. Ostrożnie otworzyłem drzwi,a to było trudne,bo strasznie skrzypiały. Kiedy byliśmy w środku nic nie mogliśmy zobaczyć, bo było tak ciemno. Włączyłem komórkę i poświeciłem Vivienne, a następnie sam wykonałem swoje zadanie. Rozbawieni wróciliśmy do siebie. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach i zaczęliśmy cicho chichotać. Ruszyłem w kierunku swojego łóżka,ale nie dotarłem do celu, bo Viviennne potknęła się i upadła na mnie. Oboje zaczęliśmy znowu chichotać. Nagle usłyszeliśmy przerażający krzyk. Była to Camill. Oboje pobiegliśmy do jej pokoju.
- Czy coś się stało?
- Patrzcie na Logana!
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Cała twarz chłopaka była umazana bitą śmietaną i lizana przez psa, który siedział mu na głowie. Henderson powoli się budził.
-Aaaaaaaaaaaa!!!! Co to ma być!!!
Razem z Vivienne zwijałem się ze śmiechu na podłodze. Logan jeszcze bardziej się wystraszył na widok Camill. Ta zaczęła biegać po pokoju jakby ją wypuścili z wariatkowa. Te wszystkie krzyki i hałasy obudziły rodziców Vivienne, którzy pojawili się szybko w naszym pokoju.
- A co tu do diaska się wyprawia?!
- Wiecie,która jest godzina?!
- Co James i Vivienne robią na podłodze i dlaczego Camill biega jak oszalała?
- Rex,a co ty robisz na głowie Logana?!
-To są chyba jakieś żarty!!!!

Parę godzin później

- Nie uwierzycie co mi się śniło - zaczęła pani Justice.
- Mów kochanie.
- Logan miał na głowie naszego kochanego Rex'a, a Camill biegała jak oszalała po całym pokoju, a mało tego to jeszcze Vivienne i James leżeli na podłodze i ze śmiechu nie mogli wytrzymać.
- Mamo, to nie był sen.
Znowu zacząłem się brechtać.
- Ty się tak nie śmiej, bo dzisiaj nie będzie tak fajnie.
 Miałem przerażoną minę kiedy tylko to usłyszałem.
- Boisz się?
- Co? Nie, no gdzie?
- Aha.
- To co dziś robimy?
- Musisz zacząć naprawiać samochód dopóki nie przywiozą części.
- Szybko pójdzie w piątkę.
- Jaką piątkę? Sam to zrobisz.
- A co z Vivienne, Loganem i Camill?
- Oni będą pilnować krów na łące.
- Co nie to nie. Vivienne musi mi pomóc w kuchni.
- Dobrze. Kończcie śniadanie i do swoich zadań.
Przyjaciele dokończyliśmy śniadanie i wyszliśmy z kuchni.

Szedłem prosto do garażu, gdzie był mój samochód, ale zostałem zatrzymany przez tatę Vivienne.
- Słuchaj no chłopcze, mam nadzieję,że nie skrzywdzisz mojego kwiatuszka,a jak to zrobisz to gorzko tego pożałujesz.
- Nie, niech się pan nie martwi. Vivienne jest tylko moją przyjaciółką i nie zamierzam jej skrzywdzić.
- No i dobrze.
Mężczyzna odszedł,a ja skierowałem się prosto do garażu. Popatrzyłem chwilę na auto i zatarłem ręce. Szybko mi to szło. Już prawie kończyłem, został mi tylko do zamontowania silnik i będzie gotowe.
-Hej możemy pogadać?
Za plecami usłyszałem delikatny głos Vivienne. Wystraszyłem się przez co uderzyłem w głowę o maskę.
- Tak pewnie.- powiedziałem masując tył głowy.
- Chciałam ci zadać jedno małe pytanie.
- Mianowicie?
- Czy nie zostawisz mnie samej w Los Angeles?
- Co to za pytanie? Oczywiście,że nie.
- Ale jesteś tego pewien.
- W 100%.-powiedziałem zamykając maskę.
- Obiecujesz?
Podszedłem do Vivienne i chwyciłem ją w pasie. Posadziłem na aucie i sam się o nie oparłem.
- Obiecuję, nie zostawię cię samej. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Dziękuję.
Poczułem jej ciepłe usta na policzku.
- A to za co?
- Za wszystko.
- Dobra. Trzeba sprawdzić czy zadziała.
Powoli odpaliłem samochód. Chodził jak powinien.
-Skończone.
- Idziemy.
- Dokąd?
- Nie będziesz chodził brudny.-dziewczyna pociągnęła mnie za rękę.
Po chwili znaleźliśmy się w domu, w łazience.
- Przebierz się.
Dostałem od Vivienne koszulę w ciemno niebiesko- białą kratkę i jakieś jeansy. Szybko się przebrałem i oboje wróciliśmy do kuchni. Mama Vivienne dała nam kompot do picia i wyszła pozostawiając nas samych.

Brak komentarzy: