środa, 11 grudnia 2013

129 " (...) Moja głowa (...) "

Obudziły mnie promienie słońce. Leniwie przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał 3:00pm. 
- Boże, ile ja spałam? - mruknęłam sama do siebie i odłożyłam telefon, a następnie poczłapałam do łazienki odświeżyć się trochę. Wzięłam szybki zimny prysznic i wykonałam resztę tych samych czynności  co każdego dnia, po obudzeniu się.  Ubrana zeszłam na dół. W domu panowała cisza, przerażająca cisza. Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam pełno pustych butelek, porozwalane chipsy, zbity wazon, dwie rozerwane poduszki i pełno piór i waty. Jednym słowem, salon wyglądał jak chlew, chociaż świnie by się obraziły, bo one nawet w takim syfie nie mieszkają. 
Zrezygnowana poszłam do kuchni w poszukiwaniu aspiryny. Od razu wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą. Nie chciało mi się zbytnio jeść, więc postanowiłam ogarnąć ten syf w salonie. Zaczęłam od powywalania pustych butelek. 
Nie minęły dwie godziny, a wszystko było posprzątane. Wzięłam wszystkie worki i ruszyłam wyrzucić śmieci, a że dziś była niedziela to musiałam iść do kontenerów na drugą ulicę. Oczywiście zabrałam ze sobą Fox'a, no bo kto go wyprowadzi skoro wszyscy jeszcze śpią. 
- Dzień dobry, kochanie - usłyszałam nad uchem ten znienawidzony głos, a następnie poczułam ręce na swojej tali. Fox momentalnie zaczął szczekać, a mi stanęło serce. 
- Zostaw mnie - warknęłam próbując ukryć swój drżący głos. 
- Czyżbyś się mnie bała? - szepnął wrednie, a jego ręce zaczęły jeździć po moim brzuchu szukając wejścia pod bluzkę. Gwałtownie się odsunęłam i zobaczyłam Luck'a.
- Nigdy - warknęłam pewniej, a on przycisnął mnie do pobliskiego muru.
- Pociągasz mnie, skarbie - sapnął i zaczął całować mnie po szyi. Zaczęłam się szarpać, ale on przycisnął mnie jeszcze bardziej.
- Puść mnie! - warknęłam i zaczęłam się szarpać. 
- I stracić taką okazję? Nigdy. -zaśmiał się kpiarsko, a jego ręce zaczęły jeździć po moich pośladkach i pod moją bluzką. Jego chłodne wargi dotykały mojej szyi i dekoltu, a szorstkie dłonie błądziły po moim ciele. Wykorzystałam moment jego nie uwagi i odepchnęłam od siebie. Szybko wzięłam Fox'a na ręce i zaczęłam biec. Usłyszałam tylko głośny krzyk. 
- I tak dostanę to czego chcę! 
Jak opętana wpadłam do domu. Dysząc zjechałam po drzwiach, a po moim policzku spłynęła łza, a za nią zaraz kolejna. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. 
- Nigdy się go nie pozbędę -  szlochałam żałując,  że żyję. 
Po jakiś dziesięciu minutach wróciłam do kuchni. Nalałam Fox'owi wody do miski i wzięłam się za śniadanie. Zrobiłam sobie dwie kanapki, ale po jednym gryzie odechciało mi się jeść. Po chwili w kuchni stanęła Halston. 
 - Hej - mruknęła. - Długo nie śpisz?
 - Jakieś cztery godziny - mruknęłam patrząc na zegarek, który wskazywał 7:00pm.
 - Ale widziałam, że ogarnęłaś salon,ale czy tam przypadkiem nie brakuje wazonu? 
 - Tak. Brakuje - zaśmiałam się.
- Chłopcy?
- Chłopcy.
- Mogę cos ci powiedzieć? - spytała nagle.
- Pewnie.
- Ale to tajemnica, jak na razie.
- Okay - uśmiechnęłam się.
- Ja i James zaręczyliśmy się - gdy to powiedziała momentalnie moje oczy się powiększyły. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Ona i James. Nie. To nie możliwe. Chyba, że... Przecież on nie jest aż tak głupi, żeby iść po pierwszym spotkaniu z dziewczyną do łóżka. Nie, no jest, ale... To nie może być prawdą. Nie może. Nie przeżyję tego.
- Hej, Vivi? - Halston pomachała mi ręką przed twarzą.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Wszystko gra? - spytała.
- Tak, tak - mruknęłam i wyszłam z kuchni. Od razu wzięłam Fox'a i poszłam z nim na spacer. Zadzwoniłam po Vanessę. Spotkałyśmy się w parku. Musiałam z kimś pogadać. Musiałam.



Oczami Jamesa


- Hej, misiek - pocałowałem swoją narzeczoną. - Jak się spało?
- A dobrze - zarzuciła mi ręce na szyję. - Powiemy im dzisiaj?
- Jeśli chcesz to tak - uśmiechnąłem się.
- Kocham Cię - pocałowała mi krótko.
- Ja ciebie też - już miałem złożyć na jej delikatnych ustach pocałunek, kiedy do kuchni weszła cała reszta. Szybko się od siebie odsunęliśmy i udawaliśmy, że nic się nie stało.
- A wam co? - zdziwił się Kendall i zaczął robić sobie śniadanie.
- Nie nic - mruknąłem i zrobiłem sobie kawę.
Po śniadaniu chciałem pogadać z Vivienne, ale nie mogłem jej znaleźć. Musiałem poczekać, aż wróci. Innego wyjścia nie miałem.




~*~

Wybaczcie, że taki krótki, ale wena jakoś mnie opuściła i jak na razie nie zamierza wrócić, więc nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział. ;/
Sorki ;/

niedziela, 20 października 2013

Czy prawdziwa miłość przetrwa wszystko? cz.2

Nagle do szpitala wpadła jakaś dziewczyna i zaczęła wydzierać się.
- Gdzie jest mój chłopak?! Gdzie jest Logan?! - biegała po wszystkich korytarzach. 
- Ona nie mówi o moim Loganie, prawda?-  zapytałam Kendalla. 
- Nie, to nie możliwe - powiedział, a z sali wyszedł lekarz, szybko do niego podeszłam. 
- I co z Loganem? -  zapytałam, a ta blondi podeszła do nas. 
- Panie doktorze, gdzie jest mój chłopka? Logan Henderson. Gdzie, on jest? 
- Przepraszam, ale mogę udzielić takich informacji jedynie rodzinie - powiedział i zwrócił się do mnie. - Pański narzeczony będzie mógł żyć normalnie, ale będzie potrzebował bardzo dużo pańskiej uwagi i czasu. 
- Oczywiście - powiedziałam. - Czy mogę...? - wskazałam na drzwi.
- Tak, ale proszę go za bardzo nie męczyć - skinęłam, a on odszedł.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do sali. Zobaczyłam jak mój chłopak jest po podłączany do różnych urządzeń. Miał owinięta głowę, nogę w gipsie po samo kolano, rękę to samo, no i do tego jeszcze kołnierz. Uśmiechnęłam się, a do moich oczu napłynęły łzy. Usiadłam na krześle obok niego i delikatnie ścisnełam jego zdrową dłoń.
- Hej - powiedziałam cicho.
 - Hej - odpowiedział słabo.
- Coś ty wywinął? - powiedziałam i dałam upust swoim łzą.
- Chciałem załatwić to szybko - powiedział słabo.
- Przecież mówiłam, że masz jechać ostrożnie głupku. 
- Przepraszam, skarbie.
- No już dobrze, ale możesz być pewnie, że gdyby nie to wszystko - wskazałam na opatrunki i sprzęt medyczny. - Byłbyś już martwy. 
Zaśmiał się cicho na co kąciki moich ust uniosły się delikatnie. Gadaliśmy już dłuższy czas, więc w końcu zapytałam. 
- Skarbie... W szpitalu jest jakaś dziewczyna i mówi, że jest twoją dziewczyną.
- Ale ja się spotykam tylko z tobą - zacisnął moją rękę mocniej. - Chyba powinnaś już iść. 
- Jasne. Pa - cmoknęłam go w policzek i wyszłam. 
Kiedy tylko wyszłam ze szpitala uświadomiłam sobie, że zapomniałam komórki, więc się po nią cofnęłam. A co zobaczyłam jak weszłam do sali, w której leżał Logan? Tą samą dziewczynę, która podawała się za jego dziewczynę. Najdziwniejsze jest to, że powiedział iż jej nie zna, a teraz się z nią całuje? Kiedy tylko to zobaczyłam serce pękło mi na pół, a jego kawałki posypały się we mnie. Nic nie pozostało z serca, które biło dla naszej miłości. W oczach zaczaiły mi się łzy, ale nie płakałam. Nie mogłam. Nie przy nich. Wzięłam swoją komórkę i dopiero wtedy mnie zauważyli. 
- Skarbie, ja ci to wyjaśnię - powiedział  szybko Logan.
- Nie masz mi co wyjaśniać - mruknęła i wyszłam. 
Wsiadłam w auto i tam dopiero się rozpłakałam. Odpaliłam auto i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Nie mogłam pojąć jak on mógł mi coś takiego zrobić Przez tyle lat razem, a on mnie zdradza. Jestem tylko ciekawa czy wie,  że będziemy mieli razem dziecko, że ja go kocham ponad życie. Czy on w ogóle wie, że nie robi się czegoś takiego? 
Ciekawe ile to już trwa i czy zamierzał mi powiedzieć. Dlaczego on w ogóle mnie zdradza? Aż taka zła jestem? Czegoś mu nie dałam? Nie rozumiem tego wszystkiego. 
Z moich rozmyślań wyrwał mnie klakson. Gwałtownie się zatrzymałam widząc co się dzieje. O mało co nie wjechałam pod ciężarówkę. Zaczęłam oddychać szybko. Wtedy miałam tylko jedną myśl w głowie. " Jeśli bym wjechała pod tą cholerną ciężarówkę nie cierpiałabym." Jedyne czego byłoby mi szkoda to  życie naszego maleństwa. A raczej już tylko mojego. Dziecko nie będzie miało takiego ojca. Na pewno nie. 


Osiem miesięcy później


- Skarbie, proszę - mówił Logan idąc wciąż za mną. Dlaczego chodził za mną? Bo właśnie pakowałam resztę jego rzeczy. - Daj mi to wyjaśnić. 
- Co chcesz wyjaśniać?! To, że mnie zdradziłeś?! Czy to, że nie posiadasz serca?! 
- Nie chciałem tego...
- Czyli zaraz mi powiesz, że zdradziłeś mnie przez przypadek. Albo jeszcze lepiej - uśmiechnęłam się głupio. - Ona cie do tego zmusiła! 
- Posłuchaj mnie - chwycił mnie za ramiona. 
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam i strąciłam jego dłonie. 
- Mamy dziecko...
- Nie. Ja mam - warknęła. - Harry nie będzie miał takiego ojca. 
- Nie pozbawisz mnie praw do własnego syna. 
- To nie jest twój syn! Jego ojciec jest porządnym, odpowiedzialnym, uczciwym człowiekiem!
- Przestań. 
- Nie! - krzyknęłam, ale zaraz złapałam się za brzuch. - Auł! 
- Co ci jest? - zapytał chłopak. 
- Nic. Zostaw mnie w spokoju. 
- Jedziemy do szpitala.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam, ale on nie posłuchał i wziął mnie na ręce, a następnie szybko zawiózł do szpitala. Nie minęło pół godziny, a już byłam na porodówce i rodziłam. Nie sądziłam, że tak piękna rzecz jak narodziny może tak boleć 
- Ma pani pięknego synka - uśmiechnęła się pielęgniarka po wielu godzinach . 
Uśmiechnęłam się i wzięłam go na ręce. 


Dwa miesiące później


- Witam moje skarby - powiedział Logan i pocałował mnie w czoło, a następnie naszego syna. 
Tak. Wybaczyłam mu, ale teraz trzymam go krótko. :D  Żartuję. Ale tak na poważnie, to się zmienił. Bardzo. No i spodziewamy się drugiego dziecka. 





THE END 

czwartek, 3 października 2013

128 " (...) Nie wierzę... (...) "

No hej, hej skarby ;* Tak, tak WRÓCIŁAM! ;d Klękajcie narody, bo wrócił diabeł xd ;p Tęskniliście? ;d Pewnie, że tak ;d Kto Wam nie uprzykrza życia tak, jak ja? ;d Nie ma takiej osoby na świecie xd  Ale tak na serio to.....
Wróciłam by zatruć Wam je do końca ;d  *diaboliczny śmiech* ;d
Dobra teraz serio na poważnie. Jak wiecie szkoła wróciła, czym skutkuje moja mała obecność na blogach. :( Dużo sprawdzianów, kartkówek itd. Nwm jak Wam, ale ja już miałam w pierwszym tygodniu -,- Głupia trzecia klasa -,- Głupie egzaminy -,- Cała szkoła jest głupia -,- Może to Wam poprawi humor xd Znalazłam to już DAAAAAAAAAAAAAAWNOOOOOOOOOO ale wcześniej nie było okazji tego pokazać. 









Dobra, a teraz czas na długo oczekiwaną notkę, no i mam nadzieję, że na następną nie będziecie czekać tak długo ;* ale jednak będziecie, ponieważ mam sporo nauki ;/ :D ;** 
Do miłego ;* 




Oczami Vivienne


Cały czas szłam z Halston do domu, śmiejąc się, wspominając to jak byłyśmy dziećmi, no i dowiedziałam się od niej bardzo dużo ciekawych rzeczy. Na przykład to, że zakochała się w moim chłopaku. Ale mi to nie przeszkadza, bo w końcu już z nim nie jestem i nic do niego nie czuję. Prawda? Już go nie kocham i koniec. A może jednak? Sama już nie wiem. Kurde! Jak go widzę to mam motylki w brzuchu, ale po wczorajszym szczerze się go boję. I to jest najgorsze, bo on nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Nie na trzeźwo Może to moja wina? Może byłam dla niego zbyt ostra? Sama już nie wiem. Pogubiłam się jeśli chodzi o uczucia do niego! Za jakie grzechy?! Dlaczego życie nie może byś proste?! 
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarłyśmy do domu Hendersona.  Trafiłyśmy akurat na Carlosa.
- O hej - uśmiechnęłam się.
- Hej - powiedział cicho. Jego wzrok był pusty, a w oczach można było zobaczyć swoje odbicie. Niczym w lustrze. 
- Co jest? - zapytałam, a Halston weszła do środka. 
- Zostałem zgwałcony - usiadł na schodach, ami prawie oczy wyskoczyły z czaszki. 
- Ty chyba jaja sobie robisz - pochyliłam się w jego stronę. 
-Nie - pokręcił głową. 
- Ale.... jak? Przez faceta? - powiedziałam piskliwym głosem. 
- Nie.... Dziewczynę - powiedział i schował twarz w dłoniach. 
- Ale jaką? - kucnęłam przed nim. 
- Kojarzysz Droke? - pokiwałam głową na znak, że tak. - To ona mnie związała i....  Boże jak ja o tym powiem Christine? Przecież ona mnie znienawidzi, na zawsze. 
- Ale... Co?! - krzyknęłam nadal nie wierząc. - Powiedz, że kłamiesz. 
- Chciałbym - mruknął i schował twarz jeszcze bardziej. - Boże jaki ja byłem głupi zgadzając się na tą sesję. 
- To jaką ty miałeś sesję? - jęknęłam. - Do pornola? 
- Nie - zaprzeczył szybko. - Ja miałem roić jej zdjęcia.
- No to jak ona mogła cię związać?
- No, bo powiedziała, że jej sesje wyglądają inaczej, więc zapytałem jak, a ona kazała zamknąć mi oczy i... 
- Proszę, tylko nie to - szepnęłam.
- Zabiję się - jęknął, a z domu wyszła Christine. 
- Co tu tak stoicie? - zaśmiała się. - Właźcie. 
Nie chętnie wykonaliśmy jej polecenie. Pena od razu zabrał ją na górę. 
- Co oglądacie? - zapytałam pozostałych, czyli Jamesa, Halston, Logana, Victorię, Kendall'a i Meg. 
- Małych agentów - powiedział Maslow.
- Tych z Alexą Vegą? - zapytałam.
- Taaaak - powiedział Kendall nie patrząc na mnie i kiwając głową. 
- A nie wolelibyście zrobić dnia nad basenem? - zapytałam i wskazałam na okno. Jak na złość zaczęło padać. - No bez jaj! Przed chwilą świeciło słońce! 
- Widzisz? - zapytał James i wyłączył telewizor, a następnie spojrzał na mnie. - Słoneczko cię nie lubi. 
- Odezwał się ten lubiany - wytknęłam mu język. 
- A żebyś wiedziała - wytknął mi język. - Kto mnie lubi? 
Maslow jako jedyny poniósł rękę, a Halston w połowie. 
- No wy sobie chyba żartujecie - udał oburzonego. - A ty czemu tak nisko rączka? 
- Bo cię lubię, ale w połowie - powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu. 
- Dzięki - dodał robiąc pocer face. - Kto lubi Vivienne? Pewnie nikt... - machnął ręką. 
 Wszyscy podnieśli ręce, a na schodach pojawili się Christine i Carlos. 
- Nie wiem o co chodzi, ale... - powiedział Latynos i podniósł swoją i blondynki rękę.
- A widzisz? - wytknęłam mu język. - Wszyscy mnie lubią, a ciebie nikt. 
- Ciekawe czy będą cię lubić w basenie - dodał wrednie i przerzucił mnie przez ramię.
- Postaw mnie! - zaśmiałam się i poczułam na sobie krople deszczu. 
- Nie ma sprawy - wzruszył ramionami i.... wrzucił mnie do basenu.
Nie no... Pada deszcz, a ja się kąpię w basenie. To trzeba być naprawdę nienormalnym. 
- JAMES!!!!!! - wydarłam się na całe gardło. - IDIOTO JEDEN!!!
- Tak, myszko? - zapytał akcentując ostatni wyraz.
- Zabiję! - warknęłam i zaczęłam wychodzić z basenu. 
- Daj pomogę ci - zaśmiał się Maslow wyciągając do mnie rękę. 
Uśmiechnęłam się cwanie i wciągnęłam go do wody. No i przez jakieś dziesięć minut wydurnialiśmy się w basenie w deszczu. 
- Weźcie wyłaźcie, bo będziecie chorzy! - wydarł się Kend.
Śmiejąc się jak głupi weszliśmy na taras, gdzie otrzymaliśmy ręczniki i rozkaz marszu przebrania się. Po jakiś dwudziestu minutach zeszłam na dół ubrana w TO. Pierwsze co przykuło moją uwagę to James pod kocem. Jak głupia zaczęłam się śmiać, a w tym czasie Carlos porwał mnie do łazienki na dole. 
- Po co mnie tu wciągnąłeś? - zapytałam odsuwając się od brudnych bokserek Logana. 
- Bo chciałem ci powiedzieć, że Christine prosiła, żebym więcej nie szedł na tą sesję z Droke, a jeszcze jutro...
- Mam iść za ciebie i powiedzieć, że nie mogłeś przyjść? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. 
- Dziękuję - przytulił mnie i wyszedł. 


Minął miesiąc odkąd Halston zamieszkała z nami. Wszystko się układało wspaniale, a ja dla zabicia czasu wzięłam się dzisiaj za sprzątanie. Zaczęłam się rozglądać za jakimiś szczypcami do brudnej bielizny chłopaków. Kiedy je znalazłam chwyciłam nimi bokserki Logana i zasłaniając nos ruszyłam do salonu. 
- Nie żeby coś, ale to śmierdzi - pokiwałam pozostałym bielizną. 
- Co to jest? - zaśmiała się Sage. 
- To ma pleśń? - zapytała Meg mrużąc oczy, żeby się lepiej przyjrzeć. 
- I grzyba.... - dodał Carlos. 
- Zaraz moje śniadanie ujrzy światło dzienne - powiedziała Vicki z odruchem wymiotnym. 
- To są bokserki Logana - wydusiłam. 
- To w ogóle nie przypomina bokserek! - dodał James z obrzydzeniem. 
- Ale są jego - rzuciłam nimi w Logana i trafiłam w twarz. 
Ten szybko je zrzucił i zaczął szybko oddychać. 
- Boże, to śmierdzi jakby szczur tam zdechł - mówił z wielkimi paczadłami. - Albo i gorzej! 
- Tam mieszkają twoje skarby - powiedziała Sage i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 
- Już wiesz czemu to tak pachnie! - śmiałam się.
- Na pewno to nie od moich skarbów - udał oburzonego. 
- A może od moich? - zaśmiał się James. 
- A skąd mam wiedzieć co nosisz na tyłku? - wytknął mu język. - Nie zaglądam ci tam. 
- No wiedziałbym chyba o tym czy patrzysz mi na moje skarby - powiedział szatyn, a Christine zaczęła się krztusić sokiem. 
- A może zrobił to jak spałeś? - powiedział Kendall. 
- Nie? Czuł bym - powiedział Maslow i wziął łyka herbaty. - A poza tym on się nigdy nie dowie jak wyglądają moje skarby.
- Macie to samo - zaśmiała się Meg. - Może minimalne różnice, ale to samo.
- yyyy.... Patrzyłaś im tam?! - Kendall wytrzeszczył na nią gały.
- Fuj! Nie! - udała obrzydzenie. - Aż taka ciekawa świata to nie jestem. 
- Czyli mogłabyś im tam zajrzeć? - mówił ledwo powstrzymując się od śmiechu. 
- Nie! Fuuuuu.... 
- Dobra. Gramy w butelkę - powiedział blondyn i wyrwał pustą butelkę po soku Christine i zakręcił ją na stole. Wypadło na mnie. - Vivienne. Prawda czy wyzwanie? 
- Prawda - powiedziałam i wgramoliłam się Jamesowi pod koc. 
- Czy to prawda, że Meg chce zobaczyć skarby Jamesa i Logana? - zapytał, a ja wybuchnęłam śmiechem. 
- Nie, Kendall.Ona nie chce zobaczyć ich skarbów. 
- Dobra - powiedział udając obrażonego. - I tak dowiem się prawdy. 
- Kendall bądź grzeczny, bo seksu nie będzie - zaśmiał się Logan. 
- Seks? Z tobą? Wolę szczura z kanałów - odgryzł się. No i tak się zaczęło. Doszedł jeszcze alkohol, więc było jeszcze weselej. 
- No, ej! To ma być pocałunek, a nie cmoczek - oburzył się Kendall. 
- Całujcie się gołąbeczki - powiedział Carlos.
No, a ja z Jamesem wykonaliśmy w końcu ich nalegania. 
- Dobra James teraz ty kręcisz - powiedział Carlos i podał mu butelkę. Wypadło na Sage. 
- Wyzwanie - powiedziała pewnie. 
- Pocałuj mnie - wyszczerzył się. 
- Ok - zaśmiała się i zaczęli się migdalić. 
- Ja idę spać - powiedziałam i poszłam na górę, zostawiając ich grających dalej, no i miziających się cały czas Jamesa i Halston. 

niedziela, 1 września 2013

INFO

Hejoooo ;* Takie krótkie info. Zaczął się rok szkolny, więc przychodzi nauka -,- A w mojej szkole nie wyrobisz w trzeciej klasie -,- I to jest wkurzające w moi  gim. Sprawdzian za sprawdzianem. Dlatego też zawieszam bloga na czas nieokreślony. Po powrocie dowiecie się o wszystkim. Czy Christi bd z Carlosem, czy James i Vivienne wrócą do siebie, czy coś zmieni się w ich życiu, no i jaki wpływ na Maslowa bd mieć Sage. I co stanie się z Roberto. No i jaki tragedie dotkną każdego po kolei?
Zobaczycie sami ;*
Dzb ;d 

piątek, 23 sierpnia 2013

127 " (...) Jasne, jutro? (...) "

Hej ;p Tak, tak., Wiem, że za ten rozdział wszystkie Maslowerki mnie znienawidzą do końca, no ale cóż... :D W końcu kochacie mnie za te zmiany w związkach i brutalność:D Na razie cierpi tylko James, ale nie martwcie się ;p Pozostali też do niego dołączą ;d 

Miłego czytania ;*

 ... Ręce Jamesa zaczęły błądzić po moich plecach i wchodzić pod koszulkę. Poczułam jego ręce na swoich plecach. Co chwila zahaczał o zapięcie od mojego stanika. Przeszedł mnie dreszcz, zupełnie jak kiedyś. Kiedy Maslow już miał dobrać się do górnej części mojej bielizny, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Nie odbieraj - mruknął szatyn i wrócił do pocałunku.
 Odsunęłam się od niego i odebrałam połączenie od Roberto.
 - Hej mała - uśmiechnął się. - Masz czas by spędzić ze mną dzień?
 - Jasne, jutro? - zapytałam.
 - Ok, będę w Los Angeles o 3:00 pm.
 - To będę czekać na ciebie na lotnisku, ok?
 - Ok. Do zobaczenia - uśmiechnął się.
 - Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Jamesa. Miał minę, która nie wróżyła nic dobrego.
 - Czyli nie dokończymy tego co zaczęliśmy? - mruknął wściekły.
 - Pamiętaj, że nie jesteśmy razem - warknęłam.
 - I tylko to? - prychnął.
 - Liczyłeś, że po tym jak mnie potraktowałeś będę uprawiała z tobą seks? I w dodatku, że nie jesteśmy razem? James zacznij myśleć racjonalnie. Masz dziewczynę, więc zajmuj się nią, a nie mną - warknęłam.
 - Ale ja wolę ciebie - mruknął podszedł do mnie i przycisnął do ściany.
 - Puść mnie - warknęłam i zaczęłam się szarpać.
 - Nie bój się, kochanie - mruknął i zaczął gładzić mnie po policzku. Tak jakby mój sprzeciw go nakręcał. Zaczął mnie dotykać po całym ciele. Niby robił to delikatnie  ale ja tego nie chciałam. Odepchnęłam go i wtedy zobaczyłam, że jest totalnie piany. Kiedy znów chciał się do mnie zbliżyć spoliczkowałam go, a on z podwójną siłą oddał mi. Z bólu zaczęłam płakać. Czułam jak mój policzek mnie piecze, tak jakby ktoś mi odrywał skórę,tak jakby przykładano do niego rozrzażony metal. Spojrzałam na niego spod włosów i zobaczyłam wściekłość w jego oczach. Znam go tyle czasu, ale nigdy nie widziałam czegoś takiego. Szatyn znów zaczął do mnie podchodzić zaciskając pięści. Jedyne co poczułam to tylko kopnięcie w brzuch i kolejny cios w twarz. Po tym już nie funkcjonowałam. Nie wiedziałam zbytnio co się dzieje, powoli traciłam przytomność.



 Obudziłam się na podłodze w tym samym pomieszczeniu, gdzie byłam wczoraj. Rozejrzałam się gwałtownie w poszukiwaniu Maslowa, ale go nie znalazłam... na szczęście. Chciałam się podnieść i wtedy poczułam okropny ból brzucha i pieczenie prawego policzka. Lekko do dotknęłam i syknęłam z bólu. Po raz pierwszy od zmiany Jacka poczułam tak straszny ból. Chciałam, żeby to był zły sen i, żebym zaraz obudziła się w swoim cieplutkim łóżku, ale jednak nie był...
 Podniosłam się i podeszłam do drzwi. Delikatnie nacisnęłam klamkę, a one ustąpiły. Pp cichu wyszłam i delikatnie zamknęłam je z powrotem. Powoli przemieszczałam się do łazienki, w której się zakluczyłam ze strachu. Bałam się, że sytuacja z wczoraj się powtórzy, a tego nie chciałam. Obmyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Mój policzek był cały czerwony. Przejechałam opuszkami palców po czerwonej skórze i poczułam okropne pieczenie. Szybko zabrałam rękę i spojrzałam na przykryty brzuch. Bałam się unieś bluzkę. W końcu mój policzek był zmasakrowany, a co dopiero brzuch. Cała się zaczęłam trząść  Powoli zaczęłam unosić moją bluzkę, a wtedy ukazał się kawałek mojego ciała. Myliłam się. Nie wyglądał najgorzej. Kilka siniaków i tylko tyle. Odetchnęłam z ulgą. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam szykować sobie gorącą kąpiel.  Powoli ściągałam każdy fragment mojego stroju, sprawdzając przy tym pozostałe część mojego ciała. Jednak najbardziej ucierpiał mój policzek i brzuch. Powoli zanurzyłam się w ciepłej wodzie i odetchnęłam z ulgą. Czułam tak jakby obmywała moje ciało z wszystkiego co złe. Każdy najmniejszy centymetr mojej skóry został zalany wodą. Był mokry i czysty.
 Wzięłam głęboki oddech i zanurzyłam się cała w wannie. Kiedy się wynurzyłam poczułam ulgę i oczyszczenie.
 Jeszcze jakieś dziesięć minut siedziałam w wannie rozkoszując się wolnością i błogością. Następnie wyszłam owinięta w ręcznik do swojego pokoju, który zaraz po wejściu zakluczyłam na każdy możliwy sposób i wzięłam się za maskowanie mojego policzka. Zajęło mi to sporo czasu. Włosy rozpuściłam i ubrałam się w jeansy i za dużą koszulkę. Zadowolona wzięłam komórkę i okulary przeciwsłoneczne, a następnie zeszłam na dół.
 - Hej - przywitałam się z przyjaciółmi jedzącymi śniadanie. - O czym tak zawzięcie dyskutujecie?
 - Słyszałaś wczoraj może wieczorem jakieś krzyki i hałasy? - zapytał mnie Logan. Przeraziłam się. A jeśli on wszystko to słyszał? Co teraz? Przecież to niemożliwe, prawda?
 - Niby jakie? - zapytałam obojętnie i porwałam Carlosowi kanapkę.
 - Tak jakby ktoś kogoś bił - powiedział Kendall.
 - Straszenie bił - dodała Meg.
 - Bez litości - powiedziała Christina i wzięła łyka soku.
 - Nie, a wy coś słyszeliście? - czy James,aż tak mnie sponiewierał?
 - Tak, i to nie mało - dodał Pena i zaczął jeść drugą kanapkę.
 - Pewnie wam się przyśniło - machnęłam ręką dopijając sok.
 - Wszystkim? - zapytał Henderson.
 - Albo to albo ja spałam jak zabita - wzruszyłam ramionami. - Dobra ja uciekam, pa.
 Szybko poszłam założyć czerwone conversy i wyszłam z domu. Mam nadzieję, że nic nie podejrzewają, pomyślałam.


Oczami Victorii

Kiedy Vivienne wyszła spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. A do kuchni wszedł James. Było widać, że wczoraj się strasznie schlał. Miał podkrążone oczy i czuprynę jak Chopin.
 - Siema - mruknął niemrawo. Nalał sobie kawy i usiadł przy barze.
 - A ty gdzie się tak upiłeś? - zapytał Logan.
 - Co? Nigdzie - mruknął, a do kuchni weszła Katniss z walizką.
 - Po co ci ta walizka? - zapytałam.
 - Wracam do domu - wzruszyła ramionami. - Bo jakiś dupek mnie nie kocha! - wrzasnęła prosto w twarz Jamesa i czekała na jego reakcję. Z resztą jak my wszyscy. Ten tylko wykrzywił twarz w grymasie i mruknął:
- Nie drzyj się. Głowa mnie boli - ta oburzona wyszła trzaskając drzwiami. - No co? 
- Nie, nic - powiedzieliśmy równo, na co chciało mi się śmiać z naszej zgodności. 
- Ej, a gdzie Vivienne?  zapytał. 
- Poszła na miasto. Mówiła, że musi coś załatwić - powiedział Carlos i wstał.
- Fajnie - mruknął i poszedł z powrotem na górę, zabierając wcześniej szklankę soku. 
- Okay, o co tu chodzi? - zapytałam opadając na krzesło. 
- Ja nie ogarniam, ale idę na sesję zdjęciową z panią Droke - powiedział Carlos wstając. 
- Chwila, ale jaką sesję? - zapytała Christi.
 - Mam zastąpić kolegę do wieczora - cmoknął ją w policzek.
 - Jadę z tobą - powiedziała pewnie.
 - Nie. Zostajesz. Przecież poradzę sobie - uśmiechnął się i wyszedł.
 - Może nawet za bardzo sobie poradziesz - mruknęła i wbiła swój wzrok w kubek.z kawą.
 - Co powiecie na dzień nad basenem? - zapytałam. - Jest piękna pogoda.
 - Okay, idę po Jamesa - powiedział Logan i wyszedł krzycząc. - Tej! Chopin! Idziesz z nami do basenu?! 
 - Zastanowię się! 
 - No to idziemy się przebrać - powiedziałam i razem z Meg zaciągnęłam Christi do góry. Złożyłyśmy stroje i już po chwili opalałyśmy się. 



 Oczami Vivienne



Siedziałam w Coffe-mix i czekałam na blondynke. Nie minęło dziesięć minut, a przyszła.
 - Hej - przywitała się ze mną. - Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam się wyrwać.
 - Spoko - uśmiechnęłam się. - Chcesz coś?
 - Kawę - uśmiechnęła się. Zawołałam kelnerke.
 - Poproszę dwie kawy z mlekiem - uśmiechnęłam się, a ona odeszła.
 - Więc? Dlaczego chciałaś się spotkać? - zapytała.
 - Pogadać. Nie można zaprosić przyjaciółki z dzieciństwa na kawę?
 - Vivienne. Nie urodziłam się wczoraj - zaśmiała się. - Czegóż pragniesz od mojej skromnej osoby?
 - Skromnej? Jesteś znana w  całym USA. Gdzie nie spojrzeć tan Halston Sage - zaśmiałam się.
 - A o tobie to nie głośno?
 - Dobra - zaśmiałam się. - Jesteśmy skromnymi gwiazdami.
 Zaśmiałyśmy się a kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
- Więc? Masz do mnie sprawę? - zapytała blondynka popijając kawę.
 - Wiesz, że BTR musi wrócić na szczyt?
 - Tak, ale co ja mam do tego?
 - Otóż. Pomożesz mi w tym - wyszczerzyłam się.
 - Ale jak? - zdziwiła się.
 - Zobaczysz, ale się zgadzasz? - upewniałam się.
 - Jeśli to ma im pomóc to owszem - uśmiechnęła się.
 - To chodź - powiedziałam i położyłam 20$ na stoliku i wyciągnęłam Sage z kawiarenki. Ruszyłyśmy w stronę domu.



Oczami Carlosa



- Carlos? - zapytała Samantha kiedy robiłem jej kolejne zdjęcie.
 - Tak?
 - Włączysz jakąś muzykę?
 - Jasne - uśmiechnąłem się i włączyłem coś z jej laptopa.
- A dlaczego ty robiesz mi tą sesję?
-Ponieważ nasz wspólny znajomy nie mógł. Weź się odwróć.
- Ale wiesz, że nasze sesje tak nie wyglądają? - zapytała.
- A jak?  - zapytałem i się wyprostowałem.
- Zamknij oczy - szepnęła, a ja wykonałem jej prośbę. Nagle poczułem jak zawiązuje mi ręce.
- A ty co robisz?  zapytałem i próbowałem rozerwać materiał, ale za mocno go związała.
- Szykuje naszą sesję - uśmiechnęła się i ściągnęła moją koszulę. A następnie zaczęła jeździć palcem po moim torsie
- Odwiąż mi ręce - warknąłem
- Po co? - szepnęła i mnie pocałowała. Szybko odwróciłem twarz.
- Bo mam dziewczynę - warknąłem.
- Aaa... to już inna sprawa - uśmiechnęła się i odpieła mój pasek.
- Odczep się - warknąłem i się odsunąłem. Ta podeszła do mnie i przycisnęła mnie do pobliskiej ściany. Zachaczyła moje związane ręce o jakiś haczyk nademna i kontynuuowała
- Skoro masz dziewczynę to będzie lepsza zabawa - uśmiechnęła się cwanie i wbiła w moje usta...



wtorek, 20 sierpnia 2013

Czy prawdziwa miłość przetrwa wszystko? cz.1

Hej ;* to jest moja kolejna jednorazówka, tym razem o Loganie ;d Mam nadzieję, że spodoba się wszystkim Hendersonkom i nie tylko ;d
 Zapraszam <3333



 Dwa lata wcześniej





Przed chwilą odebrałam telefon z wojska. Mój ukochany został zabity. Mówił, że wróci, że weźmiemy ślub, że kupimy nowe auto, że będziemy mieli piękny dom, w którym wychowamy nasze wspólne dzieci. Po co mu pozwoliłam jechać na tą misję? Dlaczego dałam sobie wmówić, że będzie bezpieczeny? Po co mu uwierzyłam? Teraz nie ma go przy mnie... i już nigdy nie będzie.
Siedziałam  w salonie i płakałam. Z tęsknoty, pustki, złości, miłości... miałam takie mieszane uczucia. Byłam na siebie wściekła, że pozwoliłam mu jechać. Brakowało mi jego głosu i bliskości. Kochałam go i nie mogłam sobie wybaczyć, że pozwoliłam na coś takiego...


Teraz...

 - Kochanie, nie widziałaś mojej białej koszuli? - zapytał mój narzeczony wchodząc do kuchni.
 - A widziałam - zaśmiałam się. Tak, zawsze mu ją zabierałam. Tak ślicznie pachniała, Nim.
 - Wiem, że uwielbiasz mieć ją na sobie, ale... - zaczął odpinać guziki. - Muszę ci ją niestety zabrać.
 - A to niby dlaczego? - zaczęłam gładzić jego policzek.
 - Ponieważ spotykamy się dzisiaj z radą i chciałem ją założyć - dodał całując mnie po szyji i ściągając koszule.
 - I mam siedzieć w samej bieliźnie? - zapytałam podejrzliwie.
 - Powiedziałbym tak, ale nie powiem, bo nie możesz się przeziębić, tak jak i naszego malucha - powiedział i pocałował mój brzuch. Tak byłam w dziewiętnastym tygodniu ciąży.
 - To ja idę się ubrać, a ty dokończ śniadanie - pocałowałam go krótko i pobiegłam na górę założyć sukienkę, którą dostałam od niego na urodziny. Na mój widok uśmiechnął się i mnie przytulił.
 - Wiesz, że ślicznie wyglądasz? - zapytał patrząc mi w oczy.
 - Dziękuję - szepnęłam i się lekko zarumieniłam.
 - Wiesz co jest najlepsze na rumieńce? - zapytał i podprowadził mnie do stołu i posadził na krześle. - Świeży sok wyciskany przeze mnie i do tego moje kanapeczki i twoja sałateczka - pocałował mnie w policzek.
 - Logan.
 - Tak kwiatuszku? - zapytał pochylając się w moją stronę.
 - Kocham cię jak jakaś szesnastolatka - zaśmiałam się.
 - Ale jesteś tylko cztery lata starsza - zaśmiał się. - I wyglądasz jak szesnastolatka - skradł mi pocałunek i zaczął jeść.
 - Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
 Śniadanie minęło nam jak zwykle. Czyli dużo śmiechu i rozmowy, a także komplementów.
 - Obiecuję, że wrócę jak najszybciej - cmoknął mnie w policzek.
 - Jedź ostrożnie i się nie śpiesz - powiedziałam i go przytuliłam.
 - Tak jest skarbie - zaśmiał się i mnie krótko pocałował, a następnie wsiadł do auta i odjechał machajac mi.
 Głośno westchnęłam i poszłam sprzątać po śniadaniu. Nie minęło dziesięć minut, a kuchnia liśniła się.
 - No, Viola, przeszłaś samą siebie - zaśmiałam się. - Teraz tylko ci pozostało ogarnąć dom i zrobić pranie.
 Szybko włączyłam pralkę pełną naszych ciuchów i wzięłam się za sprzątanie. Kiedy skończyłam, a pranie było poskładanie i gotowe do ułożenia zadzwonił telefon. Odebrałam go bez wahania i spokojnie. Nie sądziłam, że może to być początek powtórki z rozrywki.
 - Halo? - zapytałam.
 - Dzień dobry. Z tej strony Margaret Wilson pielęgniarka szpitala na Winterburn. Pański narzeczony jest u nas i... - nie pozwoliłam jej dokończyć tylko szybko zabrałam torebkę, kurtkę i kluczyki od mojego auta. Jechałam ze zwariowaną prędkością. Po jakiś dziesięciu minutach byłam pod szpitalem. Szybko podeszłam do recepcji.
 - Logan Henderson! Jest tutaj? - mówiłam przerażona.
 - O pani Violetta - podeszła do mnie jakaś pielęgniarka. - Ja panią wzywałam.
 - Co z Loganem? - zapytałam idąc za nią.
 - Miał bardzo poważny wypadek. Ma kilka złamań i poważnych ran. Głównie głowy - powiedziała i weszliśmy na jakąś salę. Szybko podbiegłam do łóżka, na którym leżał brunet.
 - Sakrbie - powiedziałam i zaczęłam  płakać.
 - Violetta - szepnął i spojrzał na mnie z trudem. - Samochód... on jest... zniszczony... totalnie...
 - Nie obchodzi mnie jakieś durne auto - powiedziałam i zaczęłam całować jego rękę.
 - Ale to był prezent... od ciebie.
 - Logan teraz ty jesteś najważniejszy. Samochód można zreperować albo kupić nowy. Ważne, że żyjesz.
 - Violetta, k... - nie dokończył, bo jego serce przestało bić. Zaczęłam jeszcze głośniej płakać, a lekarze go próbowali ratować.
 - Proszę stąd wyjść - powiedział lekarz.
 - Nie, ja muszę być przy nim - płakałam.
 - Margaret, zabierz ją stąd - powiedział, a kobieta zaczęła mnie prowadzić siłą do wyjścia.
 - Ja muszę tam być - szepnęłam, kiedy pielęgniarka  zamknęła mi drzwi przed nosem. - Muszę być przy nim...
 Siedziałam pod tą salą jak głupia i czekałam aż lekarz stamtąd wyjdzie. W tym czasie przyjechali wszyscy i zrobiło się ciemno na dworze. Po kolejnej godzinie zostałam sama z Kendallem. Kiedy na zegarach wybiła 11 pm lekarz wyszedł. Nie miał dobrej miny i ja też. W końcu był tam kilka godzin.
 - I co z Loganem? - poderwałam się z miejsca, kiedy drzwi ustąpiły.
 - Pański narzeczony ma krwiaka mózgu - powiedział. - I napękniętą czaszkę.
 - Co? To nie możliwe - złapałam się za głowę.
 - Przykro mi, naprawdę.
 - Ale to da się leczyć, prawda? - zapytał Schmidt.
 - Tak, owszem. Ale w tym przypadku jest potrzebna pani zgoda na operację.
 - Jasne, a jeśli się nie zgodzi? - zapytał blondyn.
 - Inaczej kwestią czasu jest śmierć pana Hendersona.
 - Co muszę podpisać? - zapytałam bez wahania.
 - Proszę za mną - powiedział mężczyzna w białym fartuchu i zaprowadził mnie do swojego gabinetu gdzie podpisałam papiery.
 - Jest to bardzo skomplikowana operacja, podczad której będziemy otwierać czaszkę pańskiemu narzeczonemu.
 - I usunięcie krwiaka? - upewniałam się.
 - Tak.
 - I będzie mógł dalej żyć normalnie?
 - Tak oczywiście.
 - A czy nasze dziecko...?
 - Nie proszę pani. Krwiak nastąpił w skutek wypadku, więc nie ma się pani czego obawiać.
 - Dziękuję - szepnęłam i wróciłam na korytarz gdzie siedziałam z Kendallem i czekałam aż operacja dobiegnie końca. Gdy nagle do szpitala wpadła...



















Mam nadzieję, że podobała się pierwsza część. Ale nie martwcie się. Będzie jeszcze gorzej ;d xD Bay ;*

czwartek, 15 sierpnia 2013

126 " (...) Żartujesz, prawda? (...) "

... Roberto. Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Czy panienka ma ochotę zwiedzić wyspę? - zapytał i podał mi rękę.
 - Pewnie, ale nie powinieneś pracować? - zapytałam i pomógł mi wstać.
- Ale ja mogę zrobić sobie przerwę, no nie?
- No chyba tak - zaśmiałam się.
 - To załóż na strój jakąś sukienkę i widzimy się na brzegu, ok?
- Yhym - uśmiechnęłam się i jak powiedziałam, tak zrobiłam. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy na jakiejś łodzi.
- Kogo jest ta łódź? - zapytałam.
- Moja - uśmiechnął się. - Dostałem ją od mamy na osiemnaste urodziny.
- To ile ty masz lat? - zdziwiłam się.
- Dwadzieścia trzy, a co? - zapytał i usiadł obok mnie i opisaliśmy się razem, a łodzią zajął się jego znajomy.
- Nie nic.Bo myślałam, że skoro na osiemnaste urodziny to miałeś je niedawno.
- Ta jakieś pięć lat temu - wyszczerzył się. - A ty?
- Co ja?
- Ile masz lat? Wiem, że kobiet się nie pyta, ale muszę wiedzieć ile ta piękna twarzyczka przeżyła - uśmiechnął się.
- Nawet nie wiesz jak wiele - mruknęłam. - Mam dwadzieścia, lat - uśmiechnęłam się.
 - To nie tak wiele, co? - uśmiechnął się. - Jesteś jeszcze młoda.
 - Dzięki - zaśmiałam się. - Ale chodziło mi raczej o przeżycia, wiesz? Wylane łzy, przeżyte dramaty, wzloty i upadki... Sporo rego było i jest - westchnęłam.
 - Może mogę ci jakoś pomóc? 
 - Spraw, żeby mój chłopak, a raczej eks był taki jak kiedyś, a większość zmartwień zniknie.
 - A co on ci takiego robi?
 - Denerwuje, sprawia, że płacze, że cierpię... Każde jego słowo jest dla mnie ciosem, zagłębieniem noża wbitego w moje serce.
 - Skoro tak to wszystko przeżywasz to oznacza, że nadal coś do niego czujesz - uśmiechnął się.
 - Co?! Nie! Nigdy! 
 - Hah, jak uważasz - uśmiechnął się.

Tydzień później

Właśnie wylądował nasz samolot w Los Angeles. Zadowolona z powrotu poszłam po swoje bagaże i zamówiłam taksówkę. Czekając na swój środek transportu wspominałam chwile spędzone z Roberto.
 Okazało się, że to bardzo fajny chłopak. Miły, troskliwy, pełen emocji, z wieloma pasjami, wesoły i dobrze korzystający z życia. Spędzałam z nim każdą wolną chwile. Nurkowaliśmy, serfowaliśmy, pływaliśmy, gadaliśmy. Dużo by mówić. Było niesamowicie. Ten blondyn sprawił, że poczułam znów w sobie życie, że wracam naładowana pozytywną energią i pełną nadzieji na lepszą przyszłość. Dzięki Robercie teraz wiem jak mam postępować z Jamesem i jego nową lala, jak mam sprawić, by BTR wróciło na szczyt.
 Rozmyślając o tym wszystkim nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam pod dom. Zapłaciłam i weszłam do domu. Panowała dzika cisza. Normalnie jak przed burzą i wojną w jednym. Było słychać lot muchy i nikogo więcej.
 Nagle do salonu wparował wściekły James, a za nim Katniss.
 - Mowiłaś, że go nie znasz, a teraz "kochanie" ?! - wrzeszczał Maslow.
 - To nie tak jak myślisz - mówiła.
 - A jak?! Może zaraz mi powiesz, że nie jesteś dziwką i nie sypiasz z Luck'iem?!
 - Nie sypiam z nim! - oburzyła się. - Robimy tylko to w czym ty jesteś kiepski!
 - Przepraszam, co?!
 - Nie moja wina, że masz małego! - krzyknęła i wymijając mnie wyszła z domu. Spojrzałam na szatyna, a on na mnie, p czym pobiegł na górę. A z kuchni wyłoniła się reszta.
 - A to co było? - zapytałam po przywitaniu się ze wszystkimi.
 - Oni tak co dziennie - mruknęła Vicki.
 - Żartujesz, prawda? - wytrzeszczyłam na nią gały.
 - Nie. Zaraz po otworzeniu bazyliszkowatych ślepi, Katniss, robi awantury, czepia się, a James się nie daje no i efektem są całe dniowe - mówił Logan
 - A w nocy siedzą do późna i robią nie wiadomo co - Carlos zrobił minę typu ''niedobrze mi''.
 - Ale są nadal razem? - zapytałam.
 - Tak - mruknęła Christina.
 - Proszę - Kendall przede mną klęknął. -  Oświadcz się mu i niech wszystko będzie po staremu.
 - To nie jest takie proste.
 - Właśnie, że jest. Idziesz do jubilera i kupujesz pierścionek, a potem się oświadczasz. To chyba nie takie trudne, co?
 - Nie, jeśli kochasz swojego wybranka, a ja go już nie kocham - mruknęłam i poszłam do swojego pokoju.
 Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki, gdzie opukałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro, a w nim zobaczyłam odbicie Jamesa w samym reczniku i mokrym. Kiedy się odwróciłam i zobaczyłam jak po jego umięśniony ciele spływają krople wody, aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Tak dawno nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał tak seksownie. Chciałam go dotknąć, przejechać palcami po wyrzeźbionym ciele i posmakować jego ust. W tej chwili pragnęłam, żeby mnie dotknął i pożądał jak kiedyś. Kurde, o czym ja myślę?! Ja go nie kocham i taki widok nie powinien robić na mnie wrażenia.
 - Nie wiedziałam, że bierzesz kąpiel - powiedziałam obojętnie.
 - Bo już nie biorę - wzruszył ramionami. - Chcesz się napić?
 - Chętnie - powiedziałam i poszłam do naszego barku, przy którym czekałam na Maslowa. Po jakiś dziesięciu minutach przyszedł ubrany w czarne jeansy i biały T-shirt przylegający do jego ciała. Zaraz nam nalał po lampce wina i razem zasiedliśmy na kanapie.
Piliśmy lampce po lamce wiem, że James zawsze mógł wiecej wypić ode mnie i tego mu zazdrościłam.
 - Ej, a ja serio mam małego? - zapytał nagle.
 - Ale co? - zapytałam wyrwana z kontekstu.
- No wiesz - mruknął.
 - Nie - powiedziałam.
 - Serio? - zapytał.
 - Yhym - mruknęłam, a on zakluczył drzwi. Usiadł obok mnie i pochylił się w moją stronę. Nagle poczułam ten upragniony i stęskniony smak. James całował z taką delikatnością, czułością, stanowczością i namiętnością. Nie spodziewałam się tego co zrobił...

Hejooo :p sorki za błędy itd, ale rozdział pisałam na fonie, więc jest krótki i byle jaki -,- przerpaszam i pzdr ;**

















poniedziałek, 29 lipca 2013

125 (...) Nie poznaje cię (...)

James z szybką prędkością podążał w nieznane mi dzielnice Los Angeles. Wszędzie było ciemno i ponuro, a po ulicach chodzili dziwnie podejrzani ludzie. Niektórym chłopką nawet wystawały noże z tylnych kieszeń albo trzymali w ręku metalowe rurki. W pewnym momencie nawet minęliśmy mężczyznę w podeszłym wieku z rozwalonym nosem. To wszystko tak przerażająco wyglądało, że cała się trzęsłam. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a przez głowę przelatywały okropne myśli. W pewnym momencie Maslow zatrzymał się pod jakimś budynkiem. Światło jego neonów z okien i szyldu padały na nasz wóz. Oświetlając wszystko w okół, kiedy uliczne lampy gasły co chwila. Wychyliłam się i ujrzałam napis " Casino ". Spojrzałam przerażona na szatyna, a on nie wykazywał żadnych uczuć. Tak, jakby z cudownego chłopka zamienił się w bezdusznego cyborga. 
- Wysiadaj - warknął nie patrząc na mnie i opuścił wóz. 
Zawahałam się, ale powoli wysiadłam.
 - Słuchaj - zwrócił się do mnie ukazując swój chłodny i pusty wzrok.
 - Kiedy tylko tam wejdziemy masz robić to co ci każę i nie odzywać się. Rozumiesz? 
- Tak - szepnęłam. 
- A i jeszcze jedno - dodał. - Nie martw się o nic. Nie stanie ci się krzywda - dodał uśmiechając się słodko wzbudzając we mnie obrzydzenie. 
Po chwili wrócił do poprzedniego wyrazu twarzy i razem weszliśmy do środka. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg poczułam dym papierosów, cygar i... alkohol. Bałam się najgorszego widząc jak ci wszyscy spici mężczyźni się na mnie gapili. Czułam ich wzrok na sobie. Wzrok, który palił i robił w moim ciele głębokie rany. 
- Oto twoja wygrana - wychrypiał Maslow do jakiegoś faceta. - Masz pięć minut. 
Po tych słowach podstarzały mężczyzna chwycił mnie za rękę i mocno szarpnął na zaplecze. Tam pchnął mnie na jakieś skrzynie i zaczął napierać swoim ciałem na moje. Jego usta wędrowały z moich policzków na żuchwę i dekolt. Czułam jak jego ręce badają najmniejszy szczegół mojego ciała. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, które on zlizywał. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. Wtedy on wymierzył mi cios w twarz, uderzył kilka razy w brzuch i z całej siły pokopał po nogach. Czułam się okropnie. Nagle poczułam jak jego ręce zaczęły odpinać moje spodnie. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic. Był za silny. 
- Pięć minut się skończyło - usłyszałam zachrypnięty i cichy głos. Dziwne, ale w tej chwili pragnęłam, żeby go usłyszeć, a jego właściciel, żeby mi pomógł. 
- Nie skończyłem - sapnął mężczyzna. 
- A ja tak - warknął Maslow i wymierzył mu cios w twarz, a następnie szybko mnie stamtąd wyciągnął. Ruszył z piskiem opon na drugi koniec miasta. Cały czas płakałam. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. On... On przegrał mnie w casino'nie. Nie.. To jest niemożliwe. Pomyślałam i poczułam jak siniaki wykonane przez mojego napastnika dają o sobie znać. 
- Nic ci nie jest? - zapytał tym samym, troskliwym głosem co kiedyś. 
- N... Nie - chlipnęłam. Chłopak szybko zjechał na pobocze i spojrzał na mnie groźnie. 
- Na pewno? Nic ci nie zrobił? - Kilka siniaków, nic poza tym - szepnęłam. - Możemy jechać do domu? 
- Nie. Jeszcze mam kilka spraw do załatwienia - dodał i ruszył 
- Ale po co ci ja? 
- Jesteś mi potrzebna i tyle. 
- Nie poznaję cię. Jesteś taki...obcy - szepnęłam. 
- A wiesz przez kogo? - zapytał śmiejąc się kpiarsko. 
- Nie. - Przez ciebie. To ty mnie tak zmieniłaś. Ten dzień spędzony w Malibu. - Ale co ja mam do tego? Nie kazałam ci być chamem! - uniosłam się. 
- Powiedziałaś, że nie masz zamiaru się ze mną pokazywać. Nie chcesz, żeby świat myślał, że jesteśmy znowu razem.
- I to cię tak zmieniło? 
- Nie przerywaj jak mówię, księżniczko - warknął. 
- Po tym spotkałem małą dziewczynkę, która chciał mój autograf i jest nadal moją fanką. To właśnie ona dała i do zrozumienia, że muszę walczyć o to na czym mi zależy... 
- Niszcząc wszystko i wszystkich dookoła? 
- Nie, naprawiając każdy swój błąd po kolei. 
- Skoro chcesz naprawiać to dlaczego? Dlaczego pozwoliłeś by ten obleśny facet mnie dotykał? 
- Kiedy ze mną zerwałaś i wyszedłem z więzienia zacząłem grać i po pianemu przegrałem cię - powiedział ponuro. 
- Żałowałem tego, więc przestałem grać i wyjechałem do Nowego Jorku, gdzie zacząłem nowe życie, pozostawiając problemy tu, w Los Angeles. Wraz z powrotem muszę naprawić błędy i wypić piwo, którego naważyłem. Inaczej się nie da. - Gdzie teraz jedziemy? - zapytałam niepewnie. 
- Do klubu Go Go.
- Po co? 
- Zrezygnować z posady 
- A potem? 
- Na policję. - Po co? - zdziwiłam się.
 - Złożyć prawdziwe zeznania. 
- Prawdziwe zeznania? O czym ty mówisz? 
- Dowiesz się w swoim czasie - mruknął i przyśpieszył. 
Głośno westchnęłam i miałam siedzieć tak długo cicho w samochodzie dopóki Maslow nie wróci. Minęła chyba z godzina od kiedy James poszedł do posterunku policji. Obawiałam się najgorszego. Albo go zamknęli, albo narobił sobie jeszcze większych kłopotów. Kiedy już miałam wysiadać i sprawdzić co się tam dzieje on wyszedł w towarzystwie policjanta. Nie powiem, trochę się przeraziłam na ten widok. 
- Jeszcze raz dziękuję panu za wyjaśnienie wszystkiego - powiedział policjant. 
- Nie ma sprawy - dodał Maslow i wsiadł do auta. 
- Zostanie pan oczyszczony z zarzutów i zlikwidujemy pańską kartotekę.
- Dziękuję - dodał szatyn i uścisnęli dłonie. 
- Do widzenia. - Do wiedzenia - dodał policjant i szybko odjechaliśmy. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy w domu. Zanim wysiedliśmy chciałam z nim porozmawiać. 
- James? - zaczęłam niepewnie. 
- Co? 
- O co chodziło z tą policją? - zapytałam. 
- Powiedziałem ci. Dowiesz się w swoim czasie - dodał i dotknął mojego policzka.
- A teraz nie martw się, księżniczko - dodał i wysiadł. 
- Yhym - mruknęłam i weszłam do salonu, gdzie zastałam pijanego Logana, który szykował się do bójki z Jamesem. Przyznam, Henderson wyglądał śmiesznie. Skakał jak kangur, a Maslow jak jakiś bokser z piekła rodem. 
 - Hej, chłopaki przestańcie - powiedział Kendall i dostał z poduszki od Logana. W tym momencie Carlos wskoczył Jamesowi na plecy, a ten zaczął trykać jak wściekły byk na rodeo.
- Spadnij! Spadnij! Ciężki jesteś! Złaź grubasie! - śmiał się Maslow. Tym mnie totalnie zaskoczył, bo myślałam, że już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, a tu proszę. Szybko pobiegłam po aparat i wszystko zaczęłam nagrywać.



Po jakiś dwóch godzinach wygłupów wszyscy się uspokoili i usiedli w zgodzie przed telewizorem. W środku filmu stanęłam przed ekranem zasłaniając wszystkim i zaczęłam się głupio uśmiechać. - On coś chce nam pokazać - powiedziała z lekka przerażona Meg. 
- A żebyś wiedziała, że pokażę! - wyszczerzyłam się jeszcze bardziej i włączyłam MTV. 
- Jak pewnie wszyscy wiecie boysband Big Time Rush rozpadł się trzy lata temu, ale jak widać chłopcy nie stracili dobrej energii, a także poczucia humoru. Wynika to z filmu, który pojawił się dziś w internecie. Wstawiła go Vivienne i naprawdę dobrze, że on się ukazał. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Otóż został on opublikowany godzinę temu, a ma już ponad trzy miliony wyświetleń i same pozytywne komentarze. Z resztą sami zobaczcie. 
Powiedziała prezenterka, a na ekranie pojawiły się dzisiejsze wygłupy chłopaków. - Aaaaa!!! On zaraz mnie zwali i nie zostanę światowej sławy pogromcą byków! - krzyczał Carlos, a James zaczął się bardziej rzucać i dyszeć. 
- Zaraz go uspokoję swoim oddechem - powiedział Logan jak mądrzejące się dziecko i chuchnął Maslowowi prosto w twarz. Ten wywrócił oczami i się przewrócił. 
- Ups... Chyba za bardzo go uspokoiłem - powiedział Henderson. - Ale zaraz go uratuję swoim magicznym palcem - powiedział i oblizał swój palce wskazujący, a następnie wsadził mu do ucha. - Aaaaa!!! Myłem dzisiaj uszy! - krzyknął szatyn. - Nie musisz sprawdzać!
- Chciałem się upewnić - wyszczerzył się brunet. - James nie widziałeś Alfreda? - zapytał Carlos. 
- Kogo? - zdziwił się. 
- Mojego jednorożca - wyszczerzył się. - Ma róg, kolorową grzywę i tęczowy ogon. A! No i jest biały. 
- Yyyy...
- Wypił Red Bula i pobiegł ku końcowi tęczy - powiedział poważnie Kendall. 
- Po garnek złota? - powiedział James.
- A nie po gorące panienki? - zapytał Logan.

- Nie?! - zapytał James i Kendall. 
- A poza tym on ma karę na panny - powiedział Carlos. - Po ostatniej wizycie w ich szkolnej szatni ma zakaz się zbliżania do jakiejkolwiek panny, bo inaczej pójdzie do jednorożecowatego więzienia, o Skittles'ach i wodzie.
- Hahahahahhaha!!! - cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- No co? - zdziwił się Carlos.

- Skoro to twój jednorożec to on jest w raju - powiedział Logan. 
- Czep się swojego - mruknął. - Twój tylko jeździ po mieście na motorze w czarnej skórze i wyrywa panny. Jest złyyyyyy - Carlos przybrał taki wyraz twarzy, że nie dało się nie zaśmiać. 
- Bad Boy! - zaśmiał się Kendall. 
- Eeee tam. Mój to całymi dniami siedzi w bibliotece na fioletowym wzgórzu i kuje - powiedział James.
- Ciekawe po kim to ma - powiedział Carlos szturchając Logana.
- Przestań - powiedział ze łzami w oczach odtrącając jego łokieć. - Ranisz mnie tym swoim szpikulcem.
Kendall zrobił się cały czerwony i razem z Jamesem wybuchnęli śmiechem. 
Film dobiegł końca, a my wszyscy nadal się śmialiśmy. Wyłączyliśmy telewizor i dostaliśmy totalnej głupawki. 

- Dlaczego to nagrałaś? - śmiał się Carlos.
- A tak sobie - wzruszyłam ramionami. 
- Jesteś zła, księżniczko - powiedział Maslow. 
- Nie nazywaj mnie księżniczką - mruknęłam. 
- Oczywiście, myszko - uśmiechnął się. 

- Vivienne - do salonu weszła Katniss z moim białym bikini w ręku. - Lepiej ci to zabiorę.
- Nie, nie zabierzesz mi tego. 
- Ale jeśli je założysz to szwy pójdą i cały kostium pójdzie do kosza. Jesteś na niego za gruba - powiedziała, a Maslow zaczął się śmiać.
Wściekła wstałam i ruszyłam do wyjścia. 

- Oj nie wciekaj się, księżniczko! - śmiał się Maslow. - Przecież to nic złego być grubym! 
Szybko założyłam buty i wyszłam. Ruszyłam w kierunku domu Jack'a i Mirandy. Po jakiś dwudziestu minutach waliłam wściekła do ich drzwi. Otworzyła mi Miranda. Była zaskoczona na mój widok. 
- Vivienne?- Cześć - mruknęłam i weszłam do środka. Od razu poszłam do kuchni, gdzie siedział mój przyjaciel i jadł obiad. 
- Co się stało? - zapytał rozbawiony. - James, Katniss, bikini... Aghaghagh!!! 
- Co? - zapytała Miranda. - Jaka Katniss? Jakie bikini? O co chodzi?
Wzięłam głęboki oddech i wszystko im opowiedziałam od samego początku. 
- Widzę, że przyda ci się odpoczynek i relaks - powiedział Jack. 
- A żebyś wiedział - mruknęłam i opadłam na stół.
- Lecimy dzisiaj na Karaiby. Jeśli chcesz to możesz lecieć z nami - powiedziała Miranda. 

- Serio? 
- Pewnie. I tak mamy wolny bilet, bo koleżanka Mirandy zrezygnowała - powiedział Jack. - Będzie fajnie.
- A nie będę wam przeszkadzać? - zapytałam.
- No coś ty! - oboje zaprzeczyli. 

- Tylko jak chcesz to musisz się iść pakować - powiedziała Miranda. 
- No to jedziemy - powiedział Jack i skończył jeść. 
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku naszego domu. Zaraz po zaparkowaniu weszliśmy do środka i poszliśmy do mojego pokoju. Ja z Mirandą pakowałyśmy mnie, a Jack oglądał mój pokój, czytał teksty, chodził w tą i z powrotem. 
- Wyjeżdżasz? - w pokoju pojawiły się dziewczyny.
- Tak - powiedziałam i schowałam kolejne ubrania do walizki. - Lecę z nimi na Karaiby. 
- Dlaczego? - zapytała Meg.
- Muszę odpocząć - westchnęłam. 
- Rozumiem cię - mruknęła Christine. 
- Chciałyśmy wszystkie razem lecieć do Las Vegas i tam się zabawić, ale jeśli chcesz to leć z Jackiem i Mirandą - uśmiechnęła się Victoria. 
- Dzięki - uśmiechnęłam się. 

- Ale masz co dziennie dzwonić - zagroziła Meg. 
- Właśnie - dodała Vicki. - Będziemy sobie na wzajem składać raporty o każdym dniu.- Pewnie - wyszczerzyłam się. 
- Tylko się tam nie zakochaj - Meg znacząco poruszała brwiami, a ja w nią rzuciłam poduszką. - Musiałabym być tobą - wystawiłam jej język. - Kendall powinien na ciebie uważać. 
- Ciii... Bo mnie jeszcze do Las Vegas nie puści - zaśmiała się. 
- I dobrze by zrobił - zaśmiałam się. 
- Świnia.- Ale twoja - wyszczerzyłam się. 
- Dobra. Jeśli masz wszystko to pojedziemy jeszcze na chwilę do nas i na lotnisko, ok? - powiedział Jack. 
- Jeszcze tylko spakuję torbę podręczną i torebkę, ok? - zapytałam, a on przytaknął. 
Dziewczyny pomogły dokończyć mi pakowanie i już po chwili stałyśmy we wejściu i się żegnałyśmy. 
- Masz codziennie dzwonić - powiedziała Meg i mnie przytuliła. 
- Wróć do nas wypoczęta, ok? - dodała Vicki i mnie przytuliła. 
- I z chłopakiem - dodała Christine. 
- Hahaha... ale śmieszne - zaśmiałam się. 
- Idź, bo cię nie zabiorą - dodały równo i mnie wypchnęły z domu. 
Po tym jak zabraliśmy walizki Mirandy i Jack'a pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Od razu weszliśmy na pokład samolotu i odlecieliśmy. Spojrzałam jeszcze raz na Los Angeles z uśmiechem, po czym włożyłam słuchawki w uszy i zasnęłam. 



- Vivienne, Vivienne - usłyszałam jak przez mgłę. - Wstawaj, jesteśmy. 
Leniwie się przeciągnęłam i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą Mirandę. 
- Co? - zapytałam zaspana. 
- Jesteśmy na Karaibach - dodała ze śmiechem. - Wstawaj. 
- Już, już - powiedziałam i wyszłam razem z nią z samolotu. 
- Jack poszedł po nasze walizki - dodała kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz. 
- Yhy. Wyglądam strasznie? - zapytałam, a obok nas przeszła kobieta z dzieckiem. 
- Mamusiu, a co to za czarownica? - chłopiec wskazał na mnie, a ja szybko zaciągnęłam Mirandę do łazienki. 
- Zrób coś z tą czarownicą - powiedziałam, a ona się zaśmiała  i wykonała moją prośbę. 
- Dzięki - powiedziałam, kiedy wyszłyśmy z łazienki. 
- Ej, a wy gdzie byłyście? - zapytał Jack. 
- Nasza mała czarownica chciała się ogarnąć - zaśmiała się Miranda. 
- Ale śmieszne - mruknęłam i wzięłam swoje walizki i ruszyłam do taksówki. 
Po jakiś dziesięciu minutach jazdy z tymi moimi wariatami dotarliśmy do hotelu, w którym mieliśmy mieszkać.
- Dobra ja idę po klucze - powiedziałam i podeszłam do recepcji. - Przepraszam , chciałabym odebrać klucze do pokoi. - Nazwiska? - odwrócił się do mnie. 
- Foster - uśmiechnęłam się, a młody chłopak to odwzajemnił, czym ukazał rząd białych zębów. 
- Proszę - dodał uśmiechając się i podał mi karty. 
- Dziękuję - dodałam i chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Swoją drogą to państwo są na podróży poślubnej? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. 
- Nie. Jestem tu z przyjacielem i jego dziewczyną. 
- Aha, a tak to ma pani chłopaka? 
- Hahaha... Nie, nie mam - zaśmiałam się. - A swoją drogą nie mów do mnie pani tylko Vivienne. Czuję się potem staro - uśmiechnęłam się. 
- Roberto - uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń. - Zobaczymy się potem?
- Może - wyszczerzyłam się i wróciłam do przyjaciół.
- Tej, jesteśmy tu niecałą godzinę, a ty już flirtujesz/ - zaśmiała się Miranda.
- Może - zaśmiałam się i poszliśmy do pokoi.

Oni mieli razem, a ja sama. Umówiliśmy się, że jak się rozpakujemy to idziemy prosto na basen i też tak zrobiliśmy. Powietrze było boskie i do tego to słońce. Czułam się jak w raju. 
Nagle ktoś przysłonił mi moje słoneczko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam....




Kurczę ;/ nie wyszedł mi :( mam nadzieję, że mi wybaczycie :) no i moją krótką przerwę, która teraz nastąpi, ponieważ.... (werbel pliss ;p ) muszę nadrobić zaległości jeśli chodzi o Wasze blogi ;d mam nadzieję, że już nie długo zobaczymy się ;* a tymczasem bywajcie ;** ;p 

PS: W zakładce Bohaterowie pojawiła się nowa twarzyczka ;p