- Wysiadaj - warknął nie patrząc na mnie i opuścił wóz.
Zawahałam się, ale powoli wysiadłam.
- Słuchaj - zwrócił się do mnie ukazując swój chłodny i pusty wzrok.
- Kiedy tylko tam wejdziemy masz robić to co ci każę i nie odzywać się. Rozumiesz?
- Tak - szepnęłam.
- A i jeszcze jedno - dodał. - Nie martw się o nic. Nie stanie ci się krzywda - dodał uśmiechając się słodko wzbudzając we mnie obrzydzenie.
Po chwili wrócił do poprzedniego wyrazu twarzy i razem weszliśmy do środka. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg poczułam dym papierosów, cygar i... alkohol. Bałam się najgorszego widząc jak ci wszyscy spici mężczyźni się na mnie gapili. Czułam ich wzrok na sobie. Wzrok, który palił i robił w moim ciele głębokie rany.
- Oto twoja wygrana - wychrypiał Maslow do jakiegoś faceta. - Masz pięć minut.
Po tych słowach podstarzały mężczyzna chwycił mnie za rękę i mocno szarpnął na zaplecze. Tam pchnął mnie na jakieś skrzynie i zaczął napierać swoim ciałem na moje. Jego usta wędrowały z moich policzków na żuchwę i dekolt. Czułam jak jego ręce badają najmniejszy szczegół mojego ciała. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, które on zlizywał. Odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. Wtedy on wymierzył mi cios w twarz, uderzył kilka razy w brzuch i z całej siły pokopał po nogach. Czułam się okropnie. Nagle poczułam jak jego ręce zaczęły odpinać moje spodnie. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic. Był za silny.
- Pięć minut się skończyło - usłyszałam zachrypnięty i cichy głos. Dziwne, ale w tej chwili pragnęłam, żeby go usłyszeć, a jego właściciel, żeby mi pomógł.
- Nie skończyłem - sapnął mężczyzna.
- A ja tak - warknął Maslow i wymierzył mu cios w twarz, a następnie szybko mnie stamtąd wyciągnął. Ruszył z piskiem opon na drugi koniec miasta. Cały czas płakałam. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. On... On przegrał mnie w casino'nie. Nie.. To jest niemożliwe. Pomyślałam i poczułam jak siniaki wykonane przez mojego napastnika dają o sobie znać.
- Nic ci nie jest? - zapytał tym samym, troskliwym głosem co kiedyś.
- N... Nie - chlipnęłam. Chłopak szybko zjechał na pobocze i spojrzał na mnie groźnie.
- Na pewno? Nic ci nie zrobił? - Kilka siniaków, nic poza tym - szepnęłam. - Możemy jechać do domu?
- Nie. Jeszcze mam kilka spraw do załatwienia - dodał i ruszył
- Ale po co ci ja?
- Jesteś mi potrzebna i tyle.
- Nie poznaję cię. Jesteś taki...obcy - szepnęłam.
- A wiesz przez kogo? - zapytał śmiejąc się kpiarsko.
- Nie. - Przez ciebie. To ty mnie tak zmieniłaś. Ten dzień spędzony w Malibu. - Ale co ja mam do tego? Nie kazałam ci być chamem! - uniosłam się.
- Powiedziałaś, że nie masz zamiaru się ze mną pokazywać. Nie chcesz, żeby świat myślał, że jesteśmy znowu razem.
- I to cię tak zmieniło?
- Nie przerywaj jak mówię, księżniczko - warknął.
- Po tym spotkałem małą dziewczynkę, która chciał mój autograf i jest nadal moją fanką. To właśnie ona dała i do zrozumienia, że muszę walczyć o to na czym mi zależy...
- Niszcząc wszystko i wszystkich dookoła?
- Nie, naprawiając każdy swój błąd po kolei.
- Skoro chcesz naprawiać to dlaczego? Dlaczego pozwoliłeś by ten obleśny facet mnie dotykał?
- Kiedy ze mną zerwałaś i wyszedłem z więzienia zacząłem grać i po pianemu przegrałem cię - powiedział ponuro.
- Żałowałem tego, więc przestałem grać i wyjechałem do Nowego Jorku, gdzie zacząłem nowe życie, pozostawiając problemy tu, w Los Angeles. Wraz z powrotem muszę naprawić błędy i wypić piwo, którego naważyłem. Inaczej się nie da. - Gdzie teraz jedziemy? - zapytałam niepewnie.
- Do klubu Go Go.
- Po co?
- Zrezygnować z posady
- A potem?
- Na policję. - Po co? - zdziwiłam się.
- Złożyć prawdziwe zeznania.
- Prawdziwe zeznania? O czym ty mówisz?
- Dowiesz się w swoim czasie - mruknął i przyśpieszył.
Głośno westchnęłam i miałam siedzieć tak długo cicho w samochodzie dopóki Maslow nie wróci. Minęła chyba z godzina od kiedy James poszedł do posterunku policji. Obawiałam się najgorszego. Albo go zamknęli, albo narobił sobie jeszcze większych kłopotów. Kiedy już miałam wysiadać i sprawdzić co się tam dzieje on wyszedł w towarzystwie policjanta. Nie powiem, trochę się przeraziłam na ten widok.
- Jeszcze raz dziękuję panu za wyjaśnienie wszystkiego - powiedział policjant.
- Nie ma sprawy - dodał Maslow i wsiadł do auta.
- Zostanie pan oczyszczony z zarzutów i zlikwidujemy pańską kartotekę.
- Dziękuję - dodał szatyn i uścisnęli dłonie.
- Do widzenia. - Do wiedzenia - dodał policjant i szybko odjechaliśmy. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy w domu. Zanim wysiedliśmy chciałam z nim porozmawiać.
- James? - zaczęłam niepewnie.
- Co?
- O co chodziło z tą policją? - zapytałam.
- Powiedziałem ci. Dowiesz się w swoim czasie - dodał i dotknął mojego policzka.
- A teraz nie martw się, księżniczko - dodał i wysiadł.
- Yhym - mruknęłam i weszłam do salonu, gdzie zastałam pijanego Logana, który szykował się do bójki z Jamesem. Przyznam, Henderson wyglądał śmiesznie. Skakał jak kangur, a Maslow jak jakiś bokser z piekła rodem.
- Hej, chłopaki przestańcie - powiedział Kendall i dostał z poduszki od Logana. W tym momencie Carlos wskoczył Jamesowi na plecy, a ten zaczął trykać jak wściekły byk na rodeo.
- Spadnij! Spadnij! Ciężki jesteś! Złaź grubasie! - śmiał się Maslow. Tym mnie totalnie zaskoczył, bo myślałam, że już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, a tu proszę. Szybko pobiegłam po aparat i wszystko zaczęłam nagrywać.
Po jakiś dwóch godzinach wygłupów wszyscy się uspokoili i usiedli w zgodzie przed telewizorem. W środku filmu stanęłam przed ekranem zasłaniając wszystkim i zaczęłam się głupio uśmiechać. - On coś chce nam pokazać - powiedziała z lekka przerażona Meg.
- A żebyś wiedziała, że pokażę! - wyszczerzyłam się jeszcze bardziej i włączyłam MTV.
- Jak pewnie wszyscy wiecie boysband Big Time Rush rozpadł się trzy lata temu, ale jak widać chłopcy nie stracili dobrej energii, a także poczucia humoru. Wynika to z filmu, który pojawił się dziś w internecie. Wstawiła go Vivienne i naprawdę dobrze, że on się ukazał. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Otóż został on opublikowany godzinę temu, a ma już ponad trzy miliony wyświetleń i same pozytywne komentarze. Z resztą sami zobaczcie.
Powiedziała prezenterka, a na ekranie pojawiły się dzisiejsze wygłupy chłopaków. - Aaaaa!!! On zaraz mnie zwali i nie zostanę światowej sławy pogromcą byków! - krzyczał Carlos, a James zaczął się bardziej rzucać i dyszeć.
- Zaraz go uspokoję swoim oddechem - powiedział Logan jak mądrzejące się dziecko i chuchnął Maslowowi prosto w twarz. Ten wywrócił oczami i się przewrócił.
- Ups... Chyba za bardzo go uspokoiłem - powiedział Henderson. - Ale zaraz go uratuję swoim magicznym palcem - powiedział i oblizał swój palce wskazujący, a następnie wsadził mu do ucha. - Aaaaa!!! Myłem dzisiaj uszy! - krzyknął szatyn. - Nie musisz sprawdzać!- Chciałem się upewnić - wyszczerzył się brunet. - James nie widziałeś Alfreda? - zapytał Carlos.
- Kogo? - zdziwił się.
- Mojego jednorożca - wyszczerzył się. - Ma róg, kolorową grzywę i tęczowy ogon. A! No i jest biały.
- Yyyy...- Wypił Red Bula i pobiegł ku końcowi tęczy - powiedział poważnie Kendall.
- Po garnek złota? - powiedział James.
- A nie po gorące panienki? - zapytał Logan.
- Nie?! - zapytał James i Kendall.
- A poza tym on ma karę na panny - powiedział Carlos. - Po ostatniej wizycie w ich szkolnej szatni ma zakaz się zbliżania do jakiejkolwiek panny, bo inaczej pójdzie do jednorożecowatego więzienia, o Skittles'ach i wodzie.- Hahahahahhaha!!! - cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- No co? - zdziwił się Carlos.
- Skoro to twój jednorożec to on jest w raju - powiedział Logan.
- Czep się swojego - mruknął. - Twój tylko jeździ po mieście na motorze w czarnej skórze i wyrywa panny. Jest złyyyyyy - Carlos przybrał taki wyraz twarzy, że nie dało się nie zaśmiać. - Bad Boy! - zaśmiał się Kendall.
- Eeee tam. Mój to całymi dniami siedzi w bibliotece na fioletowym wzgórzu i kuje - powiedział James.
- Ciekawe po kim to ma - powiedział Carlos szturchając Logana.
- Przestań - powiedział ze łzami w oczach odtrącając jego łokieć. - Ranisz mnie tym swoim szpikulcem.
Kendall zrobił się cały czerwony i razem z Jamesem wybuchnęli śmiechem.
Film dobiegł końca, a my wszyscy nadal się śmialiśmy. Wyłączyliśmy telewizor i dostaliśmy totalnej głupawki.
- Dlaczego to nagrałaś? - śmiał się Carlos.
- A tak sobie - wzruszyłam ramionami.
- Jesteś zła, księżniczko - powiedział Maslow.
- Nie nazywaj mnie księżniczką - mruknęłam.
- Oczywiście, myszko - uśmiechnął się.
- Vivienne - do salonu weszła Katniss z moim białym bikini w ręku. - Lepiej ci to zabiorę.
- Nie, nie zabierzesz mi tego.
- Ale jeśli je założysz to szwy pójdą i cały kostium pójdzie do kosza. Jesteś na niego za gruba - powiedziała, a Maslow zaczął się śmiać.
Wściekła wstałam i ruszyłam do wyjścia.
- Oj nie wciekaj się, księżniczko! - śmiał się Maslow. - Przecież to nic złego być grubym!
Szybko założyłam buty i wyszłam. Ruszyłam w kierunku domu Jack'a i Mirandy. Po jakiś dwudziestu minutach waliłam wściekła do ich drzwi. Otworzyła mi Miranda. Była zaskoczona na mój widok.
- Vivienne?- Cześć - mruknęłam i weszłam do środka. Od razu poszłam do kuchni, gdzie siedział mój przyjaciel i jadł obiad. - Co się stało? - zapytał rozbawiony. - James, Katniss, bikini... Aghaghagh!!!
- Co? - zapytała Miranda. - Jaka Katniss? Jakie bikini? O co chodzi?
Wzięłam głęboki oddech i wszystko im opowiedziałam od samego początku.
- Widzę, że przyda ci się odpoczynek i relaks - powiedział Jack. - A żebyś wiedział - mruknęłam i opadłam na stół.
- Lecimy dzisiaj na Karaiby. Jeśli chcesz to możesz lecieć z nami - powiedziała Miranda.
- Serio?
- Pewnie. I tak mamy wolny bilet, bo koleżanka Mirandy zrezygnowała - powiedział Jack. - Będzie fajnie.- A nie będę wam przeszkadzać? - zapytałam.
- No coś ty! - oboje zaprzeczyli.
- Tylko jak chcesz to musisz się iść pakować - powiedziała Miranda.
- No to jedziemy - powiedział Jack i skończył jeść. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku naszego domu. Zaraz po zaparkowaniu weszliśmy do środka i poszliśmy do mojego pokoju. Ja z Mirandą pakowałyśmy mnie, a Jack oglądał mój pokój, czytał teksty, chodził w tą i z powrotem.
- Wyjeżdżasz? - w pokoju pojawiły się dziewczyny.
- Tak - powiedziałam i schowałam kolejne ubrania do walizki. - Lecę z nimi na Karaiby.
- Dlaczego? - zapytała Meg.
- Muszę odpocząć - westchnęłam.
- Rozumiem cię - mruknęła Christine.
- Chciałyśmy wszystkie razem lecieć do Las Vegas i tam się zabawić, ale jeśli chcesz to leć z Jackiem i Mirandą - uśmiechnęła się Victoria. - Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Ale masz co dziennie dzwonić - zagroziła Meg.
- Właśnie - dodała Vicki. - Będziemy sobie na wzajem składać raporty o każdym dniu.- Pewnie - wyszczerzyłam się. - Tylko się tam nie zakochaj - Meg znacząco poruszała brwiami, a ja w nią rzuciłam poduszką. - Musiałabym być tobą - wystawiłam jej język. - Kendall powinien na ciebie uważać.
- Ciii... Bo mnie jeszcze do Las Vegas nie puści - zaśmiała się.
- I dobrze by zrobił - zaśmiałam się.
- Świnia.- Ale twoja - wyszczerzyłam się.
- Dobra. Jeśli masz wszystko to pojedziemy jeszcze na chwilę do nas i na lotnisko, ok? - powiedział Jack.
- Jeszcze tylko spakuję torbę podręczną i torebkę, ok? - zapytałam, a on przytaknął.
Dziewczyny pomogły dokończyć mi pakowanie i już po chwili stałyśmy we wejściu i się żegnałyśmy. - Masz codziennie dzwonić - powiedziała Meg i mnie przytuliła.
- Wróć do nas wypoczęta, ok? - dodała Vicki i mnie przytuliła.
- I z chłopakiem - dodała Christine.
- Hahaha... ale śmieszne - zaśmiałam się.
- Idź, bo cię nie zabiorą - dodały równo i mnie wypchnęły z domu.
Po tym jak zabraliśmy walizki Mirandy i Jack'a pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Od razu weszliśmy na pokład samolotu i odlecieliśmy. Spojrzałam jeszcze raz na Los Angeles z uśmiechem, po czym włożyłam słuchawki w uszy i zasnęłam.
- Vivienne, Vivienne - usłyszałam jak przez mgłę. - Wstawaj, jesteśmy.
Leniwie się przeciągnęłam i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą Mirandę.
- Co? - zapytałam zaspana.
- Jesteśmy na Karaibach - dodała ze śmiechem. - Wstawaj.
- Już, już - powiedziałam i wyszłam razem z nią z samolotu.
- Jack poszedł po nasze walizki - dodała kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz.
- Yhy. Wyglądam strasznie? - zapytałam, a obok nas przeszła kobieta z dzieckiem.
- Mamusiu, a co to za czarownica? - chłopiec wskazał na mnie, a ja szybko zaciągnęłam Mirandę do łazienki.
- Zrób coś z tą czarownicą - powiedziałam, a ona się zaśmiała i wykonała moją prośbę.
- Dzięki - powiedziałam, kiedy wyszłyśmy z łazienki.
- Ej, a wy gdzie byłyście? - zapytał Jack.
- Nasza mała czarownica chciała się ogarnąć - zaśmiała się Miranda.
- Ale śmieszne - mruknęłam i wzięłam swoje walizki i ruszyłam do taksówki.
Po jakiś dziesięciu minutach jazdy z tymi moimi wariatami dotarliśmy do hotelu, w którym mieliśmy mieszkać.
- Dobra ja idę po klucze - powiedziałam i podeszłam do recepcji. - Przepraszam , chciałabym odebrać klucze do pokoi. - Nazwiska? - odwrócił się do mnie.
- Foster - uśmiechnęłam się, a młody chłopak to odwzajemnił, czym ukazał rząd białych zębów.
- Proszę - dodał uśmiechając się i podał mi karty.
- Dziękuję - dodałam i chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Swoją drogą to państwo są na podróży poślubnej? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać.
- Nie. Jestem tu z przyjacielem i jego dziewczyną.
- Aha, a tak to ma pani chłopaka?
- Hahaha... Nie, nie mam - zaśmiałam się. - A swoją drogą nie mów do mnie pani tylko Vivienne. Czuję się potem staro - uśmiechnęłam się.
- Roberto - uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń. - Zobaczymy się potem?- Aha, a tak to ma pani chłopaka?
- Hahaha... Nie, nie mam - zaśmiałam się. - A swoją drogą nie mów do mnie pani tylko Vivienne. Czuję się potem staro - uśmiechnęłam się.
- Może - wyszczerzyłam się i wróciłam do przyjaciół.
- Tej, jesteśmy tu niecałą godzinę, a ty już flirtujesz/ - zaśmiała się Miranda.
- Może - zaśmiałam się i poszliśmy do pokoi.
Oni mieli razem, a ja sama. Umówiliśmy się, że jak się rozpakujemy to idziemy prosto na basen i też tak zrobiliśmy. Powietrze było boskie i do tego to słońce. Czułam się jak w raju.
Nagle ktoś przysłonił mi moje słoneczko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam....PS: W zakładce Bohaterowie pojawiła się nowa twarzyczka ;p
5 komentarzy:
Rozdział Ci wyszedł!! Na prawdę. <3 Jedno powiem.. co takiego stało się z James'em?! Przecież kiedyś byli słodką parą, a teraz.. ? Już nie i nagle z niego stała się taka małpa. On powinien się leczyć. :))
Czekam na kolejny! ;**
P.S. Przepraszam za spam, ale mam nadzieję, że odwiedzisz również mojego bloga i zostawisz przynajmniej swój ślad. A może staniesz się moją czytelniczką? Zapraszam serdecznie: http://missing-ideals.blogspot.com/
Boże to było WOW nie mogę uwierzyć. Cieszę się, że Vivienne poleciała na Karaiby, przynajmniej odpocznie. Nadal nie mogę uwierzyć co jest z Jamesem raz wrednym chamem a potem staje się tym samym Jamesem którego znamy i kochamy. Rozdział jest naprawdę super. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
U mnie nowy rozdział, zapraszam do siebie! <3 http://missing-ideals.blogspot.com/2013/07/rozdzia-4_31.html
- Kini ;)
U mnie kolejny rozdział! Zapraszam! <3 http://missing-ideals.blogspot.com/2013/08/rozdzia-5.html
świetny rozdział ! ^^ już sie nie moge doczeka nexta :D więc pisz szybciorem ^^ kurde James debilu xd weź sie popraw chłopcze bo to dla ciebie się źle skończy
James: za szantaż idzie się siedzieć..
Lili: nie jak zabraknie świadków ( wzrok mordercy xd)
czekam nn ! :* i zapraszam do siebie http://this-is-not-a-dream-xd-love-btr.blogspot.com/2013/08/rzdz-38.html
Prześlij komentarz