- Ja chcę na dół!!!!James proszę!!!-bylam bliska płaczu.
Chyba nie jest takim potworem, bo uległ mojej prośbie i zszedł na dół. Szybko się od niego odsunęłam.
- Spokojnie. Nie bój się.
- Mówiłam,że nie chcę!!!
- Ale czego ty się tak boisz?
- Nie wystarczyło ci słowo nie chcę!? Jesteś okropny! Nie nawidzę cię! Ja nie chciałam,a ty tego nie mogłeś zrozumieć?!-moje oczy były przepełnione łzami.
- Spokojnie już nie będę cię zmuszać.
- Ja chcę do domu.-w tym momęcie łzy popłyneły mi z oczu niczym strumyk-Zabierz mnie do domu. Już. Nie chcę tu być. Ja chcę do domu. Proszę.
- Dobrze. Nie płacz.
James chciał mnie przytulić,ale ja się od niego odsunełam.
- Do domu. Teraz. Proszę.
Wszyscy wyszliśmy. Ja i Camill szłyśmy jako pierwsze. Camill próbowała mnie pocieszyć,ale to nic nie dało. Byłam zabardzo przestraszona,że to sie powtórzy. Nie mogłam się opanować. Usiadłam w kącie w limuzynie i milczałam aż dotarliśmy do domu. Szybko weszłam do środka i skuliłam się na kanapie. James usiadł kołomnie. Szybko wstałam i pobiegłam na górę. Nie wiem o czym rozmawiali,ale Camill darła się na Jamesa. Ulrzyło mi,ale też nie chciałam,żeby oni pokłucili się przezemnie. Zerwałam się z łóżka i zbiegłam na dół.
- Camill.
- Vivienne, ja cię strasznie przepraszam myślałem,że...
- Że co? Że będe zadowolona z tego?
- Myślałem,że lubisz wspinaczki.
- To źle myślałeś. Daj mi spokój.
Weszłam do kuchni i usiadłam na szafie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz