niedziela, 18 marca 2012

12 " (...) Jesteś okropna! (...) "

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą płaczącą Camill. Byłam w swoim pokoju. Promienie słońca odbijały się od łez płynących z oczu Camill. Położyłam rękę na jej kolanie.
- Czemu płaczesz?
- Obudziłaś się. Jak dobrze.
- Ale co się stało?
- Zemdlałaś.
- A jaki jest dziś dzień?
- 1 lipca. Twoje urodziny.- na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się delikatny uśmiech. Czemu by tego nie wykorzystać? Wstałam i podeszłam do szafy. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Miałam na sobie białą bluzkę na ramionkach i na to różową bluzeczkę zawiązaną pod klatką piersiową. Założyłam czarne spodenki w białe groszki i biało-czarne trampki. Rozpuściłam włosy i zawiesiłam na szyi naszyjnik od Jamesa i jakiś złoty łańcuszek. Kupiłam go na wakacjach w San Diego. Byłam wtedy u cioci Avril. Ciarki przechodzą  mi po plecach kiedy myślę o tamtych wakacjach. Ciocia Avril chciała poznać mnie z Davidem. To było straszne. Dobra wolę tego nie wspominać. Lepiej zajmę się tym co teraz jest. Razem z Camill,która była ubrana w czerwone spodenki i bluzkę w czarno-białe paski. Miała koka i białe trampki, zeszłyśmy na dół. Chłopacy siedzieli przy barze i rozmawiali o czymś,a dokładniej szeptali. Na kanapie siedziała nasza królowa piękności. Na jej sam widok myślałam,że zemdleję. Miała na sobie niebieską,jeansową spódniczkę i luźną czerwoną bluzkę. Jej włosy były spięte w kitkę, o ile można tak to nazwać. Na ustach miała tonę czerwonej szminki,a w buzi żuła gumę. Żuła? To nie było żucie, to było okropne. Dosyć,że nie umie się malować to jeszcze gumy żuć. Kiedy stanęłam z Camill w salonie chłopacy spojrzeli się na nas jak na jakieś boginie. Czułam się dziwnie,ale Camill chyba nie, bo śmiało pociągnęła mnie w stronę kuchni. Kiedy przechodziłam obok "zołzy" spojrzałam na nią morderczym wzrokiem,a ona miała taki strach w oczach jak małe dziecko. Ale nie obchodziło mnie to. Po chwili byłam z przyjaciółką w kuchni. Królowa weszła za nami i usiadła się przy stole zajmując wszystkie krzesła. Sama nie wiem jak ona to zrobiła. Ja stanęłam między Jamesem,a Loganem,,a Camill obok  Logana,ale z drugiej strony.
- Siadaj.-powiedział Logan przyciągając do siebie Camille. Efekt był taki,że wylądowała mu na kolanie. Spojrzałam na nich na twarzy Logana był chytry uśmiech. Cieszyłam się z szczęścia przyjaciółki. Widziałam jak Henderson wykonuje jakiś gest oczami w stronę Jamesa. Nagle wylądowałam na ziemi. Wszyscy się zaczeli śmiać, no oczywiście oprócz Mirandy. Usłyszałam tylko obelgę do mojej osoby,ale postanowiłam,że nie będę się nią przejmować, przecież są dzisiaj moje urodziny. Miałam dobry humor i nikt nie mógł mi tego popsuć.
- To nie tak miało być.-powiedział James w przerwie śmiechu.
- Nie? A jak?- wstałam z podłogi i zrobiłam dziwną minę.
- Miałaś usiąść mi na kolanie.
 Nagle znowu znalazłam się na podłodze. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Mirandę. James pomógł mi wstać i stanął przede mną.
- Co to miało być?
- Jesteś moim chłopakiem i tylko ja ci mogę siadać na kolanie.
- To jest moje kolano i ja o tym decyduje kto na nim siedzi.
- Chyba nie.
- Jesteś okropna! Mieszkasz tu od wczoraj,a już mam cię dosyć!
- James...
Miranda wybiegła z kuchni z płaczem. Byłam dumna,ale też było mi jej szkoda. Nigdy nie widziałam,żeby James na kogoś krzyczał. Chociaż nie powinna tego mówić. Tylko dlaczego wybiegła? Chciałam położyć mu rękę na ramieniu,ale on usiadł na szafie. Schował twarz w dłoniach.
- Czemu to zrobiłem?
- James nie przejmuj się. Może teraz się wyprowadzi.-pocieszał go Logan. Zaczęłam brechtać,ale szybko skończyłam, bo James zabił by mnie wzrokiem. Musiałam jakoś załagodzić sytuację. Tylko co by tu zrobić? Myśl Vivienne, myśl szybko.

Brak komentarzy: