wtorek, 22 stycznia 2013

105 " (...) Jasne (...) "

Oczami Logana

Już mieliśmy się pocałować gdy nagle Victoria mnie odepchnęła. Upadłem na ziemię. Nagle rozległ się odgłos strzału, a Victoria upadła na ziemię obok mnie. Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy i leżała nieruchomo. Kiedy strzały ustąpiły podszedłem do brunetki. 
- Vicki?! Wszystko gra?! - chwyciłem ją za ramiona. 
- Tak - powiedziała i się podniosła po czym szybko weszła do środka i zamknęła drzwi. - Przepraszam cię za to. 
- Ale za co ty masz mnie przepraszać? - zapytałem.
- Gdybym cię tam nie zaciągnęła - zaczęła płakać. 
- Ciii... nie płacz... to nie twoja wina - przytuliłem ją najmocniej jak tylko mogłem. 
- Logan ja... - zaczęła. 
- Tak?
- Dziękuję - powiedziała i przytuliła się jeszcze mocniej. 
- Nie masz za co, nie masz za co. 


Oczami Vivienne 

Nagle mój telefon zadzwonił. Wyszła do ogrodu i odebrałam.
- Hallo?
- Vivienne? Tu Jo.
- Jo? A po co ty do mnie dzwonisz?
- Chcę was ostrzec.
- Przed czym?
- Emily, Camill i Stephanie zwariowały. Chcą zniszczyć wam życie. Uważajcie na siebie.
- A ty?
- Kendall jest szczęśliwy z Meg. Nie musi być ze mną. Ważne, żeby był szczęśliwy. Po za tym ja mam chłopaka.
- Aha. Spoko.
- Pozdrów go.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się. - Wpadnij do nas za tydzień.
- Dobra. Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się i wróciłam do środka.
- Kto dzwonił? - zapytał James, kiedy usiadłam na swoje miejsce.
- Jo - powiedziałam, a Kendall zaczął dusić się piciem.
- Kto? - zapytał.
- Jo. Kazała cię pozdrowić.
- Co?!
- Jo dzwoniła i...
- Słyszałem!
- To czego się pytasz?
- Bo to nie możliwe...
- Wszystko jest możliwe - uśmiechnęłam się. - Zobaczysz jak wrócimy do Los Angele.
- Spoko - powiedział i wrócił do posiłku.
- Przepraszam, ale czy moglibyśmy iść do ogrodu? - zapytała niepewnie Christine.
- Nie - odpowiedział prezydent, a my się zdziwiliśmy. - Czujcie się jak u siebie i o nic nie pytajcie.
- Dobrze. Dziękuję.
- I nie dziękujcie, bo was zamknę - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
- Okay - zaśmiał się Carlos i zaciągnął brunetkę do ogrodu.
- To my też już pójdziemy - mruknął Kendall i wraz z Meg ruszył do swojego pokoju.
- Czyli zostajecie sami? - zapytał Obama i wstał.
- Yhym - mruknęłam. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Małżonkowie wyszli, a my zostaliśmy sami. Ja i James z kobietami, które sprzątały po naszym posiłku.
- Ciekawe co Logan robi z Vicki - myślałam na głos.
- Ty już się tak nie interesuj - zaśmiał się James.
- Ale ja nic nie robię.
- Teraz nie, ale znając życie zaraz polecisz do nich i będziesz chciała wszystko wiedzieć.
- Przeszkadza ci to?
- Czasami.
- Wiesz, że ostatnio zrobiłeś się jakiś dziwny? Zmieniłeś się i to bardzo.
- Widzisz. Czasem tak bywa.
- Jesteś chamem - powiedziałam i ruszyłam do naszej, tymczasowej sypialni.
Miałam nadzieję, że pójdzie za mną, ale nie. Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Po moich policzkach spływały przezroczyste łzy, które tak wiele znaczyły...

Oczami Carlosa

Spacerowałem z Christine po ogrodzie.
- Carlos...? - zaczęła niepewnie.
- Tak?
- Mogę zadać ci pytanie, ale nie śmiej się.
- Jasne - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co myślisz o... o tym, żebym została modelką? Odpowiednią szkołę skończyłam, więc...
- Modelką? Ty?
- Wiedziałam. Nie powinnam w ogóle marzyć o takiej karierze.
- Ale idealnie będziesz pasowała do tego zawodu. Piękna, zgrabna księżniczka - wymruczałem i przyciągnąłem ją do siebie. - Tylko jak będziesz już sławna nie zapomni o mnie i nie daj się podrywać.
- Jasne - zaśmiała się. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Już po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Stalibyśmy tak dłużej gdyby ktoś nie włączył spryskiwaczy. Zaczęliśmy się śmiać po czym znowu się złączyliśmy w namiętnym pocałunku.

Oczami Kendalla

- Jak myślisz. Nadawałabym się na stylistkę?
- Pewnie, ale nie pozwolę ci tego robić.
- Co? Dlaczego?
- Bo jesteś piękna i będziesz musiała być bardzo blisko oczu innych facetów i czasami by się zakochali w twoich błękitnych cudach.
- Hahahaha - śmiała się. - I to jest ten powód?
- Tak. Nie chcę cię stracić - mruknąłem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie stracisz - odpowiedziała. - Obiecuję ci to.
Delikatnie zacząłem ją całować. Schodziłem coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt.
- Ej nie jesteśmy w domu - zaśmiała się.
- No i?
- Jesteśmy u prezydenta - ściszyła głos.
- Ale jak wrócimy do domu wisisz mi cudowną noc - mruknąłem.
- Jasne.
I znowu złączyliśmy się w pocałunku.

Brak komentarzy: