wtorek, 22 stycznia 2013
93 " (...) święta (...) "
Oczami Vivienne
Na prośbę Christine zostawiłam ją samą. Zrezygnowana zabrałam Jamesa i pojechaliśmy po moje rzeczy. No raczej poszliśmy, bo powiedziałam, że nie pojadę z nim samochodem jak ma kaca. Zabrałam wszystko i zakluczyłam drzwi. Zostawiłam jeszcze karteczkę Jackowi, żeby przyszedł po klucze jak wróci. Szliśmy w ciszy. Sama nie wiem czemu, ale zaczęłam ten temat.
- Wszystko się chrzani.
- Co?
- Popatrz. Co dopiero jeden kryzys się skończył to rozpoczęły się dwa kolejne. Za dwa dni święta, a Logan nie chce patrzeć na Emily, a Christine na Carlosa. Jak mamy zasiąść do stołu wigilijnego jak oni patrzeć na siebie nie mogą?
- Skarbie.
- James. Ja nie mogę udawać, że to co zobaczyłam mnie nie ruszyło. Nie potrafię. Tym bardziej, że Logan i Christine cierpią tak samo.
- Myślisz, że mnie to też nie boli? Że jak moi przyjaciele cierpią to mnie to nie rusza?
- Nie powiedziałam tego.
- Wiem, ale też się martwię...tak samo jak ty. Nie wiem czy się pogodzą, ale wiem jedno...będzie jeszcze dobrze.
- Naprawdę?
- Tak. Zawsze są happy endy (nie wiem czy to tak się pisze. dop.aut)
- Nie zawsze - wymruczałam pod nosem.
- Mówili, że już nie będziemy razem, a przecież właśnie trzymam rękę mojej dziewczyny - dodał i cmoknął mnie w policzek.
- Ale to co innego.
- Skarbie. Obiecuję ci, że święta będę pełne radości i nikt nie będzie się smucić - stanął przede mną .
- Nie składaj obietnic, których nie potrafisz dotrzymać.
- Zaufaj mi.
- Ufam ci.
Kiedy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy dźwięk tuczącego się szkła. Szybko pobiegliśmy w miejsce skąd dochodził ten dźwięk. Już po chwili byliśmy w kuchni. Zobaczyłam jak na ziemi leżą kawałki szklanki w soku. Po chwili podniosłam wzrok i zobaczyłam jak Logan przyciska Carlosa do lodówki, a Kendall próbuje go od niego odciągnąć. Dziewczyny też nie stały bezczynnie. Jedynie w towarzystwie nie było Christine. Pewnie siedziała w pokoju i płakała.
- Słuchaj! Ja tak łatwo ci nie odpuszczę! - warknął Logan.
- Przeprosiłem.
- W dupie mam twoje przeprosiny! One nie cofną czasu i nie wyleczą ran, które stworzyłeś!
- Jesteście przyjaciółmi - odezwała się Meg.
- Nie! On już nie jest moim przyjacielem! Tylko wrogiem! - chłopak chciał uderzyć Latynosa, ale James szybko złapał go za rękę. - Puszczaj!
- Nie rozwiążesz tak problemów!
- Może i nie, ale przynajmniej zobaczy, że nie śpi się z dziewczyną przyjaciela!
- Zrozum, tylko pogorszysz sprawę!
- Nie rozumiesz, że ten gnój zrujnował mi życie?!
- Logan...-szepnął.
- Dajcie mi spokój!!! - krzyknął i popchnął Carlosa wprost na Kendalla, który przewrócił się na potłuczone szkło. Nawet to go nie wzruszyło. Wyszedł bez słowa. Dało się tylko słyszeć jak trzaska drzwiami.
- Matko, Kendall! Nic ci nie jest?! - Meg do niego doskoczyła i pomogła mu wstać.
- Chyba nic... - jęknął, oglądając poharatane ręce.
- Czy ty nie masz serca?! - zwróciłam się do Emily.
- O co ci chodzi? - zapytała zdziwiona.
- O co mi chodzi? O co mi chodzi? O Logana i Christine mi chodzi!
- Ale co ja im zrobiłam?
- Jeszcze głupio się pytasz? Przespałaś się z Carlosem!
- Po pijaku!
- No i co to zmienia?! Zdradziłaś Logana, a Carlos Christine! Jesteście oboje siebie warci!
- Kochanie daj spokój - James położył mi rękę na ramieniu.
- Jak mam dać spokój?! Przez nich moi przyjaciele cierpią!
- A my to już nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi? - zapytał Carlos.
- Jesteście, ale po tym co zrobiliście mam być z was dumna?
- Nie, ale...
- Ale co? Może jeszcze okazać skruchę?
- Powinnaś.
- Co?!
- Kochanie chodź - powiedział James i wyciągnął mnie z kuchni. Pewnie gdyby tego nie zrobił przygadałabym jej i to nie mało. Po co on to zrobił? Dostanie mu się.
~*~...~*~
Oczami Christine
~*~...~*~
Siedziałam w pokoju i myślałam nad tym co mogę zrobić by moje serce przestało krwawić. Nagle poderwałam się z łóżka i ruszyłam do pokoju Logana. Delikatnie zapukałam i otworzyłam drzwi.
- Wyjdź - usłyszałam, ale nie posłuchałam jego prośby. Zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze obok bruneta.
- Dlaczego przyszłaś?
- Chcę pogadać.
- O czym? Czy cierpię? Tak, jak cholera.
- Ja też, ale nie oto chodzi.
- Nie? A co? - spojrzał na mnie.
- Cierpimy oboje tak samo i oni to widzą.
- No tak.
- Więc nie dajmy im tej satysfakcji.
- Nie rozumiem.
- Pokażmy im, że to co zrobili nas nie boli.
- Ale ja tak nie potrafię.
- Powiem ci to co kiedyś powiedziała mi babcia: " Najgorszą z życiowych ról - mieć na ustach uśmiech, a w sercu ból..."
- A co to nam pomoże?
- Nie rozumiesz?
- Nie.
- Może i to najgorsza z życiowych ról, ale miejmy na ustach uśmiech, a w sercu ból.
- Ale to będzie dwa razy mocniejszy ból.
- Ale my tylko o tym będziemy wiedzieć i przecież będziemy mieć siebie nawzajem - puściłam mu oczko.
- Mi się zdaje czy nasz aniołek okazał się diabełkiem? - zaczęłam się śmiać. Nagle do pokoju ktoś wszedł.
- Logan możemy pogadać? - była to Emily.
- Nie.
- Co? Dlaczego?
- Bo wychodzę.
- Z kim?
- Z Christine - nie sądziłam, że tak szybko załapie. - To idź się przebrać i za chwilę wychodzimy.
Wykonałam polecenie Hendersona. Po dwudziestu minutach byłam gotowa na dole. Logan już na mnie czekał. Nagle podbiegła do mnie Vivienne.
- Gdzie idziesz?
- Wychodzę z Loganem.
- Dokąd?
- Zobaczy się - Logan wzruszył ramionami i wziął mnie pod pachę.
Już po piętnastu minutach chodziliśmy po parku. Wszystko wyglądało pięknie.
- Może pójdziemy na punkt widokowy? - zaproponował.
- Jasne.
Po około godzinie dotarliśmy na miejsce. Widok był przepiękny. Dosyć, że zachód słońca to jeszcze mogłam zobaczyć całe Los Angeles. Usiadłam na ziemi i zaczęłam podziwiać widok. Po chwili Logan do mnie dołączył i tak rozpoczęła się SZCZERA rozmowa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz