Siedziałem i czekałem aż pielengniarka skończy kłuć Jamesa w rękę. Zrobiła już chyba z trzy zastrzyki.
- Dobrze to na tyle. Później zajrzę do was.-powiedziała i sobie poszła. Spojrzałem na niego i wziołem łyk kawy.
- Co ci strzeliło do tego durnego łba?
- A to,że już nie mam po co żyć. Jestem do niczego. Wszystko psuje.
- Właśnie,że masz po co żyć i nie jesteś do niczego.
- Straciłem dwie dziewczyny, które były ważne w moim życiu.
- Tak,ale to nie jest powód by się zabijać.
- Miranda już nie wróci tak jak Vivienne.
- Miranda to zwykła dziwka,a Vivienne wróci.
- Tak, a kiedy?
- Nie wiem,ale Stephanie ją przekona. A jak nie to pojadę tam i ją sprowadzę siłą.
- Dzięki.
- Od tego ma się przyjaciół.
- Ale to i tak nie zmienia faktu,że świat byłby lepszy bez mnie.
- Tak?
- Tak.
- James. Bez ciebie Big Time Rush by nie istniało, nie zaszło tak dalego. Nie powstała by nasza drużyna hokeja. Vivienne by z nami nie mieszkała. Jo i Camilla by nigdy nie były ze mną i Kendallem. A atmosfera w domu była by ponura i nieciekawa. Carlos nigdy by nie pokonał lenku przed wodą,a teraz nurkuje. Kendall nigdyby nie wszedł na łód,a teraz, teraz to gra w hokeja z nami. A ja nigdybym nie odwarzył się rapować,a teraz robię to zawodowo i dla hobby. Bez ciebie świat byłby nudny.
- Może i tak. Ale co to ma do rzeczy?
- Pewnie,że tak. A ma tyle do rzeczy,bo strzelając sobie w ramię pokazałeś wszystkim,że jestej kompletnym kretynem.
- A co, wcześniej tego nie wiedzieliście?-oboje wybuchneliśmy śmiechem.
- I widzisz sam.
- To fakt. Dzięki stary.
- Nie ma sprawy.
- A tak przy okazji. Czy ty i Vivienne?
- Ja i Viv?
- Yhym.
- Weź przestań. To jest tylko moja przyjaciółka.
- Moja też. Tylko czemu ona przyszła z tym do ciebie,a nie do mnie?
- Bo wiedziała jak zaragujesz. Wiedziała,że cię to zaboli i że zrobisz coś takiego. No i ja zawsze byłem blisko kiedy to wszystko się działo.
- Czyli widziałeś jak wyjeżdała?
- Tak. Nawet prosiła mnie,żebym ją zawiózł na lotnisko.
- I zrobiłeś to.
- Tak. Ale też powiedziałem,że robi ci wielką krzywdę wyjeżdając.
- A ona co na to?
- Że to jest tylko chwilowe i wróci kiedy sobie wszystko poukłada.
- Ale czy wróci do soboty?
- Może. To zależy.
- Od czego?
- Jak będziesz się starał,żeby ją odzyskać i czy pokarzesz jej,że chcesz by była kimś więcej.
- Ej nie przeginaj.
- Ale ja tylko mówię prawdę.
- Ja teraz nie szukam miłości.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawiła sie Vivienne. Pokazałem to Jamesowi,a on tylko się uśmiechnoł i kazał mi odebrać.
- Hej Vivienne co...
- Wszystko wporzątku z Jamesem? Nic mu nie jest? Żyje?
- Sama mu się o to zapytaj.-podałem telefon Jamesowi,a on włączył głośno mówiący.
- Czy ty wiesz jak mnie przestraszyłeś!? Dzwonię do ciebie od godziny! Mógłbyś odebrać!
- Wybacz nie słyszałem.
- Ta,ale ja słyszałam co zrobiłeś.
- Serio?
- Serio... Oszalałeś!? Co ci odbiło!? Miranda nie jest tego warta!? Jesteś chory psychicznie,żeby zabić się dla takiej jak ona!? Myślałam,że masz trochę więcej rozumu,a tu proszę James Maslow próbuje popełnić samobuijstwo dla dziwki! Stać cię na lepszą dziewczynę!
- Serio tak uważasz?
- Nie ej, mówię tak,żeby nie było ci przykro.
- Przyjedziesz w ten piątek?
- Nie.
- Nie?
- Nie, bo planuję w poniedziałek,ale to się jeszcze może zmienić. A kiedy wychodzisz?
- Chyba w sobotę.
- To super. Wieczorem czy rano?
- Wieczorem.
- Ok. Tylko tyle chciałam wiedzieć.
- To pa?
- Pa kochanie i wracaj do zdrowia.
- Czy ty mnie nazwałaś kochanie?
- Tak. A co źle?
- Chyba?
- To pa trolu.
Vivienne się rozłączyła,a ja i James wybuchneliśmy śmiechem. Nagle przyszedł sms, od niej.
Jestem w samolocie. Obierz mnie z lotniska tak za godzinę. Jeśli możesz.
Ok. Postaram się,a najwyżej wyślę Carlosa.
Dobra. Będę czekała z Stephanie.
Sory nie mogę pisać,bo jestem u Jamesa.
Nic mu nie mów. To ma być niespodzianka. A i spytaj się co myśli o psie.
Chce go mieć.
Dzięki. Pa.
I na tym się skończyło. James zasnoł,a ja wysłałem Carlosa na lotnisko. Nawet nie spostrzegłem kiedy zasnołem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz