wtorek, 22 stycznia 2013
63 " (...) Mówisz mi, że przepraszasz (...) "
Powolnym krokiem razem z Jamesem zeszliśmy na dół. W salonie był Luck. Ten sam Luck, który kiedyś mnie uderzył. Serce mi stanęło. Blondyn podszedł do mnie, mój chłopak stanął przede mną.
- Widzę, że wypadek nie dał ci do myślenia.
- Zgnijesz w więzieniu. - warknęłam.
- Nie byłby tego taki pewien.
- Co? O czym ty mówisz?
- Meg za mną stanie.
- Nigdy.
- A ty myślisz, że o czym gada z tym czymś. - powiedział i wskazał na moją przyjaciółkę, która rozmawiała z Kendallem. Nagle zaczęli krzyczeć.
- Przepraszam!
- Zacytuję Ci pewną piosenkarkę. " Mówisz mi, że przeprasza, lecz ja nigdy nie zapomnę. To są tylko puste słowa, nie wymażesz nimi wspomnień." - powiedział i wszedł na górę. Luck był w świetnym humorze. Meg załamana weszła do kuchni. A ja złapałam tego idiotę za rękę i zaciągnęłam go do wyjścia.
- Wynocha!
- Jeszcze wrócę tu kochanie.
- Jesteś żałosny. - powiedziałam i zamknęłam drzwi. Skierowałam się do kuchni.
Oczami Logana
- Co ja teraz zrobię? - płakała Meg. - Przecież Kendall już nigdy na mnie nie spojrzy. On mnie nienawidzi.
Nagle do kuchni weszła Vivienne. Meg spojrzała na nią jak na jakąś wiedźmę. Zerwała się z krzesła i doniej podeszła.
- Wszystko przez ciebie! Gdyby ci się nie zachciało zabawy w detektywa byłabym nadal z Kendallem!
- Ale to nie moja wina, że spotykałaś się z krymianlistą, który o mało co nie zabił naszego przyjaciela.
- Robiłam to poto, żebyście mogli żyć! Dzięki tobie wszystko poszło na marne! To przez ciebie Logan miał wypadek. - krzyczała Meg, a Vivi chwyciła się za brzuch. - O przestań! To, że jesteś w ciąży z Jamesem to nie znaczy, że ci odpuszczę! - krzyknęła, a Vivi upadła na ziemię, to znaczy zemdlała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz