- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- To jedziesz czy nie?
- Nie, bo będę problemem.
- Słuchaj. Mieszkam z trzema wariatami i dwiema wariatkami. Przyda mi się ktoś taki jak ty.
- Taki jak ja? - spojrzałam na niego jak na debila.
- No wiesz. Jesteś oryginalna i niepowtarzalna. No i potrafisz mnie rozśmieszyć - poruszał znacząco brwiami.
- Miło to słyszeć. Dzięki. Ale co zrobię z domem?
- Jutro przyjedziemy po resztę rzeczy, a jak wszystko zabierzesz to go sprzedamy.
- Dobra, czyli... - chłopak wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał jakiś numer.
- Kendall, przyjedź po nas na Halfway Street. (...) Później ci wyjaśnię (...) Daj spokój (...) Tak nic mi nie jest (...) Przyjedziesz to zobaczysz (...) No na razie.
- Okay - powiedziałam i ruszyłam na górę. Logan poszedł za mną.
- To gdzie masz walizkę? - zapytał zacierając ręce.
- Na dnie w szafie - uśmiechnęłam się.
Brunet otworzył szafę i wyciągnął moją walizkę. Wyciągnął parę ciuchów. Stanął nad odpiętą walizką i chwilę na nią popatrzył. Już po chwili wrzucił wszystko, dodał trochę ciuchów, ugniótł wszystko i zapiął walizkę.
- Gotowe - powiedział dumnie, a ja zaczęłam się śmiać. - A tak! Kosmetyki!
Poszedł do łazienki i wrócił z moją kosmetyczką. Otworzył walizkę i ją tam wrzucił. Z trudem ją zapiął i rozejrzał się po pokoju.
- Zabierasz coś jeszcze? - zapytał, a ja się zastanowiłam.
- Hmm... wezmę tylko notes, szkicownik i gitarę - powiedziała i podeszła do szafy.
Wyciągnęła z niej torebkę i schowała tam wyżej wymienione rzeczy. Zapakowała laptopa i gitarę. Zadowolona ruszyła na dół. Kiedy wszystko odłożyła ruszyła po walizkę. Chciałam już wchodzić na schody, ale się zatrzymałam, ponieważ Logan szedł z moją własnością.
- Daj to - chciałam mu odebrać walizkę, ale mi nie dał. - Przecież nie możesz dźwigać.
- Tak samo jak tobie nie wypada tego robić.
- Przesadzasz - zaśmiałam się, a od odstawił ją obok kanapy.
- Wcale nie - powiedział, a po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam przystojnego blondyna o zielonych oczach.
- yyy... cześć... nie wiesz gdzie mogę znaleźć... no ten... Logana? - jąkał się, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Wejdź - uśmiechnęłam się i go wpuściłam.
Nie pewnym krokiem przekroczył próg moich drzwi. Zamknęłam je za nim, a on zaczął znów się jąkać:
- No to... powiesz mi... no wiesz... gdzie będę mógł... znaleźć kumpla?
- yyy... ja... jasne - przedrzeźniałam go.
- Ej! Nie śmiej się z niego! - skarcił mnie Logan, który wyszedł z kuchni.
- Ale ja nic nie robię - śmiałam się. - To tylko miłość.
- Świetnie. Wy sobie flirtujecie, a ja stoję jak głupi i nie wiem o co chodzi - mówił załamany blondyn.
- Oj nie przejmuj się - powiedziałam słodko, a zielonooki trochę się zmieszał. - Tak będzie co dzień. Nigdy mnie nie ogarniesz.
- Ja... yyy... no ten... wiesz...
- Oj nie jąkaj się już tak - powiedziałam i zaczęłam jeździć palcem po jego torsie.
- yyy... ja... no ten... yyy...
- Caroline, daj już mu spokój - powiedział Logan.
- Ale i tak do tego wrócę - znacząco poruszałam brwiami . - Poczekam, aż będziemy sami.
- Caro! - skarcił mnie Logan. - Przestaniesz czy nie?!
- Nie - wystawiłam mu język. - Przeszkadza ci to?
- Tak, bo podrywasz mi kumpla.
- Oj zaraz tam podrywam.
- A co robisz? - zapytał przerażony Kendall.
- Zawieram znajomość? - zapytałam udając głupią.
- Ładna mi znajomość - zaśmiał się.
- Zazdrosny jesteś, bo ciebie nie podrywam - wystawiłam mu język.
- Wcale nie.
- Ta, ta. Ty wiesz swoje, a my wiemy swoje - zaśmiałam się i puściłam oczko do Kendalla.
- yyy... to może ja... zabiorę to do auta? - zapytał wskazał na walizkę.
Zabrał wszystko i poszedł do samochodu. Ja zaczęłam się śmiać.
- Jesteś zła.
- Wiem - śmiałam się i zakluczyłam drzwi. Już po chwili byliśmy w drodze do ich domu.
Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Ich dom był ogromy. Normalnie jak schron prezydenta i willa w jednym. Wzięłam swoją torebkę, laptopa i gitarę. Powolnym krokiem ruszyłam za Loganem do domu. Po salonie chodził Latynos wykrzykując po hiszpańsku, że jej nienawidzi, że ma jej dosyć idt.
- Carlos uspokój się! - za nim chodziła jakaś blondynka.
- Ona nie jest tego warta! - darł się jakiś szatyn. - I mów normalnie!
- Ej co jest? - zapytał Logan.
- Sam go zdradziła - wyjaśniła blondynka.
- Uuuu... - zaczął Kendall.
- Czy on długo tak będzie chodził? - zapytałam wskazując na Latynosa.
- Pewnie tak - powiedział Kendall.
- Hej ty! - krzyknęłam po hiszpańsku. - Opanujesz się?!
- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony, ale mówił tak jak ja, po hiszpańsku.
- Opanuj się, bo ci przyłożę.
- Nie rozumiem. Ty chcesz mnie bić?!
- Taaaaak. A teraz mówi mamusi co się stało - spojrzał na mnie jak na debilkę. - Tak wiem jestem szurnięta.
- Wiesz, że nie powinnaś się wtrącać?
- A wiesz, że nie powinieneś tak reagować? Dajesz jej tylko satysfakcję.
- Ale to boli.
- Jak ci przyłożę też będzie bolało - powiedziałam, ale już po angielsku.
- Lepiej chodźmy - powiedział Logan i zaczął mnie ciągnąć na górę.
- Kim ty jesteś? - zapytał Latynos.
- Twoim koszmarem - zaśmiałam się i powędrowałam za brunetem.
~*~
Podobało się? Jeśli tak to piszcie, a już niedługo dodam kolejną część. :D
Pzdr ;***
Kocham Was ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz