wtorek, 22 stycznia 2013

86 " (...) Dobra (...) "

Wiecie, że Was kocham i też dlatego trochę przynódze. ;D
Jak wiecie na blogu było ostatnio wesoło, smutno, wesoło i znowu smutno. Więc posumujmy tragedię.
Nie chce mi się tego pisać, ale jeśli jesteście na bieżąco to wiecie o i jak.
Ale teraz będzie tego więcej.
Dodam tylko, że przez ten rozdział większość Maslowerek i Hendersonek mnie znienawidzi... :(
Miłego czytania :***

Zaczynamy oczami Logana

~*~...~*~

- ...byłem głupi. - powiedział, a mi o mało co gały nie wypady na wierzch. Dlaczego on tak mówi? Ile razy słyszałem jak mówi, że Vivienne to jego druga połówka, bez nie nie może żyć.
- Przecież to jest ta jedyna. - powiedziałem, a on spojrzał na mnie.
- Nie jestem już tego taki pewien. -  jego wzrok był taki przerażający, pusty.
- Czy ty się dobrze czujesz? - zapytałem przykładając rękę do jego czoła.
- Tak! - warknął strącając moją rękę. - To ja już nie mogę się wahać?
- Nie no możesz. Ale jak dla mnie trochę już za późno na zmiany. - powiedziałem i wstałem.
- Niby dlaczego? To tylko narzeczona. - powiedział to tak obojętnie, że miałem ochotę mu przyłożyć.
- Szykuj się, bo wychodzimy.
- Gdzie? - zdziwił się, a do pokoju weszła Vivienne.
- Logan nie widziałeś Emily?
- Wyszła, a co?
- Pożyczyłam jej ręcznik, a nie chcę jej grzebać w rzeczach.
- Chodź. - powiedziałem. - A ty pomyśl.
- Nad czym?!
- Nad życiem! - krzyknąłem kiedy byliśmy już w moim pokoju. Szybko znalazłem własność Justice. Po chwili do apartamentu wróciła wściekła Emily.
- Coś się stało kochanie? - zapytałem i chciałem ją przytulić, ale szybko odskoczyła.
- Co to ma być?! - krzyknęła i rzuciła mi jakąś gazetę pod nogi.
- Emily nie rób tego! - do pokoju wpadła cała reszta, czyli Christine, Meg, Carlos i Kendall.
- Co to ma być?! - powtórzyła, a ja otworzyłem gazetę. To co tam zobaczyłem wprawiło mnie w przerażenie, złość? Sam nie wiem.
Wiemy nie od dziś, że Logan Henderson 22 l. spotyka się z niejaką Emily Brown 19 l . Jednak w ich związku zaczęło się coś psuć. Logan zaczął szukać innej dziewczyny. Jego nową wybranką okazała się Vivienne Justice 19 l. Dziewczyna Jamesa Maslowa 21 l. Przyłapaliśmy ich na namiętnym pocałunku przy zachodzie słońca. - zakończyłem czytanie i spojrzałem na zdjęcie obok. Faktycznie byłem na nim ja z Vivienne.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?! - zapytała, a po jej delikatnych policzkach spłynęły łzy. - I to znowu!
- Emily to nie miało miejsca.
- Uważasz, że to kłamstwo?!
- Tak. Przecież to jest Photoshop.
- Chyba umiem odróżnić Photoshop od rzeczywistości!
-  Kochanie co się stało? - zapytała Vivienne, która właśnie weszła z Jamesem.
- I jeszcze się pytasz?! Nienawidzę Cię! Was obu nienawidzę! - wykrzyczała i wybiegła z pokoju, a Meg za nią.
- Emily czekaj!
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany James.
- O Photoshop. - powiedziałem i podałem mu gazetę.
- Przecież to nie jest Photoshop! - krzyknął zdenerwowany.
- Przecież nigdy nie całowałem się z Vivienne!
- Ślepy nie jestem!
- Chyba jesteś skoro nie potrafisz odróżnić prawdziwego zdjęcia od Photoshop'u!
- Przyznaj, że mnie z nim zdradziłaś! - Maslow zwrócił się do Vivienne.
- Nie! Niby, dlaczego miała bym Cię zdradzić?!
- To jest Photoshop. - dodał Kendall, który do tej pory milczał. - Spójrzcie na Logana. Tło w okół niego jest nieco zamazane.
- A nie mówiłam?!
- Może nie z Loganem, ale Jack albo Luck już Cię przeleciał!
- Co?!
- I pewnie z którymś z nich byłaś w ciąży! - krzyknął, a dziewczyna pobiegła z płaczem do sypialni.
-Głupi jesteś czy co?! - krzyknęła Christi.
- No.
- Idziemy poszukać Emily. - zadecydowała blondynka.
- Dobra.
- Idę po Vivi.

~*~...~*~
Oczami Vivienne
~*~...~*~


Siedziałam na łóżku i płakałam. Nie mogę uwierzyć, że James to powiedział. Powiedział, że go zdradziłam. Przecież nigdy by tego nie zrobiła. Moje rozmyślania przerwała Christine, która weszła do pokoju.
- Idziesz z nami poszukać Emily?
- Nie. Idźcie sami.
- W razie czego dzwoń.
- Okay.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Szybko wybrałam numer do osoby, która mogła mi pomóc w tej sytuacji. Już po trzech sygnałach odebrał.
- Ha...
- Mogę przyjechać? - szybko mu przerwałam.
- Ale coś się stało?
- Mogę przyjechać?
- Jasne.
- Będę wieczorem.
- Vivienne wszystko...-nie dokończył, bo się rozłączyłam. Spojrzałam na zegarek wskazywał 10:10.
Szybko się spakowałam. Napisałam jeszcze krótki list, który położyłam na stoliku w "salonie". Zawierał on wyjaśnieniem, dlaczego wyjechałam i przeprosiny. Nie podałam miejsca, w którym miałam przebywać, bo nie chciałam być odnaleziona. Wiem, że tam będzie mi dobrze. Zakluczyłam apartament, a klucz oddałam w recepcji. Szybko skierowałam się na lotnisko, które nie było dość daleko. Już po dwudziestu minutach siedziałam w samolocie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Ale wiem, że sen teraz bardzo mi się przyda.

~*~...~*~
Oczami Christine
~*~...~*~

Po trzech bezsensownych poszukiwaniach wróciliśmy do hotelu. Kiedy weszliśmy do pokoju na stoliku leżał list. Szybko go przeczytałam na głos.
- Strasznie was przepraszam, ale nie mogłam inaczej postąpić. James wybacz mi, ale nie potrafiłabym żyć z człowiekiem, który ma takie zadnie o mnie. Proszę nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Po prostu zapomnijcie o mnie. Zwłaszcza ty James.  Z pierścionkiem zrób co chcesz. 

                                                                                                                            Vivienne

Przechyliłam kopertę i wypadł pierścionek zaręczynowy Vivienne. Spojrzałam przerażona na pozostałych. Po moich policzkach spływały łzy. James stał jak ten kołek. Mam wrażenie, że się cieszył z tego powodu. Carlos bez słowa mnie przytulił.
- Najpierw Emily teraz Vivienne. A kto potem? - zapytałam.
- Przecież się znajdą. - powiedział obojętnie Maslow.
- Czy ciebie trzeba trzepnąć w łeb, żebyś cokolwiek zrozumiał?!
- yyy...
- Emily i Meg zniknęły, Vivienne wyjechała. Twoja narzeczona z tobą zerwała i wyjechała, a ciebie to nie rusza?!
- Przejdzie jej to wróci.
- Carlos ja chcę do domu. Poszukajmy dziewczyn i wracajmy. - powiedziałam, a mój chłopak kiwnął głową na znak, że tak. Oboje wyszliśmy i ruszyliśmy w kierunku plaży. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
- Kendall?
- Wracajcie.
- Coś się stało?
- Wróciły.
- Dzięki Bogu. - dodałam i się rozłączyłam.
Szybko wróciliśmy do hotelu. Już po chwili byliśmy spakowani. A po godzinie w drodze do Los Angeles. Nareszcie do domu. Mam nadzieję, że Vivienne tam będzie. Oby wszystko wróciło do normy.

~*~...~*~

I jak podobało się? Mam nadzieję. Już nie długo dramaciki z wszystkimi. A może zrobię tak, że tylko Vivienne będzie mieć kłopoty. Jeszcze się zastanowię. Ale już milknę, bo Wam za dużo powiem. Czekajcie z cierpliwością. ;***

Brak komentarzy: