- Przekonasz się jak wrócimy do Los Angeles - wymruczał z przymrużonymi oczami.
- Już nie mogę doczekać się twojej zemsty - odpowiedziałam z uśmiechem. - A tak w ogóle to mam prośbę.
- uuu... czuję się zaszczycony - zaśmiał się.
- Ta, ta, boś ty WIELKI HENDERSON - wywróciłam oczami.
- Ja tego nie powiedziałem - zaśmiał się. - Ale mówiłaś, że masz prośbę. Jaką?
- Czy mógłbyś spać z Vicki?
- Co? Dlaczego?
- No wiesz. Chcę się przenieś z powrotem do swojego starego pokoju, a... ty z nią kręcisz.
- Aha. Zaraz co?!
- Oj no nie udawaj - szturchnęłam go. - Wiem, że ci się podoba.
- Wcale nie.
- To ciekawe, dlaczego... - zatknął mi usta.
- Cicho bądź już.
- Ble, ble, ble - mruczałam pod nosem, a on zabrał rękę.
- Cicho - pogroził mi palcem.
- A jednak tak! - krzyknęłam, a wszyscy na nas spojrzeli. - Logan się zakochała! Logan się zakochał!
Zaczęłam tańczyć, skakać jak głupia. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie w pasie i okręca dookoła.
- AAAAAAAAAA!!! Postaw mnie kretynie! - krzyczałam, a brunet się zatrzymał.
- Będziesz już cicho?
- No - odstawił mnie, a ja odeszłam kawałek i zaczęłam biec. - Logan się zakochał! Logan się zakochał! On się zakochał!
- Vivienne! - krzyknął i pobiegł za mną.
- Co?!
- Cicho już bądź!
- Nie! Miłość to piękne uczucie! - po chwili się zatrzymałam, bo dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów.
- Mam cię! - krzyknął i złapał mnie w tali.
- Przepraszam, nie powinnam- powiedziałam i wróciłam do swojego quada.
- Już rozumiem - poczłapał za mną.
- Niby co?
- James. Co znowu zrobił? - zapytał i założył kask.
- Zapytaj się Liz. Może powie ci czego jeszcze jej nie zrobił - dodałam zakładając kask i ruszając dalej.
Pojeździliśmy jeszcze godzinę po czym wróciliśmy do domu. Tymczasowego domu.
Właśnie miałam wchodzić do domu kiedy ktoś mnie szarpnął za nadgarstek i zaciągnął za ścianę.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytał James i przycisnął mnie do ściany.
- Nie udawaj, że nie wiesz.
- Nie, nie wiem. Wczoraj nazwałaś mnie chamem, a dziś mnie unikasz.
- A zastanowiłeś się dlaczego to robię?
- Tak i nie masz powodów do tego.
- Aha. Nie mam powodów do złości na ciebie?
- No... nie.
- Powiem tak, żebyś zrozumiał - odsunęłam się od niego. - Dziękuję ci bardzo za zdradę.
- Co?! Jaką zdradę?!
- Proszę cię. Widziałam cię wczoraj z tą... Liz.
- To tylko przyjaciółka.
- Serio? - wytrzeszczyłam na niego gały.
- Tak.
- To będę musiała kleić się do Logana, Kendalla i Carlosa! - krzyknęłam i odeszłam.
- Kocham cię!
- Fajnie! - krzyknęłam nadal na niego nie patrząc.
- Vivienne!
Nie reagowałam na jego krzyki. Po prostu szłam przed siebie. Chciałam mu uwierzyć, ale to co zobaczyła... może... znam Liz i wiem, że ona dopnie swego i odbierze mi Jamesa, a ja nie mam siły z nią walczyć.
- Nie rezygnuj - usłyszałam głos w głowie. Był tak bardzo podobny do mojego taty.
- Co?
- Nie poddawaj się. To nie w twoim stylu. Walcz o swoją miłość - powtarzał i zaczął tak jakby się oddalać.
- Tata?
- Nie poddawaj się. Walcz o niego.
Zrezygnowana weszłam do środka i od razu na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i zobaczyłam żonę prezydenta.
- P... przepraszam - wydukałam i chciałam odejść, ale mnie zatrzymała.
- Skarbie coś się stało?
- Nie.
- Chodź - powiedziała, a ja za nią ruszyła. - Powiedz mi co ci leży na sercu.
- Nie wiem czy powinnam - zawahałam się.
- Rozumiem - usiadłyśmy na hamaku w ogrodzie. - Ale uwierz mi, że będzie ci lżej. Może ci jakoś pomogę albo coś doradzę.
- Zna się pani na miłości... nieszczęśliwej?
- Jak to nieszczęśliwej?
- No, bo widzi pani.
- Żadna pani. Przez to czuję się stara. Mów mi po prostu Michelle.
- Dobrze - uśmiechnęłam się. - No, więc Michelle. Można powiedzieć, że przyłapałam chłopaka na zdradzie, ale on mówi, że to nie zdrada i to tylko przyjaciółka. Ja znam Liz i wiem, że ona mi nie odpuści i odbierze Jamesa - zakończyłam smutno.
- No to pokaż jej, że tak łatwo się nie poddasz.
- Ale ja już nie mam siły na walkę. Tyle razy walczyłam o niego, że straciłam już siły - powiedziałam smutno.
- Nie wiem czy to pomoże, ale zrobimy tak, żeby on o ciebie zawalczył - dodała z cwanym uśmiechem.
- Ale jak?
- Poznałaś już mojego bratanka? - zapytała i wskazałam na blondyna, który właśnie wszedł.
- Matt?
- Vivienne? - zapytał i już po chwili staliśmy wtuleni w siebie z wielkimi uśmiechami na twarzach.
- To ja zostawię was samych - dodała Michelle i wróciła do domu.
- Co ty tu robisz? - zapytała i usiedliśmy na hamaku.
- Michelle mnie poprosiła, więc jestem - uśmiechnął się. - A ty?
- Odwiedzamy Victorię.
- A no tak. Zapomniałem, że wy się przyjaźnicie.
- Ej Matt.
- Tak?
- Pójdziemy na spacer?
- Chętnie. I opowiesz mi o tych problemach z Jamesem.
- A ty skąd...?
- Nie zapominaj, że się przyjaźnimy, a po za tym słyszałem waszą dzisiejszą kłótnię.
- Daj mi sekundę. Założę coś na siebie i pójdziemy - uśmiechnęłam się i ruszyłam do pokoju. Kiedy tylko tam weszłam zobaczyłam jak James siedzi z Liz na łóżku i się obejmują. Kiedy tylko mnie zobaczył gwałtownie podskoczył i do mnie podszedł.
- Kochanie porozmawiasz ze mną czy nie? - chwycił mnie za dłonie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Zrozum, że chcę to wszystko przemyśleć, a po za tym idę na miasto.
- Z kim?
- A z Matt'em - powiedziałam i założyłam ciuchy, a następnie wróciłam do pokoju.
- Z kim? - najwyraźniej był zdziwiony i to bardzo.
- Z przyjacielem.
- Przyjacielem?
- Co? Ja nie mogę pogadać z Matt'em, ale ty możesz obściskiwać się z nią? - wściekła wskazałam na brunetkę.
- Zrozum, że bez ciebie nie wiem co mam robić, a Liz mi tylko pomaga jakoś to przetrwać.
- Zadam ci teraz pytanie, na które odpowiesz - powiedziałam i podeszłam bliżej. - Czy kiedy to ja cierpiałam bez ciebie to czy leciałam do kogoś? Czy szukałam pocieszenia u innych? - w moich oczach pojawiły się łzy. - Nie. Nigdy do nikogo nie poszłam. Nigdy cię nie zdradziłam. Zawsze radziłam sobie sama z problemami. Nigdy cię o nic nie prosiłam. Chroniłam przed Luckiem. A ty? Odwdzięczasz mi się tak. Kiedy jestem w rozsypce mnie zdradzasz i to na moich zmęczonych oczach.
- Vivienne...
- A wiesz od czego są zmęczone? Od płaczu! Może tego nie widzisz, ale ja z każdym dniem cierpię coraz bardziej. Cierpię, bo nie mam w tobie oparcia.
- Dlaczego mi nic nie mówiłaś?
- Nie rozumiesz, że gdybym ci cokolwiek powiedziała to byś poleciał do Lucka i go zabił?! Ja nie chcę cię stracić! Nie chcę, ,żeby ci się coś stało!
- Ale nie masz robić tego swoim kosztem! I może by mnie zamknęli, ale bym miał pewność, że ten gój cię nie tknie. Nic ci nie zrobi.
- James kocham cię, ale twoja głupota mnie przeraża.
- Za to twoja mądrość mnie pociąga - szepnął i mnie przyciągnął do siebie tak, że nie było między nami wolnej przestrzeni. Nagle nasze twarze zaczęły się do siebie przybliżać... Niespodziewanie...
~*~
Mam nadzieję, że jesteście ciekawi czy pocałunek nastąpi i co się stało. Czy coś im przerwie? Czy pocałunek nastąpi?
Pozdrawiam i szczęśliwego Nowego Roku. Wszystkiego co pozytywne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz