- Czego tu chcesz, Jack?
- Chcę ci wszystko wyjaśnić.
- To znaczy?
- Miranda mnie zmusiła do tego wszystkiego.
- Co takiego?
- Powiedziała,że jeśli tego nie zrobię to cię zabije.
- No dobra, ale to nie wyjaśnia dlaczego byłeś taki chamski.
- To wszystko przez Mirande. Gdyby coś ci się stało to bym sobie nie wybaczeł. Rozumiesz?
- Tak, rozumiem. Czyli ty mnie kochasz?
- Tak. Nie ma chwili bym o tobie nie myślał.
- Czy ty chcesz przez to cos powiedzieć?
- Vivienne wybaczysz mi?
- Tak.
- A wrócisz do mnie?
- yyy...trochę mnie zaskoczyłeś,ale...myślę,że warto spróbować jeszcze raz.
- Tak. Kocham cię,ale już muszę iść.-powiedział Jack spoglądając na zegarek.
- Ok. Pa.
Zadowolona weszłam do domu. Logan właśnie wyszedł z kuchni.
- Ej, a ty co taka szczęśliwa?
- Możemy jutro o tym pogadać? James wróci i wszyscy odrazu będą wiedzieć.
- Dobra jak chcesz.
- Dzięki.
- Ty lepiej weź pilnuj Fox'a, bo zaraz będziesz go znowu kąpać.
- Ooo nie, tym razem ty.
- Łap go.-powiedział Logan i wskazał na psa, który wbiegł na górę.
- Fox chodź tu!-pobiegłam za nim.
Dużo czasu nie mineło,a go złapałam. Zadowoolna zeszłam na dół. Akurat James wszedł. Szybko pobiegłam do ogrodu. Mam nadzieję,że mnie nie widział.
- Ej czekaj.-James wbiegł za mną do ogródka.
- Niespodzianka!-krzykneliśmy wszyscy,a Jamesa zamurowało. Podeszłam do niego z dziewczynami i dałam całusa w policzek mówiąc.
- Wszystkiego najlpeszego.
- Ale dlaczego?
- Dziś są twoje urodziny.-powiedziałam
- Tak,ale nie chciałem imprezy.
- Ale ją masz.
- Dzięki.
- A i to jest twój nowy piesek.-powiedziałam i dałam mu Fox'a.
- Ten słodziak naprwadę jest mój?
- Yhym.
- Dziękuję.
- A teraz idź się przebrać, bo chyba nie będziesz w dresie.
- No tak. Idziesz ze mną?
- Jasne.
Oboje poszliśmy do jego pokoju. On usiadł na łóżku i założył jeansy,a ja szukałam mu w szafie reszty wybranego stroju.
- Eee... mogę...ci zadać pytanie?
- Jasne, przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- No właśnie o to chodzi.-mina mi zżędła kiedy on to powiedział.
- yyy?
- Dlaczego wróciłaś?
- James kiedy ja usłyszałam,że jesteś w szpitalu to po prostu serce mnie zabolało, nie mogłam spać w nocy, bo obawiałam się najgorszego.
- Czyli z litości?
- Nie, jesteśmy przyjaciólmi od jakiegoś misiąca,ale boję się o ciebie jak o własnego brata.
- Słyszłaś rozmowę w szpitału?
- Nie dało się nie słyszeć.-uśmiechnełam sie,a on podrapał się w tył głowy.
- Przykro mi,ale tak na mnie...
- James, dlaczego ty się mi tłumaczysz?
- Bo sprawiłem ci przykrość.
- Byłam gorzej zraniona.
- No tak, przez tego gnoja.-Maslow zacisnoł pięści.
- Nie mów tak o nim.
- Ale on cię zranił.
- Tak,ale to nie znaczy,że masz tak o nim mówić. To tak jakbym ja mówiła cały czas o Mirandzie.
- Daj mi już tą bluzkę.
- James, ja cię strasznie przepraszam, nie chciałam.
- Dobra.
- Powiedziem ci coś.
- Co?
- Jesteś jeszcze zakochany resztakimi bezsensownej miłości.
- I jest mi tak cholernie smutno,że chciałbym powiedzieć o tym komuś obcemu.
- Dlaczego obcemu?
- Żeby nie mógł mnie zranić.
- Aha.
- Ej Vivienne,a...
- Co,a?
- Co byś zrobiła gdyby cię pocałował najlepszy przyjaciel?
- To zależy.
- Od czego?
- Czy to znaczyło by coś.
- Ale jeśli nie wiesz.
- Pogadałbym z nim o tym i tyle.
- Dzięki.-powiedział i dał mi całuca w policzek,a nastepnie wyszedł.
Stałam tam jak jakaś kretynka. Zachwycam sie całusem od Jamesa,a przecież wróciłam do Jacka. Może źle zrobiłam. Może nie powinnam postępować tak pochopnie. Sama już nie wiem. Katastrofa. Dobra zostawiamy to na później. Teraz jest impreza. Spokojnie zeszłam na dół. Stanełam za Carlosem prze krawędzi basenu.
- To jest niesamowite.-powiedział Carlos wyciągając ręce do tyłu,a efekt był tak,że wylądowałam w basenie. Wynurzłam się na powieszchnię.
- Vivienne? Co ty robisz w basenie? Wychodź,bo się przeziębisz.-powiedział sprawca.
Jakby nie wiedział dlaczego tam się znalazła. Jeszcze chwile pływałam,ale wyszłam, bo przecież nie będę pływała w ciuchach.Cała przemoczona weszłam do środka. Podbiegła do mnie Stephanie.
- A co ci się stało?
- Carlos mnie popchnoł do basenu.
- Chodź się przebrać.
Weszłam do góry. Kiedy miałam już pokonać ostatniego stopnia poślizgnełam się i wylądowałam w czyjiś ramionach. Odwróciłam głowę i zobaczylam Logana.
- Hej,a co ci sie...-nie dokończył zdania, bo mu przerwałam.
- Carlos.
Logan wybuchnoł śmiechem,.a ja udałam obrażoną i weszłam do swojego starego pokoju. Mirandy nie było chyba juuz przez dwa tygodnie, więc wprowadziłam się na nowo. Wyciągnełam z szafy czerowone rurki, białą bluzkę z nadrukami i czarnę skórzaną kurtke. Czarne szpilki wytarłam i założyłam na nowo. Zrezygnowana zeszłam na dół. Chłopacy siedzieli na fotelach, kanapie i krzesłach od baru. Zaczynali śpiewać Stuck. Kocham tą piosenkę. Cały czas patrzyłam na Jamesa. Dlaczego? Może się w nim zakochałam? Nie, to jest nie możliwe. Prawda? Kiedy się tylko do niego uśmiechnełam on puścił mi oczko. Nagle mój telefon w kieszeni zaczął wibrować. Oddaliłam się i wyszłam na ogród. Odebrałam.
- Halo?
- Czy to pani Vivienne Justice?
- Tak, to ja.
- Jest pani oskarzona o zamach na pana Jamesa Maslowa.
- Co!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz