wtorek, 22 stycznia 2013

109 " (...) tanich dziwek (...) "

Hej. Wiem, że za ten rozdział mnie zabijecie, ale mogę powiedzieć, tylko tyle, że wszystko wróci do normy, ale nie zdradzę kiedy, nie zdradzę po jakich konsekwencjach zachowania Jamesa i Vivienne. Bądźcie cierpliwi i  spróbujcie mnie nie zabić. :D
A teraz zapraszam na rozdział, który rozpoczyna serię dramatów :D


~*~

Kiedy tylko przekroczyłam prób zostałam "zaatakowana" przez Liz. Miała w rękach MOJĄ sukienkę i MOJE czarne szpilki. Zaskoczona ściągnęłam buty i weszłam do salonu, a ta jędza poszła za mną.
- Widzisz co zrobiłaś z MOJĄ sukienkę i MOIMI butami?! - darła się. Wszystko rzuciła na fotel.
- Po pierwsze to jest moje - mówiłam spokojnie. - Po drugie nie drzyj mi tu r... pyska, bo pożałujesz.
- James kochanie! Ona mi grozi! - krzyknęła i wskazała na mnie kiedy szatyn wszedł do salonu.
Wywróciłam oczami i spojrzałam na jej rękę. Szybko ją chwyciłam.
- Skąd masz to?!
- Ał! Puść mnie!
- Skąd masz tą bransoletkę? - warknęłam.
- Jimmy mi dał! Puść mnie wariatko! - wyrwała się, a ja wściekła spojrzałam na Maslowa.
- Dlaczego dałeś jej moją bransoletkę?
- Nie jest twoja - mruknął.
- Dałeś mi ją na urodziny.
- Właśnie dałem, a ty jej nie nosisz.
- Dobrze wiesz, że za wiele dla mnie znaczy.
- Więc o co się wściekasz? - zapytał, a w moich oczach pojawiły się łzy. Totalnie mnie zatkało.
- To też sobie weź! - krzyknęłam i zerwałam wisiorek, który też od niego dostała.
Z płaczem pobiegłam na górę. Zakluczyłam pokój i rzuciłam się na łóżko. Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Dlaczego on mi to robi? Czy tak mnie nienawidzi? Nie widzi, że jego słowa mnie bolą? Że każdego dnia bez niego cierpię? Czy on jest tak ślepy? Chyba ma klapki na oczach i nic po za tą swoją dziunią nie widzi. Dlaczego on to robi? Nie rozumiem go. Nie dawno mi mówił, że mnie kocha, że nie potrafi beze mnie żyć, a teraz? Nie rozumiem go. Jak on może mnie tak ranić. Dlaczego? Dlaczego?

~*~
Oczami Logana
~*~

- Stary co się z tobą dzieje? - zapytał Carlos.
- Jestem szczęśliwy,  a co nie widać?
- Ale kosztem Vivienne. Nie widzisz tego? - dodała Meg.
- A co go to obchodzi? - zapytała Liz.
- Nie odzywaj się - warknęła Vicki. - Gdyby nie ty wszyscy byliby szczęśliwi, ale nie. Musiałaś się pojawić i zmienić Jamesa w bezdusznego gnoja.
- Uważaj na słowa - warknęła.
- A co mi zrobisz? Nie boję się tanich dziwek - zaśmiała się kpiarsko.
- W przeciwieństwie do Vivienne Elizabeth nie jest dziwką - dodał James  czym spowodował, że go uderzyłem.
- Vivienne nigdy nie była, nie jest i nie będzie dziwką - wycedziłem przez zęby. - Jeśli jeszcze raz ją tak nazwiesz nie ręczę za siebie.
- A co? - zapytał i wytarł krew, która pojawiła się w kąciku jego ust. - Podoba ci się i tyle. Przyznaj się. Odkąd się pojawiła w naszym życiu zakochałeś się w niej.
- Jesteś żałosny.
- Nie to ty jesteś żałosny.
- Trzymajcie mnie, bo go zaraz zabiję - mruknąłem. - Jesteś zwykłym dupkiem. Nie wiesz co tracisz. Nie znajdziesz drugiej takiej samej jak Viviennne. Nie rozumiesz, że to ona ci pomagała odkąd Miranda cię zdradziła? Zapomniałeś o tym jak płakała całymi nocami, bo chciałeś się zbić? Na prawdę jesteś ślepy i głupi.
- A co ty jej tak cały czas bronisz?! Moje błędy zauważasz od razu, ale tego, że mnie zdradziła to już nie!
- Jesteś nienormalny?! Vivienne zawsze była ci wierna! Nigdy nie kochała nikogo innego po za tobą!
- A skąd to wiesz, co?!
- Bo... bo jestem jej kuzynem. Zawsze się o nią będę troszczył. Zwłaszcza jak taki dupek jak ty ją będzie ranił - wycedziłem przez zęby i ruszyłem na górę.
Od razu skierowałem się do pokoju Vivienne. Chciałem wejść, ale się zakluczyła. Ze środka dobiegła płacz. Delikatnie zapukałem.
- Zostawcie mnie! Chcę być sama! - krzyknęła.
- Vivienne. Otwórz, proszę - szepnąłem.
- Zostawcie mnie!
- Vivienne. Proszę. Otwórz mi - szepnąłem po czym usłyszałem odgłos przekręcanego kluczu. Po chwili w drzwiach ujrzałem zapłakaną dziewczynę. Bez słowa ją przytuliłem.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - szepnąłem i głaskałem ją po włosach. - Pozbędziemy się tej całej Liz. Nie martw się. Nie pozwolę, żebyś cierpiała.
- Dziękuję - szepnęłam. - Za wszystko.
- Nie ma za co. Na prawdę nie ma za co.

~*~
Oczami Vivienne
~*~

Następnego dnia

Leniwe się podniosłam. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał piątą rano. Głośno westchnęłam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niech niebieskie rurki, czarne szelki, biały T-shirt z napisami i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrana wróciłam do pokoju. Włosy rozpuściłam, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam łańcuszek z moim imieniem. Kiedy spojrzałam w lustro w moich oczach pojawiły się łzy. Zerwałam wisiorek i rzuciłam go na podłogę. Podparłam się na łokciach. Nie wiedziałam co mam robić. Byłam w kompletnej rozsypce. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro.Chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie po czym wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się przy pokoju Jamesa. Drzwi były uchylone, więc zajrzałam tam. Leżeli szczęśliwi. Zamknęłam oczy i skierowałam się na dół. Kiedy znalazłam się na dole z góry zbiegł Fox. Zaczął skakać do moich nóg, więc go wzięłam na ręce. Ten zaczął lizać mnie po twarzy. Jakby chciał mi coś powiedzieć.Że tęskni albo coś. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Chcesz iść na spacer? - zapytałam, a on wesoło zaszczekał i pomachał ogonem.
Wzięłam smycz i wyszłam z nim. Szliśmy przez park. Fox co chwila gonił jakieś ptaki albo wiewiórki, które wyszły ze swoich domków. Głośno westchnęłam i usiadłam na ławce. Fox po chwili wskoczył mi na kolana. Zaczęłam głaskać go po główce.
- Dawno tu nie byliśmy - mruknęłam, a piesek rozłożył się na moich nogach. - W ogóle dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy. Pewnie dlatego, że... Sam pewnie zauważyłeś, że James ma inną dziewczynę. Przecież jesteś mądrym pieskiem - uśmiechnęłam się pod nosem. - Szkoda tylko, że nie umiesz mówić.
Ten podniósł główkę i spojrzał na mnie tymi wielkimi, czarnymi oczkami. Delikatnie się uśmiechnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. Fox  zlizał ją po czym "przytulił" się do mnie.
- Kocham cię piesku - mruknęłam i przytuliłam go do siebie, a ten wesoło zaszczekał. - Musimy wracać, bo jak James zobaczy, że cię nie ma to wpadnie w szał.
Powolnym krokiem ruszyliśmy do domu. Nie minęło dziesięć minut, a już byliśmy na miejscu. Ściągnęłam mu smycz, a on pobiegł do kuchni. Uśmiechnięta ruszyłam za nim. Kiedy tylko przekroczyłam James zaczął na mnie jechać.
- Kto pozwolił ci iść z nim na spacer?
- Sam chciał.
- Powiedział ci? Wątpię.
- Może zrozumiał, że jego pan to skończony kretyn.
- Masz zakaz zbliżania się do Fox'a.
- Słucham?
- To co słyszałaś. Zabraniam ci się do niego zbliżać - warknął i wyszedł zabierając Fox'a i mnie "potrącając". Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. On właśnie zabronił mi dotykać Fox'a. Psa, którego sama mu kupiłam, którego dostał ode mnie.
Wzięłam tabletki i wypiłam sok. Od razu zakręciło mi się w głowie. Nie zwróciłam na to uwagi tylko wzięłam torebkę i wyszłam. Powolnym krokiem skierowałam się do studia, gdzie miałam wystąpić w Britney Show.

(włączyć)

Po niecałej godzinie byłam na miejscu. Kiedy tylko przekroczyłam próg budynku znowu zakręciło mi się w głowie. Ponownie nie zwróciłam na to uwagi. Ruszyłam przed siebie. Wyłączyłam telefon. Już po dziesięciu minutach siedziałam na kanapie w studiu i odpowiadałam na pytania fanek.
- Czy będziesz jeszcze z Jamesem? - zapytała jedna z nich.
- Skarbie. Powiem ci tak. Żadna prawdziwa miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletów, zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona wie jak przetrwać.
- Czyli będziecie?
- Nie wiem kochanie.
- A dlaczego zerwaliście? Co się stało? - dodała druga.
- Czasami tak jest. Pojawia się kryzys, którego nie da się przetrwać. No i związki rozpadają się.
- A kogo to jest wina?
- Niczyja.
- Jak to?
- Ani James nie jest winny, ani ja. Po prostu byliśmy zbyt słabi i nie pokonaliśmy przeszkody między nami.
- A nie będziecie za sobą tęsknić?
- Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 
- A kto komu pozwolił odejść? Ty Jamesowi czy on tobie? 
- Nie wiem jak ci to powiedzieć - zaśmiałam się wbrew sobie. 
- A czy twoja kariera, która się rozpoczyna nie zadziałała? 
- Nie wiem kochanie - mruknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. 
- A teraz jakbyś opisała Jamesa? - zapytała druga. 
- James jest wspaniałym facetem - uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęła łza, a za nią zaraz kolejna. - Jest utalentowany, kochany, opiekuńczy, romantyczny, nie potrafiłby cię skrzywdzić, zawsze dba o to byś była szczęśliwa, bezpieczna, byłby gotowy oddać życie za ciebie.  
- I jest przystojny? 
- Tak, ale to tylko dodatek do ideału jakim jest. 
Po niecałych dziesięciu minutach program się skończył. kiedy tylko wyszłam ze studia włączyłam telefon. Miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Logana, pięć od pozostałych i sześćdziesiąt sms'ów. Dwadzieścia od Logana, pięć od Carlosa i Kendalla i dziewczyn, a pozostałe piętnaście od Jamesa. Na samym początku przeczytałam Maslowa. Były typu: 

Gdzie ty jesteś?

Wróć, bo wszyscy jadą na mnie przez ciebie. 

Nie zrób niczego głupiego, bo nie będę za to odpowiadał. 

Daj spokój. 

Pogódź się z tym, że wybrałem inną, a nie ciebie. 

Wróć do domu. 

Kiedy tak to czytałam chciało mi się płakać. Dobrze, że sobie przypomniałam, że mam tabletki przy sobie. Szybko wyciągnęłam trzy i je połknęłam. Powolnym krokiem ruszyłam do domu. 

Brak komentarzy: