wtorek, 22 stycznia 2013
49 " (...) Nie żyje (...) "
Witam wszystkich nablogspocie!!! ;****
Mam nadzieję, że będziecie mnie nadal kochać... :D ;***
Nie no żartuję, nie musicie, ale ja was kocham za to, że to czytacie. ;****
Pzdr ;****
Miłego czytania życzę ;***
~*~
Pięć miesięcy później
Wstałam dosyć wcześnie, a dokładnie o ósmej. Wstałam i ubrałam zwiewną, białą sukienkę i białe vanssy. Włosy rozpuściłam. Założyłam do tego kolczyki i brązowe, drewniane korale. Zadowolona zeszłam na dół. Meg chodziła zdenerwowana po salonie i rozmawiała z kimś przez telefon. Schowałam się za ścianą i nasłuchiwałam.
- Nie możesz (…) To co, że ich nie ma? Poradzę sobie bez nich. (…) Oni wrócą kiedy tylko o to poproszę. (…) Nie. Wrócą (…) Nie wieżę ci. (…) Nie zrobili by tego. (…) Proszę nie. Nie rób im krzywdy. (…) Dobra! Będę! – krzyknęła i się rozłączyła. Usiadła na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Nie wiem co się stało i o czym była dokładnie ta rozmowa, ale najwidoczniej coś poważnego skoro Meg płakała. Tylko co?
- Wszystko ok.? – zapytałam i kucnęłam przed nią. Ta podskoczyła jak poparzona.
- Tak. Jemy śniadanie?
- Tak.
Obie weszłyśmy do kuchni. Meg zrobiła kanapki, a ja kawę. O dziwo śniadanie przebiegło w ciszy. Kiedy zakończyłyśmy śniadanie przyszła Emily i Stephanie. Obie zrobiły sobie kawę i usiadły naprzeciwko. Trochę pośmiałyśmy się i pogadałyśmy. Nagle Meg zapytała:
- Która godzina?
- yyy… Dwunasta. A co? – powiedziała Emily.
- Muszę lecieć. – powiedziała Meg i pobiegła na górę.
Wszystkie spojrzałyśmy na siebie dziwnie. O co chodzi? Nagle mój laptop zaczął dzwonić. Poszłam i odebrałam. Dzwonił jakiś gość.
- Cześć mała.
- Spieprzaj zboczeńcu. – powiedziałam i się rozłączyłam.
- Kto to był?
- Nie wiem. - nagle mój komputer znowu dzwonił.
- Powiedziałam ci już, że masz spieprzać. –powiedziałam, a moim oczą ukazał się James. – Kochanie!
- Czemu mam spieprzać?
- Nie ty. Jakiś zboczeniec dzwonił i zaczął mnie podrywać.
- Aha. A skąd miał twój numer?
- Nie wiem. Mniejsza z tym. Co tam u was?
- No cóż, teraz jesteśmy w samolocie do Paryża.
- Sam siedzisz?
- Nie z Loganem, ale on powiedział, że mam mu nie przeszkadzać.
- Ale w czym?
- W oglądaniu zdjęć Emily.
- Serio? – zaczęłam się cieszyć.
- Kto ogląda moje zdjęcia? – krzyknęła Emily i wskoczyła mi na kolana.
- Emily! – krzyknął Loggy i wskoczył na Jamesa.
- Co wy? – zapytałam spychając z siebie Emily.
- Ile się nie widzieliście? Sześć godzin?! – wrzasnął Maslow.
- Gdzie jesteście? – zapytała Stephanie.
- W samolocie do Paryża. – odparł Henderson.
- Miasto miłości. –rozmarzyła się King.
- Chyba mdłości. – po głosie można było poznać, że powiedział to Carlos. Maslow odwrócił kamerkę na niego.
- Ja ci dam mdłości. - zagroziła Stephanie.
- Bez ciebie to nie miłości. – Carlito zrobił słodką minę, a Kendall zaczął się brechtać.
- Słodkie, ale i tak cię zabiję. – powiedziała Stephanie.
- Kurde. – powiedział Pena, a wszyscy wybuchneliśmy śmiechem. Nagle na dół zeszła Meg. Miała na sobie czerwona, obcisłą i krótką sukienkę na cienkich, czarnych ramionkach. Do tego założyła czarne koronkowe rajstopy i sandały na wysokim obcasie. W ręku trzymała małą kopertową, czarną torebkę. W uszach miała złote kółka, a na szyi zawisł złoty łańcuszek. Miała zrobiony mocny makijaż. Włosy spięła w wysokiego koka, z którego uciekały kosmyki włosów.
- A ty gdzie idziesz?
- Przejść się.
- I tak wystrojona? – zapytała Emily.
- Na przyjęcie do koleżanki.
- Aha. Przywitasz się z chłopakami? – zapytałam.
- No. – powiedziała i podeszła. – Hej.
- Wow. – świetna reakcja James. Pomyślałam i się uśmiechnęłam.
- Co to za laska? –zapytał Carlos, a Stephanie założyła ręce na piersi.
- Nie wygłupiaj się Carlos.
- Ty ona zna moje imię. – zaczął cieszyć się i bić Kendalla.
- Bo to Meg. – powiedział mało zainteresowany blondyn.
- To ja idę.
- Ej mam prośbę. Wróć wcześnie, bo muszę was wtajemniczyć w pewien plan.
- Ok.
Szyderczo się uśmiechnęłam i spojrzałam na chłopców. Ci się przestraszyli.
- Ona coś knuje. – stwierdził Carlos.
- Vivi się boicie? –zapytał rozbawiony Maslow.
- Dokładnie jutro czekajcie na głównym holu w Paryżu o dwunastej.
- Dlaczego? – zapytali równo.
- Bo…
- Proszę zapiąć pasy za pięć minut lądujemy. – oznajmił pilot.
- Przesyłka! – krzyknęłam, a James się rozłączył.
Zadowolona zamówiłam pizzę, chińszczyznę i podałam coś do picia. Wszystkie usiadłyśmy przed telewizorem i oglądałyśmy jakieś romansidła. Leciało jedno po drugim. Kiedy skończyłyśmy była już dwudziesta. Po wyłączeniu TV do salonu weszła roztrzęsiona Meg. Wszystkie na nią spojrzałyśmy i podeszłyśmy do niej.
- Hej co cię stało? – spytałam.
- Kolega powiedział mi, że…że…że… - Meg nie mogła się uspokoić. Cała się trzęsła.
- Że co? – zapytała Stephanie.
- Że chłopacy mieli wypadek.
- Co?! – krzyknęłyśmy razem.
- Że James jest w ciężkim stanie, Carlos jest nie przytomny, Logan jest połamany, a Kendall… - w tym momencie się rozpłakała.
- A Kendall co? – zapytała Emily.
- Nie żyje.
- Przecież rozmawiałyśmy z nimi jakieś trzy godziny temu. – powiedziałam.
- A to stało się godzinę temu.
- Nie no ja do nich dzwonię. – powiedziałam.
- Co teraz? – zdziwiła się Stephanie.
- A kiedy?
Szybko wybrałam numer do Jamesa. Miałam gdzieś, że jest dwudziesta trzecia w nocy. Już trzeci sygnał, a on nie odbiera.
- No odbierz. James proszę cię. Proszę. Odbierz. – po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nagle usłyszałam „ Hej nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość, a na pewno odzwonię. Trzymaj się.”
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz