wtorek, 22 stycznia 2013

27 " (...) jest dla mnie jak młodsza siostra (...) "

Obudził mnie czyiś głos. Położyłam poduszkę Jamesa na twarz i spytałam.
- Czego?
- Vivienne jest 15:00 wstajesz? Trzeba wszystko przygotować.
- Co!?-zerwałam się na nogi jak poparzona.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarną bluzkę na ramkach, jasne jeansy i czarne trampki. Włosy rozpuściłam. Szybko zbiegłam na dół. Wszyscy byli rozwaleni na kanapie i w fotelach. Camilla zeszła za mną.
- A co wy tak siedzicie? Mamy tylko cztery godziny do powrotu Jamesa! Trzeba wszystko przygotować, muzykę...
- Vivienne.-mówił Carlos
- dekorację, jedzenie...-ciągnęłam dalej.
- Vivienne.-mówił Carlos
- Trzeba gości zaprosić!
- Vivienne.
- CO!? Co Carlos? Co jest takie ważne,że musisz mi przerwać?
- Wszystko jest już zrobione.
- Jedzenie w kuchni, dekoracje w szafie, w wejściu, muzyka przygotowana, goście zaproszeni.-powiedział Logan szczerząc się.
- To czemu mnie nie obudziliście?-spytałam siadając na kanapie obok Kendalla.
- Śpiące królewny trzeba budzić pocałunkiem,a Jamesa tu nie ma, więc sama rozumiesz.-powiedział wyszczerzony Logan.
- Spadaj.-Logan oberwał poduszką w głowę.
- Ej.-tym razem ja dostałam i tak to trwało on, ja, on, ja i tak dalej. W końcu Kendall zabrał nam poduszkę i rozmowa wróciła.
- Skoro to jest zrobione to tylko stroje zostały.-powiedziałam.
- To wasza w tym głowa.-powiedzieli równo chłopacy.
- Skoro już wszystko zrobiliście to jedziecie z nami.-powiedziałam i chwyciłam za Logana krawat, po czym przekazałam Camill. Jo zabrała Kendalla,a ja i Stephanie zaciągnęłyśmy Carlosa. Kurde ile on waży? Jest ciężki jak słoń. No nie, może jest lekki jak do porównania słonia,ale i tak było nam ciężko. Oddychałyśmy z ulgą kiedy dotarłyśmy do samochodu. Usiadłam i już mieliśmy ruszać, kiedy Logan wyjechał z takim tekstem.
- Ej ja muszę dom zakluczyć.
- Skoro tak, to ja skoczę po swoją torebkę i parę butelek wody.
Oboje wyszliśmy. Weszłam do pokoju. Szukałam w szafie torebki. Nagle usłyszałam znany mi głos.
- James nie żyje i to przez ciebie. Zabił się przez ciebie. Wszyscy cię za to nienawidzą. Jesteś nikim. To przez ciebie. Cały świat płacze i to twoja wina.
- Co?-kiedy znalazłam torbę, odwróciłam się i zobaczyłam Mirandę.
- Wszystko przez ciebie.-jak ja jej nienawidzę. Najchętniej to bym  ją ugotowała w gotującej wodzie, obdarła ze skóry, wyrwała te kłaki, zakopała,  odkopała i proces odnowa by się rozpoczął.
- Nie wierzę ci. Jakby mnie nienawidzili to by zemną nie rozmawiali i wczoraj rozmawiałam z Jamesem,więc jest to jest niemożliwe.
- Noc jest długa.- po tych słowach w moich oczach zagościł strach,a Miranda wyszła.
Szybko zbiegłam na dół. Wzięłam siedem butelek wody i wrzuciłam do torby. Na zewnątrz stał Logan. Podbiegłam do niego i spytałam.
- Możemy jechać do Jamesa?
- A to nie miała być niespodzianka?
- Tak,ale muszę go zobaczyć. To jest ważne.
- Czy coś się stało?
- Po prostu muszę. Muszę sprawdzić czy nic mu nie jest.
- Na pewno nie. To jest bardzo dobry szpital.
- Proszę. Nie ma tam lustra weneckiego?
- Jest,ale...
- Proszę. Logan to ważne.
- Nie ma sprawy.
W parę minut byliśmy na miejscu. Ja zostałam na korytarzu i obserwowałam wszystko zza lustra.
- Dziś są twoje urodziny.
- Taa, ale co z tego?
- A to,że powinieneś świętować,a nie rozczulać się nad sobą.-powiedziała Stephanie.
- Ej. Jak ty tu jesteś to Vivienne też, tak?
- Nie.-powiedział Logan.
- Nie wróciła?
- Mówiła,że w poniedziałek będzie na pewno.
- Wolałbym zobaczyć ją teraz. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra,która zawsze mi pomoże w każdej chwili, która podniesie mnie na duchu.
- Tylko jak siostra?-spytała Jo.
- Tak, a co?
- Nie nic, tylko myślałam,że ten pocłunek w deszczu coś zmienił.
- A on, nie. Można powiedzieć,że to była próba przed koncertem.
- CO!?-krzykneły dziewczyny.
- Coś nie tak?
- Tak dziewczynę potraktować!?-powiedziała Jo
- Jesteś chory psychicznie!?-powiedziała Camilla
- Może i jesteś przystojny,ale pusty jak!-powiedziała Stephanie
- Ej spokojnie.-mówił Carlos
- Spokojnie? Ten frajer pocałował moją przyjaciółkę tylko po to by zrobić próbę przed koncertem! Jak ja mam być spokojna!?-krzyczała Stephanie.
- Opanowanie. Wdech i wydech.
- Żaden wdech i wydech! To jest zwykły frajer! Na miejscu Viv to bym wcale nie wracała! Po co skoro tu czeka na nią taki pusty, głupi i chamski chłopak!
- Hej nie przeginaj.-powiedział James.
- Ja przeginam? Ja? Ty chyba nie wiesz co to jest przegięcie! Chłopie weź spójrz w lustro może ono ci powie co masz zrobić!
- Nie rób ze mnie lalusia.
- A co nie jesteś nim?
- Nie.
- Lalusie są chamscy, myślą tylko o sobie i nie przejmują się uczuciami innymi, mają innych w dupie! Krótko mówiąc są tacy jak ty!
- Uważaj.
- No co? Zranisz mnie tak jak Vivienne? Powiesz,że jestem jak twoja ukochana? Dosyć,że cię zdradziła i to jeszcze z Jackiem! Byłym Vivienne! A ty jej wybaczyłeś,a Vivienne powiedziałeś spierdalaj stąd! Tak z ciebie niby dżentelmen!
- Vivienne sam wybrała.
- Wyjechała, bo miała ciebie dosyć! Ja gdybym przejmowała się tobą tak jak ona to też bym wyjechała po takim czymś! Ty po prostu jesteś zwykłym chamem! I tyle ci powiem!
- Jak ja jestem chamem to ty dziwką. Czyli żaden z nas tym nie jest.
- Nie. Ja nie jestem dziwką,ale ty za to jesteś zwykłym dupkiem, który nie widzi komu naprawdę zależy na nim. Jesteś ślepy na to,ale puste lalunie to widzisz.
- Czemu ty to robisz?
- Ja tylko mówię ci prawdę. Zawsze mówiłeś,że nie dasz odejść Vivienne. Że nie chcesz,żeby było tak jak z Van. Ty się ciesz,że ona jeszcze żyje. Że się nie zabiła dla ciebie. Ty się ciesz,że ja masz. Że ona się o ciebie tak martwi,że przejmuje się tobą,a nie tak jak ta twoja lafirynda, która myśli tylko o twojej kasie.-powiedziała Stephanie,ale już spokojniejszym tonem.
- Miranda nie jest taka,ale Vivienne tak. Tylko po to tu przyjechała.
- Nie. Ja stąd wychodzę.-powiedziała Stephanie chwytając się za głowę.
- Czekaj idziemy z tobą.-powiedziała Camille i Jo.
- James.-powiedział Carlos z Kendallem i wyszli.
- Logan?
- Stary sory,ale tym razem przegiąłeś. Stephanie tylko chciała ci otworzyć oczy,a ty potraktowałeś ją jak Viv.
- Ale tak?
Loggy tylko pokręcił głową i wyszedł. Ja zamknęłam oczy,a po moim policzku spłynęła łza. Po chwili poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Logana. Uśmiechnęłam się do niego,a następnie przytuliłam. Po chwili poszliśmy do samochodu. Panowała śmiertelna cisza. Każdy o czymś myślał. Było widać,że Stephanie mocno się tym wszystkim przejęła. Czy tak głupia kłótnia wszystko teraz musi popsuć? Przecież urodziny nie powinny tak wyglądać. Po paru minutach byliśmy w centrum handlowym. Wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu. Chłopacy dali parę autografów, porobili sobie zdjęcia z fankami i poszliśmy do sklepu z ciuchami. Ekspedientka była odwrócona do nas plecami.
- Przepraszam. Czy mogłaby pani zamknąć sklep na trzy godziny i użyczyć go tym czterem panią?-spytał Kendall pokazując na nas.
- Nie może pan tak sobie podchodzić i prosić mnie bym zamknęła sklep dla czterech pań. To jest nie...-w końcu się odwróciła,a chłopacy spojrzeli na nią pytająco-W jesteście z Big Time Rush.
- Zaczyna się.-powiedziałam równo z dziewczynami.
- To co?
- Tak oczywiście. Wszystkie panie proszę o podejście do kasy lub natychmiastowe opuszczenie sklepu.
Parę kobiet przyszło i zapłaciło za wybrane ubrania,a reszta wyszła. Chłopacy usiedli w fotelach na przeciwko przebieralni i czekali aż my wyjedziemy. Razem z dziewczynami poszłyśmy wybrać ciuchy, które założymy.
- Wkurza mnie James. A was?-zapytała Stephanie.
- Też.
- Hej. Może przestaniecie się nim denerwować i zajmiecie się wybieraniem ładnych ciuchów,a nie hipisowskich?
- A tobie to nie przeszkadza, co powiedział?
- Stephanie. To jest mój przyjaciel i nic więcej. Ma prawo tak myśleć.
- Niech ci będzie.
Wzięłyśmy po jednym ciuchu i weszłyśmy do przebieralni. Jako pierwsza wyszła Jo, następnie Camille, Stephanie i ja. Chłopakom chyba się nie spodobały nasze sukienki. Moja mi też się nie podobała,ale nie mogłam odmówić wściekłej Stephanie.
- Czy wy musicie tak wyglądać?-zapytał Kendall.
- Kto wam kazał się tak obciachowo ubrać?-zapytał rozbawiony Carlos.
- Ja matole.-powiedziała Stephanie.-Sorki,ale męczy mnie ta sprawa.
- Wy tu poczekajcie,a my wam coś wybierzemy.
Chłopacy po dziesięciu minut byli z powrotem. Kendall dał Jo,Carlos Stephanie,a Logan mi i Camille. Weszłyśmy do przebieralni. Podobał mi się wybór Logana. Kiedy wyszłyśmy chłopacy na to.StephanieJo,Camille i ja.
- No teraz to pięknie.
- Ekstra.-powiedziała Stephanie.
- Popieram.-powiedziała Jo i Camille.
- A ty co myślisz?-zapytał Logan patrząc na mnie.
- Ja? Myślę,że masz dobry gust.
- Wiem,a co macie dla nas?
- Wasze ciuchy na imprezę są już w domu.-powiedziała Camille.
- Więc wracamy.
- Nie jeszcze trzeba jechać po prezent dla Jamesa.-powiedziałam.
- Chcesz mu kupić prezent po tym jak cię potraktował?-zapytał Carlos. Wszyscy byli zaskoczeni moim zdaniem.
- Tak,a Logan mi w tym pomoże.
- Ok,ale nie jestem tego pewien.
Odwieźliśmy ich do domu i zostawiliśmy zakupy,a następnie ruszyliśmy w stronę schroniska. W samochodzie Logan chciał o czymś pogadać. Boję się.
- Vivienne czy coś czujesz do James?
- Co? Skąd ci takie pytanie się wzięło? I niby dlaczego?
- Widzę jak na niego patrzysz, jak się o niego martwisz i z nim rozmawiasz. I jeszcze prezent mu kupisz po tym co powiedział.
Czułam,że po moim policzku spłynęła łza. Logan usiadł obok mnie i odwrócił moją głowę w stronę swojej. Delikatnie otarł moją łzę i powiedział.
- Skoro ci się podoba to mu o tym powiedz.
- Aha. Czyli mam podejść i hej James podobasz mi się, zerwij z Mirandą i bądź ze mną. 
- Tak, dokładnie.
- Czy ty słyszysz co mówisz? To tak nie działa. On ją kocha.
- Ale ona go nie, więc masz szanse.
- Serio tak uważasz?
- Tak, bo jesteś młodą, piękną, ambitną, wesołą i kreatywną dziewczyną. 
- Nie przesadzaj.
- Wcale nie przesadzam.
Nasze twarze były milimetry od siebie. Zaczęło robić mi się gorąco,a Logan zaczął powoli zbliżać się do mnie.
~*~
Sorki,że taki długi i bleee ten rozdział,ale imprezę chcę urządzić w 26, więc rozumiecie. A i postaram się,żeby 26 był o wiele lepszy od tego.

Brak komentarzy: