wtorek, 22 stycznia 2013

80 " (...) Ufam ci (...) "

Siedziałam pod oknem i podziwiałam widoki. Były piękne. Słuchałam Who Knew. Bardzo lubiłam słuchać tej piosenki, a zwłaszcza w takich chwilach jak ta. Zawsze poprawiała mi humor. Nie rozumiem dziewczyn. Przecież Jack jest innym człowiekiem. Chce założyć rodzinę, a one tego nie rozumieją. Nie rozumieją, że on zmienił się. Zrozumiał, że źle postępował i zmienił się. Po co robią z tego taką aferę. To jest moja sprawa czy mu ponownie zaufałam czy nie. Nagle poczułam czyjąś rękę na kolanie. Spojrzałam w drugą stronę i zobaczyłam jak James się uśmiecha.Wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha i zapytałam.

- Coś się stało?
- Nie. Chyba nie.
- Dlaczego chyba?
- Mogę zadać Ci pytanie?
- Jasne. Pytaj o co chcesz.
- Dlaczego znowu zaufałaś Fosterowi?
- Bo się zmienił i bardzo mi pomógł. Nam pomógł. - dodałam z uśmiechem, a mina Jamesa...bezcenna.
- Jak to? Jak nam pomógł?
- Dzięki niemu wiemy kto potrącił Logana.
- Policja by do tego doszła.
- Tak, ale on też podniósł mnie na duchu, a poza tym nie umiem się na niego gniewać w nieskończoność.
- Czy ty chcesz przez to coś powiedzieć?
- Znamy się od piaskownicy i wiemy jak pomóc sobie nawzajem i to bez użycia słów.
- Aha. Martwię się.
- Nie masz o co.
- Ufam Ci i dlatego też nie będę się wtrącał w wasze sprawy, ale jak coś będzie nie tak to masz mi powiedzieć.
- Oczywiście. - powiedziałam i cmoknęłam swojego narzeczonego w policzek.
Wróciłam do wcześniejszego zajęcia, czyli podziwiania widoków. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

~*~...~*~
Oczami Emily 
~*~...~*~

Siedziałam i patrzyłam w okno już od jakiejś godziny. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Vivienne tak się wkurza. Chcemy ją ochronić przed tym gnojem. Ona jest zbyt naiwna i zachowuje się jak małe dziecko. Gdyby miała choć trochę oleju w głowie to by wiedziała, że tacy ludzie jak on nie zmieniają się.
- Naiwna jak małe dziecko. - powiedziałam sama do siebie.
- Co? - zapytał Logan i spojrzał na mnie.
- Vivienne, jest naiwna jak małe dziecko.
- Dlaczego?
- Popatrz tylko na nią.
- Nooo...jest normalna, taka jaka była. - powiedział mój chłopak patrząc na Vivienne, która siedziała za nami w drugim rzędzie.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Nie, nie wiem. Ty i Meg czepiacie się jej jak...rzepy psiego ogona. - powiedział po chwili namysłu.
- Ty jej bronisz?
- Tak. Bo ona niczym nie zawiniła, tylko ty z Meg macie jakieś problemy. - powiedział i zamknął oczy.
- Ja mam problemy? Przecież to ona powinna się leczyć, a nie ja. - podniosłam głos. - Może psycholog jej pomoże.
- Słuchaj. - powiedział Logan i spojrzał na mnie. - Vivienne decyduje sama o swoim życiu i jest zdrowa. To, że nie zgadza się z tobą albo z Meg to nie znaczy, że jest coś z nią nie tak. Zrozum, że nie każdy musi zgadzać się z twoją opinią. - brunet też powoli podnosił głos.
- Uważasz, że zachowuję się jak pusta lalka?
- Sam nie wiem. - powiedział i wstał. - Ale wiem, że nie jesteś tą samą Emily, w której się zakochałem. - dodał i odszedł. Normalnie nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą się stało. Gały mi o mało co nie wyleciały. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

~*~...~*~
Oczami Logana
~*~...~*~

Nie, no Emily zaczyna przesadzać. Kocham ją, ale już jej nie poznaje. Wiem, że to nie jest ta sama dziewczyna co kiedyś. Coś musiało się stać. Pomyślałem i podszedłem do Christine i Carlosa.
- Może i masz rację. - powiedziała Christine i spojrzała w górę, czyli na mnie. - A co ty tu robisz? - zapytała z uśmiechem.
- Możemy pogadać? - zwróciłem się do Carlosa.
- To ja pójdę sobie do Emily. - powiedziała Martinez i wstała.
- Co się stało? - zapytał Latynos, a ja usiadłem na miejsce blondynki.
- Pokłóciłem się z Emily...chyba. - głośno westchnąłem.
- Co? O co?
- O Vivienne.
- No ja też gadałem o tym z Christine, ale ona zgadza się ze mną.
- Czyli uważa, że Emily i Meg robią źle? - zapytałem, a raczej stwierdziłem.
- Dokładnie.
- Ja dostałem jeszcze ochrzan od Emily za to, że jestem po stronie Vivi.
- I co jej powiedziałeś?
- Że nie każdy musi się zgadzać z jej opinią i, że nie jest tą samą dziewczyną, w której się zakochałem.
- Uuuu...
- Żebyś wiedział. Ale szczerze to nie żałuję, że jej to powiedziałem.
- Gubisz się stary. - głośno westchnął.
- A kto się nie gubi w tej zakręconej miłości? - zapytałem i spojrzałem na przyjaciela, a on na mnie. Oboje zaczęliśmy się brechtać.
- Jest jedna osoba, która się nie gubi w tej "całej miłości". - dodał Carlos.
- Kto?
- James.
- Co? Dlaczego? - zadziwiłem się.
- No, bo sam popatrz. Ile jest już z Vivienne? Zaręczyli się, mieli mieć dziecko, ale jeszcze nie widziałem, żeby miał jakiekolwiek problem w związku z Vivienne.
- No masz rację. Ten ich związek jest idealny.
- No, zbyt idealny by mógłby być prawdziwy. - dodał Pena i zaczęliśmy się śmiać.

~*~...~*~
Oczami Kendalla
~*~...~*~ 

- Może i masz rację, ale martwię się o nią. - dodała Meg.
- Skarbie wiem, ale to jest jej życie i to jest jej sprawa czy będzie spotykać się z Jackiem czy nie.
- Noo...
- Ale pamiętaj, że jeśli zrobi jej krzywdę to razem z Jamesem zareagujemy odpowiednio. - dodałem i spojrzałem na swoją ukochaną.
- Dobra. - zaśmiała się.
- Nie martw się. - dodałem i delikatnie musnąłem jej usta.
- Kocham Cię. - dodała, a nasz usta znowu złączyły się w pocałunku.
- Proszę przestać. - powiedziała stewardesa, a my zaczęliśmy się śmiać. Kiedy chcieliśmy znowu złączyć się w pocałunku kobieta "włożyła" między nas magazyn i efekt był taki, że nasze usta połączyły się z Amandą Wilson i Chrisem Brownem. Usiedliśmy normalnie i zaczęliśmy się śmiać.

~*~...~*~
Oczami Vivienne
~*~...~*~

Obudziłam się, ale za to James zasnął.
- Proszę zapiąć pasy, za dwadzieścia minut lądujemy. - powiedział pilot, a ja wykonałam daną czynność. Zapięłam też Jamesa. Po chwili podeszła do nas stewardesa.
- Proszę obudzić chłopaka.
- Oczywiście. - powiedziałam z uśmiechem, a kobieta oddaliła się.
- James, kochanie wstawaj. - szturchałam szatyna, ale on za żadne skarby nie chciał wstać.
- Daj mi jeszcze pięć minut. - powiedział nie otwierając oczu.
- Żadne pięć minut.Wstawaj za chwilę lądujemy.
- Coś za coś. - powiedział z cwanym uśmiechem, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą. Po chwili cmoknęłam usta swojego narzeczonego.
- Mało.
- Wstawaj albo pogadamy inaczej. - zagroziłam, a on spojrzał na mnie jak na debilkę.
- Wypchniesz mnie przez to okno? - zapytał wskazując na okrągłe okienko.
- Nie, bo jesteś za gruby. - wystawiłam mu język.
- Ty mała. - zaczął i chciał mnie łaskotać, ale pilot mu przeszkodził.
- Proszę zapiąć pasy, lądujemy.

No i po piętnastu minutach byliśmy już na lotnisku. Wzięliśmy swoje torby i wyszliśmy na parking. Oczywiście chłopaków "zaatakowały" fanki. Ja miałam zadzwonić po taksówkę, więc odeszłam na bok. Stałabym z dziewczynami, ale nie miałam najmniejszej ochoty z nimi gadać. Kiedy transport był już załatwiony wybrałam numer do Jacka.
- Hej. - przywitałam się z uśmiechem.
- Już myślałem, że jakieś tornado się złapało. - odetchnął z ulgą.
- A więc to tak.
- Wiesz, że bez ciebie świat by nie miał sensu.
- Ty już tyle się nie podlizuj. - usłyszałam w tel Christine. - I tak masz przechlapane.
- Dobrze mówisz Christine.
- Widzisz po powrocie Vivi cię udusi. - dodała. - A kiedy wracacie?
- Za miesiąc.
- Miesiąc na Hawajach. Jak cudnie. Jackuś podróż poślubną chcę na Hawaje. No i żeby trwał miesiąc.
- Ale  my nie jesteśmy w podróży poślubnej.
- Wiem, ale to takie romantyczne miejsce. Ta plaża, ocean i zachody słońca.
- Akurat jest jeden. - powiedziałam i spojrzałam na zachodzące słońce.  Fajnie to wyglądało, bo do tego budynek był oświetlony, więc cudo. Dobrze też, że jest blisko oceanu. Super. Ciekawe czy hotel też będzie tak blisko. Zamyśliłam się, a wyrwał mnie głos Jacka.
- Ty już tyle nie marz. To źle wróży.
- Od kiedy wierzysz w wróżby? - zapytałam i spojrzałam na chłopaków, którzy robili sobie zdjęcia z fankami.
- Odkąd jedna mi się spełniła.
- Jaka? - zapytałam ruszając w kierunku przyjaciół.
- Że spotkam miłość swojego życia i odnowię starą przyjaźń. - powiedział, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Mi nikt nigdy nie życzył tego, a spotkało mnie to w ciągu trzech miesięcy. - dodałam i spojrzałam na Jamesa.
- Tobie trafił się facet idealny. - powiedziała Christine. - Romantyczny, troskliwy, wrażliwy, kochany i potrafiący zadbać o swoje.
- Masz rację, ale zapomniałaś o jednej rzeczy.
- Jakiej?
- Jest meg przystojny. - dodałam i cmoknęłam swojego chłopaka, który właśnie podszedł.
- Kochanie z kim rozmawiasz?
- Z Christine i...
- Jackiem?
- Yhym.
- Pozdrów ich. - nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. - Albo daj ten telefon. - powiedział i zabrał mi wyżej wymieniony przedmiot. - Hej tu James (...) Tak (...) Serio? Nie wiedziałem (...) To gratulacje (...) Pamiętaj jeśli skrzywdzisz Vivienne to będziesz miał do czynienia ze mną, a tym razem nie będę łagodny (...) To super (...) Mam nadzieję (...) No (...) Na razie. - powiedział i się rozłączył. Oddał mi telefon. - Chyba nie jesteś zła, że się rozłączyłem? - zapytał, ja pokręciłam głową na znak, że "Nie".
Razem poszliśmy do taksówki, która zawiozła nas do hotelu. Zamiast czterech, a raczej pięciu pokoi wykupiliśmy sobie apartament, w którym były cztery pokoje. Mój i Jamesa (1) był śliczny, podobnie jak Emily i Logana (2). Meg i Kendalla też był śliczny (3). Najlepszy chyba to był Carlosa i Christine (4)Miała dobrze, bo mieli ogromne łóżko. Łazienka była trochę dziwna, a najgorsze było to, że była jedna w całym apartamencie. Normalnie cud miód.

Brak komentarzy: