wtorek, 22 stycznia 2013

58 " (...) Cholera!!! (...) "


Emily i Logan się całowali. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Delikatnie zapukałam, a oni się nieco zmieszali. Emily spaliła buraka, a Loggy głupio się szczerzył.
- To ja już pójdę. - powiedziała Rain i ze spuszczoną głową wyszła.
Podeszłam do łóżka i ukradkiem na nie usiadłam.Wyszczerzona spojrzałam na Logana.
- Wiesz, że jutro wychodzisz? - zapytałam, a jego wyszczerz poszerzył się jeszcze bardziej.
- Serio?
- Tak. Wyniki masz dobre, więc możesz iść, ale musisz się oszczędzać.
- Dzięki. Jesteś najlpesza.
- Wiem. - powiedziałam i zaczeliśmy się brechtać.
- Ej jak myślisz będę dobrą matką? - zapytałam, a Logan spojrzał na mnie uważnie.
- Jesteś w ciąży?
- Trzy tygodnie.
- James wie?
- Nie.
- Nie powiedziałaś mu, że będzie ojcem?
- A kiedy? Cały czas się kłócimy. Kiedy tylko chcę zacząć temat to nasza rozmowa przemienia się w kłótnię.
- Ale powinnaś mu powiedzieć, że będzie ojcem.
- Ale kiedy? Cały czas się mijamy. Wiesz kiedy ostatni mnie pocałował?
- Kiedy?
- Nie pamiętam.
- Za dużo pracujecie.
- Tak. Może masz rację, ale nie wpadnę do studia i nie powiem " James jestem w ciąży. Cieszysz się? "
- Może i nie, ale powinnaś mu powiedzieć.
- Zrobię to wieczorem. Okay?
- Albo teraz. - powiedział Henderson i wskazał na Jamesa, który właśnie wszedł.
- Vivienne możemy porozmawiać?
- Jasne. - powiedziałam i wyszliśmy na korytarz.
Kiedy się tam znaleźliśmy spojrzałm na niego uważnie. Był czymś zdenerwowany.
- Wszystko w porządku/
- Tak. Tylko mam prośbę.
- Jaką?
- Pamiętasz Nicka?
- Pietnastoletni kuzyn? No.
- Będzie z nami mieszkał przez tydzień.
- Dlaczego?
- Bo jego i moi rodzice wyjechali na urlop, a ja jestem dla niego "wzorem do naśladowanie".
- Spoko. Tylko kto będzie się nim zajmował? Wszyscy pracujemy.
- Miałem nadzieję, że zrezygnujesz.
- Co?! Nie zrezygnuję! Nie ma mowy!
- Mogłabyś chodź raz mi pomóc.
- Ale nie mogę zrezygnować. To jest dla mnie przyjemność, tak jak dla ciebie śpiewanie.
- Na co ja liczyłem? Taka egoistka jak ty ma wszystkich w dupie, nawet przyjaciół i własnego chłopaka.  - powiedział i odszedł. Miałam dosyć tych kłótni, ale w tym momencie nie wiedziałam co mam zrobić. Wróciłam do swoich obowiązków, a wieczorem do domu. Kiedy tylko weszłam do domu zostałam zaatakowana przez Nicka.
- Vivienne!!!
- Cześć Nick. - powiedziałam padnięta i pocałowałam go w czoło.
- Zostaw ją Nick. - powiedział James, a chłk do niego podszedł. - Ona nie ma czasu dla swoich przyjaciół.
- O co ci chodzi? Dlaczego się mnie czepiasz? Jestem zmęczona. - powiedziałam spokojna.
- Jak jesteś zmęczona to idź spać i miej nas wszystkich w nosie.
- Po pierwsze nigdy nie miałam was w nosie, po drugie poświęciłam Ci rok swojego życia i po trzecie cokolwiek robię to tylko dla was, dla ciebie. - powiedziałam, a Maslow do mnie podszedł.
- Nie prosiłem Cię o to. Nie musisz ze mną być skoro jes Ci tak źle. Możesz odejść, zapomnieć o mnie, o nas, ale nie zrobisz tego nawieczność. W końcu wrócisz, będzie Ci nas brak.
- Jeżeli masz być dla mnie taki wredny, mam rezygnować ze wszystkiego to może powinnam tak zrobić.
- Prosiłem Cię tylko o to byś odeszła ze szpitala i zajęła się Nickiem. O nic wiecej nie prosiłem, ale jak widać to jest za dużo dla ciebie.
- Nie James. Nie odejdę nie ,dlatego, że chcę was unikać, ale dlatego, że dzięki szpitalowi jestem samodzielna i nie wiszę Ci na szyji.  Nie musisz mnie utrzymywać.
- Każda tak mówi. Miranda też tak mówiła, ale tylko zależało jej na kasie. Tobie pewnie też tylko zależy na tym i tylko udajesz, że mnie kochasz.
- Co? - zapytałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie płacz, bo to nic nie da. Wiem, że mnie nie kochasz i temu mnie unikasz. - powiedział, a ja jeszcze bardziej sie popłakałam i pobiegłam na górę. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział James. W ogóle jak on może tak sądzić? Przeciez ja go naprawdę kocham. Zawsze kochałam i będę kochać. Nawet jak już nie będziemy razem. Oby nasze rozstanie nigdy nie nadeszło.

Oczami Stephanie

- Nie płacz, bo to nic nie da. Wiem, że mnie nie kochasz i temu mnie unikasz. - powiedział, a Vivienne jeszcze bardziej sie popłakała i pobiegła na górę. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział James. W ogóle jak on może tak sądzić? Przeciez ona naprawdę go kocham. Zawsze kochała i będzie kochać. Nawet jak już nie będą razem. Oby ich rozstanie nigdy nie nadeszło.
- Cholera!!! - krzyknął James po tym jak Vivienne trzasła drzwiami.
- James!!! - skarciłam go.
- Nick przepraszam. Nie powinnieneś być świadkim tej kłótni. - powiedział Maslow.
- Nie przepraszaj mnie tylko Vivienne.
- Ty nic nie rozumiesz.
- Może i nie, ale wiem, że twoje słowa ją zabolały i to bardzo. Nie powinnieneś jej prównywać do innych. Vivienne naprawdę Cię kocha, a ty tego nie widzisz, bo jesteś zajęty pracą. Szkoda mi Ciebie James. Szkoda mi Vivienne, że musi przechodzić przez cos takiego codziennie. Ona chciała tylko Ci pomóc i temu poszła do pracy. Chciała być samodzielna. Zrozum James, że ktoś taki jak ona nie zjawia się codziennie i nie czeka aż ją znajdziesz. Pomyśl. - powiedział Nick i odszedł. Nie mogę uwierzyć, że pietnastolatek zna się na miłości lepiej niż dorosły mężczyzna. Nie no tym to mnie zaskozył. jestem ciekawa co zrobi teraz James. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie Carlos. Poszłam za nimi do kuchnii. Naprawde byłam ciekawa co powie nam nasz pan mondrala. Ciekawe czy wie, że Vivi jest w ciaży/ Ale to ona sama mu powie. Ja się nie wtrącam.

Brak komentarzy: