Notak z dedykacją dla Kini;p, Wiktori Natali, Vivienne Maslow, Justme i Ciri.
Pzdr ;***
~*~
Wyciągnełam swoja walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy byłam w trakcie pakowania kosmetyczni zadzwonił mój telefon. Kiedy zobaczyłam kto dzwoni od razu na mojej twarzy pojawił sie uśmiech. Jack. Pomyślałam i odebrałam.
- Hej księżniczko.
- Christina Cię zabije.
- Akurat sama mi kazała tak się przywitać.
- Aha.
- I jak życie?
- A dobrze. Właśnie pakuję się.
- Wyjeżdżasz? - przeraził się.
- Tak. Lecimy na wakacje, na Hawaje.
- A wakacje. My mam jechać na podróż poślubną na Hawaje.
- A właśnie kiedy ślub?
- Jeszcze nie wiemy dokładnie, ale jeszcze w tym roku albo na początku następnego.
- Aha. Wpadnę.
- Bez ciebie to by niebyło zabawy.
- Słodki jesteś.
- Chwila, ale skoro jedziecie na wakacje to humor dopisuje?
- Tak. Dziękuję.
- A to ja cię wyciągnąłem z dołka, a nie James?
- Można tak powiedzieć.
- Hmm?
- Przecież znamy się od piaskownicy, a z Jamesem parę lat.
- Fakt, ale i tak wykonam taniec szczęścia.
- Lepiej nie.
- Dlaczego?
- Bo jeśli jest to ten sam taniec co w gimnazjum to pożegnaj się z narzeczoną.
- Jej się ten taniec podoba.
- Ale przy nim nie da się nie śmiać.
- I o to chodzi.
- Aha. - włożyłam kosmetyczkę do walizki.
Oczami Emily
Sapokowałam Logana i siebie. O dziwo szybko mi to poszło. Wyszłam na korytarz i trafiłam na Meg i Chritinę. Martinez wychodziła z pokoju Carlosa. Dziwne.
- Spakowane? - zapytała Brown.
- Tak. - powiedziałyśmy równo.
- Kendall też?
- I Carlos. - dodała Christina.
- Czyli idziemy do Vivi. - dodałam.
Wszystkie ruszyłyśmy do pokoju naszej pzjaciółki. Drzwi były otwarte, więc weszłyśmy. Vivienne rozmawiała z kimś przez telefon i kończyła pakowanie się.
- Świnia (...) Między innymi (...) Za dwie godziny (...) Tak, obiecuję (...) Ja nie kłamię (...) Chyba ty (...) Nie, no (...) Tak. Na pewo (...) Jak dasz radę (...) Spokojnie, James mi nie pozwoli (...) Ty już tyle nie kombinuj (...) A niby mój narzeczony to filozof (...) Zapomniałam (...) Dobra, nie miałam czasu (...) Masz rację (...) No (...) Bo się fochnę (...) Załamujesz mnie człowieku (...) Hahaha (...) No (...) Nie jestem dzieckiem (...) Nie prawda (...) Nie, bo James (...) Ale to nie ma znaczenia (...) Jesteś głupi (...) No. (...) Też ją pozdrów i ucałuj odemnie (...) - spojrzałam na nas - przepraszam muszę kończyć (...) Tak na pewno (...) No, pa (...) Pa.
I się rozłączyła. Rzuciła telefon na łóżko i zapieła walizkę.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytałam.
- Z Jackiem.
- Że z kim?! - krzyknęłyśmy równo. Jedyna Christina nie wiedziała o co chodzi.
- Jackiem.
- Zapomniałaś co on Ci zrobił?!
- Nie. Ale zmienił się.
- Ludzie się nie zmieniają!
- Chodzi na terapię! Ludzie potrafią się zmienić jeśli chcą! -podnosiła głos jak my.
- Ale nie tacy jak on!
- Każdy ma prawo się zmienić!
- Znowu mu zaufasz, a ten Cię wykorzysta!
- Znam go od piskownicy i wiem kiedy mogę mu ufać, a kiedy nie!
- Jesteś naiwna!
- Wcale nie!
- On zrobi wszystko tylko,żebyś nie była szczęsliwa!
- Jeśli chcesz wiedzieć to dziki niemu przestaam myśleć o...
- Myślałam, że dzięki Jamesowi!
- Nie! On tylko trochę mi pomógł, a Jack zna mnie na wylot i wie jak mammipoprawić humor i kiedy!
- To może zerwiesz z Jamesem i pójdziesz do niego!?
- Daj mi spokój! - powiedziała i dodała. - James! Gdzie jest twoja walizka!?
- W szafie! - odkrzyknął.
- Nie ma!
- Stoi przed tobą. - powiedziałam.
- Wyjdźcie stąd i dajcie mi spokój!
- Vivienne, ale...- zaczęła Chritina, chociaż i tak nie wiedziała o co tak na prawdę chodziło.
- Wyjdźcie! - krzyknęła, a m zrobiłyśmy jak kazała. Kiedy zamknęłyśmy drzwi dało się słyszeć jak płacze. Nagle na górę weszli chłopcy.
- A tu co takie krzyki? - zapytał Carlos.
- Dajcie mi spokój! - kzyknęłam z Meg i zeszłysmy na dół.
Oczami Jamesa
- Co się stało? - zapytałem.
- No, bo Vivienne rozmawiała przez telefon z jakimś Jackiem.
- Fosterem?
- Nie wiem. No i Emily i Meg naskoczyły na nią, że jest nawina, że zmowu ją skrzywdzi, że skoro mu tak ufa to powinna zerwać z tobą - wskazała na mnie - i iść do niego.
- Foster. - stwierdził Carlos
- A oczym z nim rozmawiała? - zapytałem.
- Coś, że nie pozowliszjej na coś,że jak potrafi, że ją załamuje, że jest większym filozofem od ciebie. I takie tam.
- Aha. - chciałem wejść do pokoju, ale blondynka mnie zatrzymała.
- Ona płacze.
- Dlatego chcę tam wejść. - powiedziałem i delikatnie zapukałem. - Vivienne, otwórz.
- Nie. Zostawcie mnie w spokoju. - mówiła przez płacz.
- Chcę tylko porozmawiać.
- Nie potrzebuję, żebyś jeszcze ty mi wygarnął.
- Chcę tylko porozmawiać, a nie.
- Nie będziesz się czepiał?
- Nie. - powiedziałem, a ona otworzyła drzwi. Po chwili ujrzałem moją narzeczoną całą zapłakaną. Bez słowa ja przytuliłem.
- Wszyscy mówią,że robię błąd przyjaźniąc się z Jackiem.
- Porozmawiamy o tym później. Dobrze?
- Yhym.
- Teraz idź się przebrać, a ja dokończę pakowanie i pojedziemy na lotnisko. Zgoda?
- Ok. - powiedziała i otworzyła walizkę.
- Poczekaj. Dam Ci prezent. - dodałemi wyciągnąłem z szafy piękną sukienkę, buty i wiziorek z naszym zdjęciem w środku.
- Nie musiałeś.
- Ale chciałem.
Dokończyliśmy pakowanie i ruszyliśmy dwoma taksówkami na lotnisko. Już po godzinie siedzieliśmy w samolocie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz