wtorek, 22 stycznia 2013

91 " (...) Spoko (...) "

Oczami Vivienne

Siedziałam w swoim pokoju i czekałam aż Carlos będzie dostępny. Zastanawiałam się czy w ogóle wejdzie. Może posłucham płyty? Pomyślałam i wzięłam torebkę w ręce. Zaczęłam szukać potrzebnej mi rzeczy, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Może mi wypadła? Oby tylko ktoś jej nie znalazł. Pomyślałam, a na skype'ie pojawił się Carlos. Szybko go zaprosiłam, a on przyjął. Na ekranie pojawiła się roześmiana twarzyczka Latynosa.
- Co tak długo? - zapytałam na wstępnie.
- Wybacz, ale musiałem posłuchać interesującej płyty - powiedział i podniósł...MOJĄ PŁYTĘ!
- Skąd ją masz?!
- Wypadła ci jak się żegnaliśmy. Dlaczego nie powiedziałaś, że tak śpiewasz?
- Nie ma się czym chwalić.
- CO?! Jak to nie?!
- Śpiewam jak wygłodzony mors.
- Ale nagrałaś album.
- No.
- Skąd miałaś piosenki?
- Sama je napisałam.
- Co? W tak krótkim czasie?
- Yhym. Miałam tyle uczuć, które chciałam wyrzucić na zewnątrz i...
- Zrobiłaś to dzięki piosenkom?
- Dokładnie.
- Są piękne.
- Dziękuję.
- Ale powiedz mi jedno - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. - Skoro tak tęsknisz za Jamesem to dlaczego nie wrócisz? Z dnia na dzień cierpicie co raz bardziej i to oboje.
- Carlos...
- Ja to widzę. Może i na zewnątrz wyglądacie normalnie, ale w środku cierpicie jak cholera.
- Carlos... - szepnęłam.
- Przyznaj się. Ile razy już płakałaś? Ile razy miałaś ochotę się zabić?
- Ja...
- Vivienne. Może nie jestem specjalistą, ale skoro tak cierpisz przez wasze rozstanie to dlaczego nie wrócisz?
- Mówiłam ci.
- Ale dlaczego nie wcześniej?
- James mnie nienawidzi.
- Kogo nienawidzę? - usłyszałam ten kochany głos, a po chwili zobaczyłam jego twarz od ponad miesiąca.
- Cześć - powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Vivienne...Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
- Tęskniłam - powiedziałam cicho.
- Ja też - głośno westchnął po czym dodał. - Szkoda, że nie ma cię z nami.
- Dlaczego?
- Bo mógłbym cię przytulić...pocałować...powiedzieć jak bardzo cię kocham i jak brakowało mi twojego widoku.
- Możesz przecież to teraz powiedzieć.
- Ale to nie to samo. Kiedy wrócisz? - zapytał, a Carlos gdzieś poszedł.
- Po nowym roku.
- A na święta nie możesz? - zapytał z nadzieją?
- Jestem w Los Angeles...
- Serio? Gdzie?
- Jestem w Los Angeles, ale nie mogę wrócić.
- Co? Dlaczego?
- Mam parę spraw do załatwienia.
- A mogę przyjechać?
- Na drugi koniec miasta?
- Nawet na koniec świata bym pojechał...tylko po to by spotkać cię.
- James...
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- To dlaczego nie wrócisz?
- A mam poco?
- Tak. Wiesz jak się martwimy? Wszyscy, a szczególnie...ja.
- Mogę jedynie zgodzić się na wspólne zakupy świąteczne.
- Dzisiaj?
- Tak. Będę za... - spojrzałam na telefon. - Dziesięć minut.
- Tak szybko?
- Jestem w okolicy - dodałam i puściłam mu oczko.
- Spoko.
I na tym rozmowa się skończyła. Boże dziękuję, że mogłam go zobaczyć. Wyłączyłam laptopa i szybko zbiegłam na dół.  Założyłam buty i gotowa ruszyłam w kierunku domu chłopaków. Jak mówiłam po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Chciałam zadzwonić do drzwi, ale coś mi mówił, żeby wejść tak jak zawsze. Po chwili nacisnęłam klamkę i byłam już w środku. Z salonu usłyszałam głos Kendalla.
- David to ty?!
- Złodziej! - krzyknęłam i gdy byłam w salonie.
Kiedy mnie zobaczyli ich miny bezcenne. Najlepsza to Logana.
- To Vivienne - powtarzał ciągle z tą samą miną.
Przypuszczałam, że dziewczyny rzucą się na mnie, ale ona siedziały jeszcze bardziej zdziwione.
- Cześć!
- Hej Carlito.
- Cześć kochanie - usłyszałam koło ucha ten cudowny głos. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam Jamesa.
- Kochanie?
- Zawsze nim będziesz - dodał i objął mnie w pasie.
- Przypomnę ci te słowa.
- Nie będziesz musiała - powiedział i chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Tylko pary się całują.
- A...
- Powiedziałam. Załatwię to co mam do załatwienia i MOŻE będziesz mógł mnie zabrać do raju - dodałam, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, a w oku ten błysk.
- Zrób to szybko.
- Staram się - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Chwila! - usłyszałam głos Logana, odwróciłam się, ale James mnie nie puścił. - Co ty tu robisz?!
Spojrzałam na Jamesa i dodałam:
- To ja tu się fatyguję do ciebie, a ty mi z takim powitaniem wyjeżdżasz? - udałam obrażoną.
- No przepraszam, ale mogłaś dać znać, że przyjdziesz.
- Vivienne!!! - dziewczyny się "obudziły" i rzuciły się na mnie. Efektem tego był grupowy upadek na Jamesa.
- Złaźcie! - dziewczyny zeszły, ale ja leżałam.
- A ona? - oburzyła się Emily.
- Ona jest lekka.
- Uważasz, że jesteśmy grube?! - oburzyła się Christine.
- Nie oto mi chodziło!
- Nie? A o co?!
- Jestem przyzwyczajony do jej ciężaru.
- Co?! - wstałam i założyłam ręce na piersi.
- No...
- Dajcie już mu spokój - odezwał się Kendall. - Vivienne, po co przybyłaś w nasze jakże skromne progi?
- Przybyłam zabrać was na zakupy świąteczne.
- Daj nam dziesięć minut - powiedziały równo dziewczyny i pobiegły na górę.
- Dlaczego przyszłaś? - zapytał Logan.
- Po to? - zapytał Carlos i podał mi płytę.
- Dziękuję - już miałam odebrać swoją własność, ale ktoś mnie wyprzedził.
- Ty śpiewasz?! - Logan i Kendall z podziwu nie mogli wyjść.
- Nie.
- Vivi.
- To wygłodzony mors.
- Posłuchamy to się przekonamy - dodał Logan kładąc płytę na stolik.
- Zostaniesz na noc? - zapytała Meg, która właśnie przyszła.
- A mogę?
- Śpisz ze mną! - powiedział szybko James, a ja spojrzałam na niego jak na debila.
- Nie, bo się rozpychasz.
- Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało - udał obrażonego, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
W dobrych humorach ruszyliśmy do centrum handlowego. Ja chodziłam z dziewczynami i gadałyśmy, a chłopcy sami.
- Przyjdziesz na święta? - zapytała Emily.
- Tak, ale ani słowa Jamesowi  - powiedziałam, a ona aż pisnęła ze szczęścia.
- Dlaczego? - zaciekawiła się Meg.
- Wiecie gdzie mieszka Jack?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Przyjdźcie jutro do niego.
- Po co?
- Jestem tam.
- Serio?
- Tak, ale nie mówcie nic chłopakom, bo naprawdę wyjadę, ale już nie wrócę.
- Okay. Dotrzymamy tajemnicy - powiedziała Christine, a chłopcy "wyrośli" jak z pod ziemi przed nami.
- A co to za tajemnice?
- Osobiste.
- Tak czy tak Emily mi powie.
- Nie byłabym tego taka pewna kochanie.
- Przekonamy się.
- Wracamy?
- Pewnie.
No i już po godzinie spaceru byliśmy obok domu chłopaków. Już miałam się żegnać gdy usłyszałam znienawidzony głos.
- A tu jesteś - odwróciłam się i zobaczyłam Lucka.
- Daj mi spokój - chciałam odejść, ale on mną tak szarpnął, że to co miałam w rękach spadło na chodnik.
- Słuchaj! Ja z tobą nie skończyłem!
- Puść ją - obok mnie pojawił się James, a ten momentalnie mnie puścił.
- W końcu będziesz musiała wyjść, a ja wtedy cię dorwę.
Po chwili siedziałam w salonie u chłopaków. Sama nie wiem, ale coś mnie zmusiło, żeby to powiedzieć:
- Mogę zostać na noc?
- Jasne - powiedział James i objął mnie ramieniem.
- Oglądniemy jakiś film? - zapytał Kendall.
- Jasne.
- Co powiecie na horror.
- Tak - powiedziałam razem z chłopakami kiedy dziewczyny "Nie".
- Czyżby Vivienne polubiła horrory? - zapytał Carlos.
- Nie, ale jest pewna osoba, dla której to robię - powiedziałam i kontem oka spojrzałam na Jamesa. On tylko się cieszył jak głupi do sera i objął mnie jeszcze bardziej.

~*~...~*~

Najlepszego dziewczyny! Dzisiaj są MIKOŁAJKI!!!! Dużo zdrówka, szczęścia, pomyślności i chłopaków na pęczki... :D
Pzdr ;***

Brak komentarzy: