- K...K...Kim jesteś? - zapytałam przerażona.
- Witaj Vivienne jestem Luke, Luke Jackson.
- Ja cię nie znam. Czego chcesz?
- Przychodzę tu zamiast kolegi.
- Jakiego kolegi?
- Pewnie go znasz. Byliście blisko.
- Jack.
- Tak. A teraz przejdźmy do rzeczy.
-...- przełknęłam ślinę, a po chwili upadłam na ziemię.
- Jeżeli odezwiesz się do któregoś z Big Time Rush to pożałujesz tego.
- Mam prawo rozmawiać z kim chce.
- Nie kotku. Ja stawiam warunki.
- A sobie stawiaj i tak ich nie będę przestrzegać.- i znowu upadłam na ziemię.
- Jeśli jesteś taka odważna.
- A co mi zrobisz?
- Tobie? Nic. Ale James albo Logan może ucierpieć na tym i to bardzo.
- Dlaczego ty to robisz?
- Mój przyjaciel nie chce, żebyś była z którymś z nich.
- Ale...
- Dobrze ci radzę. Jeśli odezwiesz się do któregoś z nich to możesz już nigdy go nie zobaczyć.
- Co?
- Tak, a na zachętę zabieramy Jamesa.
- Co?
- W ten sposób nie było by zabawy.-powiedział Luke i pogładził mój policzek.
- Będzie jak chcesz, tylko nie rób im krzywdy.
- Dobra dziewczynka.
Zamknęłam oczy i ruszyłam w kierunku domu. Czego chce on od mnie? Odwróciłam się powrotem.
- A i nie było tej rozmowy.
- Dobrze.
- Radze ci to opatrzyć. - powiedział i pokazał na moje oko. Delikatnie dotknęłam i poczułam jakiś płyn. Spojrzałam na palce. To była krew. Zasłoniłam oko i pobiegłam do domu. Była druga w nocy, więc wszyscy pewnie śpią. Po cichu weszłam do środka. Buty Jamesa były na miejscu. Wrócił. Pomyślałam i weszłam do kuchni. Wyciągnęłam apteczkę z szafki.
Oczami Logana
Leżałem w łóżku i tępo gapiłem się w sufit. Spojrzałem na Camille. Spała. Głośno westchnąłem i spojrzałem na zegarek w telefonie. Wskazywał drugą w nocy. Wstałem i zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni i walnąłem w kontakt. Lampy w suficie się zapaliły. Mam nadzieję, że nikt tego nie słyszał, pomyślałem.
Oczami Jamesa
Spokojnie leżałem na swoim łóżku i bezsensownie gapiłem się w sufit. Nagle usłyszałem jakiś trzask. Muszę to sprawdzić, pomyślałem. Opuściłem swój pokuj i ostrożnie zszedłem na dół. Światło w kuchni się paliło. Przy barze nikogo nie było. Powoli podszedłem do drzwi i przyłożyłem ucho. Słyszałem głos dziewczyny i chłopak. Znałem ich. Była to Vivienne i Logan.
- Dlaczego zawsze trafie na jakiegoś dupka? Dlaczego się nie umawiam z normalnymi chłopakami? Takimi jak ty…
W tym Momocie mnie zamurowało. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Vivienne powiedziała, że chciałaby umówić się z Loganem. Nie wiem, dlaczego, ale to mnie zabolało. Załamany poszedłem do swojego pokoju.
Oczami Vivienne
-…jak ty, James, Kendall czy Carlos.
- Nie wiem.
- Hej słyszałeś to?
- Ale co?
- Ktoś chodzi po domu.
- Wydawało ci się.
Nagle dało się słyszeć dźwięk tuczącej się szyby.
- To, to na pewno mi się nie wydawało.
Razem z Loganem pobiegłam na górę. Wszyscy powychodzili ze swoich pokoi.
- A to co?- zapytał Kendall.
- Bombardują nas, czy co?- zapytał Carlos.
- Ej, a to nie było z pokoju Jamesa…- zapytała Jo-a jak coś mu się stało?
- Może przestaniecie gadać i to sprawdzimy?- powiedziałam.
Wszyscy weszliśmy do pokoju Maslowa. Było widać, że odbyła się tu walka. Oko było wybite, a firanki delikatnie powiewały.
- James!!!-krzyknęliśmy wszyscy. Camilla wtuliła się w tors Logana, Jo Kendalla, Stephanie Carlosa, a ja upadłam na kolana. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co mam robić. Nagle mnie oświeciło.
- Luke!- krzyknęłam i wybiegłam na dwór. Wszyscy pobiegli za mną.
Pod oknem Jamesa była mała kałuża krwi, a w stronę furtki ślad jakby ktoś go ciągnął.
- James.- szepnęłam i przytuliłam się do Logana. Czułam, że z mojego niespuchniętym oka spływają łzy.
Kendall zadzwonił po policję. Po paru minutach przyjechali. Spokojnie przyglądałam się jak badają sprawę. Odciski palców itp. Kiedy pojechali siedzieliśmy w salonie i milczeliśmy do rana.
Spojrzałam na zegarek wskazywał szóstą. Zerknęłam na przyjaciół. Im udało się zasnąć, ale mi nie. Nie mogłam zapomnieć słów komisarza. Wy czekajcie cierpliwe. My wszystkim się zajmiemy. Ja tak nie mogę. Muszę go znaleźć. Po prostu muszę mieć tu Jamesa. Nie mogę bez niego. Nie można. Weszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic. Włosy spięłam w wysoką kitkę. Miałam na sobie czarną bokserkę, beżowe spodenki i na to czarno-różowa bluza. Założyłam szare Vanessy i chciałam wychodzić, ale ktoś mnie zatrzymał.
- A ty gdzie się wybierasz?- to był Logan.
- Przejść się.
- Czekaj idę z tobą. Nie wyglądasz najlepiej.
- Przepraszam, ale chcę pobyć sama. Przykro mi.
Wyszłam. Poruszałam się Ulicami L.A. Po paru minutach dotarłam do centrum handlowego. Weszłam na drugi piętro i stanęłam przy barierce. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno. Poczułam tylko jak spadam i upadek. Zanim upadłam usłyszałam kogoś krzyk. Kogoś znajomego.
- Vivienne!
Oczami Logana (znowu)
Cały czas podążałem za Vivienne. Nie mogłem zostawić jej samej. Obawiałem się najgorszego. Przecież ona nic nie jadła i nie spała od wczoraj. Jeszcze miała podbite oko. Niby przez szafkę, ale ja w to nie wierzę. To wszystko źle wróżyło. Miałem złe przeczucia. Nagle moja przyjaciółka zachwiała się. Chciałem podejść do niej i jej pomóc, ale było za późno. Vivienne wypadła przez barierkę.
- Vivienne!!!- krzyknąłem i pobiegłem do przyjaciółki.
To co zobaczyłem przeraziło mnie. Vivienne wyładowała w fontannie. Leżała w wodzie zmieszanej z krwią. Wziąłem ją na ręce i rzuciłem komuś komórkę, żeby zadzwonili po pogotowie.
~*~
Długie, ale mam nadzieję, że podobało się.
Bluza:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz