wtorek, 22 stycznia 2013

110 " (...) Życie ci miłe (...) "

Na sam początek strasznie Was przepraszam, że nie zobaczycie komentarzy pod notkami, które musiałam nadrobić, ale szczerze to nie mam czasu. Wieeeeeeeem ferie mam i czasu brak? Dziwne, ale mam zaległości w szkole tak samo jak na Waszych blogach. Dlatego też przeczytałam Wasze notki, a opinię zobaczycie za chwilę, a następnie zapraszam na notkę nr 110. Jeszcze raz strasznie przepraszam i proszę o WYBACZENIE.

Wiktora Natalia
Rozdział 40

Dziewczyny! Co Wy kąbinujecie?! Mam nadzieję, że Nath spławi tego całego Toma. A jeśli nie to Was powyszczelam jak kaczki. Taaaak jak kaczki……….. Nie no żartuję, ale Tom ma ZNIKNĄĆ. Proooooooosze… Czeeeeeeeeekam nn ;D


Ciri
Jednorazówka II – W pogoni za marzeniami (cz. 1, 2 i 3 )

Dlaczego ty tak piszesz? Skąd bierzesz te pomysły? Mam problem, bo... ZAKOCHAŁAM SIĘ w tym co piszesz ;D I to DOSŁOWNIE ;D Czekam na dalsze jednorazówki ;d  No i z WIELKĄ niecierpliwością na następną część :D 

Nie jestem pewna czy to wszystko, ale w razie czego PISZCIE w komentarzach jeśli o kimś zapomniałam.

PS: Obiecuję, że teraz nie narobię sobie takich zaległości i będę na bieżąco ;d 

Zapraszam na notkę. Miłego czytania :****


~*~

Po niecałej godzinie byłam w domu. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, ściągnęłam buty i ruszyłam do salonu. Wszyscy tam siedzieli. Nawet James. Popatrzyłam na nich chwilę, po czym oni wszyscy gwałtownie wstali na mój widok.
- Gdzieś ty była? - pytał Logan.
- Już chciałem do FBI dzwonić - dodał James.
- Hahahah - wyśmiałam go. - A znasz w ogóle numer?
- Co? - zdziwił się.
- Idź poszukaj Liz. Pewnie się zgubiła w domu - powiedziałam.
- O co ci chodzi?
- O nic - warknęłam i usiadłam na kanapie.
- Gdzie byłaś? - powtórzył Logan.
- W studiu.
- Nie kłam. Byliśmy tam - dodała Meg.
- Ale ja byłam w innym studiu. Trza było włączyć telewizor. Kanał ósmy - uśmiechnęłam się słodko.
- Co?
- Britney Show.
- Występowałaś tam?
- Tak. Odpowiadałam na pytania związane z naszym rozstaniem - dodałam patrząc na Jamesa.
- I co powiedziałaś?
- Prawdę, to co myślę - mruknęłam włączając telewizor.
- To znaczy? - zapytał James, a na ekranie pojawiłam się ja.
- Sam zobacz - dodałam i pogłośniłam.
Po jakiś pięciu minutach wyłączyłam TV i spojrzałam na "zawieszonych" przyjaciół.
- Zamknijcie buzie, bo wam mucha wleci - dodałam.
- Ty... ty... - jąkał się.
- Tak. Ja powiedziałam to co czuję, co myślę - dodałam obojętnie.
- Ale ja dla ciebie jestem taki chamski - wydukał.
- Zrozum, że nie każdy jest taki - westchnęłam i poszłam do ogrodu na hamak.
Leżałam tam i bez sensownie wpatrywałam się w konary drzew. Nie wiem co w nich widziałam. Nie wiem w jaki sposób, ale kiedy tylko wiatr delikatnie nimi ruszył liście ukształtowały twarz mojej rodzicielki. Szpenęła:
- Dobrze zrobiłaś, kochanie - uśmiechnęłam się i znowu ten wiatr, a moja mama zniknęła.
- Możemy pogadać? - usłyszałam Jamesa. Tak mnie wystraszył, że spadłam z hamaku.
- Boże nie strasz mnie tak - szepnęłam łapiąc się za serce i powoli wstając.
- Przepraszam - zaśmiał się i pomógł mi usiąść na hamaku.
- O czym chciałeś pogadać? - zapytałam patrząc na niego.
- No, bo wiesz... - zaczął i zaczął unikać mojego wzroku.
- A ty jak zwykle - zaśmiałam się. - Popatrz na mnie i powiedz o co chodzi. Tylko szczerze.
- Dobrze - westchnął i spojrzał i w oczy. - Dlaczego tak powiedziałaś?
- W sensie?
- Tak mnie opisałaś. Odpowiadałaś na pytania.
- Mówiłam - uśmiechnęłam się wbrew sobie. - Mówię to co myślę... co czuję.
- Ale ja... ja jestem dla ciebie... zupełnie inny - zakończył szeptem.
- Ale to nie znaczy, że zawsze taki byłeś.
- Co masz na myśli?
- Ranisz mnie, ale co mam zrobić? Uderzyć cię? Zabić? Co mi to da? - zapytała. - Nic po za większym cierpieniem.
- Przepraszam - szepnął.
- Nie masz za co.
- Właśnie, że mam i to dużo.
- Miłość jest gotowa wybaczyć wszystko, a nawet oddać życie - szepnęłam i odeszłam.
- Vivienne, czekaj! - krzyknął i złapał mnie za rękę.
- Co?
- Dziękuję - uśmiechnął się.
- Nie ma za co - delikatnie pocałowałam go w policzek.
Weszłam jeszcze do kuchni po butelkę wody i walnęłam się przed TV z pozostałymi. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
- Halo? - odebrałam. Dzwonił David.
- Przyjedź do studia. Musimy nagrać nową piosenkę.
- Dobrze - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Telefon włożyłam do torebki tak samo jak butelkę wody.
- Logan mogę pożyczyć samochód? - zapytałam patrząc na niego.
- Jasne - dodał wyciągając kluczyki z kieszeni. - Proszę.
- Dzięki.
Uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Na pierwszym skrzyżowaniu miałam czerwone światło. Nagle wskoczyło zielone, więc ruszyłam. Nagle jakiś samochód we mnie wjechał. Zaczęłam się kręcić prosto na cysternę z paliwem. Ta szybko ruszyła do przodu przez co uderzyłam w ścianę budynku. Zdążyłam zobaczyć, że zrobiło się wielki zamieszanie, a następnie straciłam przytomność.

~*~
Oczami Logana
~*~

Siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś film. Cały czas się śmialiśmy. Co się dziwić? Przecież to komedia, więc logiczne, że będziemy się śmiać. Nagle na ekranie pojawiła się reporterka, a w prawym górnym rogu zdjęcie katastrofy w środku miasta.
- Przerywamy program by nadać informacje z ostatniej chwili - zaczęła. - W samym centrum miasta na skrzyżowaniu Leonarda miał miejsce tragiczny wypadek. Nikt nie ucierpiał, ale są rani. Jednym z nich jest dziewczyna. Młoda, piękna. Lekarze twierdzą, że cudem przeżyła i powinna być wdzięczna kierowcy cysterny. Dziewczyna uderzyła w ścianę budynku. Jest to Vivienne Justice. Jechała na nagranie nowej piosenki, ale nie dotarła. Samochód nadaje się tylko na złom. Pani Justice ma szczęście, że przeżyła. Wiemy tylko tyle iż panna Vivienne ma złamaną rękę i lekki wstrząs mózgu. Nic więcej nie wiemy na temat stanu jej zdrowia. Winowajca tego złego zdarzenia uciekł. Policja aktualnie go poszukuje, a pogotowie ratuje rannych, bez których nie odbyło się.
- Czy ona...? Przed chwilą...? - nie mogłem się wysłowić.
- Vivienne... - szepnął James. - Musimy jechać do szpitala. I to szybko.
- Jedziemy - dodałem i już po chwili byliśmy w drodze.
Nie minęło dziesięć minut, a byliśmy na miejscu. Szybko podbiegłem do recepcji.
- Gdzie leży Vivienne Justcie? - zapytałem na jednym wdechu.
- Kim pan jest?
- Jej kuzynem. Nazywam się Lo... Mark! - krzyknąłem i podbiegłem do lekarza.
- Tak?
- Co z Vivienne?
- Skąd ma te tabletki? – zapytał i podniósł jakieś pudełko.
- Nie… Nie wiem – co on do cholery mi pokazuje?
- Są to bardzo silne leki antydepresyjne. Vivienne je brała.
- Co? – ręce mi się zaczęły trząść.
- Dokładnie. Brała je. Nie wiemy jak długo, nie wiemy ile, ale wiemy, że przez nie mogła umrzeć.
- Co? Jak to? – zapytała Meg.
- Jej życie jest zagrożone, bo ten wypadek ją tylko dobił.
- Możemy ją zobaczyć? – usłyszałem Jamesa.
- Zejdź mi z oczu – wycedziłem przez zęby.
- Ale…
- Zejdź mi z oczu albo cię zabiję – zacisnąłem pięści, a moja nienawiść do niego wzrastała z każdą chwilą.
- Nie wiedziałem…
- Zejdź mi z oczu jeśli życie ci miłe.
- Logan… - szepnęła Vicki i położyła mi rękę na ramieniu.
- Co? – zapytałem wściekły i się do niej odwróciłem.- Przez tego gnoja życie mojej małej kuzynki jest zagrożone! Nie rozumiesz, że to moja jedyna kuzynka?! On tak po prostu pozwoliłby, żeby umarła!
- Nie wiedziałem!
- Jeszcze jedno słowo, a cię zabiję! – zwróciłem się do szatyna.
- Logan… - usłyszałem Marka i się do niego odwróciłem. – Vivienne jest przytomna, ale słaba. Jeśli chcesz… sala numer 15. Tylko jej nie męcz.
- Dobrze. Dzięki – uśmiechnąłem się i skierowałem do sali, w której leżała moja kuzynka.  
Kiedy tylko przekroczyłem próg zobaczyłem jak leży i patrzy w okno. usiadłem obok niej, a ona spojrzała na mnie.
- Przepraszam Odkupię ci samochód.
- Pieprzyć ten samochód. Ważne, że tobie nic się nie stało... no nic poważnego.
- Jeśli będzie dobrze, to juro mnie wypuszczą.
- Słyszałem - uśmiechnąłem się pod nosem. - Vivienne powiedz i dlaczego brałaś te leki?
- Ja...
- Wiesz, że mogłaś przez nie umrzeć? A ten wypadek cię tylko dobił?
- Wiem. Ale co miałam zrobić? Nie mogłam zapomnieć o słowach Liz, a one mi pomagały.
- Chwila. Jakich słowach?
- Powiedziała, że teraz jej nie stanę na drodze i może okraść Jamesa.
- Powiedziałaś mu o tym?
- Yhym, ale stwierdził, że robię to po to by wrócił do mnie przez co...
- Przez co? Co?
- Spoliczkowałam go i zwyzywałam od najgorszego.
- I dobrze zrobiłaś.
- Co?
- Niech wie, że z nami się nie zdziera- lekko ją szturchnąłem. - Po za tym sam go przed chwilą o mało co ni zabiłem.

~*~
Oczami Vivienne
~*~

- Jak to?
- Logan, ale ja nie wiedziałem... - zaczął go przedrzeźniać  co wychodziło mu rewelacyjnie. - Trzeba być głupi, żeby nie wiedzieć kiedy laska za tobą tęskni.
- I kto to mówi? - zaśmiałam się. - Doktor miłość się znalazł.
- A żebyś wiedziała. Ja przynajmniej traktuję dziewczyny poważnie.
- A Vicki?
- Co Vicki?
- I ty pan doktor od miłości? Przecież podobasz się jej.
- Serio? Nie zauważyłem.
- Idź mi stąd, bo cię zabiję - śmiałam się.
- Zrobisz to Vicki? Nie przeżyje bez swojego chłopaka.
- Hahaha... jakoś da radę. Chwila. Chłopaka?
- Tak, dokładnie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! - zaczęłam piszczeć z radości.
- Piszczysz jak mysz pod miotłą - zaśmiał się. 
- Hahha... bardzo śmieszne, ale myszy są BARDZO ciche - wystawiłam mu język. 
Oczywiście cała jego wizyta przebiegła bez żadnych zarzutów. Dużo się śmialiśmy rozmawialiśmy i "obmyśliliśmy" plan. To znaczy "genialny" Logan stwierdził, że powinnam udawać amnezję. Mówił, że przez to zobaczymy czy Jamesowi nadal na mnie zależy. Głupi pomysł, no ale zgodziłam się. Przynajmniej trochę się pośmieję. 

~*~
Oczami Jamesa
~*~

Dlaczego Logan mnie obwinia o to, że Vivienne brała te leki? Przecież to nie moja wina, że popadła w depresję. Prawda? Cholera! Dlaczego jestem taki głupi?! Przecież nie powinienem słuchać się Elizabeth. Nie powinienem być dla niej taki chamski. Przecież ją kocham. Chyba... Nie wiem... Sam już nie wiem co do niej czuję. Może nigdy jej nie przestałem kochać? Naprawdę jestem głupi. Nawet nie wiem co czuję do dziewczyny, która wywróciła moje życie do góry nogami. Pewnie gdyby nie ona już mnie by tu nie było. Zawsze była blisko mnie, wspierała, rozumiała, kochała. Muszę pożądanie się zastanowić na uczuciami do tej dziewczyny póki nie jest za późno. 

3 komentarze:

Paula pisze...

Piekny rozdzial!!! Hehe, ale uknuli szatanski plan ;p James nad czym ty sie chcesz zastanawiac?! Nie wiesz czy ja kochasz?! Mam nadzieje, ze pomyslisz i sie dowiesz ;)

jus pisze...

James, jesteś na dobrej drodze :D co nie znaczy, że nie przestałeś być młotkiem! Jak ją kochasz, to dajesz, powiedz jej to! A plan jest spoko. :D Vivi tylko się nie rozczaruj tym pół-mózgiem ;) Ale dadzą radę, będą razem, wezmą ślub i będą mieli gromadkę dzieci i psa! :D

PS zaglądnij do mnie :D

jus pisze...

James, jesteś na dobrej drodze :D co nie znaczy, że nie przestałeś być młotkiem! Jak ją kochasz, to dajesz, powiedz jej to! A plan jest spoko. :D Vivi tylko się nie rozczaruj tym pół-mózgiem ;) Ale dadzą radę, będą razem, wezmą ślub i będą mieli gromadkę dzieci i psa! :D

PS zaglądnij do mnie :D