wtorek, 22 stycznia 2013

60 " (...) Nie wiedziałem, że jestem takim potworem... (...) "


Obudziłam się dosyć wcześnie, a dokładniej o szóstej. Odwróciłam się w stronę Jamesa. Niby spał, niby nie. Sam nie wiem. Chyba śpi. Delikatnie wstałam i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybko prysznic i ubrałam sukienkę. Weszłam z powrotem do pokoju. James jeszcze leżał w łóżku. Wzięłam telefon, sandały i torebkę. Kiedy znalazłam się w salonie usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. Dokładniej dziewczyny rozmawiały z chłopakami (oprócz Jamesa, który sobie smacznie spał) na temat mnie i mojego dziecka.
- Ale powinniśmy powiedzieć Jamesowi.
- Popieram Kendalla, w końcu to też jego dziecko. - mówił Carlos.
- Ale nie rozumiecie, że nie możemy? - mówiła Emily.
- Vivienne musi sama to zrobić. Nie powinniśmy się w ogóle wtrącać. - mówiła Meg.
- Racja, ale musimy zadbać o nią i o dziecko. - mówiła Stephanie, a ja weszłam do kuchni. Wszyscy spojrzeli na mnie. Wzięłam butelkę wody z lodówki i jabłko.
- Jeśli chcecie mi coś powiedzieć to proszę bardzo. - powiedziałam, a oni spojrzeli po sobie. - Tak myślałam. - już chciałam wychodzić, ale jeszcze dodałam. - A i sama potrafię o siebie zadbać.
- Kochanie wiemy, ale martwimy się.
- Emily wiem i za to jestem wam wdzięczna, ale nie chcę robić z tego wielkiej afery.
- Zgoda. Zjesz śniadanie?
- A co macie? - zapytałam stawiając obok stołu.
- Omlety. Carlito robił.
- A właśnie. Carlos mógłbyś zrobić dzisiaj na obiad tego swojego słynnego chicken pot pie?
- Ale ty miałaś robić obiad?
- Tak wiem, ale mam parę spraw do załatwienia.
- A to jakich?
- Związanych z wypadkiem Logana, szpitalem i takie tam.
- Aha. Spoko.
Kiedy chciałam juz wychodzić Stephanie mnie jeszcze zatrzymała.
- Ej, a byłaś na USG?
- Dziękuję, przypomniałaś mi, ale to dopiero w sobotę.
- Aha.
Zadowolona wyszłam z domu. Skierowałam się do Jack'a. Byłam ciekawa co mi powie.

Oczami Jamesa

Obudziłem się zaraz po tym jak Vivienne wyszła. Wziałem szybki prysznic i zeszłem na dół. W salonie usłyszałem fragment rozmowy moich przyjaciół.
- Mam nadzieję, że nie zrobi czegoś głupiego. - powiedziałs Emily.
- Przecież to jest nasza mądra Vivi. Nie zrobiłaby niczego co zaszkodziło by jej albo... - Kendall przerwał, bo wszedłem do środka. Spojrzałem na nich dziwnie jak robiłem kawę.
- A wy co tak nagle ucichliście? - zapytałem, a oni zmieszali się.
- yyy...babskie sprawy. - powiedziała szybko Meg.
- Babskie sprawy i jest tu Kendall i Carlos?
- Tak, dokładkie. - powiedział Carlito.
- wiem, że ukrywcie przedemną coś co jest związane z Vivienne i jej zdrowiem.
- Co? Nieee... - protestowły dziewczyny.
- Tak, na pewno. Chcecie mieć tajemnice to proszę bardzo, ale i tak dowiem się co jest grane. - powiedziałem, a do kuchni wszedł zaspny Nick.
- Dzień dobry.
- Cześć. Vivienne poszła do lekarza?
- Po co miała by iść do lekarza? Chora jest? - zapytałem, a on nieświadomy tego co mówi mi wszystko powiedział.
- No, bo będzie mieć dziecko. - powiedział, a ja spojrzałem na pozostałych. Ci jakby nic się nie stało. Nick poszedł się ubrać, a my wróciliśmy do rozmowy.
- Dlaczego mi nie powiedziała?
- Bo nie potrafiła, a jak chciała to się kłóciliście. - wyjaśniła Emily.
- Ile?
- Trzy tygodnie. - dodała jeszcze bardziej przygnębiona Emily.
- Super. własna dziewczyna bała mi się powiedzieć, że będę ojcem.
- James ona nie chciała źle. - Meg mnie zatrzymała, a ja wyrwałem rekę z jej uścisku.
- Nie wiedziałem, że jestem takim potworem. - powiedziałem i wyszedłem. Skierowałem się do sypialni. Rzuciłem się na łóżko i zacząłem myśleć. Po dziecięciu minutach wząłem zeszyt i gitarę. Napisałem piosenk ę dal Vivienne i nazwałem ją Lost. Chcę zaśpiewać to wieczorem.

~*~

Podobało się? Mam nadzieję. A i blogi postaram sie nadrobić. Obiecuję. Kiedy tylko znajdę chwilkę to przeczytam, każdy rozdział, ale nie obicuję, że dodam komcia. Pzdr ;*****

Brak komentarzy: