Gotowy zszedłem na dół. Do stołu było już nakryte. Chłopaki stali tyłem do mnie i gadali. Podszedłem do nich.
- Zakocha się - powiedział Carlos.
- Kto się zakocha? - zapytałem, a oni aż podskoczyli.
- Boże Logan nie strasz nas tak - mówił James.
- Ale ja nic nie zrobiłem. Gdzie dziewczyny?
- Pomagają Victorii.
- Aha.
- Denerwujesz się? - zapytał Kendall.
- Ja? Czym?
- Wiemy, że masz słabość do Victorii.
- Sam jesteś taka słabość - powiedziałem, a na dół zeszła Vivienne, Christine i Meg.
Miały na twarzyczkach chytre uśmieszki. Już ja wiedziałem co one kombinują.
Spojrzałem z powrotem na schody i zobaczyłem Vicki.
Szybko do niej podszedłem.
- Wyglądasz ślicznie.
- Dziękuję.
- Ej! - krzyknął Carlos, a my na niego spojrzeliśmy. Pokazał w górę.
- Jemioła - powiedziałem. - Ślicznie ci w rumieńcu.
- Dziękuję - powiedziała, a ja cmoknąłem jej policzek.
- Ej! Tak nie ma! - oburzył się Pena.
- Nie denerwuj mnie - warknąłem.
- Spokojnie - podniósł ręce w geście poddania się.
- Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej.
Uśmiechnąłem się i już po chwili przyszli nasi rodzice.
- Mamo, tato poznajcie proszę Victorię Bell - powiedziałem.
- Miło mi - powiedziała dziewczyna i uścisnęła ręce moich rodziców. Następnie poszła z Christine do kuchni.
- Skarbie czy ty... - zaczęła moja mama.
- Nie. Pomagam jej.
- A co się stało?
- Jej chłopak się urodził.
- Uważaj na siebie.
- Dobrze.
~*~...~*~
Oczami Vivienne
~*~...~*~
Właśnie składałam życzenia mamie Jamesa.
- Wszystkiego dobrego dziecko. Szczęścia, miłości, mądrości, dzieci i dużo urody - mówiła.
O nie nie popuszczę jej tego. Pomyślałam.
- Dziękuję. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i jak najmniej zmarszczek stara wiedźmo - powiedziałam z uśmiechem od ucha do ucha.
- Kochanie - usłyszałam nad uchem, odwróciłam się i zobaczyłam Jamesa. - Nie unikasz mnie czasem?
- Nie.
- To może podzielisz się ze mną opłatkiem?
- Oczywiście. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, wszystkich bogactw świata, najlepszej dziewczyny na świecie.
- Dziękuję, ale to wszystko dajesz mi ty - powiedział i chciał mnie pocałować.
- Nie przy świadkach - powiedziałam, a on zaczął się śmiać.
~*~...~*~
Oczami Meg
~*~...~*~
- Kochana szczęścia, dużo miłości, pomyślności, wspaniałego chłopaka i wszystkiego co najlepsze - mówiłam.
- Dziękuję. Tobie życzę... - nagle coś spadło - odważnego chłopaka?
- Co? - zapytałam i się odwróciłam.
Zobaczyłam jak Kendall chowa się pod stołem.
- Kryjcie się! Bomby spuszczają! - krzyczał, a moje oczy z sekundy na sekundę powiększały się coraz bardziej.
- Kochana czy ty go wychowasz od nowa? - zapytała mnie mama "mojego bohatera".
- Nie wiem czy mi się to uda - zaśmiałam się.
~*~...~*~
Oczami Carlosa
~*~...~*~
- Dużo zdrowia synku, szczęścia, miłości - mówiła moja mama.
- Dziękuję. Tobie też mamo wszystkiego najlepszego.
- Carlos? - zapytała kiedy była już na drugim końcu salonu.
- Tak mamo?
- Nadal śpisz z Panem Przytulaskiem?
- Mamo! - jęknąłem, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- No co? Chce wiedzieć.
- Nieeee!!!!
Dwie godziny później
~*~...~*~Oczami Christine~*~...~*~
Wszyscy zaczęli się śmiać, więc nie zauważyli kiedy się wymknęłam do ogrodu. Nie wiem czemu, ale nie miałam zbytniej ochoty na świętowanie. Nawet z rodziną i przyjaciółmi. Wolałam sobie posiedzieć sama na leżaku w ogrodzie i popatrzyć w niebo. To piękne niebo.
- Przeziębisz się - usłyszałam i spojrzałam w bok.
Boże. Dlaczego zawsze pojawia się wtedy kiedy potrzebuję pomocy? Może to jest jakiś znak.
- Nie martw się - uśmiechnęłam się i wróciłam do wcześniejszego zajęcia.
- Zawsze będę się martwił o ciebie - poczułam jak chwyta moją dłoń.
- Nawet po tym co się stało?
- To dla mnie nic nie znacz. Nic. Emily nie liczy się dla mnie...za to ty tak - powiedział i uniósł mój podbródek tak bym na niego spojrzała. - Kocham cię.
Uśmiechnęłam się i momentalnie pocałowałam go. Tak mi tego brakowało.
~*~...~*~
Oczami Vivienne
~*~...~*~
- James - jęknęłam.
- Tak.
- Patrz - pokazałam na całującą się Christine i Carlosa.
- O jak słodko.
- Ja tak nigdy romantycznie nie miałam.
- Mam ci przypomnieć jak...
- Cichooooooooooo!!!!!!!!!
- Coś nie tak?
- A wy co tak tu szepczecie? - zapytała Victoria i razem z Loganem do nas podeszła.
- Christine i Carlos się pogodzili.
- Super - powiedział Kendall i pojawił się obok nas, a zaraz po nim dołączyła Meg.
- Jeszcze tylko wy musice się zejść - powiedziałam.
- Ale z Was będą słodziaki - zaśmiała się Meg.
- Ale my nie... - zaczął brunet.
- Ty się nie odzywaj! - skarciłam Hendersona. - Ożenicie się, będziecie mieć gromadkę dzieci i psa!
- Nie licz, że będę zmieniał im pieluchy - powiedział James.
- A ze mnie nie zrobisz niańki - dodał Kendall i podniósł ręce w podobnym geście co James, czyli "nie licz na mnie!"
- Zdrajcy! - udał oburzonego. Mina Victorii? Bezcenna.
- Nie martw się kochana. W tym domu mieszkają takie zboki - zaśmiałam się.
- Racja - potwierdzili chłopcy. - Ejjjjj!!!
- No co? Nie jest tak? - zapytała Meg.
- Nie!
- Czyli takie tematy tutaj to norma...? - upewniała się Vicki.
- Jak zamieszkasz z nami to będziesz wiedzieć o co chodzi - puściłam jej oczko.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk tuczącego się szkła. Wszyscy się odwróciliśmy, a do salonu weszła nasza zakochana para.
- Fox! - jęknęli chłopcy.
- Hahahahahahaha... - zaczęłyśmy się śmiać jak głupie.
- To nie jest śmieszne - skarcił nas Kendall.
- Nie?
- Właśnie, że tak.
- Pies przewrócił choinkę. Bardzo śmieszne. Hahahahaha - mówił James.
- Dobra trzeba to posprzątać - mruknął Logan.
- Właściciel? - zapytał Carlos i znacząco poruszał brwiami.
- Pa! - krzyknęli wszyscy i już ich nie było. Też miałam uciekać, ale chłopak złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Ty zostajesz - wymruczał.
Już po piętnastu minutach było posprzątane i mogłam wziąć kąpiel. Po powrocie do pokoju władowałam się do łóżka i mocno przytuliłam do swojego chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz