- Kim jesteś? - zapytałam niepewnie.
- Jestem Matt. Matt Paterson. A ty? - kiedy to powiedział trochę się uspokoiłam.
- Vivienne Justice.
- Przyjaciółka Jacka?
- Yhym.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Liz?
- Liz? Jaka Liz?
- Ona tu mieszka. Miała dzisiaj wrócić.
- Mieszka tutaj?
- Yhym.
- Jack! Jestem! - usłyszałam głos dziewczyny mniej więcej w moim wieku. Już po chwili była w moim pokoju.
~*~...~*~
Oczami Emily
~*~...~*~
Siedzieliśmy i oglądaliśmy telewizję. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wstałam i ruszyłam otworzyć. Kto stał za drzwiami? Luck! Serce mi momentalnie stanęło.
- Czego tu chcesz? - warknęłam.
- Gdzie jest Vivienne?
- Nie ma jej tutaj.
- Słuchaj! Wiem, że wróciła z wami, więc gadaj gdzie jest albo pogadamy inaczej! - powiedział i ścisnął mój nadgarstek.
- Puszczaj!
- Gdzie ona jest?! - no i ścisnął jeszcze bardziej.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, a po chwili wszyscy byli obok mnie. Ten momentalnie puścił mój nadgarstek.
- Czego tu chcesz? - warknął Logan obejmując mnie.
- Szukam Vivienne.
- Po ci ona? - zapytał Carlos.
- Ktoś musi ją pocieszyć. A ona z chęcią skorzysta z mojej propozycji.
- Jakiej propozycji? - zaciekawiła się Meg.
- Z seksu, a czego?
- Ona nigdy by z tobą się nie przespała. - dodała Christine.
- Nie wiesz, że to jest puszczalska? - zapytał, a James momentalnie przydusił go do ściany.
- James! - krzyknęli chłopcy i go od niego odciągnęli.
- Zrozum w końcu, że byłeś z dziwką. - dodał i wyszedł. Maslow znowu chciał się na niego rzucić, ale chłopaki go powstrzymali. Wszyscy wróciliśmy do salonu.
- James nie możesz tak reagować - powiedziałam.
- A jak mam reagować jak obraża moją...byłą? - szatyn wypowiadając ostatnie słowo odwrócił głowę.
- Wiemy, że to wszystko cię boli, ale nie możesz pobić każdego, kto powie złe słowo o Vivienne. - dodał Logan.
- Chcesz się przekonać?
- James bądź poważny! - skarciła go Meg.
- Jestem.
- Wiemy, ze jest ci trudno, a zwłaszcza, że dziś ją spotkałeś. - dodał Kendall.
- Nic nie wiecie. Was nigdy coś takiego nie spotkało. Zawsze byliście szczęśliwi, a ja? Odkąd Vivienne odeszła mam tylko jedną myśl w głowie. Zabić się czy nie?
- James...-wyszeptałam.
- Co? Sam nie wiem czy mam walczyć o nią czy nie? Czy mam się zabić i sobie ulżyć? Skąd mam wiedzieć kim jestem skoro moja największa miłość odeszła? Ja bez niej nie potrafię żyć - powiedział i wszedł na górę. Nie odzywaliśmy się. Ja bez zastanowienia weszłam na górę. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
~*~...~*~
Oczami Vivienne
~*~...~*~
Wszytko było jasne. Matt to chłopak Elizabeth, a ona to przyjaciółka Jacka i Christine. Była na wakacjach i wróciła. Postanowiłyśmy, że ona będzie spać w sypialni Jacka i Christi, a ja pozostanę w swoim pokoju. Siedziałam na podłodze i pisałam piosenkę. Właśnie pisałam piosenkę. Długo tego nie rozbiłam. Zawsze w piosenki tchnęłam swoje uczucia. No i właśnie powstała ta piosenka na podstawie uczuć. Nosiła ona tytuł Wish You Where Here.
And I remember all those crazy things you said
You left them running through my head
You're always there
You're everywhere
But right now I wish you were here
All those crazy things we did
Didn't think about it just went with it
You're always there, you're everywhere
But right now I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Here, here, here
I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Near, near, near
I wish you were here
I love the way you are
It's who I am
Don't have to try hard
We always say
Say like it is
And the truth
Is that I really miss
Boże jak ja za tobą tęsknię.
All those crazy things you said
You left them running through my head
You're always there
You're everywhere
But right now I wish you were here
All those crazy things we did
Didn't think about it, just went with it
You're always there
You're everywhere
But right now I wish you were here
~*~...~*~
Oczami Jamesa
~*~...~*~
Siedziałem na podłodze z laptopem i oglądałem zdjęcia. Było ich sporo. [1] Pamiętam, to był drugi dzień po jej przyjeździe do Los Angeles. [2] Nasza pierwsza, wspólne podróż do studia. Wtedy jeszcze było wszystko okay. Logan był z Camille, Carlos z Stephanie, Kendall z Jo. A teraz? Wszystko się pozmieniało. Ja jestem...byłem z Vivienne, Kendall jest z Meg, Logan z Emily, a Carlos z Christine. Dlaczego to wszystko się tak zmienia? [3], [4], [5], [6] Boże jaka była z nas para? Dlaczego pozwoliłem jej odejść? Dlaczego byłem taki głupi? [7], [8] Przecież taka dziewczyna jak ona zdarza się jedna na milion. [9] Jaki ja byłem głupi! Po co jej to powiedziałem!? Przecież wcale tak nie uważam. [10], [11], [12] Boże jaka ona jest piękna. Przecież bez niej nie przeżyję. [13], [14], [15], [16], [17]. Jaki ja jestem głupi!
Obejrzałem zdjęcia do końca i odłożyłem laptopa na miejsce. Położyłem się na łóżku i spojrzałem w sufit.
Nie wiem ile tak leżałem i kiedy zasnąłem, ale jak otworzyłem oczy było już jasno. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 12:30. Kurde! Zapomniałem, że muszę wyprowadzić Fox'a. Szybko wykonałem poranną toaletę. Kiedy byłem na schodach usłyszałem ciut podniesiony głos Carlosa. Po cichu wszedłem do salonu i zobaczyłem Vivienne.
- A co mam zrobić?
- Powiedzieć prawdę.
- Ty chyba zwariowałeś - oburzyła się dziewczyna i spojrzała w moją stronę - Hej.
- Hej - odpowiedziałem z lekka zdziwiony - A gdzie pozostali?
- Wyszli z Fox'em - wyjaśnił Carlos i wszedł do kuchni,a ja za nim.
- Ale, że wszyscy?
- Dziewczyny miały iść same, ale Logan i Kendall stwierdzili, że coś im się stanie.
- I dobrze zrobili - dodała Justice.
- Ty mnie już nie denerwuj.
- A właśnie. O co się kłóciliście?
- O nic.
- To dla ciebie jest nic? - zdziwił się Carlos - W takim razie radź sobie sama.
- Carlos, poczekaj! - dodała Vivienne i wybiegła za przyjacielem, a ja za nimi.
- Pomóż mi.
- Ale jak? Jeśli nie wyjawisz powodu to na pewno nie będzie okay.
- Ale nie mogę.
- Dla ciebie mógłby zabić się.
- Nie. To nie jest takie proste.
- A co jest skomplikowane?
- Wszystko.
- Nic. Nic nie jest skomplikowane.
- Wyjaśni mi ktoś wreszcie o co chodzi?
- No, bo Vivi się zastanawia...
- Carlos.
- czy gdyby twoi rodzice...
- Carlos.
- mieli pretensje do niej o to, że...
- Carlos!
- była z tobą, poroniła, zaręczyła się i zerwała...
- Carlos, do cholery zamknij się! - krzyknęła Vivienne, a Carlos na nią spojrzał.
- Dokończysz, czy ja mam to zrobić?
- Nie.
- I gdyby ci to powiedziała, to miałbyś uwierzył byś jej?
- Tak. Pewnie tak.
- A miałbyś pretensje?
- Nie. Do niej nie. Pewnie miałbym żal do rodziców, ale nie do niej.
- A jeśli pokłóciłbyś się z rodzicami przez nią?
- Nie. Ko...Znam swoich rodziców i wiem do czego są zdolni.
- Ja wychodzę.
- Czekaj! - krzyknąłem.
- Co?
- Czy to prawda?
- Nie. Carlos za dużo filmów się naoglądał.
- Aha.
- Dobra ja lecę się pakować.
- Wyjeżdżasz?
- Tak. Nic mnie tu nie trzyma, a poza tym mam dużo spraw do załatwienia poza miastem.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem, ale przypuszczam, że tak za dwa, trzy...
- Miesiące?
- Lata - kiedy to powiedziała nie wiedziałem co mam zrobić. Czy się cieszyć, czy płakać. Zamurowało mnie totalnie.
~*~...~*~
Podobał się dramat? Liczę na komentarze, bo będzie ich znacznie więcej.
A no i kolejne będą znacznie tragiczniejsze. ;D
Pozdrawiam. ;***
Obejrzałem zdjęcia do końca i odłożyłem laptopa na miejsce. Położyłem się na łóżku i spojrzałem w sufit.
Nie wiem ile tak leżałem i kiedy zasnąłem, ale jak otworzyłem oczy było już jasno. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 12:30. Kurde! Zapomniałem, że muszę wyprowadzić Fox'a. Szybko wykonałem poranną toaletę. Kiedy byłem na schodach usłyszałem ciut podniesiony głos Carlosa. Po cichu wszedłem do salonu i zobaczyłem Vivienne.
- A co mam zrobić?
- Powiedzieć prawdę.
- Ty chyba zwariowałeś - oburzyła się dziewczyna i spojrzała w moją stronę - Hej.
- Hej - odpowiedziałem z lekka zdziwiony - A gdzie pozostali?
- Wyszli z Fox'em - wyjaśnił Carlos i wszedł do kuchni,a ja za nim.
- Ale, że wszyscy?
- Dziewczyny miały iść same, ale Logan i Kendall stwierdzili, że coś im się stanie.
- I dobrze zrobili - dodała Justice.
- Ty mnie już nie denerwuj.
- A właśnie. O co się kłóciliście?
- O nic.
- To dla ciebie jest nic? - zdziwił się Carlos - W takim razie radź sobie sama.
- Carlos, poczekaj! - dodała Vivienne i wybiegła za przyjacielem, a ja za nimi.
- Pomóż mi.
- Ale jak? Jeśli nie wyjawisz powodu to na pewno nie będzie okay.
- Ale nie mogę.
- Dla ciebie mógłby zabić się.
- Nie. To nie jest takie proste.
- A co jest skomplikowane?
- Wszystko.
- Nic. Nic nie jest skomplikowane.
- Wyjaśni mi ktoś wreszcie o co chodzi?
- No, bo Vivi się zastanawia...
- Carlos.
- czy gdyby twoi rodzice...
- Carlos.
- mieli pretensje do niej o to, że...
- Carlos!
- była z tobą, poroniła, zaręczyła się i zerwała...
- Carlos, do cholery zamknij się! - krzyknęła Vivienne, a Carlos na nią spojrzał.
- Dokończysz, czy ja mam to zrobić?
- Nie.
- I gdyby ci to powiedziała, to miałbyś uwierzył byś jej?
- Tak. Pewnie tak.
- A miałbyś pretensje?
- Nie. Do niej nie. Pewnie miałbym żal do rodziców, ale nie do niej.
- A jeśli pokłóciłbyś się z rodzicami przez nią?
- Nie. Ko...Znam swoich rodziców i wiem do czego są zdolni.
- Ja wychodzę.
- Czekaj! - krzyknąłem.
- Co?
- Czy to prawda?
- Nie. Carlos za dużo filmów się naoglądał.
- Aha.
- Dobra ja lecę się pakować.
- Wyjeżdżasz?
- Tak. Nic mnie tu nie trzyma, a poza tym mam dużo spraw do załatwienia poza miastem.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem, ale przypuszczam, że tak za dwa, trzy...
- Miesiące?
- Lata - kiedy to powiedziała nie wiedziałem co mam zrobić. Czy się cieszyć, czy płakać. Zamurowało mnie totalnie.
~*~...~*~
Podobał się dramat? Liczę na komentarze, bo będzie ich znacznie więcej.
A no i kolejne będą znacznie tragiczniejsze. ;D
Pozdrawiam. ;***
2 komentarze:
Rozdział jest świetny!!
Ale mi się wydaje, że trochę za dużo tych dramatów...NIech będą ze sobą szczęśliwi, jak gdyby nigdy nic się nie stało. ;)
Czekam :)
SUUPER ROZDZIAŁ, no po prostu boski czekam na następny ;))
Prześlij komentarz