wtorek, 22 stycznia 2013

29 " (...) Nie da rady (...) "

Kiedy zeszłyśmy na dół coś sie we mnie zagotowało. Salon był  pusty. myślałam,że chociaż to zrobią. A oni nic. Czy coś potrafią dobrze zrobic? Bez pomocy? - Hej,a co to ma być?-zapytałam chłopaków, którzy teraz weszli..

- Czemu salon jest taki jak był?-zapytała Jo
- Gdzie dekoracje,  jedzenie?-zapytała Camille
- Czy wam trzeba wszystko wyrysować?-zapytała Stephanie, było widać,ze też sie zdenerwowała.
- Czy wy potraficie zrobić coś sami?- już miałam ich trzepnąć w te utalentowane łby,ale ich odpowiedź mnie zaciekawiła.
- Chodźcie do ogrodu.-powiedzieli równo.
Niepewnie weszłyśmy. To wszystko było przepiękne. Na drzewach były zawieszone lampki, a pod nimi stały fotele wiklinowe. Na tarasie były stoliki. Na parapetach stały świeczki, w rogach basenu pochodnie, tak samo jak przy ścianie, a na wodzie pływały gdzieniegdźe świeczki. Top wszystko wyglądało pięknie. A co dopiero jak zrobi się ciemniej. Cudo. Myliłam się. Jednak coś potrafią sami zrobić. I to nieźle. Piękni. Nie mogę przestać się zachwycać.Po tym wszystkim weszłam do salonu i nie mogłam zamknąć oczu z zachwytu. 
- I co?-zapytał Carlos
- Podoba się?-zapytał Kendall
Dziewczyny się nie odzywały. Pewnie miały to co ja. Zdołałam tylko pokiwać głową na znak,że tak.
- Ty patrz aż zaniwmówiły.-powiedział Logan.
- Ale cisza będzie.-powiedział Carlos,a oni wybuchneli śmiechem.
- Hej!-krzykneła Stephanie.
Widocznie ona się obudziła z transu.
- Ej ona się przebudziła. A co robimy z resztą?-zapytał Carlos
- Ja wrzucę do basenu Camill i Jo.-powiedział Kendall, aone stanoczo zaprzeczyły.
- Hmm...To ja...niech pomyślę...już wiem...-powiedzał Logan i zaczoł do mnie podchodzić z wyciągnientymi ręcami.
- Nie, nie podchódź. Ani się waż. Logan.-zaczełam się cofać.
- Dlaczego?
- Bo nie. Nieeeeeeeee...-zaczełam piszczeć,ale zaraz zmieniłam zdanie.-Taaaaaaaak...
- No. Loguś został poraz kolejny bohaterem.-Carlos nie chciał stracic takiej okazji do nabijania się z Logana.
- A ty nigdy nim nie zostaniesz. Ha. Łyso ci teraza.
- Może. Zazdrścisz?
- Nie, ty mi zadzrościsz,że ja ci nie zazdroszczę.
- Nie, ty mi zazdrościsz,że ja ci nie zazdroszczę.
- Ty.
- Nie, bo ty.
- Nie, ty.
- No, you.
- Uuuu....Carlito umie angielski. Brawa.
- Spadaj!
- Sam się zbadaj.
- Ja nie lekarz tylko...
- Dosyć! Lepiej idźcie sie przebrać!-krzykneła Stephanie. Gdyby nie ona to pewnie trwało by to wieczność.
-Ok.-wszyscy spuścili głowy i poszli na górę.
 Kiedy znikneli zaczełyśmy dziewczęce wyznania przy barze.
- No to jak sprawy z Loganem?-zapytała Stephanie.
- Dobrze.-powiedziała Camille
- Eeee,ale ja mówiłam do niej.-powiedziała i wskazała na mnie.
- Vivienne!?
- Ja!?
- Tak. To jak? Prosimy pikantne szczegóły.
- Wiesz myślałam,że jesteś prawdziwą przyjaciółką!-powiedziała
- Bo jestem.
- Tak!?
- Yhym.
- Przyjaciółka nie zabiera faceta!
- Ale ja ci nie zabieram Logana!
- To niby czemu Stephanie ci się o to pytała!?
- Nie wiem! Logan to tylko mój przyjaciel!
- Jestem jego dziewczyną,a on spędza więcej czasu z tobą!
- Bo mi pomaga!
- A w czym!?
- W zrozumieniu Jamesa! Tyle ci starczy!? Może chcesz usłyszeć szczegółu!?-czułam,że zaraz się popłaczę.
- Tak. Chcę usłyszeć szczegóły, bo ci nie wierzę.
W tym momencie nie wytrzymałam i chciałam pobiec na górę,ale na kogoś wpadłam. Poczułam tylko jak zostalam przytulona.
- Camille jak tak możesz? Dobrze,wiesz w jakiej jest styuacji,a ty jeszcze ją dobijasz. Może faktycznie nie jesteście przyjaciółkami? Bo z tego co wiem, to przyjaciółki sobie ufają.
- Logan ty tego nie widzisz? 
- Czego? Wytłumacz mi Camille, bo cię nie rozumiem.
- Mnie nie rozumiesz,ale ją tak.-Camille wybiegła. Odsunełam się od Logana.
- Czemu to zrobiłeś?
- A co miałem pozwolić, by cię zraniła do końca?
- Mi by nic nie było,ale teraz i to przez ciebie czuję się potwornie.- pobiegłam na górę za Camille. Weszłam do pokoju Logana i zobaczyłam jak moja przyjaciółka leży skulona w kącie. Podeszłam do niej i położyłam rękę na kolanie.
- Camille. Wiesz dobrze,że ja do Logana nic nie czuję.
- To,dlaczego on cię broni,a mnie nie?
- On stanoł po mojej stronie, bo nie chciał byś mnie zraniła i by nasza przyjaźń się rozpadła.
- On wiedział co ci powiedział?
- Nie chyba nie, bo to były bzdury.
- Tak.-obie zaczełyśmy sie śmiać.
- I co taka przyjaźń miałaby się skończyć?-spytałam uważnie patrząc na nią.
- Nie da rady.
- I o to chodzi.
Obie zeszłyśmy na dół. Chłopacy byli już przebrani. Równo walnełyśmy się na kanapę. Wszyscy na nas spojrzeli,a my na siebie. Nagle wszyscy wybuchneli śmiechem.
- To co zaczynamy imprezę?-spytał Kendall zacieracjąc ręce.
- No, pewnie.


Brak komentarzy: