Oczami Jo
Wszyscy siedzieliśmy w salonie, no nie wszyscy. Vivienne i Stephanie w Australii, Carlosa gdzieś wywiało,a Logan i James w szpitalu. Nagle frontowe drzwi się otworzyły.
- Już jestem.-powiedział radosny Carlos,a my poszliśmy w kierunku wejścia.
- Gdzie ty byłeś?-zapytał Kendall
- Vivienne! Stephanie!-ja i Camill rzuciłyśmy się na szyje przyjaciółką.
- Ej, bo nas udusicie.-powiedziały równo,a ja i Camilla puściłyśmy je.
- Czemu wróciłaś?
- Jak chcesz to mogę wrócić do Australii. Tam są milsi od ciebie, Kendall.-powiedziała Vivienne,a my wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy Vivienne i Stephanie poszły na górę.
Viv wróciła,więc teraz ona opowiada.
Ja weszłam do pokoju James,a Stephanie do Carlosa. Panował tam idealny porządek. Wszystko było tak jak wcześniej. Na łóżku leżało jakieś, otwarte pudełeczko, a pod nim zdjęcie, obok też zdjęcie, ale inne. Nie wiedziałam,że ona potrafi się uśmiechać. Wygląda na szczęśliwą. Jakby była szczęśliwa to po co go zdradzała? A może ona tylko udawała szczęśliwą? Szkoda mi tylko James. Nie chciałam,żeby to wszystko tak się skończyło. Żeby James wylądował w szpitalu. Po co ja wyjeżdżałam? Czemu nie zostałam? Czemu mu nie pomogłam, tylko uciekłam? Jaka ja byłam głupia. Dobra koniec rozczulania się nad sobą. Przecież ja nie lubię tego robić. Trzeba się przebrać, bo przecież nie będę chodziła w sukience. Wzięłam z torby czarne spodenki, fioletową bokserkę. Założyłam czarne trampki i łańcuszek od rodziców i Jamesa. Włosy spięłam luźno klamrą. Zadowolona zeszłam na dół. O dziwo Logan był rozwalony w fotelu. Kiedy mnie zobaczył szybko wstał. Przytuliliśmy się na przywitanie,a ten kretyn wziął mnie na ręce i okręcił dwa razy dookoła.
Wszyscy siedzieliśmy w salonie, no nie wszyscy. Vivienne i Stephanie w Australii, Carlosa gdzieś wywiało,a Logan i James w szpitalu. Nagle frontowe drzwi się otworzyły.
- Już jestem.-powiedział radosny Carlos,a my poszliśmy w kierunku wejścia.
- Gdzie ty byłeś?-zapytał Kendall
- Vivienne! Stephanie!-ja i Camill rzuciłyśmy się na szyje przyjaciółką.
- Ej, bo nas udusicie.-powiedziały równo,a ja i Camilla puściłyśmy je.
- Czemu wróciłaś?
- Jak chcesz to mogę wrócić do Australii. Tam są milsi od ciebie, Kendall.-powiedziała Vivienne,a my wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy Vivienne i Stephanie poszły na górę.
Viv wróciła,więc teraz ona opowiada.
Ja weszłam do pokoju James,a Stephanie do Carlosa. Panował tam idealny porządek. Wszystko było tak jak wcześniej. Na łóżku leżało jakieś, otwarte pudełeczko, a pod nim zdjęcie, obok też zdjęcie, ale inne. Nie wiedziałam,że ona potrafi się uśmiechać. Wygląda na szczęśliwą. Jakby była szczęśliwa to po co go zdradzała? A może ona tylko udawała szczęśliwą? Szkoda mi tylko James. Nie chciałam,żeby to wszystko tak się skończyło. Żeby James wylądował w szpitalu. Po co ja wyjeżdżałam? Czemu nie zostałam? Czemu mu nie pomogłam, tylko uciekłam? Jaka ja byłam głupia. Dobra koniec rozczulania się nad sobą. Przecież ja nie lubię tego robić. Trzeba się przebrać, bo przecież nie będę chodziła w sukience. Wzięłam z torby czarne spodenki, fioletową bokserkę. Założyłam czarne trampki i łańcuszek od rodziców i Jamesa. Włosy spięłam luźno klamrą. Zadowolona zeszłam na dół. O dziwo Logan był rozwalony w fotelu. Kiedy mnie zobaczył szybko wstał. Przytuliliśmy się na przywitanie,a ten kretyn wziął mnie na ręce i okręcił dwa razy dookoła.
- A ty nie powinieneś byś z Jamesem?-zapytałam. Najwidoczniej był zaskoczony moim pytaniem.
- Dzięki. Też cię miło widzieć.-powiedział z ironią.
- Po co mam to mówić skoro znasz odpowiedź.
- James wychodzi jutro wieczorem.
- W urodziny. Więc imprezka.-powiedziałam,a do salonu weszli pozostali.
- Nie, on nie chce ich świętować.-zaprzeczył Loggy
- A to niby, dlaczego?-spytałam równo z dziewczynami.
- Po prostu.
- To nie jest odpowiedź.
- Bo ma doła. A jak ma się doła to się nie świętuje.
- Impreza to najlepsze lekarstwo na doła. Helo.-powiedziałam i zakręciłam dziwacznie głową.
- Nich ci będzie.- Henderson się poddał,a ja się ucieszyłam.
- Jest wieczór, więc nie ma rady ze wszystkim zdążyć.-nasz kochany Kendall zawsze ma problem.
- Oj Kendall,Kendall bądź optymistą.
- Mamy całą noc i całe rano i południe soboty.-powiedziała Jo.
- Na pewno zdążymy.-powiedziała Camilla.
- Wystarczy podzielić obowiązki.-powiedziała Stephanie.
- To co proponujecie?-zapytali chłopacy.
- Ty, Kendall zajmiesz się gośćmi, Carlos dekoracje, Logan jedzenie i muzyka.-powiedziałam na jednym wdechu.
- Chwila,a wy to co będziecie robić?
- Stephanie i Jo nasze stroje muszą przygotować, ja jadę po prezent i razem z Camillą stroje dla was.
- Ale my potrafimy sami się ubrać.- powiedział Carlos.
- Ta jasne.-powiedziała Stephanie.
- A co nie widać?
- Ta. Każda rano wam szykuje rzeczy. No jedynie James się usamodzielnił.
- Kłamiecie.-powiedział Logan.
- No może i potraficie,ale nie na imprezę.-powiedziałam.
- Co?-padło "ostre" pytanie z ich strony.
- Kochamy was.-powiedziałyśmy równo.
- To idziemy spać.-oznajmiła Jo.
Trochę się bałam. Bo jeśli Jack wróci. I mnie zabije w śnie albo nas wszystkich. Nie to jest głupie. Po godzinie zasnęłam,ale i tak było mi trudno. Wróciłabym do siebie,ale Miranda jeszcze się nie wyniosła. Jutro muszę się tym zająć. Wykopie ją stąd na zbity pysk. Pożałuje suka,że tak skrzywdziła Jamesa i stanęła mi na drodze. Oooo...już to widzę jak ryje modą w trawie.(sorki za słowa dop aut.) Szczerze jej nienawidzę. Może Loggy zgodzi się na morderstwo w domu,albo ogródku? Tak po namyśle to pewnie tak. Przecież on też jej nienawidzi, więc nie ma problemu. Dobra trzeba spać. Jutro wielki dzień. Tylko co by mu tu kupić? Hmm... Sama nie wiem. Jeszcze nad tym pomyślę.
~*~
Hej wszystkim czytelnikom moich bazgrołów. Pada w tym rozdziale pytanie na temat prezentu dla Jamesa. Dawajcie propozycje. Może któreś wykorzystam. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz