wtorek, 22 stycznia 2013

112 " (...) W miłości nigdy nic nie wiadomo (...) "

Hejooooooooo ;* Dzięki za tyle wejść, komentarze i za to, że tracicie czas na czytanie tych bzdet. Jesteście wspaniali. A;e jednak... na końcu rozdziału znajdziecie WAŻNĄ informację. Na razie życzę miłego czytania. :***

~*~

Wygrałyśmy my, bo dostałyśmy owacje na stojąco. Nie którzy też gwizdali. Zaczęliśmy się śmiać.
- Może, któraś z par ośmieli zaśpiewać Me And You Against The World
Spojrzałam na Jamesa, a on na mnie. 
- My - powiedział i zaciągnął mnie na scenę. 
- Przecież wy nie jesteście razem - ta blondyna się wkurzyła. 
- W miłości nigdy nic nie wiadomo - puściłam oczko Jamesowi. 
Nagle rozbrzmiała muzyka. 
-  Put your heart in it. You can go the distance. Me and You against The world - rozpoczęłam. 
- Sky is the limit. Push to the finish. Me and You against The world - James.
- We did this for love. We tried and we won. We'll never give up. It's Me and You against The world.  What i know right now, this guy came so far to my heart. He got a key. I was lost then you found me. Through all the glamur. That's the lights and the cameras. Honestly, all you saw was me.You didn't care what they said.You stood by me instead. Together, we're a stronger team, oh. Put your heart in it. You can go the distance .Me and You against The world. (Aganist the World)
 - Sky is the limit. Push to the finish. Me and You against The world. -James. 
- We did this for love. We tried and we won. We'll never give up. It's Me and You against The world.
- I know from my dreams they say I'm crazy. No matter what, we go around. It feels like we both are certain. It's the real thing, nothing beats the feeling. Only our hearts can know. Who cares what they say? They can't get in or way. Two dreamers just dreaming alone - James. 
- Put your heart in it. You can go the distance. Me and You against The world. (Aganist the World)
- Sky is the limit. Push to the finish. Me and You against The world.
- We did this for love. We tried and we won. We'll never give up. It's Me and You against The world.
Zaczęliśmy się naprawdę wczuwać. Jakbyśmy to ćwiczyli nie raz. Tak dobrze mi się z nim śpiewało. Poczułam to samo kiedy byliśmy razem i wszystko było ok. Po chwili znowu zaczął. 
- We fight together. We're down forever. Me and You against the World. We stick together and it gets better. Me and You against the World. 
- Put your heart in it. You can go the distance. Me and You against The world. 
- Sky is the limit. Push to the finish. Me and You against The world.
- We did this for love. We tried and we won. We'll never give up. It's Me and You against The world.
- Put your heart in it. You can go the distance. Me and You against The world. 
- Sky is the limit. Push to the finish. Me and You against The world.
- We did this for love.  We tried & we won. We'll never give up. It's Me and You against The world.
Spojrzeliśmy sobie w oczy, a nasze palce lewej dłoni splotły się. Staliśmy tak blisko, że nasze ciała stykały się. Patrzyłam w te cudne oczy. Nie mogłam się od niego oderwać. Nawet jeśli chciałabym nie potrafiłabym. Jego brązowe oczy mnie zahipnotyzowały. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Po chwili utonęliśmy w smaku swoich ust. Jak mi tego brakowało. Odsunęłam się od niego i zobaczyłam ten piękny uśmiech. Zadowoleni wróciliśmy na miejsca.



Sześć godzin później (w salonie) 


- Jesteście nienormalni?! - darłam się tak głośno, że umarlaka mogłam obudzić. - Jesteście ledwo przytomni! Jak można się tak schlać! Myśleliście o konsekwencjach tego?! Założę się, że nie, bo byliście zbyt zajęci CHLANIEM!!!
- Wyglądacie jak jakieś menele! - Christine też nie oszczędzała gardła. - Jesteście piani i ledwo na nogach stoicie! Moglibyście chodź raz pomyśleć!
- Dziewczyny dajcie spokój - szepnął Logan, który jako jedyny, razem z Kendallem i dziewczynami nie byli piani. Nie wiem jakbyśmy przyszli do domu gdyby nie oni. Carlos i James przesadzili i to na całej linii.
- Jak mamy się uspokoić?! Przecież oni ledwo żyją! - darła się blondynka.
- Chodź - Carlos wstał i zaraz się zachwiał. Kendall szybko go podtrzymał.
- Pomogę ci go położyć - powiedział blondyn i razem z dwiema blondynkami i pianym Latynosem poszedł na górę.
- Skarbie - James wstał i chwiejnym krokiem do mnie podszedł. - Zapomnij o tym.
- Spadaj - warknęłam. - Śmierdzisz samym alkoholem.
- Ale to nie przeszkadza w seksie. Pamiętasz... pamiętasz jak... - przerwałam mu i go odepchnęłam.
- Nie będę w ogóle z tobą rozmawiać - zawahałam się, ale znów zaczęła krzyczeć. - Dla twojej informacji nigdy nie straciłam pamięci! Udawałam, żeby sprawdzić czy mnie kochasz, ale pomyliłam się! Tobie zależy tylko na seksie! Jesteś zwykłym dupkiem! Nienawidzę cię!
Krzyknęłam tak głośno, że w domu obiło się echo. Po moich policzkach spłynęły łzy i pobiegłam na górę. Nie wiem dlaczego mu to powiedziałam. Po prostu musiałam, musiałam.

Następnego dnia 

Obudziłam się dość późno. Ale co się dziwić? Wróciliśmy o drugiej nad ranem. Podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Uczesana w kikutka i ubrana w białą luźną bluzkę, czarną marynarkę, czarne rurki i vansy wróciłam do pokoju. Założyłam czarno-białą bandankę na głowę i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Założyłam bransoletkę, wisiorek z imieniem Jamesa i zeszłam na dół. Usiadłam przy stole. O dziwno wszyscy już jedli. W kuchni panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Nalałam soku i usiadłam obok Carlosa, który spuścił głowę. Spojrzałam na każdego po kolei. No ta cisza była zaskakująco dobijająca. Oddałabym wszystko, żeby chłopcy chociaż chwilę byli spokojni, ale jednak wolę jak wariują. Wtedy jest weselej. Wzięłam kawałek kanapki do ust i zaczęłam gryźć. Kiedy tylko to przełknęłam odezwałam się.
- Czy ja żuję tak głośno czy mi się wydaje? - zapytałam, a każdy zaczął się brechtać. - Ej, no! Jak mlaskam to mi powiedźcie, a nie.
Wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- No weźcie! - udałam obrażoną. - To nie fair! Ja bym wam powiedziała!
- Nie - śmiała się Meg. - Nie mlaskasz.
- Aż tak głośno - dodał Carlos ze śmiechem, a ja udałam fochnięte małe dziecko.
- Foch forever - założyłam ręce na piersi i odwróciłam głowę.
- Oj nie fochaj się - szturchnął mnie.
- Pyf.
- Nie fo.. - nie dokończył, bo jego kolejne szturchnięcie spowodowało, że spadłam z krzesła i wywołało jeszcze większy śmiech.
- Haha... bardzo śmieszne - powiedziałam i wstałam. - A chciałam dzisiaj wam coś zaproponować.
- Co? - wszyscy pochylili się w moją stronę.
- Słuchajcie uważnie, bo więcej nie powtórzę - popatrzyłam na każdego z nich. - Dzisiaj...
- Dzisiaj? - Logan ciągnął mnie za język.
- Świeci słonce.
- Iiiiiiii? - dopytywał się Kendall.
- Będziemy cały dzień siedzieć w ogrodzie - uderzyłam ręką w stu, a oni opadli zrezygnowani na krzesła. - No co?
- I tak byśmy to robili. Co to za niespodzianka? - dodała Vicki.
- A taka, że Carlos zrobi nam desery lodowe.
- No. Zaraz. CO?! - spojrzał na mnie.
- Zgodziłeś się - wzruszyłam ramionami.
- Hej - powiedział Maslow, który wszedł do kuchni. - Nie uwierzycie jaki miałem sen. Śniło mi się, że byłem piany i chciałem zgwałcić Vivienne, a ona wykrzyczała, że udawała utratę pamięci, żeby sprawdzić czy ją kocham i, że pomyliła się, bo jestem zwykłym dupkiem i mnie nienawidzi.
- To nie był sen - mruknął Logan.
- Co? - wytrzeszczył na niego gały, a ja wstałam. - Vivienne ja cię...
- Daj spokój - powiedziałam i ruszyłam na górę.
Wzięłam i zaczęłam grzebać w szufladzie. Nigdzie nie mogłam znaleźć koperty z tym piepszonym listem. Mam nadzieję, że go nie... Proszę nie...
Szybko zbiegłam na dół. Nikogo nie było w kuchni, więc skierowałam się do ogrodu. Wszyscy tam byli tak samo jak bałagan w kuchni. Odetchnęłam głęboko.
- Ej, widział ktoś list do Jamesa? - zapytałam, a wszyscy spojrzeli na mnie.
- W białej kopercie z moim imieniem?
- Tak - podeszłam do niego bliżej.
- Ja go mam - kiedy tylko to powiedział serce mi stanęło.
- Gdzie jest? - zapytałam przerażona.
- Schowany. Skoro jest do mnie to go schowałem - wzruszył ramionami.
Kucnęłam przy brzegu basenu i potrząsnęłam nim.
- Gdzie go masz? Oddaj mi go.
- Jest schowany - wzruszył ramionami.
- Ale gdzie?
- Nie ważne. Przecież jest do mnie, tak?
- No tak, ale...
- To w czym problem?
- Po prostu napisałam go...
- Nie interesuje mnie kiedy go napisałaś - powiedział i wyszedł z wody, zaczął wycierać się ręcznikiem. - Obchodzi mnie jego treść.
Wszedł do domu, a ja spojrzałam na pozostałych. Wróciłam do domu. Wzięłam torebkę, gitarę i wyszłam na dwór. Założyłam okulary i ruszyłam do parku. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i zaczęłam grać.
- Ohh yeah yeah. The situation turned around. Enough to figure out. That someone else has let you down. So many times I don't know why. But I know we can make it as long as you say it. So tell me that you love me,yeah. And tell me that I take your breath away. And maybe if you take one more.Then I would know for sure.There's nothing left to say. Tell me that you love me anyway. - ludzie zaczęli podchodzić bliżej i ruszać się w rytm muzyki. - Tell me that you love me anyway. 
Ohhh...
Waking up beside yourself. And what you feel inside. Is being shared with someone else. Nowhere to hide I don't know why. But I know we can make it. As long as you say it. So tell me that you love me, yeah. And tell me that I take your breath away. And maybe if you take one more. Then I would know for sure. There's nothing left to say. Tell me that you love me anyway. - spojrzałam w niebo i zobaczyłam Jamesa, nie wiem czemu. - Show me look what we found turn it around every day. I can hear what you say. Now I know why know we can make it. If you tell me that you love me,yeah. And tell me that I take your breath away. And maybe if you take one more... So tell me that you love me,yeah. And tell me that I take your breath away. Maybe if you take one more. Then I would know for sure. There's nothing left to say. Tell me that you love me anyway. 
Wszyscy zaczęli bić brawa. Kiedy zaczęli się rozchodzić spakowałam gitarę. Nagle obok mnie ktoś się pojawił. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Jamesa.
- Niezłe przedstawienie - uśmiechnął się. - Ta piosenka to o kim?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
- Wiem, że o mnie - szepnął i usiadł obok mnie. - Nie musisz się tłumaczyć.
- Ale James...
- Wiem, że cię skrzywdziłem i to bardzo - powiedział ze spuszczoną głową.
- Serio? - zdziwiłam się. - Skąd wiesz?
- Napisałaś to wszystko w liście. Pamiętasz?
- Przepraszam.
- Za co? Za to, że napisałaś to co czułaś? Przestań.
- Ale...
- Żadnego ale - powiedział i złapał mnie za rękę, a następnie podniósł z ławki. - Teraz zabiorę cię gdzieś, okay?
- Okay, ale gdzie?
- Zobaczysz - powiedział i pomógł mi zabrać rzeczy.

~*~
Oczami Logana
~*~

- Ej, a Jamesa i Vivienne gdzie wywiało? - zapytałem.
- James chciał gdzieś ją zabrać - powiedział Carlos.
- Gdzie?
- Chyba na punkt widokowy - powiedziała Meg i wsadziła kolejną łyżeczkę lodów do ust.
- Nawet nie próbuj - Vicki pogroziła mi sztućcem.
- Przecież nic nie robię.
- Jeśli pojedziesz do nich to możesz być pewien, że z nami koniec.
- Uuuu... - zawyli wszyscy.
- Ciężka artyleria - dodał Carlos, a ja spiorunowałem go wzrokiem.
- Grozisz mi zerwaniem?
- Tak, a co mam zrobić?
- Poprosić?
- I tak byś mnie nie posłuchał. Proszę cię już od dwóch tygodni,żebyś się nie wtrącał, ale ty mnie nie słuchasz i robisz to nadal.
- Nie rozumiesz, że muszę ją chronić? Jest moją jedyną kuzynką.
- No i? Ty jesteś moim chłopakiem, a zachowujesz się jakbym nie istniała.
- Jakbyś nie istniała? Tak się czujesz?
- Tak. Ignorujesz mnie i to bez przerwy. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio mnie pocałowałeś.
- ... - zamurowało mnie.
- Mógłbyś choć raz mnie zauważyć - szepnęła i pobiegła do domu.
Siedziałem tam jak głupi. Nie wiedziałem co mam robić. Czy iść za nią czy nie. Nie wiedziałem. Po prostu nie wiedziałem.

~*~
Oczami Vivienne
~*~

- Dlaczego tu przyjechaliśmy? - zapytałam kiedy wysiadłam z auta. Podeszłam do barierki i spojrzałam na Los Angeles. Był zachód słońca, a to tak ślicznie wyglądało. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Jamesa. Uśmiechnęłam się, ale nie odsunęłam.
- Chciałem cię przeprosić.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Byłem ostatnim kretynem pozwalając ci odejść. Nadal nim jestem, bo pozwalam, żebyś cierpiała.
- Dwa razy tak - zaśmiałam się, a on zaraz za mną.
- Przepraszam.
- Ale ja się nie gniewam. Dostałeś wystarczającą karę od Elizabeth.
- Zabrała prezent na twoje urodziny.
- Taaaa... Jutro stuknie mi dwudziestka.
- I jutro są też walentynki.
- Yhym. Najpiękniejszy dzień w roku, dla par.
- Dokładnie. Ciekawe co chłopaki wymyślą dla dziewczyn.
- Z tego co wiem to Kendall szykuje dla Meg romantyczny piknik, tutaj. Carlos zabiera Christine na kolację do ekskluzywniej restauracji, a potem na spacer po plaży i tam spędzą trzy dni. Logan zaprasza Vicki do Pałacu Złotej Róży i tam w ogrodzie przy fontannie zjedzą kolację, a potem zabiera ją do spa na dwa dni - powiedziałam obojętnie.
- A ty?
- Co ja?
- Co planujesz na jutro?
- Hmm... pudełko lodów i stare, dobre komedie romantyczne w swoim pokoju, a co?
- Nie nic. Tak się pytam - powiedział i wyciągnął jakąś kartkę z kieszeni kurtki.
- A to co?
- Przeczytaj - powiedział, a ja wykonałam jego czynność.
- Serdecznie zapraszam panią Vivienne Justice na kolację do kuchni, która zostanie przygotowana przeze mnie, a następnie na spacer i wspólnie spędzony wieczór. James - skończyłam czytać i spojrzałam na chłopaka.
- Więc jaka będzie odpowiedź?
- Zgoda. Przyjmuję zaproszenie.
- Na sam początek podam ślimaki w sosie ostrym - powiedział z francuskim akcentem.
- Nie jadam takiego czegoś.
- Ja też nie - mruknął. - Ale francuski to język miłości.
- Tak, ale nie pasuje do ciebie - powiedziałam, a on zrobił minę jakby ducha zobaczył. - Wolę twój głos.
- Dziękuję, ale ty masz słodszy tysiąc razy - powiedział i zaczął gładzić mój policzek.
- Będziemy się jeszcze kłócić?
- Wolę, żebyśmy zapomnieli o wszystkim i wrócili do tego co było zanim Elizabeth pojawiła się i wszystko zniszczyła.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - mruknął i mnie pocałował.
Tak mi tego brakowało. Tej jego czułości, smaku ust. Zapomniałam o tym wszystkim. Już nie pamiętałam jak jego cudne usta smakują. Teraz mi to wszystko przypomniał i za to bardzo mu dziękuję.

~*~

http://www.uni-mainz.de/FB/Biologie/Zoologie/abt1/eisenbeis/LosAngeles_2002a_Copyright.jpg
To jest widok podczas pocałunku Vivienne i Jamesa :D
Dobra, a teraz mniej przyjemna rzecz. Mianowice to ostatni rozdział.
Postaram się coś dodać na urodziny bloga czyli 10 lutego, ale więcej prawdopodobnie nie pojawi się rozdziałów. Jeśli macie jakieś pytania to piszcie na gg: 28080682.
Do zobaczenia latem albo wcale :***
Pzdr :***

111 " (...) Hakuna Matata (...) "

Hejooooooooooooo... Na sam początek ostrzegam, że proszę sobie przynieś chusteczki do smarkania ;D Nie tu nie będzie nic smutnego i w ogóle. Będziecie ryczeć nad moją głupotą ;d

Ten rozdział dedykuję mojej kochanej wariatce. Justme o ciebie mi chodzi :*****

Zapraszam...


~*~
Tydzień później 

Oczami Vivienne
~*~

Jestem szczęśliwa! Nareszcie mogę wrócić do domu. Z tego co dziewczyny mi powiedziały Liz okradła Jamesa, a on jest w kompletniej rozsypce. Boże jak o tym myślę to mam ochotę zacząć się głośno śmiać. No dobra, nie będę taka zła. Właśnie wjechałam nowym autem Logana do garażu. Spojrzałam z uśmiechem na kuzyna i zaczęłam się do niego szczerzyć jak głupia.
- Z czego się tak cieszysz? - zapytał kiedy wyciągał moją torbę z bagażnika.
- Z życia - zaczęłam się śmiać.
- Jesteś wariatka.
- Wieeeeem. Brak mi piętek klepki - zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
- Nie tylko tego - dodał i weszliśmy do domu, a ja zaczęłam się śmiać jak opętana. Przez co wszyscy wybiegli z kuchni, a James zszedł na dół.
- A ty z czego się tak śmiejesz? - zapytała Meg.
- Z życia - powiedział Logan kiedy ja nie mogłam nic z siebie wydusić.
- Jesteś chora - dodała Vicki i pokręciła głową z rezygnacją.
- Zamiast się z nią przywitać to prawicie jej kazania. I to na same powitanie! - dodał Kendall.
- Ej! Odczep się! - jęknęły wszystkie razem.
- To ja skorzystam z okazji - Carlos znacząco poruszał brwiami i mnie przytulił. Zaczął mną kręcić w kółko.
- Idioto! Postaw ją! - krzyknęła Christine.
- Przecież jeszcze ręka jej nie wyzdrowiała - Kendall wskazał na zabandażowaną lewicę.
- O sorki - szybko mnie odstawił i poklepał po głowie. - Specjalnie dla ciebie zrobiłem kurczaka po chińsku.
- Mmmm... - rozmarzyłam się. - Pycha.
- Bo ja robiłem - dodał, a ja zaczęłam się śmiać.
- Dobra. Jesteś pewnie głodna, więc zapraszamy - dodał Logan i zaczął pchać mnie do kuchni.
Kiedy tylko tam "weszłam" ogarnął mnie zapach dobrze przypieczonego kurczaka.  Wciągnęłam jego zapach i zamknęłam oczy. Poczułam jak ktoś sadza mnie na krześle. Kiedy spojrzałam w górę zobaczyłam wyszczerzonego Carlosa. Już po chwili wszyscy jedliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się.
- A Vivienne - zaczęła Christine. - Załatwiłyśmy te ciuchy.
- Super! - ucieszyłam się. - Dzięki jesteście kochane, ale wy też macie w co się ubrać?
- No wiesz! - udały oburzone. - Oczywiście.
- Ej, jakie ciuchy? - zapytał James. Dziwne odkąd weszłam siedział cicho.
- Na dzisiejszy wieczór - wytłumaczyłam i włożyłam kolejny kawałek kurczaka do ust.
- To znaczy? - dopytywał się Carlos.
- Zobaczycie wieczorem - uśmiechnęła się Victoria.
- Ej, a nauczyłyście...
- Tak, Vivienne. Wszystko zostało zrobione. Tak jak chciałaś - zaśmiała się Meg. - Niech twoja główka o nic się nie martwi.
- Która godzina? - zapytałam spoglądając na każdego po kolei.
- Dokładnie - zaczął Carlos.
- Za pięć szósta - dokończył Kendall.
- Znam się na zegarku - udał obrażonego.
- Upewniam się - wystawił mu język.
- Szybko - dodała Meg i dokończyłyśmy obiad.
- A wam co się stało? - zapytał Logan.
- Posprzątajcie i o siódmej bądźcie gotowi do wyjścia - rzuciłam przez ramię i już nas nie było.
Już po dziesięciu minutach spotkałyśmy się, każda w swoim szlafroku i mokrych włosach w moim pokoju. Zaczęłyśmy od Meg. Szybko ją uczesałam i wymalowałam. W tym samym czasie Victoria zajęła się Christine. Kiedy były gotowe zamieniłyśmy się rolami. Kiedy byłyśmy w pełni gotowe zegarek wskazywał za dziesięć siódmą. Z dołu doszedł krzyk Logana.
- Idziecie?!
- Już! - krzyknęłyśmy i stanęłyśmy przy schodach tak by nas nie widzieli. Pierwsza zeszła Meg. Ubrana  miała rozpuszczone włosy. Następnie zeszła ubrana Christine. Potem była Vicki. Ubrana podreptała na dół.  Ostatnia byłam ja. Tradycyjnie rozpuściłam włosy, które swobodnie opadały mi na ramiona. Ubrana  zeszłam na dół. Chłopcy byli "ogłuszeni" Jedynie James trzeźwo myślał. Chyba. Po jego wzroku tracę tę małą nadzieję. Oczywiście ja z dziewczynami zaczęłam się śmiać przez co chłopcy wrócili. Szkoda. Tak fajnie wyglądali.
- No to idziemy? - zapytałam.
- Jasne - uśmiechnęli się razem.
- Kogo samochodem?
- Pieszo - uśmiechnęłam się. - Świerze powietrze robi dobrze na zdrowie.
Już po chwili szliśmy. Chłopcy z tyłu, a my wszystkie pod pachę przodem.
- Myślicie, że się wkurzą? - zapytała Meg.
- A jeśli nawet to co? - zapytałam ze zdziwieniem. - Coś w tym złego, że chcemy się zabawić?
- Nie, ale przecież wiesz...
- O jej - mruknęłam. - Przecież nie wypiję dużo.
- Ale nie powinnaś wcale pić.
- Nic mi nie będzie. Trochę soku pomarańczowego na początek - znacząco poruszałam brwiami.
- Hahahaha - zaczęłyśmy się wszystkie śmiać jak opętane.
- A wam co się stało? - zapytał James, a my się do nich odwróciłyśmy. Szli identycznie co my.
- A wy co? - śmiałam się. - Stare dziadki i tyle.
- A wy babcie - Carlos wystawił mi język.
- Ale pociągające babcie - Kendall znacząco poruszał brwiami.
- Okeeeeeeeeeej - wszyscy się od niego odsunęli, a on zrobił ponurą minę.
- Nie martw się. Po mimo, że nie jesteś piany i ci odbija ja cię nie zostawię - powiedziałam obejmując go ramieniem.
- Dziękuję - chlipnął. - Chociaż ty NORMALNA! - wydarł się do tyłu.
- Dzięki! - krzyknęli wszyscy. - Też cię kochamy!
- GEJE! - krzyknęła Vicki i zatrzymała się wskazując na chłopaków.
- Co? - zdziwili się wszyscy, a ja wróciłam do dziewczyn.
- Nie jesteście piani, chorzy, ani nic - Christine wzruszyła ramionami.
- A mówicie, że się KOCHACIE!!! - Meg wykrzyczała ostatnie słowo.
- No i? - wzruszyli ramionami. - Jesteśmy jak bracia.
- Gejowaci? - zapytałam z uniesioną brwią i wielkim wyszczerzem.
- Zobaczymy co będziecie mówić jak ci geje będą was nieś z powrotem - dodał Carlos.
- Masz rację - walnęła się otwartą ręką w czoło. - Po soku pomarańczowym będę nieprzytomna.
- Jak króli Bugs po marchewkach - Meg udała przerażenie.
- Hahahaha... bardzo śmieszne - dodał Logan.
- O jesteśmy - dodałam uradowana i weszliśmy do środka.
- Dziewczyny to klub karaoke - Kendall dostał olśnienia.
- No co ty? - wytrzeszczyłam na niego gały. - Naprawdę?
- Tak. Ale co MY tutaj robimy? - dodał Carlos kiedy siadaliśmy przy scenie.
- Siadamy przy scenie? - dodała Christine.
- Wiecie o co chodzi - dodał Logan.
- Chcemy się zabawić - dodała Meg.
- Przecież wy śpiewacie jak wygłodzone morsy - zaśmiał się Carlos.
- Ciekawe kto nagrał płytę i jest sławniejszy on Big Time Rush? - dodała Vicki.
- Przesadziłaś - szturchnęłam ją kiedy wskazała na mnie.
- Przepraszam nie chciałam - spojrzała na chłopaków, których to jednak dotknęło. - Wiecie, że wcale tak nie myślę.
- Spoko. Powiedziałaś prawdę - dodał Logan.
- Dobra. Coś na rozluźnienie - powiedziałam wstając i podchodząc do DJ'a
- W czym mogę pomóc? - zapytał nachylając się w moją stronę.
- Poproszę osiem mikrofonów - uśmiechnęłam się.
- Proszę - podał mi mikrofony.
Rozdałam mikrofony i wszyscy weszliśmy na scenę.
- Co włączyć?
Hakuna Matata - uśmiechnęłam się.
- Hakuna Matata! - podeszłam do Jamesa. - What a wonderful phrase.
- Hakuna Matata! - Meg do Kendalla.
- Ain't no passing craze - Vicki do Logana.
- It means no worries. For the rest of your days. It's our problem-free philosophy. Hakuna Matata! - zaczęliśmy wszyscy śpiewać i się wygłupiać.
Christine zbliżyła się do Carlosa. Każdy wiedział co chce zaśpiewać. (dop. aut. przy niektórych będą same imiona.)
- Why, When he was a young warthog. 
- When I was a young warthog - Carlos zawył.
Po chwili James się dołączył.
- He found his aroma lacked a certain appeal. He could clear the savannah after ev'ry meal 
- I'm a sensitive soul though I seem thick-skinned - Logan się wczuł. - And it hurt that my friends never stood downwind. And, oh, the shame.
- Thoughta changin' my name - Ja.
- And I got downhearted - Meg.
- Ev'rytime that I...
I znowu wszyscy zaczęliśmy się wygłupiać.
- Hakuna Matata! What a wonderful phrase. Hakuna Matata! Ain't no passing craze.
Christine zeskoczyła ze sceny.
- It means no worries. For the rest of your days. It's our problem-free philosophy. Hakuna Matata!
Wszyscy zeszliśmy ze sceny i podążaliśmy między stolikami wygłupiając się. Potem wróciliśmy na scenę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki. Nagle wskoczyłam Jamsowi na barana, a on zaczął się śmiać. Dałam mu całusa w policzek, przez co Logan prawie białej gorączki dostał. Normalnie wyglądaliśmy tam jak Pumba, Timon i ich zgraja. Zaczęłam razem z dziewczynami śpiewać.
- Hakuna Matata! Hakuna Matata! Hakuna Matata! It means no worries. 
- For the rest of your days - dodał Logan.
- It's our problem-free philosophy - dodał Kendall.
- Hakuna Matata! - wtrąciłam.
- Hakuna Matata - zakończyli Kendall razem z Loganem.
Dostaliśmy owacje na stojąco i cały czas się śmiejąc wróciliśmy na miejsca.
- I co? Nadal żałujecie, że przyszliście? - zapytałam.
- NIE! - odpowiedzieli równo.
Na scenę weszły jakieś dwie laski. Jedna z nich blond barbie, a druga to czarna barbie. Blondyna zaczęła.
- Chcemy wyzwać na pojedynek dwie dziewczyny.
- Kogo? - dodał DJ.
- One - czarna wskazała mnie i Victorię.
- Zgadzacie się?
- Oczywiście - powiedziałam i wstałam. - Wy pierwsze.
- Włącz Kiss You.
Usiadłam z powrotem i próbowałam nie ogłuchnąć od ich wycia. Chłopaki współczując wam takich fanek.
- Kurde, zaraz wili tu przylecą - dodał Carlos robiąc śmieszne miny.
- Całe stado - dodał Logan.
- Współczuję tylko chłopakom z One Direction, że dostają TAKIE cover'y - dodała Christine.
- Ja też - mruknęłam. - Z łatwością je pokonamy - szturchnęłam Vicki.
- Oczywiście - dodała, a one skończyły wyć.
Udając uśmiech podziwu weszłyśmy na scenę.
- A panie co sobie życzą?
L.A Boyz - odpowiedziałyśmy równo.
Ja zaczęłam śpiewać. Ruszyłyśmy na środek sceny i skierowałyśmy się do chłopaków.
- Driving down sunset on a saturday night. It's getting kinda crazy under the lights. But we dont care, were passing the time. Watching those LA boyz roll by. 
- In the drop tops, Harley, Escalades too. A hundred different flavors to vary your view. There's one for me and there's one for you. Watching them LA boys roll through - zaśpiewała Victoria. 
- Looking so hot down in hollywood.You know they got got the goods so.Lets give it up for those LA Boys. Riding the waves up in Malibu. They really get get to you. So let's give it up for those LA boyz. Give it up give it up. You don't have no choice. Give it up give it up. For the LA boyz - razem.
- West side east side everywhere between. Rockstars jam in the promenade for free. Flipping their skateboards on venice beach. LA boys come play with me. Turn it up turn it up. Come play with me - Victoria.
- Looking so hot down in hollywood.You know they got got the goods so. Lets give it up for those LA Boys. Riding the waves up in Malibu. They really get get to you. So let's give it up for those LA boyz. I put your number in my phone. Maybe I'll call you maybe not. What you doin' all alone. Come and show me what you got. Boy show me what you got. Got boy what you got boy. Show me what you got. Looking so hot down in hollywood. You know they got got the goods so. Lets give it up for those LA Boys. Riding the waves up in Malibu. They really get get to you. So let's give it up for those LA boyz. Give it up for the LA Boyz. So lets give it up for the LA Boyz - zakończyłyśmy razem stając przy chłopaków. Ja siedziałam między Jamesem, a Carlosem. Victoria między Kendallem, a Loganem.

Zadowolone ruszyłyśmy oddać mikrofony i wróciłyśmy na miejsca. Już po chwili miały być ogłoszone wyniki tego śmiesznego konkursu....

110 " (...) Życie ci miłe (...) "

Na sam początek strasznie Was przepraszam, że nie zobaczycie komentarzy pod notkami, które musiałam nadrobić, ale szczerze to nie mam czasu. Wieeeeeeeem ferie mam i czasu brak? Dziwne, ale mam zaległości w szkole tak samo jak na Waszych blogach. Dlatego też przeczytałam Wasze notki, a opinię zobaczycie za chwilę, a następnie zapraszam na notkę nr 110. Jeszcze raz strasznie przepraszam i proszę o WYBACZENIE.

Wiktora Natalia
Rozdział 40

Dziewczyny! Co Wy kąbinujecie?! Mam nadzieję, że Nath spławi tego całego Toma. A jeśli nie to Was powyszczelam jak kaczki. Taaaak jak kaczki……….. Nie no żartuję, ale Tom ma ZNIKNĄĆ. Proooooooosze… Czeeeeeeeeekam nn ;D


Ciri
Jednorazówka II – W pogoni za marzeniami (cz. 1, 2 i 3 )

Dlaczego ty tak piszesz? Skąd bierzesz te pomysły? Mam problem, bo... ZAKOCHAŁAM SIĘ w tym co piszesz ;D I to DOSŁOWNIE ;D Czekam na dalsze jednorazówki ;d  No i z WIELKĄ niecierpliwością na następną część :D 

Nie jestem pewna czy to wszystko, ale w razie czego PISZCIE w komentarzach jeśli o kimś zapomniałam.

PS: Obiecuję, że teraz nie narobię sobie takich zaległości i będę na bieżąco ;d 

Zapraszam na notkę. Miłego czytania :****


~*~

Po niecałej godzinie byłam w domu. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, ściągnęłam buty i ruszyłam do salonu. Wszyscy tam siedzieli. Nawet James. Popatrzyłam na nich chwilę, po czym oni wszyscy gwałtownie wstali na mój widok.
- Gdzieś ty była? - pytał Logan.
- Już chciałem do FBI dzwonić - dodał James.
- Hahahah - wyśmiałam go. - A znasz w ogóle numer?
- Co? - zdziwił się.
- Idź poszukaj Liz. Pewnie się zgubiła w domu - powiedziałam.
- O co ci chodzi?
- O nic - warknęłam i usiadłam na kanapie.
- Gdzie byłaś? - powtórzył Logan.
- W studiu.
- Nie kłam. Byliśmy tam - dodała Meg.
- Ale ja byłam w innym studiu. Trza było włączyć telewizor. Kanał ósmy - uśmiechnęłam się słodko.
- Co?
- Britney Show.
- Występowałaś tam?
- Tak. Odpowiadałam na pytania związane z naszym rozstaniem - dodałam patrząc na Jamesa.
- I co powiedziałaś?
- Prawdę, to co myślę - mruknęłam włączając telewizor.
- To znaczy? - zapytał James, a na ekranie pojawiłam się ja.
- Sam zobacz - dodałam i pogłośniłam.
Po jakiś pięciu minutach wyłączyłam TV i spojrzałam na "zawieszonych" przyjaciół.
- Zamknijcie buzie, bo wam mucha wleci - dodałam.
- Ty... ty... - jąkał się.
- Tak. Ja powiedziałam to co czuję, co myślę - dodałam obojętnie.
- Ale ja dla ciebie jestem taki chamski - wydukał.
- Zrozum, że nie każdy jest taki - westchnęłam i poszłam do ogrodu na hamak.
Leżałam tam i bez sensownie wpatrywałam się w konary drzew. Nie wiem co w nich widziałam. Nie wiem w jaki sposób, ale kiedy tylko wiatr delikatnie nimi ruszył liście ukształtowały twarz mojej rodzicielki. Szpenęła:
- Dobrze zrobiłaś, kochanie - uśmiechnęłam się i znowu ten wiatr, a moja mama zniknęła.
- Możemy pogadać? - usłyszałam Jamesa. Tak mnie wystraszył, że spadłam z hamaku.
- Boże nie strasz mnie tak - szepnęłam łapiąc się za serce i powoli wstając.
- Przepraszam - zaśmiał się i pomógł mi usiąść na hamaku.
- O czym chciałeś pogadać? - zapytałam patrząc na niego.
- No, bo wiesz... - zaczął i zaczął unikać mojego wzroku.
- A ty jak zwykle - zaśmiałam się. - Popatrz na mnie i powiedz o co chodzi. Tylko szczerze.
- Dobrze - westchnął i spojrzał i w oczy. - Dlaczego tak powiedziałaś?
- W sensie?
- Tak mnie opisałaś. Odpowiadałaś na pytania.
- Mówiłam - uśmiechnęłam się wbrew sobie. - Mówię to co myślę... co czuję.
- Ale ja... ja jestem dla ciebie... zupełnie inny - zakończył szeptem.
- Ale to nie znaczy, że zawsze taki byłeś.
- Co masz na myśli?
- Ranisz mnie, ale co mam zrobić? Uderzyć cię? Zabić? Co mi to da? - zapytała. - Nic po za większym cierpieniem.
- Przepraszam - szepnął.
- Nie masz za co.
- Właśnie, że mam i to dużo.
- Miłość jest gotowa wybaczyć wszystko, a nawet oddać życie - szepnęłam i odeszłam.
- Vivienne, czekaj! - krzyknął i złapał mnie za rękę.
- Co?
- Dziękuję - uśmiechnął się.
- Nie ma za co - delikatnie pocałowałam go w policzek.
Weszłam jeszcze do kuchni po butelkę wody i walnęłam się przed TV z pozostałymi. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
- Halo? - odebrałam. Dzwonił David.
- Przyjedź do studia. Musimy nagrać nową piosenkę.
- Dobrze - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Telefon włożyłam do torebki tak samo jak butelkę wody.
- Logan mogę pożyczyć samochód? - zapytałam patrząc na niego.
- Jasne - dodał wyciągając kluczyki z kieszeni. - Proszę.
- Dzięki.
Uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Na pierwszym skrzyżowaniu miałam czerwone światło. Nagle wskoczyło zielone, więc ruszyłam. Nagle jakiś samochód we mnie wjechał. Zaczęłam się kręcić prosto na cysternę z paliwem. Ta szybko ruszyła do przodu przez co uderzyłam w ścianę budynku. Zdążyłam zobaczyć, że zrobiło się wielki zamieszanie, a następnie straciłam przytomność.

~*~
Oczami Logana
~*~

Siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś film. Cały czas się śmialiśmy. Co się dziwić? Przecież to komedia, więc logiczne, że będziemy się śmiać. Nagle na ekranie pojawiła się reporterka, a w prawym górnym rogu zdjęcie katastrofy w środku miasta.
- Przerywamy program by nadać informacje z ostatniej chwili - zaczęła. - W samym centrum miasta na skrzyżowaniu Leonarda miał miejsce tragiczny wypadek. Nikt nie ucierpiał, ale są rani. Jednym z nich jest dziewczyna. Młoda, piękna. Lekarze twierdzą, że cudem przeżyła i powinna być wdzięczna kierowcy cysterny. Dziewczyna uderzyła w ścianę budynku. Jest to Vivienne Justice. Jechała na nagranie nowej piosenki, ale nie dotarła. Samochód nadaje się tylko na złom. Pani Justice ma szczęście, że przeżyła. Wiemy tylko tyle iż panna Vivienne ma złamaną rękę i lekki wstrząs mózgu. Nic więcej nie wiemy na temat stanu jej zdrowia. Winowajca tego złego zdarzenia uciekł. Policja aktualnie go poszukuje, a pogotowie ratuje rannych, bez których nie odbyło się.
- Czy ona...? Przed chwilą...? - nie mogłem się wysłowić.
- Vivienne... - szepnął James. - Musimy jechać do szpitala. I to szybko.
- Jedziemy - dodałem i już po chwili byliśmy w drodze.
Nie minęło dziesięć minut, a byliśmy na miejscu. Szybko podbiegłem do recepcji.
- Gdzie leży Vivienne Justcie? - zapytałem na jednym wdechu.
- Kim pan jest?
- Jej kuzynem. Nazywam się Lo... Mark! - krzyknąłem i podbiegłem do lekarza.
- Tak?
- Co z Vivienne?
- Skąd ma te tabletki? – zapytał i podniósł jakieś pudełko.
- Nie… Nie wiem – co on do cholery mi pokazuje?
- Są to bardzo silne leki antydepresyjne. Vivienne je brała.
- Co? – ręce mi się zaczęły trząść.
- Dokładnie. Brała je. Nie wiemy jak długo, nie wiemy ile, ale wiemy, że przez nie mogła umrzeć.
- Co? Jak to? – zapytała Meg.
- Jej życie jest zagrożone, bo ten wypadek ją tylko dobił.
- Możemy ją zobaczyć? – usłyszałem Jamesa.
- Zejdź mi z oczu – wycedziłem przez zęby.
- Ale…
- Zejdź mi z oczu albo cię zabiję – zacisnąłem pięści, a moja nienawiść do niego wzrastała z każdą chwilą.
- Nie wiedziałem…
- Zejdź mi z oczu jeśli życie ci miłe.
- Logan… - szepnęła Vicki i położyła mi rękę na ramieniu.
- Co? – zapytałem wściekły i się do niej odwróciłem.- Przez tego gnoja życie mojej małej kuzynki jest zagrożone! Nie rozumiesz, że to moja jedyna kuzynka?! On tak po prostu pozwoliłby, żeby umarła!
- Nie wiedziałem!
- Jeszcze jedno słowo, a cię zabiję! – zwróciłem się do szatyna.
- Logan… - usłyszałem Marka i się do niego odwróciłem. – Vivienne jest przytomna, ale słaba. Jeśli chcesz… sala numer 15. Tylko jej nie męcz.
- Dobrze. Dzięki – uśmiechnąłem się i skierowałem do sali, w której leżała moja kuzynka.  
Kiedy tylko przekroczyłem próg zobaczyłem jak leży i patrzy w okno. usiadłem obok niej, a ona spojrzała na mnie.
- Przepraszam Odkupię ci samochód.
- Pieprzyć ten samochód. Ważne, że tobie nic się nie stało... no nic poważnego.
- Jeśli będzie dobrze, to juro mnie wypuszczą.
- Słyszałem - uśmiechnąłem się pod nosem. - Vivienne powiedz i dlaczego brałaś te leki?
- Ja...
- Wiesz, że mogłaś przez nie umrzeć? A ten wypadek cię tylko dobił?
- Wiem. Ale co miałam zrobić? Nie mogłam zapomnieć o słowach Liz, a one mi pomagały.
- Chwila. Jakich słowach?
- Powiedziała, że teraz jej nie stanę na drodze i może okraść Jamesa.
- Powiedziałaś mu o tym?
- Yhym, ale stwierdził, że robię to po to by wrócił do mnie przez co...
- Przez co? Co?
- Spoliczkowałam go i zwyzywałam od najgorszego.
- I dobrze zrobiłaś.
- Co?
- Niech wie, że z nami się nie zdziera- lekko ją szturchnąłem. - Po za tym sam go przed chwilą o mało co ni zabiłem.

~*~
Oczami Vivienne
~*~

- Jak to?
- Logan, ale ja nie wiedziałem... - zaczął go przedrzeźniać  co wychodziło mu rewelacyjnie. - Trzeba być głupi, żeby nie wiedzieć kiedy laska za tobą tęskni.
- I kto to mówi? - zaśmiałam się. - Doktor miłość się znalazł.
- A żebyś wiedziała. Ja przynajmniej traktuję dziewczyny poważnie.
- A Vicki?
- Co Vicki?
- I ty pan doktor od miłości? Przecież podobasz się jej.
- Serio? Nie zauważyłem.
- Idź mi stąd, bo cię zabiję - śmiałam się.
- Zrobisz to Vicki? Nie przeżyje bez swojego chłopaka.
- Hahaha... jakoś da radę. Chwila. Chłopaka?
- Tak, dokładnie.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! - zaczęłam piszczeć z radości.
- Piszczysz jak mysz pod miotłą - zaśmiał się. 
- Hahha... bardzo śmieszne, ale myszy są BARDZO ciche - wystawiłam mu język. 
Oczywiście cała jego wizyta przebiegła bez żadnych zarzutów. Dużo się śmialiśmy rozmawialiśmy i "obmyśliliśmy" plan. To znaczy "genialny" Logan stwierdził, że powinnam udawać amnezję. Mówił, że przez to zobaczymy czy Jamesowi nadal na mnie zależy. Głupi pomysł, no ale zgodziłam się. Przynajmniej trochę się pośmieję. 

~*~
Oczami Jamesa
~*~

Dlaczego Logan mnie obwinia o to, że Vivienne brała te leki? Przecież to nie moja wina, że popadła w depresję. Prawda? Cholera! Dlaczego jestem taki głupi?! Przecież nie powinienem słuchać się Elizabeth. Nie powinienem być dla niej taki chamski. Przecież ją kocham. Chyba... Nie wiem... Sam już nie wiem co do niej czuję. Może nigdy jej nie przestałem kochać? Naprawdę jestem głupi. Nawet nie wiem co czuję do dziewczyny, która wywróciła moje życie do góry nogami. Pewnie gdyby nie ona już mnie by tu nie było. Zawsze była blisko mnie, wspierała, rozumiała, kochała. Muszę pożądanie się zastanowić na uczuciami do tej dziewczyny póki nie jest za późno. 

109 " (...) tanich dziwek (...) "

Hej. Wiem, że za ten rozdział mnie zabijecie, ale mogę powiedzieć, tylko tyle, że wszystko wróci do normy, ale nie zdradzę kiedy, nie zdradzę po jakich konsekwencjach zachowania Jamesa i Vivienne. Bądźcie cierpliwi i  spróbujcie mnie nie zabić. :D
A teraz zapraszam na rozdział, który rozpoczyna serię dramatów :D


~*~

Kiedy tylko przekroczyłam prób zostałam "zaatakowana" przez Liz. Miała w rękach MOJĄ sukienkę i MOJE czarne szpilki. Zaskoczona ściągnęłam buty i weszłam do salonu, a ta jędza poszła za mną.
- Widzisz co zrobiłaś z MOJĄ sukienkę i MOIMI butami?! - darła się. Wszystko rzuciła na fotel.
- Po pierwsze to jest moje - mówiłam spokojnie. - Po drugie nie drzyj mi tu r... pyska, bo pożałujesz.
- James kochanie! Ona mi grozi! - krzyknęła i wskazała na mnie kiedy szatyn wszedł do salonu.
Wywróciłam oczami i spojrzałam na jej rękę. Szybko ją chwyciłam.
- Skąd masz to?!
- Ał! Puść mnie!
- Skąd masz tą bransoletkę? - warknęłam.
- Jimmy mi dał! Puść mnie wariatko! - wyrwała się, a ja wściekła spojrzałam na Maslowa.
- Dlaczego dałeś jej moją bransoletkę?
- Nie jest twoja - mruknął.
- Dałeś mi ją na urodziny.
- Właśnie dałem, a ty jej nie nosisz.
- Dobrze wiesz, że za wiele dla mnie znaczy.
- Więc o co się wściekasz? - zapytał, a w moich oczach pojawiły się łzy. Totalnie mnie zatkało.
- To też sobie weź! - krzyknęłam i zerwałam wisiorek, który też od niego dostała.
Z płaczem pobiegłam na górę. Zakluczyłam pokój i rzuciłam się na łóżko. Wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Dlaczego on mi to robi? Czy tak mnie nienawidzi? Nie widzi, że jego słowa mnie bolą? Że każdego dnia bez niego cierpię? Czy on jest tak ślepy? Chyba ma klapki na oczach i nic po za tą swoją dziunią nie widzi. Dlaczego on to robi? Nie rozumiem go. Nie dawno mi mówił, że mnie kocha, że nie potrafi beze mnie żyć, a teraz? Nie rozumiem go. Jak on może mnie tak ranić. Dlaczego? Dlaczego?

~*~
Oczami Logana
~*~

- Stary co się z tobą dzieje? - zapytał Carlos.
- Jestem szczęśliwy,  a co nie widać?
- Ale kosztem Vivienne. Nie widzisz tego? - dodała Meg.
- A co go to obchodzi? - zapytała Liz.
- Nie odzywaj się - warknęła Vicki. - Gdyby nie ty wszyscy byliby szczęśliwi, ale nie. Musiałaś się pojawić i zmienić Jamesa w bezdusznego gnoja.
- Uważaj na słowa - warknęła.
- A co mi zrobisz? Nie boję się tanich dziwek - zaśmiała się kpiarsko.
- W przeciwieństwie do Vivienne Elizabeth nie jest dziwką - dodał James  czym spowodował, że go uderzyłem.
- Vivienne nigdy nie była, nie jest i nie będzie dziwką - wycedziłem przez zęby. - Jeśli jeszcze raz ją tak nazwiesz nie ręczę za siebie.
- A co? - zapytał i wytarł krew, która pojawiła się w kąciku jego ust. - Podoba ci się i tyle. Przyznaj się. Odkąd się pojawiła w naszym życiu zakochałeś się w niej.
- Jesteś żałosny.
- Nie to ty jesteś żałosny.
- Trzymajcie mnie, bo go zaraz zabiję - mruknąłem. - Jesteś zwykłym dupkiem. Nie wiesz co tracisz. Nie znajdziesz drugiej takiej samej jak Viviennne. Nie rozumiesz, że to ona ci pomagała odkąd Miranda cię zdradziła? Zapomniałeś o tym jak płakała całymi nocami, bo chciałeś się zbić? Na prawdę jesteś ślepy i głupi.
- A co ty jej tak cały czas bronisz?! Moje błędy zauważasz od razu, ale tego, że mnie zdradziła to już nie!
- Jesteś nienormalny?! Vivienne zawsze była ci wierna! Nigdy nie kochała nikogo innego po za tobą!
- A skąd to wiesz, co?!
- Bo... bo jestem jej kuzynem. Zawsze się o nią będę troszczył. Zwłaszcza jak taki dupek jak ty ją będzie ranił - wycedziłem przez zęby i ruszyłem na górę.
Od razu skierowałem się do pokoju Vivienne. Chciałem wejść, ale się zakluczyła. Ze środka dobiegła płacz. Delikatnie zapukałem.
- Zostawcie mnie! Chcę być sama! - krzyknęła.
- Vivienne. Otwórz, proszę - szepnąłem.
- Zostawcie mnie!
- Vivienne. Proszę. Otwórz mi - szepnąłem po czym usłyszałem odgłos przekręcanego kluczu. Po chwili w drzwiach ujrzałem zapłakaną dziewczynę. Bez słowa ją przytuliłem.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - szepnąłem i głaskałem ją po włosach. - Pozbędziemy się tej całej Liz. Nie martw się. Nie pozwolę, żebyś cierpiała.
- Dziękuję - szepnęłam. - Za wszystko.
- Nie ma za co. Na prawdę nie ma za co.

~*~
Oczami Vivienne
~*~

Następnego dnia

Leniwe się podniosłam. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Wskazywał piątą rano. Głośno westchnęłam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niech niebieskie rurki, czarne szelki, biały T-shirt z napisami i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrana wróciłam do pokoju. Włosy rozpuściłam, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam łańcuszek z moim imieniem. Kiedy spojrzałam w lustro w moich oczach pojawiły się łzy. Zerwałam wisiorek i rzuciłam go na podłogę. Podparłam się na łokciach. Nie wiedziałam co mam robić. Byłam w kompletnej rozsypce. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro.Chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie po czym wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się przy pokoju Jamesa. Drzwi były uchylone, więc zajrzałam tam. Leżeli szczęśliwi. Zamknęłam oczy i skierowałam się na dół. Kiedy znalazłam się na dole z góry zbiegł Fox. Zaczął skakać do moich nóg, więc go wzięłam na ręce. Ten zaczął lizać mnie po twarzy. Jakby chciał mi coś powiedzieć.Że tęskni albo coś. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Chcesz iść na spacer? - zapytałam, a on wesoło zaszczekał i pomachał ogonem.
Wzięłam smycz i wyszłam z nim. Szliśmy przez park. Fox co chwila gonił jakieś ptaki albo wiewiórki, które wyszły ze swoich domków. Głośno westchnęłam i usiadłam na ławce. Fox po chwili wskoczył mi na kolana. Zaczęłam głaskać go po główce.
- Dawno tu nie byliśmy - mruknęłam, a piesek rozłożył się na moich nogach. - W ogóle dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy. Pewnie dlatego, że... Sam pewnie zauważyłeś, że James ma inną dziewczynę. Przecież jesteś mądrym pieskiem - uśmiechnęłam się pod nosem. - Szkoda tylko, że nie umiesz mówić.
Ten podniósł główkę i spojrzał na mnie tymi wielkimi, czarnymi oczkami. Delikatnie się uśmiechnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. Fox  zlizał ją po czym "przytulił" się do mnie.
- Kocham cię piesku - mruknęłam i przytuliłam go do siebie, a ten wesoło zaszczekał. - Musimy wracać, bo jak James zobaczy, że cię nie ma to wpadnie w szał.
Powolnym krokiem ruszyliśmy do domu. Nie minęło dziesięć minut, a już byliśmy na miejscu. Ściągnęłam mu smycz, a on pobiegł do kuchni. Uśmiechnięta ruszyłam za nim. Kiedy tylko przekroczyłam James zaczął na mnie jechać.
- Kto pozwolił ci iść z nim na spacer?
- Sam chciał.
- Powiedział ci? Wątpię.
- Może zrozumiał, że jego pan to skończony kretyn.
- Masz zakaz zbliżania się do Fox'a.
- Słucham?
- To co słyszałaś. Zabraniam ci się do niego zbliżać - warknął i wyszedł zabierając Fox'a i mnie "potrącając". Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. On właśnie zabronił mi dotykać Fox'a. Psa, którego sama mu kupiłam, którego dostał ode mnie.
Wzięłam tabletki i wypiłam sok. Od razu zakręciło mi się w głowie. Nie zwróciłam na to uwagi tylko wzięłam torebkę i wyszłam. Powolnym krokiem skierowałam się do studia, gdzie miałam wystąpić w Britney Show.

(włączyć)

Po niecałej godzinie byłam na miejscu. Kiedy tylko przekroczyłam próg budynku znowu zakręciło mi się w głowie. Ponownie nie zwróciłam na to uwagi. Ruszyłam przed siebie. Wyłączyłam telefon. Już po dziesięciu minutach siedziałam na kanapie w studiu i odpowiadałam na pytania fanek.
- Czy będziesz jeszcze z Jamesem? - zapytała jedna z nich.
- Skarbie. Powiem ci tak. Żadna prawdziwa miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletów, zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona wie jak przetrwać.
- Czyli będziecie?
- Nie wiem kochanie.
- A dlaczego zerwaliście? Co się stało? - dodała druga.
- Czasami tak jest. Pojawia się kryzys, którego nie da się przetrwać. No i związki rozpadają się.
- A kogo to jest wina?
- Niczyja.
- Jak to?
- Ani James nie jest winny, ani ja. Po prostu byliśmy zbyt słabi i nie pokonaliśmy przeszkody między nami.
- A nie będziecie za sobą tęsknić?
- Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 
- A kto komu pozwolił odejść? Ty Jamesowi czy on tobie? 
- Nie wiem jak ci to powiedzieć - zaśmiałam się wbrew sobie. 
- A czy twoja kariera, która się rozpoczyna nie zadziałała? 
- Nie wiem kochanie - mruknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. 
- A teraz jakbyś opisała Jamesa? - zapytała druga. 
- James jest wspaniałym facetem - uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęła łza, a za nią zaraz kolejna. - Jest utalentowany, kochany, opiekuńczy, romantyczny, nie potrafiłby cię skrzywdzić, zawsze dba o to byś była szczęśliwa, bezpieczna, byłby gotowy oddać życie za ciebie.  
- I jest przystojny? 
- Tak, ale to tylko dodatek do ideału jakim jest. 
Po niecałych dziesięciu minutach program się skończył. kiedy tylko wyszłam ze studia włączyłam telefon. Miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Logana, pięć od pozostałych i sześćdziesiąt sms'ów. Dwadzieścia od Logana, pięć od Carlosa i Kendalla i dziewczyn, a pozostałe piętnaście od Jamesa. Na samym początku przeczytałam Maslowa. Były typu: 

Gdzie ty jesteś?

Wróć, bo wszyscy jadą na mnie przez ciebie. 

Nie zrób niczego głupiego, bo nie będę za to odpowiadał. 

Daj spokój. 

Pogódź się z tym, że wybrałem inną, a nie ciebie. 

Wróć do domu. 

Kiedy tak to czytałam chciało mi się płakać. Dobrze, że sobie przypomniałam, że mam tabletki przy sobie. Szybko wyciągnęłam trzy i je połknęłam. Powolnym krokiem ruszyłam do domu. 

108 " (...) To koniec (...) "


Hejoooooooooooooo wszystkim! :D
Wiem, że mnie kochacie i też dlatego jeszcze potrzymam Was w niepewności i trochę po przynudzam :D
Do rzeczy: :D
Wiem długo mnie nie było. ;/ Aż dziesięć dni ;D Dobra mniejsza z tym. Chciałam Was przeprosić za moją nieobecność, ale miałam sporo nauki, a że jutro ostatni dzień do szkoły to będę mieć więcej czasu. Dlatego też będzie ciut więcej notek i nadrobię wszystkie blogi. Obiecuję. A żebyście mieli tego pewność pod każdą zaległą notką zostawię po sobie ślad :D Jeszcze raz Was przepraszam i zapraszam na notkę.


A i jeszcze jedno. W połowie trochę przyśpieszymy akcję tak około trzech dni, że będą już w domu :D
Notka jest dla meeeeeeeeeeeeeeeeega zakręconej Justme :D


~*~

Nasze usta się zetknęły, a oboje utonęliśmy w ich smaku. Byliśmy tylko my i one. Do czasu... Kiedy już wczuliśmy się w swoje "role" odezwała się Liz.
- James. Myślałam, że mieliśmy uprawiać seks - delikatnie odsunęłam się od niego. Patrzyłam to raz na niego, to na nią.
- O co tu chodzi? - wydukałam.
- Nie wiesz? Jesteśmy razem już od jakiegoś hmm... miesiąca?
- Co?
- Tak. Zdradzał cię. I co w tym złego? - zapytała jakby to było oczywiste. - Też go zdradzałaś.
- James to prawda?
- Po części - mruknął. - Może nie jesteśmy razem miesiąc, ale... Myślałem, że jest to oczywiste?
- Ale co? - zapytałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ty mnie zdradzałaś i... i przestałaś kochać, więc nie miałem wątpliwości by zacząć spotykać się z Liz.
- I dopiero mi o tym mówisz?! Tak po prostu?!
- yyy... tak?
- Nienawidzę cię - warknęłam, a po moich policzkach spłynęły łzy.
- Nawzajem... To koniec - szepnął czym spowodował, że jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Szybko stamtąd wybiegłam i skierowałam się do ogrodu. Nie wierzę, że to zrobił. Po roku razem... uważa mnie ze dziwkę... nie wierzy, że go kochałam, kocham i.... i będę kochać. Nie rozumiem go. Dlaczego to zrobił? Chciał się odegrać? Jeśli tak, to za co? Za co? Co ja mu zrobiłam?  Nie wierzę w to, że tak się po prostu rozstaliśmy i to w taki sposób. W głowie miałam same pytania, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.

~*~

Trzy dni później 

~*~

Właśnie wzięłam prysznic. Gotowa, z laptopem zeszłam na dół. Dziś miałam jechać do studia, bo David chciał coś mi powiedzieć. Podobno chodzi o jakiś serial i występ. Nie no nigdy nie sądziłam, że będę sławna. Teraz się cieszę, bo ludzie wiedzą jaka jestem naprawdę. Cieszę się z tego powodu i to bardzo. Laptopa położyłam obok torebki i weszłam do kuchni. Już po przekroczeniu progu prawie zostałam zabita przez Carlosa.
- A to co? - zdziwiłam się widząc jak Logan i Kendall robią śniadanie, a Carlos "próbował" otworzyć butelkę ketchupu. Oczywiście cała zawartość butelki wylądowała by na mnie, ale zdążyłam się się nachylić. Przez co znalazła się na drzwiach.
- Mówiłam, że masz uważać - skarciła go Christine.
- Przecież nic jej nie jest. Żyje nie?
- Obudziliśmy cię? - zapytał Logan stawiając talerz z kanapkami na stole.
- Nie. Po za tym i tak musiałabym wstać, bo o dziesiątej muszę być w studiu - mruknęłam niezadowolona.
- A tak. Zawieść cię?
- Jasne. Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Tylko najpierw śniadanie - dodał Kendall i postawił drugi talerz z kanapkami.
- Nie dzięki - mruknęłam. - Nie jestem głodna.
- Vivienne jak tak dalej pójdzie to wylądujesz w szpitalu - dodała Meg.
- Prawie nic nie jadłaś odkąd wróciliśmy z Waszyngtonu - martwiła się Vicki. - Może gdybyś dała sobie pomóc to...
- Vicki zrozum, że nic mi nie jest.
- Ale...
- James nie ma tu nic do rzeczy. Chce? To niech będzie z dziwką. Mnie to nie obchodzi.
- Może jednak? - zapytał jedyny Latynos w towarzystwie.
- Nie - dodałam biorąc butelkę wody z lodówki i jabłko z szafy. - Logan zawieziesz mnie?
Nagle do kuchni wszedł zaspany James.
- Hej - ziewnął.
- A tobie co się stało? - zapytałam widząc chłopaka ubranego w dresy, nieogolonego, nieuczesanego i niewyspanego.
- Spędziłem z Liz trzy cudne noce - mruknął. - A w ogóle co cię to obchodzi?
- To co Logan? Jedziemy? - zapytałam ignorując jego pytanie.
- Jasne - dodał i skierował się do wyjścia.
- Dokąd?
- A w ogóle co cię to obchodzi? - przedrzeźniałam go.
Już po chwili byliśmy w studiu. Okazało się, że wystąpię w programie Britney Show i zatańczę w Stars Dance. Muszę tylko znaleźć partnera i wszystko będzie okay. Może Carlos się zgodzi albo Matt. Zapytam się i będzie wszystko okay. Tylko trochę głupi, bo mam zatańczyć na początek tango, a James to tańczy najlepiej. Szkoda tylko, że mnie nienawidzi. A z resztą poradzę sobie bez niego.

~*~

Sorki, że taki krótki, ale jak wspomniałam wcześniej. Mało czasu ;/ W ferie to nadrobimy :D
Pozdrawiam :***

107 " (...) Jaką zdradę?! (...) "

- To mnie...?
- Przekonasz się jak wrócimy do Los Angeles - wymruczał z przymrużonymi oczami.
- Już nie mogę doczekać się twojej zemsty - odpowiedziałam  z uśmiechem. - A tak w ogóle to mam prośbę.
- uuu... czuję się zaszczycony - zaśmiał się.
- Ta, ta, boś ty WIELKI HENDERSON - wywróciłam oczami.
- Ja tego nie powiedziałem - zaśmiał się. - Ale mówiłaś, że masz prośbę. Jaką?
- Czy mógłbyś spać z Vicki?
- Co? Dlaczego?
- No wiesz. Chcę się przenieś z powrotem do swojego starego pokoju, a... ty z nią kręcisz.
- Aha. Zaraz co?!
- Oj no nie udawaj - szturchnęłam go. - Wiem, że ci się podoba.
- Wcale nie.
- To ciekawe, dlaczego... - zatknął mi usta.
- Cicho bądź już.
- Ble, ble, ble - mruczałam pod nosem, a on zabrał rękę.
- Cicho - pogroził mi palcem.
- A jednak tak! - krzyknęłam, a wszyscy na nas spojrzeli. - Logan się zakochała! Logan się zakochał!
Zaczęłam tańczyć, skakać jak głupia. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie w pasie i okręca dookoła.
- AAAAAAAAAA!!! Postaw mnie kretynie! - krzyczałam, a brunet się zatrzymał.
- Będziesz już cicho?
- No - odstawił mnie, a ja odeszłam kawałek i zaczęłam biec. - Logan się zakochał! Logan się zakochał! On się zakochał!
- Vivienne! - krzyknął i pobiegł za mną.
- Co?!
- Cicho już bądź!
- Nie! Miłość to piękne uczucie! - po chwili się zatrzymałam, bo dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów.
- Mam cię! - krzyknął i złapał mnie w tali.
- Przepraszam, nie powinnam- powiedziałam i wróciłam do swojego quada.
- Już rozumiem - poczłapał za mną.
- Niby co?
- James. Co znowu zrobił? - zapytał i założył kask.
- Zapytaj się Liz. Może powie ci czego jeszcze jej nie zrobił - dodałam zakładając kask i ruszając dalej.
Pojeździliśmy jeszcze godzinę po czym wróciliśmy do domu. Tymczasowego domu.
 Właśnie miałam wchodzić do domu kiedy ktoś mnie szarpnął za nadgarstek i zaciągnął za ścianę.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytał James i przycisnął mnie do ściany.
- Nie udawaj, że nie wiesz.
- Nie, nie wiem. Wczoraj nazwałaś mnie chamem, a dziś mnie unikasz.
- A zastanowiłeś się dlaczego to robię?
- Tak i nie masz powodów do tego.
- Aha. Nie mam powodów do złości na ciebie?
- No... nie.
- Powiem tak, żebyś zrozumiał - odsunęłam się od niego. - Dziękuję ci bardzo za zdradę.
- Co?! Jaką zdradę?!
- Proszę cię. Widziałam cię wczoraj z tą... Liz.
- To tylko przyjaciółka.
- Serio? - wytrzeszczyłam na niego gały.
- Tak.
- To będę musiała kleić się do Logana, Kendalla i Carlosa! - krzyknęłam i odeszłam.
- Kocham cię!
- Fajnie! - krzyknęłam nadal na niego nie patrząc.
- Vivienne!
Nie reagowałam na jego krzyki. Po prostu szłam przed siebie. Chciałam mu uwierzyć, ale to co zobaczyła... może... znam Liz i wiem, że ona dopnie swego i odbierze mi Jamesa, a ja nie mam siły z nią walczyć.
- Nie rezygnuj - usłyszałam głos w głowie. Był tak bardzo podobny do mojego taty.
- Co?
- Nie poddawaj się. To nie w twoim stylu. Walcz o swoją miłość - powtarzał i zaczął tak jakby się oddalać.
- Tata?
- Nie poddawaj się. Walcz o niego.
Zrezygnowana weszłam do środka i od razu na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i zobaczyłam żonę prezydenta.
- P... przepraszam - wydukałam i chciałam odejść, ale mnie zatrzymała.
- Skarbie coś się stało?
- Nie.
- Chodź - powiedziała, a ja za nią ruszyła. - Powiedz mi co ci leży na sercu.
- Nie wiem czy powinnam - zawahałam się.
- Rozumiem - usiadłyśmy na hamaku w ogrodzie. - Ale uwierz mi, że będzie ci lżej. Może ci jakoś pomogę albo coś doradzę.
- Zna się pani na miłości... nieszczęśliwej?
- Jak to nieszczęśliwej?
- No, bo widzi pani.
- Żadna pani. Przez to czuję się stara. Mów mi po prostu Michelle.
- Dobrze - uśmiechnęłam się. - No, więc Michelle. Można powiedzieć, że przyłapałam chłopaka na zdradzie, ale on mówi, że to nie zdrada i to tylko przyjaciółka. Ja znam Liz i wiem, że ona mi nie odpuści i odbierze Jamesa - zakończyłam smutno.
- No to pokaż jej, że tak łatwo się nie poddasz.
- Ale ja już nie mam siły na walkę. Tyle razy walczyłam o niego, że straciłam już siły - powiedziałam smutno.
- Nie wiem czy to pomoże, ale zrobimy tak, żeby on o ciebie zawalczył - dodała z cwanym uśmiechem.
- Ale jak?
- Poznałaś już mojego bratanka? - zapytała i wskazałam na blondyna, który właśnie wszedł.
- Matt?
- Vivienne? - zapytał i już po chwili staliśmy wtuleni w siebie z wielkimi uśmiechami na twarzach.
- To ja zostawię was samych - dodała Michelle i wróciła do domu.
- Co ty tu robisz? - zapytała i usiedliśmy na hamaku.
- Michelle mnie poprosiła, więc jestem - uśmiechnął się. - A ty?
- Odwiedzamy Victorię.
- A no tak. Zapomniałem, że wy się przyjaźnicie.
- Ej Matt.
- Tak?
- Pójdziemy na spacer?
- Chętnie. I opowiesz mi o tych problemach z Jamesem.
- A ty skąd...?
- Nie zapominaj, że się przyjaźnimy, a po za tym słyszałem waszą dzisiejszą kłótnię.
- Daj mi sekundę. Założę coś na siebie i pójdziemy - uśmiechnęłam się i ruszyłam do pokoju. Kiedy tylko tam weszłam zobaczyłam jak James siedzi z Liz na łóżku i się obejmują. Kiedy tylko mnie zobaczył gwałtownie podskoczył i do mnie podszedł.
- Kochanie  porozmawiasz ze mną czy nie? - chwycił mnie za dłonie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Zrozum, że chcę to wszystko przemyśleć, a po za tym idę na miasto.
- Z kim?
- A z Matt'em - powiedziałam i założyłam ciuchy, a następnie wróciłam do pokoju.
- Z kim? - najwyraźniej był zdziwiony i to bardzo.
- Z przyjacielem.
- Przyjacielem?
- Co? Ja nie mogę pogadać z Matt'em, ale ty możesz obściskiwać się z nią? - wściekła wskazałam na brunetkę.
- Zrozum, że bez ciebie nie wiem co mam robić, a Liz mi tylko pomaga jakoś to przetrwać.
- Zadam ci teraz pytanie, na które odpowiesz - powiedziałam i podeszłam bliżej. - Czy kiedy to ja cierpiałam bez ciebie to czy leciałam do kogoś? Czy szukałam pocieszenia u innych? - w moich oczach pojawiły się łzy. - Nie. Nigdy do nikogo nie poszłam. Nigdy cię nie zdradziłam. Zawsze radziłam sobie sama z problemami. Nigdy cię o nic nie prosiłam. Chroniłam przed Luckiem. A ty? Odwdzięczasz mi się tak. Kiedy jestem w rozsypce mnie zdradzasz i to na moich zmęczonych oczach.
- Vivienne...
- A wiesz od czego są zmęczone? Od płaczu! Może tego nie widzisz, ale ja z każdym dniem cierpię coraz bardziej. Cierpię, bo nie mam w tobie oparcia.
- Dlaczego mi nic nie mówiłaś?
- Nie rozumiesz, że gdybym ci cokolwiek powiedziała to byś poleciał do Lucka i go zabił?! Ja nie chcę cię stracić! Nie chcę, ,żeby ci się coś stało!
- Ale nie masz robić tego swoim kosztem! I może by mnie zamknęli, ale bym miał pewność, że ten gój cię nie tknie. Nic ci nie zrobi.
- James kocham cię, ale twoja głupota mnie przeraża.
- Za to twoja mądrość mnie pociąga - szepnął i mnie przyciągnął do siebie tak, że nie było między nami wolnej przestrzeni. Nagle nasze twarze zaczęły się do siebie przybliżać... Niespodziewanie...

~*~

Mam nadzieję, że jesteście ciekawi czy pocałunek nastąpi i co się stało. Czy coś im przerwie? Czy pocałunek nastąpi?
Pozdrawiam i szczęśliwego Nowego Roku. Wszystkiego co pozytywne.

106 " (...) Gdzie ich masz? (...) "

Oczami Jamesa

Siedziałem w tej jadalni i myślałem. Myślałem nad tym co powiedziała mi Liz. "To niewiarygodne,  jak można czuć się szczęśliwym przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upier­dli­wości i tak naprawdę,  nie wiedzieć  czy to miłość czy nie. "
- Masz rację Liz, masz rację - mówiłem sam do siebie.
- W czym? - usłyszałem ten głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ją. Elizabeth.
- Co ty tu robisz? - zapytałem.
- Pracuję - uśmiechnęła się wskazując na swój strój.
- Tak się cieszę, że cię widzę - powiedziałem i jak najmocniej ją przytuliłem.

Oczami Vivienne

Leżałam na łóżku i płakałam. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam... mamę.
- Ma... mama? - zapytałam i jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Witaj kochanie - rzuciłam się na nią. Bez wahania odwzajemniła mój uścisk.
- Tak się cieszę, że cię widzę - płakałam.
- Dlaczego płaczesz? - zapytała i otarła moje łzy.
- Bo ja... to znaczy... James - powiedziałam i usiadłyśmy na łóżku.
- Powiem ci coś co kiedyś bardzo mądry człowiek mi powiedział.
Babcia. Pomyślałam.
- Świat to trudne miejsce. Jemu nie zależy. Choć nie żywi nienawiści do ciebie i do mnie, nie darzy nas też miłością. Dzieją się na nim rzeczy straszne, których nie można wytłumaczyć. Świat cię nie kocha. Pamiętaj jednak, żeby robić swoje. Takie masz zadanie na tym trudnym świecie, musisz pod­trzy­mywać swoją miłość i robić swoje choćby nie wiem co.
- Ale ja nie wiem co mam zrobić - jęknęłam.
- Kochanie. Kochasz Jamesa, a on ciebie. Nigdy nie zapominaj, że miłość jest jak narkotyk. Ty nie przetrwasz bez niego, a on bez ciebie. Może kłócicie się, ale to nie oznacza, że nie kochacie.
- Dziękuje. Mamo powiedz mi, dlaczego przyszłaś?
- Potrzebowałaś mnie, a ja nigdy cię nie zostawię. Może i już nie będzie tak samo jak kiedyś, ale nie zapominaj, że zawsze jestem blisko ciebie - delikatnie się uśmiechnęła.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - powiedziała i znowu się przytuliłyśmy. - Do zobaczenia kochanie.
- Do zobaczenia - szepnęłam, a ona zniknęła.

Delikatnie podniosłam się z poduszki. Cieszyłam się, że mogłam zobaczyć mamę. Tak za nią tęsknię.
- Dziękuję mamo - powiedziałam, a na dworze zawiał lekki wiaterek.
Podniosłam się i ruszyłam z powrotem do jadalni. Już po chwili stałam w wejściu i mogłam zobaczyć James'a. James'a, który stoi z jakąś dziewczyną i się do niej klei. Momentalnie serce mi pękło. Po moich policzkach spłynęły nowe łzy. Pędem ruszyłam do sypialni. Zakluczyłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

~*~

Następnego dnia popołudniu

Właśnie weszłam do ogrodu gdzie wszyscy byli. Był naprawdę gorąco. Wyszłam ubrana w TO. Nie minęła chwila, a wpadłam na Vicki. Była fajnie ubrana. Miała na sobie TO. Rozmawiała z swoim tatą.
- Że mu nie jest ciepło w tych garniturach - szepnęłam sama do siebie i podeszłam bliżej. Akurat trafiłam na fajną część rozmowy.
- Kochanie, ale idź się ubierz. Tu jest pełno chłopaków.
- Gdzie ich masz? - zapytała rozglądając się.
- Victoria - jęknął prezydent.
- Jakbyś nie zapomniała to my tu jesteśmy - dodał Logan, a ja zaczęłam się brechtać.
- No wiem - odpowiedziała z uśmiechem.
- Odwdzięczymy się - zaśmiał się.
- Masz pecha, bo tu nie ma basenu - wystawiła mu język. - Bo nie ma?
- Nie - odpowiedział Barack Obama. - Ale jest fajny tor quadów.
- No to jedziemy na wycieczkę - ogłosił Carlos, który właśnie wszedł.
- Gdzie jedziemy? - dodał James i do mnie podszedł. - Cześć kochanie.
Chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
- Coś nie tak? - zdziwił się.
- Zapytaj się oto swojej nowej dziewczyny - warknęłam i  wróciłam do środka. Wszystkie dziewczyny pobiegły za mną.
- Ej o co chodzi? - zapytała Meg.
- Co się stało? - dodała Christi.
- Nic - powiedziałam obojętnie.
- To dlaczego... - zaczęła Vicki.
- Wczoraj go przyłapałam z inną laską - powiedziałam.
- CO?!
- Tak. Kleił się do niej jak rzep do psiego ogona.
- Zabije! - warknęła brunetka.
- Oj jeśli woli dziwki to spoko - powiedziałam. - A teraz przecież jedziemy na quady.
- Pokażesz mu co traci - zapytała, a raczej stwierdziła jedyna blondynka w towarzystwie.
- Dokładnie.


Oczami Kendall'a

- Czy ja dobrze słyszałem?!
- Nie wiem, chyba.
- James, co się z tobą dzieje? - zapytał Carlos.
- Ze mną?! Ona ma ciągle jakieś problemy! Obraża się o byle co, a ja tylko przytuliłem Liz!
- Weź się ogarnij, bo stracisz ją - dodał Logan i poszedł do dziewczyn.
- Nie znajdziesz drugiej Vivienne - dodał Latynos.
- Ona jest jedyna w swoim rodzaju. Nie zapominaj o tym - szepnąłem i poszedłem w ślady Carlosa i Logana.


Oczami Vivienne

Już po dwudziestu minutach byliśmy na torze quadów. Carlos i Logan poszli je wypożyczyć, a my zostaliśmy i zaczęliśmy gadać. Nagle James do mnie podszedł.
- Możemy pogadać?
- A mamy o czym?
- Sam nie wiem, ale... tak.
- Słucham - powiedziałam, a do nas dołączyli pozostali.
- yyy... moglibyście zostawić nas samych?
- Po co? - zdziwiłam się. - Nie mam przed nimi tajemnic.
- Ja też, ale to są nasze prywatne sprawy - ustawał przy swoim.
- Vivienne to twój kostium - Logan mi podał ubranie.
- Dzięki. Jeśli już skończyłeś to pozwolisz, że sobie pójdę?
- Ale nawet nie zacząłem.
- Świetnie - uśmiechnęłam się nieszczerze  i ruszyłam z dziewczynami do przebieralni.
- Nie byłaś dla niego za ostra? - zapytała Vicki.
- A on nie był kiedy mnie zaczął zdradzać? - zapytałam.
- Ale przecież tylko się przytulali.
- Meg ja ją znam. To jest Liz. Ona nie odpuści póki go nie zdobędzie, a jeśli on jest TAK GŁUPI, że tego nie widzi to już jego problem.
- Oj Vivi, Vivi - zaśmiała się Christi.
- Co?
- Nic.

Kiedy się przebrałyśmy wróciłyśmy do chłopaków i każdy wsiadł na swojego quada. Już po chwili szaleliśmy na torze. Zatrzymaliśmy się przed jakąś polaną. Nagle podszedł do mnie Logan.
- Powiesz mi o co chodzi z James?
- Nie ważne.
- Ważne, ważne. Gadaj.
- A jak nie to co?
- To cię... - mówił ze śmiechem.

Jednorazówka cz. 2 Logan

- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- To jedziesz czy nie?
- Nie, bo będę problemem.
- Słuchaj. Mieszkam z trzema wariatami i dwiema wariatkami. Przyda mi się ktoś taki jak ty.
- Taki jak ja? - spojrzałam na niego jak na debila.
- No wiesz. Jesteś oryginalna i niepowtarzalna. No i potrafisz mnie rozśmieszyć - poruszał znacząco brwiami.
- Miło to słyszeć. Dzięki. Ale co zrobię z domem?
- Jutro przyjedziemy po resztę rzeczy, a jak wszystko zabierzesz to go sprzedamy.
- Dobra, czyli... - chłopak wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał jakiś numer.
- Kendall, przyjedź po nas na Halfway Street. (...) Później ci wyjaśnię (...) Daj spokój (...) Tak nic mi nie jest (...) Przyjedziesz to zobaczysz (...) No na razie.
- Okay - powiedziałam i ruszyłam na górę. Logan poszedł za mną.
- To gdzie masz walizkę? - zapytał zacierając ręce.
- Na dnie w szafie - uśmiechnęłam się.
Brunet otworzył szafę i wyciągnął moją walizkę. Wyciągnął parę ciuchów. Stanął nad odpiętą walizką i chwilę na nią popatrzył. Już po chwili wrzucił wszystko, dodał trochę ciuchów, ugniótł wszystko i zapiął walizkę.
- Gotowe - powiedział dumnie, a ja zaczęłam się śmiać. - A tak! Kosmetyki!
Poszedł do łazienki i wrócił z moją kosmetyczką. Otworzył walizkę i ją tam wrzucił. Z trudem ją zapiął i rozejrzał się po pokoju.
- Zabierasz coś jeszcze? - zapytał, a ja się zastanowiłam.
- Hmm... wezmę tylko notes, szkicownik i gitarę - powiedziała i podeszła do szafy.
Wyciągnęła z niej torebkę i schowała tam wyżej wymienione rzeczy. Zapakowała laptopa i gitarę. Zadowolona ruszyła na dół. Kiedy wszystko odłożyła ruszyła po walizkę. Chciałam już wchodzić na schody, ale się zatrzymałam, ponieważ Logan szedł z moją własnością.
- Daj to - chciałam mu odebrać walizkę, ale mi nie dał. - Przecież nie możesz dźwigać.
- Tak samo jak tobie nie wypada tego robić.
- Przesadzasz - zaśmiałam się, a od odstawił ją obok kanapy.
- Wcale nie - powiedział, a po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam przystojnego blondyna o zielonych oczach.
- yyy... cześć... nie wiesz gdzie mogę znaleźć... no ten... Logana? - jąkał się, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Wejdź - uśmiechnęłam się i go wpuściłam.
Nie pewnym krokiem przekroczył próg moich drzwi.  Zamknęłam je za nim, a on zaczął znów się jąkać:
- No to... powiesz mi... no wiesz... gdzie będę mógł... znaleźć kumpla?
- yyy... ja... jasne - przedrzeźniałam go.
- Ej! Nie śmiej się z niego! - skarcił mnie Logan, który wyszedł z kuchni.
- Ale ja nic nie robię - śmiałam się. - To tylko miłość.
- Świetnie. Wy sobie flirtujecie, a ja stoję jak głupi i nie wiem o co chodzi - mówił załamany blondyn.
- Oj nie przejmuj się - powiedziałam słodko, a zielonooki trochę się zmieszał. - Tak będzie co dzień. Nigdy mnie nie ogarniesz.
- Ja... yyy... no ten... wiesz...
- Oj nie jąkaj się już tak - powiedziałam i zaczęłam jeździć palcem po jego torsie.
- yyy... ja... no ten... yyy...
- Caroline, daj już mu spokój - powiedział Logan.
- Ale i tak do tego wrócę - znacząco poruszałam brwiami . - Poczekam, aż będziemy sami.
- Caro! - skarcił mnie Logan. - Przestaniesz czy nie?!
- Nie - wystawiłam mu język. - Przeszkadza ci to?
- Tak, bo podrywasz mi kumpla.
- Oj zaraz tam podrywam.
- A co robisz? - zapytał przerażony Kendall.
- Zawieram znajomość? - zapytałam udając głupią.
- Ładna mi znajomość - zaśmiał się.
- Zazdrosny jesteś, bo ciebie nie podrywam - wystawiłam mu język.
- Wcale nie.
- Ta, ta. Ty wiesz swoje, a my wiemy swoje - zaśmiałam się i puściłam oczko do Kendalla.
- yyy... to może ja... zabiorę to do auta? - zapytał wskazał na walizkę.
Zabrał wszystko i poszedł do samochodu. Ja zaczęłam się śmiać.
- Jesteś zła.
- Wiem - śmiałam się i zakluczyłam drzwi. Już po chwili byliśmy w drodze do ich domu.
Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Ich dom był ogromy. Normalnie jak schron prezydenta i willa w jednym. Wzięłam swoją torebkę, laptopa i gitarę. Powolnym krokiem ruszyłam za Loganem do domu. Po salonie chodził Latynos wykrzykując po hiszpańsku, że jej nienawidzi, że ma jej dosyć idt.
- Carlos uspokój się! - za nim chodziła jakaś blondynka.
- Ona nie jest tego warta! - darł się jakiś szatyn. - I mów normalnie!
- Ej co jest? - zapytał Logan.
- Sam go zdradziła - wyjaśniła blondynka.
- Uuuu... - zaczął Kendall.
- Czy on długo tak będzie chodził? - zapytałam wskazując na Latynosa.
- Pewnie tak - powiedział Kendall.
- Hej ty! - krzyknęłam po hiszpańsku. - Opanujesz się?!
- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony, ale mówił tak jak ja, po hiszpańsku.
- Opanuj się, bo ci przyłożę.
- Nie rozumiem. Ty chcesz mnie bić?!
- Taaaaak. A teraz mówi mamusi co się stało - spojrzał na mnie jak na debilkę. - Tak wiem jestem szurnięta.
- Wiesz, że nie powinnaś się wtrącać?
- A wiesz, że nie powinieneś tak reagować? Dajesz jej tylko satysfakcję.
- Ale to boli.
- Jak ci przyłożę też będzie bolało - powiedziałam, ale już po angielsku.
- Lepiej chodźmy - powiedział Logan i zaczął mnie ciągnąć na górę.
- Kim ty jesteś? - zapytał Latynos.
- Twoim koszmarem - zaśmiałam się i powędrowałam za brunetem.

~*~

Podobało się? Jeśli tak to piszcie, a już niedługo dodam kolejną część. :D
Pzdr ;***
Kocham Was ;*

105 " (...) Jasne (...) "

Oczami Logana

Już mieliśmy się pocałować gdy nagle Victoria mnie odepchnęła. Upadłem na ziemię. Nagle rozległ się odgłos strzału, a Victoria upadła na ziemię obok mnie. Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy i leżała nieruchomo. Kiedy strzały ustąpiły podszedłem do brunetki. 
- Vicki?! Wszystko gra?! - chwyciłem ją za ramiona. 
- Tak - powiedziała i się podniosła po czym szybko weszła do środka i zamknęła drzwi. - Przepraszam cię za to. 
- Ale za co ty masz mnie przepraszać? - zapytałem.
- Gdybym cię tam nie zaciągnęła - zaczęła płakać. 
- Ciii... nie płacz... to nie twoja wina - przytuliłem ją najmocniej jak tylko mogłem. 
- Logan ja... - zaczęła. 
- Tak?
- Dziękuję - powiedziała i przytuliła się jeszcze mocniej. 
- Nie masz za co, nie masz za co. 


Oczami Vivienne 

Nagle mój telefon zadzwonił. Wyszła do ogrodu i odebrałam.
- Hallo?
- Vivienne? Tu Jo.
- Jo? A po co ty do mnie dzwonisz?
- Chcę was ostrzec.
- Przed czym?
- Emily, Camill i Stephanie zwariowały. Chcą zniszczyć wam życie. Uważajcie na siebie.
- A ty?
- Kendall jest szczęśliwy z Meg. Nie musi być ze mną. Ważne, żeby był szczęśliwy. Po za tym ja mam chłopaka.
- Aha. Spoko.
- Pozdrów go.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się. - Wpadnij do nas za tydzień.
- Dobra. Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się i wróciłam do środka.
- Kto dzwonił? - zapytał James, kiedy usiadłam na swoje miejsce.
- Jo - powiedziałam, a Kendall zaczął dusić się piciem.
- Kto? - zapytał.
- Jo. Kazała cię pozdrowić.
- Co?!
- Jo dzwoniła i...
- Słyszałem!
- To czego się pytasz?
- Bo to nie możliwe...
- Wszystko jest możliwe - uśmiechnęłam się. - Zobaczysz jak wrócimy do Los Angele.
- Spoko - powiedział i wrócił do posiłku.
- Przepraszam, ale czy moglibyśmy iść do ogrodu? - zapytała niepewnie Christine.
- Nie - odpowiedział prezydent, a my się zdziwiliśmy. - Czujcie się jak u siebie i o nic nie pytajcie.
- Dobrze. Dziękuję.
- I nie dziękujcie, bo was zamknę - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
- Okay - zaśmiał się Carlos i zaciągnął brunetkę do ogrodu.
- To my też już pójdziemy - mruknął Kendall i wraz z Meg ruszył do swojego pokoju.
- Czyli zostajecie sami? - zapytał Obama i wstał.
- Yhym - mruknęłam. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Małżonkowie wyszli, a my zostaliśmy sami. Ja i James z kobietami, które sprzątały po naszym posiłku.
- Ciekawe co Logan robi z Vicki - myślałam na głos.
- Ty już się tak nie interesuj - zaśmiał się James.
- Ale ja nic nie robię.
- Teraz nie, ale znając życie zaraz polecisz do nich i będziesz chciała wszystko wiedzieć.
- Przeszkadza ci to?
- Czasami.
- Wiesz, że ostatnio zrobiłeś się jakiś dziwny? Zmieniłeś się i to bardzo.
- Widzisz. Czasem tak bywa.
- Jesteś chamem - powiedziałam i ruszyłam do naszej, tymczasowej sypialni.
Miałam nadzieję, że pójdzie za mną, ale nie. Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Po moich policzkach spływały przezroczyste łzy, które tak wiele znaczyły...

Oczami Carlosa

Spacerowałem z Christine po ogrodzie.
- Carlos...? - zaczęła niepewnie.
- Tak?
- Mogę zadać ci pytanie, ale nie śmiej się.
- Jasne - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Co myślisz o... o tym, żebym została modelką? Odpowiednią szkołę skończyłam, więc...
- Modelką? Ty?
- Wiedziałam. Nie powinnam w ogóle marzyć o takiej karierze.
- Ale idealnie będziesz pasowała do tego zawodu. Piękna, zgrabna księżniczka - wymruczałem i przyciągnąłem ją do siebie. - Tylko jak będziesz już sławna nie zapomni o mnie i nie daj się podrywać.
- Jasne - zaśmiała się. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Już po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Stalibyśmy tak dłużej gdyby ktoś nie włączył spryskiwaczy. Zaczęliśmy się śmiać po czym znowu się złączyliśmy w namiętnym pocałunku.

Oczami Kendalla

- Jak myślisz. Nadawałabym się na stylistkę?
- Pewnie, ale nie pozwolę ci tego robić.
- Co? Dlaczego?
- Bo jesteś piękna i będziesz musiała być bardzo blisko oczu innych facetów i czasami by się zakochali w twoich błękitnych cudach.
- Hahahaha - śmiała się. - I to jest ten powód?
- Tak. Nie chcę cię stracić - mruknąłem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie stracisz - odpowiedziała. - Obiecuję ci to.
Delikatnie zacząłem ją całować. Schodziłem coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt.
- Ej nie jesteśmy w domu - zaśmiała się.
- No i?
- Jesteśmy u prezydenta - ściszyła głos.
- Ale jak wrócimy do domu wisisz mi cudowną noc - mruknąłem.
- Jasne.
I znowu złączyliśmy się w pocałunku.